Sobota nadeszła
niespodziewanie szybko. Harry siedział w Wielkiej Sali, jedząc śniadanie i
uważnie spoglądając na Dumbledore’a. Dyrektor rozmawiał z profesor McGonagall,
a kiedy tylko zauważył wpatrujące się w niego oczy Harry’ego, mrugnął do niego.
– Teraz idziesz, tak? –
Spytała Hermiona, trzymając w dłoni filiżankę herbaty. Po jej prawej stronie
siedział Ron, który w najlepsze pałaszował kiełbaski, mlaskając przy tym
głośno.
– A co będziesz robił? –
Zapytał z ciekawością Neville, który wertował spokojnie Proroka. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie jakiegoś
zniszczonego domu z mrocznym znakiem na niebie, na co Harry natychmiast
zacisnął pięści. Ataki stały się już chlebem powszednim. Codziennie magiczna
gazeta donosiła o zabitych czarodziejach czy mugolach, nie szczędząc
makabrycznych opisów i zarzutów w stronę Ministerstwa.
– Ilu zabitych? – Spytał
zielonooki, ignorując pytanie przyjaciela.
– Dwunastu mugoli –
odpowiedział spokojnie Longbottom. – Aurorzy przybyli na miejsce, ale udało się
im złapać jedynie jednego.
– Czy jest coś może o
tej ustawie? – Spytała Hermiona, kładąc na ściśniętej dłoni Harry’ego swoją
własną. – Spokojnie, Harry.
Strażnik zgodził się z Hermioną, każąc Harry’emu przestać się obwiniać. Gryfon
zignorował drugi umysł, a w zamian za to impuls oplótł ciasno jego ciało, nie
chcąc zniknąć. Harry posłał Strażnikowi
falę niechęci, ale nie zniechęciło to drugiego umysłu. Westchnął.
– Zero – odpowiedział
Finnigan, który również czytał gazetę. Harry chciał już poprosić kolegę o
czasopismo, by przejrzeć je, ale zauważył kątem oka jak Dumbledore wstaje ze
swojego miejsca.
– Dobra, ja idę załatwić
kilka spraw. Przyjdę na obiad – pożegnał się z przyjaciółmi i wyszedł z
Wielkiej Sali. Natychmiast swoje kroki skierował w stronę gabinetu dyrektora.
Przed gargulcem stał już profesor Dumbledore, ubrany w wyjściową szatę.
– Dzień dobry –
przywitał się chłopiec, a dyrektor odpowiedział mu tym samym.
– Teraz możemy wybrać
się do Hogsmeade, gdzie już czeka na nas Remus – powiedział starzec. Obydwoje
ruszyli do wyjścia z zamku, po drodze mijając kilkoro uczniów.
– Czy mówiłeś swoim
przyjaciołom o dzisiejszym dniu?
– Niestety Hermina nie
dała za wygraną – odpowiedział.
– No tak, panna Granger
to wyjątkowo uparta czarownica – oczy dyrektora zamigotały. – Kiedy wywinąłeś
nam psikusa i zniknąłeś, poprosiłem Poppy, by udawała, że wciąż jesteś. Panna
Granger wówczas nie mogła cię odwiedzić i z godzinę mocno waliła w drzwi
Skrzydła. Dopiero profesor McGonagall ją uspokoiła na tyle, by odeszła.
– Hermiona? – Harry
uniósł z zaskoczeniem brwi. Nie spodziewał się takiego zachowania po
przyjaciółce. W końcu to ona była najbardziej rozsądna i odpowiedzialna.
– Poppy zgoniła to na
gryfoński temperament – powiedział wesoło Dumbledore, a kiedy wyszli z zamku,
odprowadzani czujnym wzrokiem woźnego Filcha, zimne powietrze uderzyło w ich
twarze.
– Zima w tym roku nie
odpuszcza – stwierdził dyrektor, rzucając na siebie zaklęcie ocieplające. Harry
zrobił to samo, ganiąc się za to, że wcześniej nie pomyślał o takim
rozwiązaniu.
– Gdzie Remus będzie
czekał?
– Pod Trzema miotłami – odpowiedział starszy
czarodziej. Resztę drogi przeszli w milczeniu, a kiedy już znaleźli się w
wiosce czarodziejów, Harry niemal pobiegł w stronę pubu. Z oddali zauważył już
sylwetkę Remusa, który najwidoczniej też musiał ich wyczuć, bo natychmiast
ruszył w ich stronę. Gryfon z uśmiechem rzucił się w ramiona Lupina, mocno się
do niego przytulając.
– Martwiłem się, Lunio –
burknął.
– Harry, prosiłem, byś
mnie tak nie nazywał – powiedział czarodziej. – Dzień dobry, Albusie.
– Mi też miło cię
widzieć, Remusie – odpowiedział dyrektor. – To teraz ktoś powie mi, gdzie mamy
się wybierać?
– Pokażę ci koordynaty, Albusie,
złap mnie za rękę – zaproponował Lupin, a kiedy starszy czarodziej spełnił jego
prośbę, przymknął oczy, mocno skupiając się na miejscu docelowym. Kiedy tylko
Dumbledore je uchwycił, puścił dłoń byłego ucznia.
– To może ja wezmę ze
sobą Harry’ego? – Spytał dyrektor, na co Remus natychmiast się zgodził. Gryfon
przemilczał sprawę na temat opanowanej teleportacji i mocno złapał profesora za
ramię. Już po chwili poczuł jak coś przeciska go przez słomkę, a przed oczami
zatańczyła mu feeria barw. Nim zdążył cokolwiek pomyśleć, uderzył o podłogę
nogami.
– Gdzie my jesteśmy? –
Zapytał zaskoczony Gryfon.
– Lumos – Białe światło rozjaśniło różdżkę Remusa. – Znajdujemy się w
piwnicy, Harry. Tylko tutaj możemy się bezpiecznie teleportować. Chodźmy.
Harry ruszył za swoim
byłym nauczycielem, jednocześnie mentalnie uderzając się w twarz. Strażnik posłał mu falę rozbawienia, na
co Harry prychnął w myślach. On nigdy nie pomyślał by się tutaj teleportować.
Zawsze to robił w parku, starając się pozostać niezauważonym.
– Alohomora
Drzwi kliknęły i wyszli
na dobrze znaną Harry’emu klatkę. Dumbledore z ciekawością rozglądał się
dookoła, idąc za młodszymi czarodziejami. Kiedy w końcu znaleźli się na
odpowiednim piętrze, dyrektor machnął kilka razy różdżką.
– Kto zakładał bariery?
– Zapytał Dumbledore.
– Ja, Syriusz i James –
odpowiedział Remus. Dyrektor kiwnął głową, uważnie studiując różdżką stworzone
zapory. Harry podszedł do drzwi swojego
mieszkania i otworzył je, modląc się jednocześnie, by Regulusa nie było w
środku. Na jego szczęście, Black dostał jego wcześniejszą wiadomość i dom
wyglądał tak, jakby go nikt nie używał od dłuższego czasu.
– Czegoś do picia? –
Zapytał zielonooki, podchodząc powoli do aneksu kuchennego.
– Herbat, mój drogi –
poprosił Dumbledore, rozglądając się po mieszkaniu. Kiedy jego oczy spoczęły na
powiększonym zdjęciu jego rodziców wraz z Remusem i Syriuszem, uśmiechnął się.
– Czy to nie wtedy,
Remusie, wysłaliście do mnie złączonego patronusa, chcąc mi oświadczyć, że
odkryliście genialny plan Voldemorta na przejęcie świata? – Spytał wesoło
Dumbledore, na co policzki Lunatyka zabarwiły się na czerwono.
– Co zrobili? – Harry
natychmiast odwrócił się w ich stronę, a rozbawienie mignęło na jego twarzy.
– No widzisz, mój
chłopcze, twoi rodzice wraz z Remusem i Syriuszem stworzyli wspólnego
Patronusa, co jest niezwykle trudne i można by rzecz, niemożliwe. Szczerze myślę, że udało się im przez czysty przypadek. Miał kopyta,
psi ogon, wilcze oczy, poroże i cętkowaną sierść – zaczął opowiadać Albus. –
Przybył do mnie niedługo po północy i zniekształcony głos powiedział mi, że
plan podbicia świata przez Voldemorta został właśnie przez nich rozgryziony.
Zaproponowali, że to oni zajmą się masową produkcją lukrowych babeczek, a mi
zostawią pozbycie się Voldemorta z rynku magicznych zabawek. I żebym zdecydowanie nie inwestował w domowe wyroby woźnego Apollina.
– To było dawno temu –
mruknął Lunatyk, siadając na fotelu. Jego policzki wciąż były koloru soczystej
czerwieni. – Wypiliśmy trochę za dużo, Lily krzyknęła, że ma ciasto i Syriusz
zaczął tworzyć teorię spiskowe.
Harry zachichotał
głośno, próbując to sobie wyobrazić.
– Nie mówię, że było to
coś złego, mój chłopcze – powiedział Albus, po czym zajął miejsce na sofie.
Harry postawił przed nim parujący kubek.
– Dobrze, teraz
przejdźmy do celu mojej wizyty – zaczął Dumbledore, uważnie rozglądając się
dookoła. – Bariery są mocne i dobre, jednak dla pewności chciałbym nałożyć
jeszcze kilka własnych.
Strażnik wysłał Harry’emu szybki impuls, a chłopiec wbrew sobie, zapytał:
– Jakie to będą zapory?
Co będą miały na celu?
Starzec spojrzał na
niego swymi bystrymi oczami, a zielonooki poczuł jak się delikatnie rumieni,
spuszczając wzrok. Przeklął w myślach drugi umysł, choć pytanie które zadał,
było jak najbardziej na miejscu.
– Chciałbym otoczyć to
miejsce Caecitas Yurt i Murum Lapideum – odpowiedział powoli.
Harry poprosił natychmiast Strażnika
o wytłumaczenie mu tych zaklęć, jakoś wątpił, by Dumbledore chciał rozwinąć dalej
swoją myśl. Kolejne impulsy zalały jego umysł, pozwalając na poznanie dwóch
tajemniczych zaklęć. Pierwsze z nich było Jurtą Ślepców, które umożliwiało
całkowite ukrycie tego miejsca przed magicznymi osobami. Gdyby jakiś czarodziej
znalazł się w pobliżu mieszkania, nie wyczułby żadnych magicznych anomalii i
przeszedł dalej jakby nigdy nic. Kiedy jednak potężniejszy czarodziej o
wrażliwszym zmyśle magicznych podszedłby, magia zaklęcia oślepiłaby go na tyle,
że mógłby zostać niewidomy już na zawsze. Drugie zaklęcie nazywało się Kamieniste
Ściany, nie pozwalało na teleportację do tego miejsca i jednocześnie w razie
odkrycia, stawało się całkowicie magiczną bramą chroniącą przed wrogami.
– A czy te zaklęcia będę
mógł rzucić z panem, profesorze, by móc regulować kto jest wrogiem, a kto
przyjacielem? – Zapytał zielonooki, kiedy ostatnia myśl Strażnika przeszła przez jego umysł. Dyrektor przyglądał mu się
przez chwilę z zaskoczeniem, ale zaraz jego oczy błysnęły, najwidoczniej
domyślił się, skąd Gryfon posiadł taką wiedzę.
– Ja mogę wam jedynie
użyczyć mojej magii – powiedział Remus, który patrzył to na chłopca, to na
dyrektora Hogwartu. Słyszał o tych dwóch zaklęciach, pamiętał nawet, że James
proponował by je użyć, ale jego wykonanie okazało się zbyt trudne jak dla nich.
Lupin jednak nie miał wątpliwości, że Dumbledore sobie z tym poradzi, w
szczególności, że wspomoże go Harry. Remus nie był głupi, doskonale wyczuwał
magię jaką władał zielonooki. Gdyby syn Rogacza bardziej się przyłożył lub był
regularnie trenowany, wtedy stałby się niezwykle potężnym czarodziejem.
– No dobrze, moi drodzy,
w takim razie proponuje, abyś ty, Harry, usiadł koło mnie. Remus najwyżej się
nachyli ze swojego miejsca – powziął decyzję Dumbledore. Gryfon spełnił jego
prośbę, zajmując miejsce obok swojego profesora, a Remus wysunął się bardziej w
ich stronę.
– Teraz złapcie mnie za
ręce i skupcie się na swojej magii – instruował ich dalej starzec. – Ja zajmę
się samym zaklęciem. Najważniejsza jest koncentracja i stabilny przepływ magii.
Harry kiwnął głową,
złapał dorosłych za dłonie i przymknął oczy. Strażnik posłusznie usunął się w bok, zabierając wszystkie
nieuporządkowane myśli. Gryfon, zgodnie ze wskazówkami drugiego umysłu,
skoncentrował się na swoim wnętrzu.
Potter nie wiele
pamiętał z tego, co się stało później. Czuł wyraźnie swoją magię, która łączyła
się z wilkołaczą mocą Remusa i impulsami Dumbledore’a. O ile magia Lupina była
dzika i niesforna, czyli taka jakiej każdy mógł się spodziewać po likantropii
Lunatyka, o tyle moc Dumbledore była tak samo dziwna jak sama osoba dyrektora.
Harry wyraźnie czuł jak go zaczepiała, muskała po włosach i brykała na
wszystkie strony z dziecięcym entuzjazmem.
Wraz ze słowami, które
uformowały magię w zaklęcie, wszystko zniknęło. Zamiast tego Harry zaczął
odczuwać bariery swojego mieszkania. Były starannie nałożone, jedna na drugą.
Każda z nich posiadała arsenał niebezpiecznych zaklęć, by móc w razie ataku
odeprzeć wroga. Kiedy jednak poczuła nową zaporę, przyjęła ją, wplatając w
swoją sieć.
Gryfon dokładnie nie
wiedział, ile trwał cały proces. Strażnik
ułatwiał mu kontrolowanie swojej mocy na tyle, na ile był w stanie. W końcu
jednak Dumbledore przerwał połączenie między nimi, a zielonooki opadł zmęczony
na oparcie. Pot spływał mu stróżkami po czole, jakby właśnie przebiegł maraton,
a ciało nagle stało się tak ciężkie, jakby było z ołowiu.
– Wszystko dobrze, moi
drodzy? – Zapytał lekko zachrypniętym głosem dyrektor. Harry przyjrzał mu się
spod przymkniętych powiek. Mężczyzna tak jak on był wyraźnie zmęczony, jego
twarz była bledsza niż zwykle, a dłonie mu się lekko trzęsły. Gryfon delikatnie
odwrócił twarz w drugą stronę. Remus również wyglądał na osobę wyczerpaną,
jednak mimo podkrążonych oczu i bledszego odcienia skóry, był w o wiele lepszym
stanie niż Harry czy dyrektor. Żółte oczy, które zastąpiły przyjemny miód,
wyjaśniały wszystko. „Czyli kiedy
człowiek jest wyczerpany, czyli zagrożony, kontrolę przejmuje wilkołak”
stwierdził zielonooki, a Strażnik
wysłał mu delikatny impuls, że jest to trochę bardziej skomplikowane.
– Czekolady? –
Zaproponował Lunatyk, a jego głos stał się głębszy i bardziej taki… warczący.
– Ja poproszę, Remusie –
przytaknął Dumbledore, wyciągając przed siebie dłoń z trudem. Kiedy tylko
ułamał smakołyk, od razu włożył go sobie do ust.
– Dyrektorze, będziemy w
stanie wrócić chociaż przed kolacją?
– To zależy, Harry, czy
masz przy sobie eliksir regenerujący czy nie – odpowiedział wesoło dyrektor. –
Ale nie martw się, powinniśmy wieczorem być w stanie już się ruszyć.
– To co będziemy robić
przez tyle czasu? – Zapytał Remus, bardziej wygodnie układając się na fotelu.
– Zagramy w dwadzieścia
pytań?
**
Ferie zbliżały się wielkimi krokami, a podekscytowani
uczniowie już rozmawiali na temat możliwych prezentów i miejsc spędzenia świąt.
Sam Harry, jak przewidywał, został zaproszony do Nory. Zgodził się, jednak
zaznaczył, że nie zostanie na noc, tylko uda się do własnego mieszkania. Nie
chciał zostawiać Regulusa i Remusa samych.
Od kiedy odbył się „turniej”, w którym Harry miał
zaszczytną rolę worka treningowego, wszyscy dopasowali się ze względu na poziom
umiejętności. Duety walczyły już o wiele sprawniej, choć do ideału wciąż wiele
im brakowało. Harry cieszył się jednak tym nieznacznym sukcesem.
Regulus od dwóch tygodni nie odzywał się, co martwiło
Gryfona. Chodził niezdecydowany, wciąż pamiętając o ostatnim liście. Kiedy
zapytał Remusa o to, czy przypadkiem nie miał kontaktu z Blackiem, ten
zaprzeczył. To jeszcze bardziej zmartwiło zielonookiego.
**
Księżyc oświetlał uliczki Hogsmeade,
a z nieba padał śnieg. Harry, chowając dłonie do kieszeni, brnął przez biały
puch, klnąc w myślach na pogodę. Strażnik
kilka razy upomniał go za to, ale Gryfon z powodzeniem zignorował drugi umysł.
Hogsmeade o tak później porze było niezwykle magiczne,
zauważył Harry. Wyglądało jakby było wyjęte całkowicie z jakieś baśni –
kamienne, niskie domki w starym stylu, wąskie uliczki oraz wysokie lampy, w
których świeciły świeczki. To wszystko
nadawało temu miejscu niezwykłego uroku, a przede wszystkim, kiedy Harry
przebywał w wiosce, czuł, że to miejsce tętni magią. To nie był Londyn, gdzie
na każdym kroku trzeba uważać z używaniem uroków z powodu mugoli.
Strażnik wysłał
mu impuls otrzeźwiający, sprowadzając go z powrotem do świata rzeczywistego.
Harry natychmiast udał się w stronę jeden ze ślepych uliczek, uważnie
rozglądając za siebie. Kiedy tylko skrył go mrok, teleportował się do własnej
piwnicy.
– Lumos – mruknął, a z końca różdżki natychmiast zapaliło się
światło. Gryfon wszedł po schodach do góry i używając zaklęcia otwierającego,
wydostał się z podziemi. Natychmiast skierował się na własne piętro. Kiedy
tylko znalazł się przed drzwiami, zapukał cztery razy, jednak nikt mu nie
odpowiedział. Zmarszczył brwi, mocno ściskając różdżkę.
– Alohomora.
Drzwi ustąpiły, a
zielonooki niepewnie wszedł do własnego mieszkania. Rozglądał się po
ciemnościach, próbując dostrzec gdzieś Regulusa.
– Lumos Maxima.
Kula światła całkowicie
oświetliła pomieszczenie. Harry zajrzał jeszcze do sypialni, jednak i tam nie
znalazł Blacka. Wzdychając, usiadł na fotelu. Martwił się o przyjaciela, który
jakby zapadł się pod ziemię. Oparł podbródek na złączonych dłoniach. Spojrzał z
rezygnacją na stół, na którym leżała mała karteczka. Wziął ją do ręki,
czytając.
Nokturn. Uważaj. B.
– Przepraszam, Hermiono
– szepnął Harry, po czym wstał. Wyszedł szybkim krokiem ze swojego mieszkania. Strażnik wysłał mu impulsy pełne
niezadowolenia. „Nie mamy wyboru”, odpowiedział mu Gryfon. Kolejna fala
irytacji zalała jego umysł, Harry taktownie ją zignorował. Z doświadczenia
wiedział, że Strażnik negował jego
pomysły, ale w ostatecznym rozrachunku pomagał mu jak tylko potrafił.
Wszedł do piwnicy,
zamykając ją za sobą. Skupił się na jednym z zaułków na ulicy Pokątnej, do
którego natychmiast się teleportował. Ściskając mocno różdżkę w rękawie,
wyszedł ze ślepej uliczki, uważnie rozglądając się po czarodziejskiej alejce.
Była ona jednak całkowicie wyludniona, co mogło być zasługą niezwykle później
pory.
Zielonooki ruszył
spokojnie w stronę Nokturnu. Mocniej naciągnął kaptur na głowę, jednocześnie
przeklinając swoją głupotę – nie nałożył kamuflażu. Myślał, że zastanie
Regulusa w mieszkaniu, dlatego nie ubierał ani soczewek, ani nie nakładał
fluidu. Strażnik ponownie wykpił jego
głupotę, robiąc się strasznie uszczypliwym.
Ulica Śmiertelnego
Nokturnu była jeszcze bardziej nieprzyjemna w nocy niż w dzień. Wszystkie
uliczki spowijał mrok, co nie napawało optymizmem. W każdej chwili ktoś mógł z
nich zaatakować, a w szczególności, jeśli potencjalna ofiara wędrowała w
pojedynkę.
Harry udał się w
kierunku Śmierciotuli. Już z daleka
widział wywarzone drzwi, a kiedy tylko znalazł się wystarczająco blisko,
zauważył stróżkę dymu, wydostającą się z budynku. Nie zważając na nic, wbiegł
do baru. Cała lada płonęła, a gryzący dym natychmiast zaatakował płuca.
Zielonooki zakaszlał.
– Ben! – Krzyknął,
rozglądając się z paniką dookoła. Nigdzie jednak nie dostrzegł potężnej
sylwetki Maleństwa.
– Aqua Eructo! – Strumień wody o jasnej barwie wystrzelił z jego
różdżki. Gryfon natychmiast nakierował go na płomień, jednak ku jego zdumieniu,
ogień nie zniknął. W zamian tego, musiał mocno trzymać różdżkę, by nie dostać
swoim własnym zaklęciem. Strażnik
natychmiast nadesłał mu myśl „Szatańska
pożoga”. Zielonooki jęknął, jednak nie poddając się, zwiększył moc
zaklęcia, próbując za wszelką cenę wygrać z czarno magicznym zaklęciem.
– Aqua Eructo Maxima ! – Krzyknął ponownie, a tym razem promień wody
zwiększył swoją objętość, bezlitośnie gasząc oszalałe płomienie. Kiedy
wszystkie z sykiem zniknęły, Harry wziął kilka większych oddechów. Dym wciąż
gryzł go nieprzyjemnie w płuca, jednak był już o wiele mniej uciążliwy. Nagle
poczuł jak coś ociera się o jego łydkę. Spojrzał na dół, zauważając pana Kota.
Z uśmiechem ukucnął, głaszcząc zwierzaka po łbie.
– Może mi powiesz, co
się stało, co? – Zapytał cicho, na co kot zamiauczał. Zielonooki jeszcze przez
chwilę gładził pana Kota, po czym wstał, na co kot zamiauczał niezadowolony.
– Spokojnie, idę
poszukać twojego właściciela – powiedział na odchodnym Harry. Kiedy tylko
stanął przed Śmierciotulą, spojrzał
bezradnie w niebo. Księżyc był całkowicie obojętny na jego problemy i
zmartwienia. Zielonooki przez chwilę zastanowił się, co musiał czuć Remus,
kiedy patrzył na srebrne oko. „Nienawiść?
Żal? Strach?”
Strażnik wysłał mu gwałtownie impuls, który niemal zaszumiał Harry’emu w głowie.
Gryfon natychmiast wycofał się do tyłu, chowając za śmietnikami. Rzucił szybko
zaklęcie kameleona, mając nadzieje, że mu wyszło. Nie miał zbyt wiele czasu na
myślenie, ponieważ zaraz pojawił się dwuszereg postaci ubranych na czarno.
Kroczyli w zgodnym rytmie, przywodząc na myśl wojsko.
Kilka rzędów dalej przed
zamaskowanymi czarodziejami, szli normalnie ubrani czarodzieje. Na ich twarzach
widniał strach.
– Przestań się wyrywać –
warknął suchy głos, prowadząc przed sobą wysokiego mężczyznę. Harry z
przerażeniem odkrył, że był to Ben. Jego oblicze było jednak całkowicie
obojętne, a idący za nim Śmierciożerca miał wyciągniętą różdżkę. „Imperius”
– Marnock, czyżbyś nie
mógł sobie poradzić? – Rzucił szyderczo jego partnera.
– Zamknij się, Simmons –
odpowiedział mu zirytowany głos, a na tę chwilę nieuwagi, twarz Bena odzyskała
normalny wygląd.
– Imperio! – Krzyknął rzeczony Simmons. – Marnock, nawet ten
nokturnijski śmieć potrafi się wyrwać z twojego marnego Imperiusa.
– Cisza tam! – Cały
szereg postaci zatrzymał się gwałtownie, a kłócący się czarodzieje zamilkli.
Jeden ze Śmierciożerców odwrócił się gwałtownie w stronę swoich podwładnych.
– Simmons, Marnock,
jeszcze raz, a nie ręczę za siebie – wysyczał, a zimny dreszcz przebiegł po
ciele Harry’ego. Strażnik czuwał
razem z nim, wysyłając mu falę spokoju.
Marsz wznowił się. Kiedy
tylko oddaliła się ostatnia para Śmierciożerców, Harry natychmiast ruszył za
nimi. Skradał się za nimi, próbując zachowywać się jak najciszej. Gryfon nie
wiedział gdzie zmierzają. Szli po takich uliczkach, o których zielonooki nigdy
nie słyszał. Nokturn nagle okazał się jeszcze bardziej przerażający niż był
zazwyczaj.
W końcu szereg postaci
zatrzymał się. Czarnowłosy czujnie przekradł się obok postaci, kryjąc za
schodami prowadzącymi do czyjegoś domu. Rozejrzał się, próbując odnaleźć w
sytuacji. Znajdowali się na jakimś placu, do którego prowadziły trzy ulice. W
każdej z nich znajdowali się Śmierciożercy, prowadząc przed sobą swoje ofiary.
Harry naliczył ich trzydziestu.
– Na środek ich! –
Krzyknęła jedna z postaci. Gryfon rozpoznał w nim ten przerażający głos, który
wcześniej doprowadził go do dreszczy. Reszta wykonała polecenie, wypychając
przed siebie wystraszonych czarodziei. Harry wyszukał w tłumie Bena, który,
kiedy tylko odzyskał władzę nad własnym ciałem, wyglądał na niezwykle
wściekłego. Potter próbował jeszcze odnaleźć Regulusa, jednak jego uwagę
przykuł głos przywódcy.
– Czarny Pan wzywa do
służby – zagrzmiał lodowatym tonem. – Możecie przyłączyć się do niego. Pozbyć
się szlam i mugoli. Możecie żyć w chwale! Czarny Pan wynagradza…
Harry z uwagą rozejrzał
się dookoła. Wszystkie trzy wejścia były obstawione po dwóch śmierciożerców, a
reszta ustawiła się w koło wokół stłoczonych czarodziei. „Tamten ma różdżki”
wysłał mu Strażnik, na co Gryfon
natychmiast spojrzał na wskazanego. Zamaskowany mężczyzna unosił przed sobą
szereg różdżek, samemu ściskając swoją mocno w dłoni.
– Skończy pierdolić! –
Zielonooki odnalazł w tłumie Regulusa. Black stał teraz obok Bena, który
wyraźnie próbował go powstrzymać przed odzywaniem się. Niestety, nie wychodziło
mu to.
– Czarny Pan to
pieprzony hipokryta – ciągnął dalej młodszy brat Syriusza. – Sam jest szlamą, a
chce rządzić arystokratami!
– Bluźnisz! – Krzyknął
ktoś z kręgu ze złością.
– Zabija mugoli, zabije
i was. To oszu…
– Crucio!
Krzyk Regulusa przeciął
powietrze. Harry napiął się. Miał tylko dwie sekundy na obmyślenie planu, nim przywódca
oddziału Śmierciożerców pozbawi do końca rozumu Blacka. Strażnik wysłał sygnał.
– Bombarda Maxima!
Ziemia tuż przed dowódcą
wyleciała w powietrze. Gryfon, nawet nie zastanawiając się, wysłał kolejne
zaklęcia eksplozji. Śmierciożercy natychmiast chóralnie wykrzyknęli klątwy, na
co zielonooki odskoczył na podłogę. Zaklęcie kameleona kryło go przed wzrokiem
czarodziei, ale nie trwało wiecznie.
Schwytane osoby
natychmiast wykorzystały okazję, uciekając lub podbiegając po swoją różdżkę.
Rozbrzmiały zaklęcia, rozpoczęły się śmiertelne pojedynki.
– Drętwota! Rumpo! Expelliarmus!
Harry odskoczył na bok,
uciekając przed zbłąkaną kulą ognia. Został jednak pchnięty z ogromną siłą na
bok, a jego udo zapaliło żywym ogniem. Sapnął, patrząc z przerażeniem na krwawiącą
nogę.
– Tutaj jest!
Strażnik wysyłał mu kolejne impulsy. Ciało Pottera, jakby bez jego woli,
wypowiedziało formułę zaklęcia zamrażającego, a nieprzyjemny chłód oplótł jego
nogę. Następnie skoczył na równe nogi,
ignorując ból.
– Protego! Diffindo!
Zaklęcie oślepiające
pomknęło obok jego głowy, na co gwałtownie przełknął ślinę. Zaklęcia latały na
wszystkie strony, a on sam za przeciwników miał dwóch rosłych typów. Obydwaj
mieli wyciągnięte różdżki i nie szczędzili czarno magicznych klątwa.
– Zapłacisz nam za to,
mały sukinsynu.
– Expulso!
Jeden z mężczyzn
oskoczył, a nieszczęsne zaklęcie odpychające odrzuciło kilka osób.
– Nie chcesz się z nami
zabawić? – Drugi Śmierciożerca zarechotał ochryple.
– Nie, dzięki, nie
gustuję w mordercach – odwarknął. Strażnik
milczał, analizując wszystkie plany ucieczki. Harry czekał cierpliwie,
próbując zachować mężczyzn na dystans. Odskoczył na bok, unikając zaklęcia
noży, samemu wysyłając przeciwnikom kilka paskudnych klątw, których nauczył się
od Strażnika.
– Sectusempra! – Krzyk rozległ się za jego plecami. Udało mu się
jedynie uchylić, a urok trafił jego prawe ramię. Syknął, upadając na jedno
kolano. Różdżka wypadła mu z dłoni, która natychmiast zrobiła się bezwładna.
Jęknął, próbując walczyć z bólem. Zamrożona noga dała o sobie znać.
– I co my teraz zrobimy
z tym szczeniakiem? – Prychnął ten, który go trafił. Drugi podszedł do niego
szybkim ruchem i kopnął z kolanka prosto w szczękę. Zielonooki sapnął, opadając
wprost w błoto. Kolejne kopnięcie dosięgło jego żeber, a nieprzyjemny chrzęst
tłumaczył wszystko. Nieprzyjemna ciemność zamajaczyła na horyzoncie. I wtedy
się zaczęło. Napływ informacji, myśli i impulsów od Strażnika niemal rozsadził mu czaszkę.
Ogromny wybuch
wstrząsnął okolicą. Regulus posłał w stronę swojego przeciwnika zaklęcie
rozszarpujące i odwrócił w stronę odgłosu. Smuga kurzu opadała, ukazując
niewielki krater, w którym, w samym centrum, stał Harry. Black już z tej
odległości mógł rozpoznać sylwetkę chłopaka. Jednocześnie złożona przysięga ściskała
coraz mocniej jego serce.
– Do mnie! – Warknął
Gryfon, a różdżka natychmiast znalazła się w jego lewej dłoni. Prawa opadła
wzdłuż ciała, a z ran sączyła się krew.
– Spadamy – syknął
Regulus do Bena. – Zabieramy go z sobą.
Maleństwo skinął głową.
Black natychmiast podbiegł do Harry’ego i złapał go za ramię.
– Dawaj, Harry, czas
spierdalać.
Uciekali kilkanaście
minut, starając się oddalić od zgiełku walki. Strażnik utrzymywał świadomość zielonookiego, nie pozwalając mu
odpłynąć w ciemność. Gryfon nie pamiętał przebytej drogi. Nagle znaleźli się w
jakimś pokoju.
– Kto to jest, Black? –
Spytał Ben, patrząc czujnie na czarnowłosego. Jego twarz była cała we krwi, co
spowodowało niewielkie rozcięcie nad łukiem brwiowym. Harry pobieżnie przyjrzał
mu się, jednak z ulgą zauważył, że nie ma żadnych poważniejszych ran.
– Uratował nam życie,
powinno ci wystarczyć.
Widać było, że Ben już
chce otworzyć usta, jednak przeszkodził mu głośny odgłos syreny. Zaklął,
zamykając pospiesznie zaklęciem drzwi. Syrena była niepisanym alarmem przeciw
Aurorom. Jeśli jacyś się pojawiali, na Nokturnie natychmiast wyła syrena. Tylko
dzięki temu nokturnicy byli w stanie dalej prowadzić swoje
nielegalne interesy. Regulus posadził Harry’ego
na łóżku, dołączając się do tworzenia zabezpieczeń.
– … zasrana szturmówka…
– … Jeśli to Marshall,
niech go kurwa zabiją…
– …wtrącają się…
– … wymoczki, spierdolą
przy pierwszym…
Strzępki rozmowy
docierały do Harry’ego. Zielonooki westchnął, prowadzony impulsem Strażnika i wstał. Podszedł do drzwi,
kładąc na nich rękę. Wymruczał kilka słów, wiedziony myślą drugiego umysłu.
Odwrócił się.
– Harry…
___No i jest. Ogólnie no, próbował coś tu tam zrobić, no ale... Nie marudzę już.
Wszystkim serdecznie dziękuję za komentarze.
One naprawdę pomagają ;)
Ja już chce wakacje. Lato, słońce, plaża...
Ps. Praca i matury mogą trochę opóźnić moje odpowiedzi ;)
I co ja mam napisać? Że znów wyszło świetnie? Czytałam z zapartym tchem. Jestem pod wrażeniem. Twoja historia jest niesamowita. Z niecierpliwością czekam na następną notkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńPodłączam się pod komentarz Łapy.
OdpowiedzUsuńI weny życzę.
Rozdział ma w końcu akcję. No niemogę się doczekać następnego o wiele bardziej, ciekawość mnie zżera! Ush, no musiałaś tak mnie przytemperować, co? W takim momemcie, kończyć.. No, ale dobra, wybacze Ci jeśli szybko dodasz next rozdział. Oczywiście, wiem - praca i matura, to najpierw, ale jak najszybcie gdy będziesz mieć czas... Well, czekam z zapartym tchem! O.O
A, a to na końcu, to Harry napewno założył jakieś zabeczpieczenie żeby aurorzy ich nie odkyli?
No i jestem baardzo ciekawa jednego - czy Harry będzie trochę źle się czuł i będzie zmuszony opuścić dzień lub dwa szkoły? a w tym czasie Dumbledorerek dowie się o wydarzeniach na Nokturnie, i że Harry był w to zamieszany? O.O Oooh, ja nie mogę o tym myśleć! Za bardzo ciekawość mnie zżera, noo! O.O
O to mi chodziło, by zostawić wiele niewiadomych, by pobudzić czytelnika do myślenia. Ciekawa jestem waszych wyjaśnień, może coś mnie zainspiruje ;D
UsuńDziękuję ;)
Zjadłaś literkę "ę" w zdaniu "- Herbat, mój drogi – poprosił Dumbledore" :)
UsuńRozwaliła mnie akcja, w której Dumbledore opowiadał o pomyśle Łapy, Rogacza i Lunatyka... wykopać Voldzia z rynku magicznych zabawek, a i jeżeli już, to Lukrowanych Babeczek. Naprawdę... te matury musiały ci nieźle przygrzać po baniaczku... Ładny opis walki i całkiem dobrze dopasowana akcja, aczkolwiek jest parę nieścisłości (ale jak wiesz po przeczytaniu mojego opo, sam popełniam bardzo podobne, co ja gadam, znacznie większe błędy, więc wytykać ich nie będę). Czekam na kolejny rozdział !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Seth
Ps. Masz jakąś zabawkę z zestawu "Mały Sadysta", reklamowaną przez Wujcia Voldzia ? Chętnie zakupię ze dwa zestawy :D
Aktualnie mój mózg pracuje na zbyt wielu obrotach. Matura, praca, matura, praca... A wieczorami ewentualnie gdzieś i rano do pracy lub na maturę xD
UsuńNie wiem, Syriusza pytaj. To on handluje tego typu rzeczami ;p
Muszę przyznać że pomysł na to opko bardzo mi się podoba... nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Błędów nie wychaczyłąm, ale ja nie jestem w tej sprawie autorytetem wiec wiesz...
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzonka, weny i chęci
Pozdrawiam Kuroi Tenshi
Ciesze się, że przypadło tobie do gustu ;)
Usuńhej!
OdpowiedzUsuńO Merlinie! Bosko piszesz. pozdziwiam cię za taki talent. Zaczęłam sie tak głośno śmiać, jak czytałam opis pomysłu huncwotów, że az mama mnie uciszała. Świetnie opisałas walkę na Nokutrunie.
Pozdrawiam:*
Dziękuję ;)
Usuń"mentalnie uderzając się w twarz." Made my day!
OdpowiedzUsuńRozdział obfituje w akcje. Najpierw te zaklęcia rzucane przez Dumbledore'a i spółkę, by następnie gładko przejść do "wybijmy śmierciożerców w pojedynkę" ;) Typowy Harry. Chce ratować, myśli, że da radę, ale niestety często sam cierpi. Nie wiem, czy mówiłam Ci już, że podoba mi się Twój styl pisania? Jeśli nie - to mówię. Piszesz ciekawie i nawet jak się leży w łóżku, to nie chce się spać. 5+ dla Ciebie. Ach i natchnęło mnie do pisania! ;)
Pozdrawiam,
Eileen
Dziękuję ;D
Usuńo jeny! wspaniały, cudny i jedyny w swoim rodzaju! nie wie,m co mogę jeszcze powiedzieć, o tym rozdziale... na pewno mam ochotę oblać Cię kwasem za to w jakim momencie skończyłaś, ale to raczej uniemożliwi poznanie dalszego ciągu... lubię twoje opowiadanie głównie za to, że nie idealizujesz Harry' ego. chodzi o to, że ma on też jakieś słabe strony, i nie jest perfekcyjny jak czasami niektórzy opisują. pokazujesz go jako człowieka, a nie jako maszynę do zbawienia świata i to jest tu super.
OdpowiedzUsuńżyczę weny i czasu na pisanie :)
Mam się zacząć oglądać za siebie xd?
UsuńDla mnie Harry zawsze był tylko Harrym - chłopcem, którego wszyscy uważają za zbawiciela i chcą poświęcić, a on jest przecież zwyczajnym dzieckiem.
Dziękuję za opinię ;)
Nie no wkręciłem się. Chcę następny rozdział.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji: jak matury?
Następny rozdział na pewno ukarze się w tym miesiącu ;)
UsuńCo do matur, sama chciałabym wiedzieć xD Dopiero pod koniec czerwca poznam wyniki.
Sporo stworzyłaś podczas matur. :D Jak Ci poszło?
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak zwykle genialne, nic dodać nic ująć. Fajnie, że wplotłaś historię o dziadkach :). To urocze. I czy mi się wydaje czy Strażnik faktycznie sfinalizował kontrakt?
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. (Może wreszcie coś o Draconie?)
Życzę weny.
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńHej, trafiłam na twojego bloga i strasznie mi się podoba. Ta cała sprawa z strażnikiem...Świetnie piszesz i troche mi smutno, bo kolejnego rozdziału niema :( Mam nadzieję, że wkrótce coś się pojawi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Muraki.
P.S. Mam ndzieję, że Harry będzie wolał chłopców ^^
Znalazłam tego bloga przypadkiem i bardzo mnie zainteresował. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że niedługo pojawi się tu nowa notka.
życze weny
Ruda
Hej,
OdpowiedzUsuńDumbeldore nałożył bariery na dom Harrego, śmierciożercy zaatakowali, ale Harry sobie świetnie poradził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mimo że śmierciożercy zaatakowali Harrego go ten sobie świetnie poradził... Dumbledore już nałożył zabezpieczenia na dom Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, mimo tego,że śmierciożercy zaatakowali Harrego ten sobie świetnie poradził... no i Dumbledore już nałożył swoje zabezpieczenia na dom Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza