sobota, 11 maja 2013

Rozdział szesnasty



            Sobota nadeszła niespodziewanie szybko. Harry siedział w Wielkiej Sali, jedząc śniadanie i uważnie spoglądając na Dumbledore’a. Dyrektor rozmawiał z profesor McGonagall, a kiedy tylko zauważył wpatrujące się w niego oczy Harry’ego, mrugnął do niego.
 Teraz idziesz, tak? – Spytała Hermiona, trzymając w dłoni filiżankę herbaty. Po jej prawej stronie siedział Ron, który w najlepsze pałaszował kiełbaski, mlaskając przy tym głośno.
 A co będziesz robił? – Zapytał z ciekawością Neville, który wertował spokojnie Proroka. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie jakiegoś zniszczonego domu z mrocznym znakiem na niebie, na co Harry natychmiast zacisnął pięści. Ataki stały się już chlebem powszednim. Codziennie magiczna gazeta donosiła o zabitych czarodziejach czy mugolach, nie szczędząc makabrycznych opisów i zarzutów w stronę Ministerstwa.
 Ilu zabitych? – Spytał zielonooki, ignorując pytanie przyjaciela.
 Dwunastu mugoli – odpowiedział spokojnie Longbottom. – Aurorzy przybyli na miejsce, ale udało się im złapać jedynie jednego.
 Czy jest coś może o tej ustawie? – Spytała Hermiona, kładąc na ściśniętej dłoni Harry’ego swoją własną. – Spokojnie, Harry.
Strażnik zgodził się z Hermioną, każąc Harry’emu przestać się obwiniać. Gryfon zignorował drugi umysł, a w zamian za to impuls oplótł ciasno jego ciało, nie chcąc zniknąć. Harry posłał Strażnikowi falę niechęci, ale nie zniechęciło to drugiego umysłu. Westchnął.
 Zero – odpowiedział Finnigan, który również czytał gazetę. Harry chciał już poprosić kolegę o czasopismo, by przejrzeć je, ale zauważył kątem oka jak Dumbledore wstaje ze swojego miejsca.
 Dobra, ja idę załatwić kilka spraw. Przyjdę na obiad – pożegnał się z przyjaciółmi i wyszedł z Wielkiej Sali. Natychmiast swoje kroki skierował w stronę gabinetu dyrektora. Przed gargulcem stał już profesor Dumbledore, ubrany w wyjściową szatę.
 Dzień dobry – przywitał się chłopiec, a dyrektor odpowiedział mu tym samym.
 Teraz możemy wybrać się do Hogsmeade, gdzie już czeka na nas Remus – powiedział starzec. Obydwoje ruszyli do wyjścia z zamku, po drodze mijając kilkoro uczniów.
 Czy mówiłeś swoim przyjaciołom o dzisiejszym dniu?
 Niestety Hermina nie dała za wygraną – odpowiedział.
 No tak, panna Granger to wyjątkowo uparta czarownica – oczy dyrektora zamigotały. – Kiedy wywinąłeś nam psikusa i zniknąłeś, poprosiłem Poppy, by udawała, że wciąż jesteś. Panna Granger wówczas nie mogła cię odwiedzić i z godzinę mocno waliła w drzwi Skrzydła. Dopiero profesor McGonagall ją uspokoiła na tyle, by odeszła.
 Hermiona? – Harry uniósł z zaskoczeniem brwi. Nie spodziewał się takiego zachowania po przyjaciółce. W końcu to ona była najbardziej rozsądna i odpowiedzialna.
 Poppy zgoniła to na gryfoński temperament – powiedział wesoło Dumbledore, a kiedy wyszli z zamku, odprowadzani czujnym wzrokiem woźnego Filcha, zimne powietrze uderzyło w ich twarze.
 Zima w tym roku nie odpuszcza – stwierdził dyrektor, rzucając na siebie zaklęcie ocieplające. Harry zrobił to samo, ganiąc się za to, że wcześniej nie pomyślał o takim rozwiązaniu.
 Gdzie Remus będzie czekał?
 Pod Trzema miotłami – odpowiedział starszy czarodziej. Resztę drogi przeszli w milczeniu, a kiedy już znaleźli się w wiosce czarodziejów, Harry niemal pobiegł w stronę pubu. Z oddali zauważył już sylwetkę Remusa, który najwidoczniej też musiał ich wyczuć, bo natychmiast ruszył w ich stronę. Gryfon z uśmiechem rzucił się w ramiona Lupina, mocno się do niego przytulając.
 Martwiłem się, Lunio – burknął.
 Harry, prosiłem, byś mnie tak nie nazywał – powiedział czarodziej. – Dzień dobry, Albusie.
 Mi też miło cię widzieć, Remusie – odpowiedział dyrektor. – To teraz ktoś powie mi, gdzie mamy się wybierać?
 Pokażę ci koordynaty, Albusie, złap mnie za rękę – zaproponował Lupin, a kiedy starszy czarodziej spełnił jego prośbę, przymknął oczy, mocno skupiając się na miejscu docelowym. Kiedy tylko Dumbledore je uchwycił, puścił dłoń byłego ucznia.
 To może ja wezmę ze sobą Harry’ego? – Spytał dyrektor, na co Remus natychmiast się zgodził. Gryfon przemilczał sprawę na temat opanowanej teleportacji i mocno złapał profesora za ramię. Już po chwili poczuł jak coś przeciska go przez słomkę, a przed oczami zatańczyła mu feeria barw. Nim zdążył cokolwiek pomyśleć, uderzył o podłogę nogami.
 Gdzie my jesteśmy? – Zapytał zaskoczony Gryfon.
 Lumos – Białe światło rozjaśniło różdżkę Remusa. – Znajdujemy się w piwnicy, Harry. Tylko tutaj możemy się bezpiecznie teleportować. Chodźmy.
Harry ruszył za swoim byłym nauczycielem, jednocześnie mentalnie uderzając się w twarz. Strażnik posłał mu falę rozbawienia, na co Harry prychnął w myślach. On nigdy nie pomyślał by się tutaj teleportować. Zawsze to robił w parku, starając się pozostać niezauważonym.
 Alohomora
Drzwi kliknęły i wyszli na dobrze znaną Harry’emu klatkę. Dumbledore z ciekawością rozglądał się dookoła, idąc za młodszymi czarodziejami. Kiedy w końcu znaleźli się na odpowiednim piętrze, dyrektor machnął kilka razy różdżką.
 Kto zakładał bariery? – Zapytał Dumbledore.
 Ja, Syriusz i James – odpowiedział Remus. Dyrektor kiwnął głową, uważnie studiując różdżką stworzone zapory.  Harry podszedł do drzwi swojego mieszkania i otworzył je, modląc się jednocześnie, by Regulusa nie było w środku. Na jego szczęście, Black dostał jego wcześniejszą wiadomość i dom wyglądał tak, jakby go nikt nie używał od dłuższego czasu.
 Czegoś do picia? – Zapytał zielonooki, podchodząc powoli do aneksu kuchennego.
 Herbat, mój drogi – poprosił Dumbledore, rozglądając się po mieszkaniu. Kiedy jego oczy spoczęły na powiększonym zdjęciu jego rodziców wraz z Remusem i Syriuszem, uśmiechnął się.
 Czy to nie wtedy, Remusie, wysłaliście do mnie złączonego patronusa, chcąc mi oświadczyć, że odkryliście genialny plan Voldemorta na przejęcie świata? – Spytał wesoło Dumbledore, na co policzki Lunatyka zabarwiły się na czerwono.
 Co zrobili? – Harry natychmiast odwrócił się w ich stronę, a rozbawienie mignęło na jego twarzy.
 No widzisz, mój chłopcze, twoi rodzice wraz z Remusem i Syriuszem stworzyli wspólnego Patronusa, co jest niezwykle trudne i można by rzecz, niemożliwe.  Szczerze myślę, że udało się im przez czysty przypadek. Miał kopyta, psi ogon, wilcze oczy, poroże i cętkowaną sierść – zaczął opowiadać Albus. – Przybył do mnie niedługo po północy i zniekształcony głos powiedział mi, że plan podbicia świata przez Voldemorta został właśnie przez nich rozgryziony. Zaproponowali, że to oni zajmą się masową produkcją lukrowych babeczek, a mi zostawią pozbycie się Voldemorta z rynku magicznych zabawek. I żebym zdecydowanie nie inwestował w domowe wyroby woźnego Apollina. 
 To było dawno temu – mruknął Lunatyk, siadając na fotelu. Jego policzki wciąż były koloru soczystej czerwieni. – Wypiliśmy trochę za dużo, Lily krzyknęła, że ma ciasto i Syriusz zaczął tworzyć teorię spiskowe.
Harry zachichotał głośno, próbując to sobie wyobrazić.
 Nie mówię, że było to coś złego, mój chłopcze – powiedział Albus, po czym zajął miejsce na sofie. Harry postawił przed nim parujący kubek.
 Dobrze, teraz przejdźmy do celu mojej wizyty – zaczął Dumbledore, uważnie rozglądając się dookoła. – Bariery są mocne i dobre, jednak dla pewności chciałbym nałożyć jeszcze kilka własnych.
Strażnik wysłał Harry’emu szybki impuls, a chłopiec wbrew sobie, zapytał:
 Jakie to będą zapory? Co będą miały na celu?
Starzec spojrzał na niego swymi bystrymi oczami, a zielonooki poczuł jak się delikatnie rumieni, spuszczając wzrok. Przeklął w myślach drugi umysł, choć pytanie które zadał, było jak najbardziej na miejscu.
 Chciałbym otoczyć to miejsce Caecitas Yurt i Murum Lapideum – odpowiedział powoli. Harry poprosił natychmiast Strażnika o wytłumaczenie mu tych zaklęć, jakoś wątpił, by Dumbledore chciał rozwinąć dalej swoją myśl. Kolejne impulsy zalały jego umysł, pozwalając na poznanie dwóch tajemniczych zaklęć. Pierwsze z nich było Jurtą Ślepców, które umożliwiało całkowite ukrycie tego miejsca przed magicznymi osobami. Gdyby jakiś czarodziej znalazł się w pobliżu mieszkania, nie wyczułby żadnych magicznych anomalii i przeszedł dalej jakby nigdy nic. Kiedy jednak potężniejszy czarodziej o wrażliwszym zmyśle magicznych podszedłby, magia zaklęcia oślepiłaby go na tyle, że mógłby zostać niewidomy już na zawsze. Drugie zaklęcie nazywało się Kamieniste Ściany, nie pozwalało na teleportację do tego miejsca i jednocześnie w razie odkrycia, stawało się całkowicie magiczną bramą chroniącą przed wrogami.
 A czy te zaklęcia będę mógł rzucić z panem, profesorze, by móc regulować kto jest wrogiem, a kto przyjacielem? – Zapytał zielonooki, kiedy ostatnia myśl Strażnika przeszła przez jego umysł. Dyrektor przyglądał mu się przez chwilę z zaskoczeniem, ale zaraz jego oczy błysnęły, najwidoczniej domyślił się, skąd Gryfon posiadł taką wiedzę.
 Ja mogę wam jedynie użyczyć mojej magii – powiedział Remus, który patrzył to na chłopca, to na dyrektora Hogwartu. Słyszał o tych dwóch zaklęciach, pamiętał nawet, że James proponował by je użyć, ale jego wykonanie okazało się zbyt trudne jak dla nich. Lupin jednak nie miał wątpliwości, że Dumbledore sobie z tym poradzi, w szczególności, że wspomoże go Harry. Remus nie był głupi, doskonale wyczuwał magię jaką władał zielonooki. Gdyby syn Rogacza bardziej się przyłożył lub był regularnie trenowany, wtedy stałby się niezwykle potężnym czarodziejem.
 No dobrze, moi drodzy, w takim razie proponuje, abyś ty, Harry, usiadł koło mnie. Remus najwyżej się nachyli ze swojego miejsca – powziął decyzję Dumbledore. Gryfon spełnił jego prośbę, zajmując miejsce obok swojego profesora, a Remus wysunął się bardziej w ich stronę.
 Teraz złapcie mnie za ręce i skupcie się na swojej magii – instruował ich dalej starzec. – Ja zajmę się samym zaklęciem. Najważniejsza jest koncentracja i stabilny przepływ magii.
Harry kiwnął głową, złapał dorosłych za dłonie i przymknął oczy. Strażnik posłusznie usunął się w bok, zabierając wszystkie nieuporządkowane myśli. Gryfon, zgodnie ze wskazówkami drugiego umysłu, skoncentrował się na swoim wnętrzu.
Potter nie wiele pamiętał z tego, co się stało później. Czuł wyraźnie swoją magię, która łączyła się z wilkołaczą mocą Remusa i impulsami Dumbledore’a. O ile magia Lupina była dzika i niesforna, czyli taka jakiej każdy mógł się spodziewać po likantropii Lunatyka, o tyle moc Dumbledore była tak samo dziwna jak sama osoba dyrektora. Harry wyraźnie czuł jak go zaczepiała, muskała po włosach i brykała na wszystkie strony z dziecięcym entuzjazmem.
Wraz ze słowami, które uformowały magię w zaklęcie, wszystko zniknęło. Zamiast tego Harry zaczął odczuwać bariery swojego mieszkania. Były starannie nałożone, jedna na drugą. Każda z nich posiadała arsenał niebezpiecznych zaklęć, by móc w razie ataku odeprzeć wroga. Kiedy jednak poczuła nową zaporę, przyjęła ją, wplatając w swoją sieć.
Gryfon dokładnie nie wiedział, ile trwał cały proces. Strażnik ułatwiał mu kontrolowanie swojej mocy na tyle, na ile był w stanie. W końcu jednak Dumbledore przerwał połączenie między nimi, a zielonooki opadł zmęczony na oparcie. Pot spływał mu stróżkami po czole, jakby właśnie przebiegł maraton, a ciało nagle stało się tak ciężkie, jakby było z ołowiu.
 Wszystko dobrze, moi drodzy? – Zapytał lekko zachrypniętym głosem dyrektor. Harry przyjrzał mu się spod przymkniętych powiek. Mężczyzna tak jak on był wyraźnie zmęczony, jego twarz była bledsza niż zwykle, a dłonie mu się lekko trzęsły. Gryfon delikatnie odwrócił twarz w drugą stronę. Remus również wyglądał na osobę wyczerpaną, jednak mimo podkrążonych oczu i bledszego odcienia skóry, był w o wiele lepszym stanie niż Harry czy dyrektor. Żółte oczy, które zastąpiły przyjemny miód, wyjaśniały wszystko. „Czyli kiedy człowiek jest wyczerpany, czyli zagrożony, kontrolę przejmuje wilkołak” stwierdził zielonooki, a Strażnik wysłał mu delikatny impuls, że jest to trochę bardziej skomplikowane.
 Czekolady? – Zaproponował Lunatyk, a jego głos stał się głębszy i bardziej taki… warczący.
 Ja poproszę, Remusie – przytaknął Dumbledore, wyciągając przed siebie dłoń z trudem. Kiedy tylko ułamał smakołyk, od razu włożył go sobie do ust.
 Dyrektorze, będziemy w stanie wrócić chociaż przed kolacją?
 To zależy, Harry, czy masz przy sobie eliksir regenerujący czy nie – odpowiedział wesoło dyrektor. – Ale nie martw się, powinniśmy wieczorem być w stanie już się ruszyć.
 To co będziemy robić przez tyle czasu? – Zapytał Remus, bardziej wygodnie układając się na fotelu.
 Zagramy w dwadzieścia pytań?
**   

            Ferie zbliżały się wielkimi krokami, a podekscytowani uczniowie już rozmawiali na temat możliwych prezentów i miejsc spędzenia świąt. Sam Harry, jak przewidywał, został zaproszony do Nory. Zgodził się, jednak zaznaczył, że nie zostanie na noc, tylko uda się do własnego mieszkania. Nie chciał zostawiać Regulusa i Remusa samych.
            Od kiedy odbył się „turniej”, w którym Harry miał zaszczytną rolę worka treningowego, wszyscy dopasowali się ze względu na poziom umiejętności. Duety walczyły już o wiele sprawniej, choć do ideału wciąż wiele im brakowało. Harry cieszył się jednak tym nieznacznym sukcesem.
            Regulus od dwóch tygodni nie odzywał się, co martwiło Gryfona. Chodził niezdecydowany, wciąż pamiętając o ostatnim liście. Kiedy zapytał Remusa o to, czy przypadkiem nie miał kontaktu z Blackiem, ten zaprzeczył. To jeszcze bardziej zmartwiło zielonookiego.
**       

            Księżyc oświetlał uliczki Hogsmeade, a z nieba padał śnieg. Harry, chowając dłonie do kieszeni, brnął przez biały puch, klnąc w myślach na pogodę. Strażnik kilka razy upomniał go za to, ale Gryfon z powodzeniem zignorował drugi umysł.
            Hogsmeade o tak później porze było niezwykle magiczne, zauważył Harry. Wyglądało jakby było wyjęte całkowicie z jakieś baśni – kamienne, niskie domki w starym stylu, wąskie uliczki oraz wysokie lampy, w których świeciły świeczki.  To wszystko nadawało temu miejscu niezwykłego uroku, a przede wszystkim, kiedy Harry przebywał w wiosce, czuł, że to miejsce tętni magią. To nie był Londyn, gdzie na każdym kroku trzeba uważać z używaniem uroków z powodu mugoli.
            Strażnik wysłał mu impuls otrzeźwiający, sprowadzając go z powrotem do świata rzeczywistego. Harry natychmiast udał się w stronę jeden ze ślepych uliczek, uważnie rozglądając za siebie. Kiedy tylko skrył go mrok, teleportował się do własnej piwnicy.
 Lumos – mruknął, a z końca różdżki natychmiast zapaliło się światło. Gryfon wszedł po schodach do góry i używając zaklęcia otwierającego, wydostał się z podziemi. Natychmiast skierował się na własne piętro. Kiedy tylko znalazł się przed drzwiami, zapukał cztery razy, jednak nikt mu nie odpowiedział. Zmarszczył brwi, mocno ściskając różdżkę.
 Alohomora.
Drzwi ustąpiły, a zielonooki niepewnie wszedł do własnego mieszkania. Rozglądał się po ciemnościach, próbując dostrzec gdzieś Regulusa.
 Lumos Maxima.
Kula światła całkowicie oświetliła pomieszczenie. Harry zajrzał jeszcze do sypialni, jednak i tam nie znalazł Blacka. Wzdychając, usiadł na fotelu. Martwił się o przyjaciela, który jakby zapadł się pod ziemię. Oparł podbródek na złączonych dłoniach. Spojrzał z rezygnacją na stół, na którym leżała mała karteczka. Wziął ją do ręki, czytając.

Nokturn. Uważaj. B.

 Przepraszam, Hermiono – szepnął Harry, po czym wstał. Wyszedł szybkim krokiem ze swojego mieszkania. Strażnik wysłał mu impulsy pełne niezadowolenia. „Nie mamy wyboru”, odpowiedział mu Gryfon. Kolejna fala irytacji zalała jego umysł, Harry taktownie ją zignorował. Z doświadczenia wiedział, że Strażnik negował jego pomysły, ale w ostatecznym rozrachunku pomagał mu jak tylko potrafił.
Wszedł do piwnicy, zamykając ją za sobą. Skupił się na jednym z zaułków na ulicy Pokątnej, do którego natychmiast się teleportował. Ściskając mocno różdżkę w rękawie, wyszedł ze ślepej uliczki, uważnie rozglądając się po czarodziejskiej alejce. Była ona jednak całkowicie wyludniona, co mogło być zasługą niezwykle później pory.
Zielonooki ruszył spokojnie w stronę Nokturnu. Mocniej naciągnął kaptur na głowę, jednocześnie przeklinając swoją głupotę – nie nałożył kamuflażu. Myślał, że zastanie Regulusa w mieszkaniu, dlatego nie ubierał ani soczewek, ani nie nakładał fluidu. Strażnik ponownie wykpił jego głupotę, robiąc się strasznie uszczypliwym.
Ulica Śmiertelnego Nokturnu była jeszcze bardziej nieprzyjemna w nocy niż w dzień. Wszystkie uliczki spowijał mrok, co nie napawało optymizmem. W każdej chwili ktoś mógł z nich zaatakować, a w szczególności, jeśli potencjalna ofiara wędrowała w pojedynkę.
Harry udał się w kierunku Śmierciotuli. Już z daleka widział wywarzone drzwi, a kiedy tylko znalazł się wystarczająco blisko, zauważył stróżkę dymu, wydostającą się z budynku. Nie zważając na nic, wbiegł do baru. Cała lada płonęła, a gryzący dym natychmiast zaatakował płuca. Zielonooki zakaszlał.
 Ben! – Krzyknął, rozglądając się z paniką dookoła. Nigdzie jednak nie dostrzegł potężnej sylwetki Maleństwa.
 Aqua Eructo! – Strumień wody o jasnej barwie wystrzelił z jego różdżki. Gryfon natychmiast nakierował go na płomień, jednak ku jego zdumieniu, ogień nie zniknął. W zamian tego, musiał mocno trzymać różdżkę, by nie dostać swoim własnym zaklęciem. Strażnik natychmiast nadesłał mu myśl „Szatańska pożoga”. Zielonooki jęknął, jednak nie poddając się, zwiększył moc zaklęcia, próbując za wszelką cenę wygrać z czarno magicznym zaklęciem.
 Aqua Eructo Maxima ! – Krzyknął ponownie, a tym razem promień wody zwiększył swoją objętość, bezlitośnie gasząc oszalałe płomienie. Kiedy wszystkie z sykiem zniknęły, Harry wziął kilka większych oddechów. Dym wciąż gryzł go nieprzyjemnie w płuca, jednak był już o wiele mniej uciążliwy. Nagle poczuł jak coś ociera się o jego łydkę. Spojrzał na dół, zauważając pana Kota. Z uśmiechem ukucnął, głaszcząc zwierzaka po łbie.
 Może mi powiesz, co się stało, co? – Zapytał cicho, na co kot zamiauczał. Zielonooki jeszcze przez chwilę gładził pana Kota, po czym wstał, na co kot zamiauczał niezadowolony.
 Spokojnie, idę poszukać twojego właściciela – powiedział na odchodnym Harry. Kiedy tylko stanął przed Śmierciotulą, spojrzał bezradnie w niebo. Księżyc był całkowicie obojętny na jego problemy i zmartwienia. Zielonooki przez chwilę zastanowił się, co musiał czuć Remus, kiedy patrzył na srebrne oko. „Nienawiść? Żal? Strach?”
Strażnik wysłał mu gwałtownie impuls, który niemal zaszumiał Harry’emu w głowie. Gryfon natychmiast wycofał się do tyłu, chowając za śmietnikami. Rzucił szybko zaklęcie kameleona, mając nadzieje, że mu wyszło. Nie miał zbyt wiele czasu na myślenie, ponieważ zaraz pojawił się dwuszereg postaci ubranych na czarno. Kroczyli w zgodnym rytmie, przywodząc na myśl wojsko.
Kilka rzędów dalej przed zamaskowanymi czarodziejami, szli normalnie ubrani czarodzieje. Na ich twarzach widniał strach.
 Przestań się wyrywać – warknął suchy głos, prowadząc przed sobą wysokiego mężczyznę. Harry z przerażeniem odkrył, że był to Ben. Jego oblicze było jednak całkowicie obojętne, a idący za nim Śmierciożerca miał wyciągniętą różdżkę. „Imperius”
 Marnock, czyżbyś nie mógł sobie poradzić? – Rzucił szyderczo jego partnera.
 Zamknij się, Simmons – odpowiedział mu zirytowany głos, a na tę chwilę nieuwagi, twarz Bena odzyskała normalny wygląd.
 Imperio! – Krzyknął rzeczony Simmons. – Marnock, nawet ten nokturnijski śmieć potrafi się wyrwać z twojego marnego Imperiusa.
 Cisza tam! – Cały szereg postaci zatrzymał się gwałtownie, a kłócący się czarodzieje zamilkli. Jeden ze Śmierciożerców odwrócił się gwałtownie w stronę swoich podwładnych.
 Simmons, Marnock, jeszcze raz, a nie ręczę za siebie – wysyczał, a zimny dreszcz przebiegł po ciele Harry’ego. Strażnik czuwał razem z nim, wysyłając mu falę spokoju.
Marsz wznowił się. Kiedy tylko oddaliła się ostatnia para Śmierciożerców, Harry natychmiast ruszył za nimi. Skradał się za nimi, próbując zachowywać się jak najciszej. Gryfon nie wiedział gdzie zmierzają. Szli po takich uliczkach, o których zielonooki nigdy nie słyszał. Nokturn nagle okazał się jeszcze bardziej przerażający niż był zazwyczaj.
W końcu szereg postaci zatrzymał się. Czarnowłosy czujnie przekradł się obok postaci, kryjąc za schodami prowadzącymi do czyjegoś domu. Rozejrzał się, próbując odnaleźć w sytuacji. Znajdowali się na jakimś placu, do którego prowadziły trzy ulice. W każdej z nich znajdowali się Śmierciożercy, prowadząc przed sobą swoje ofiary. Harry naliczył ich trzydziestu.
 Na środek ich! – Krzyknęła jedna z postaci. Gryfon rozpoznał w nim ten przerażający głos, który wcześniej doprowadził go do dreszczy. Reszta wykonała polecenie, wypychając przed siebie wystraszonych czarodziei. Harry wyszukał w tłumie Bena, który, kiedy tylko odzyskał władzę nad własnym ciałem, wyglądał na niezwykle wściekłego. Potter próbował jeszcze odnaleźć Regulusa, jednak jego uwagę przykuł głos przywódcy.
 Czarny Pan wzywa do służby – zagrzmiał lodowatym tonem. – Możecie przyłączyć się do niego. Pozbyć się szlam i mugoli. Możecie żyć w chwale! Czarny Pan wynagradza…
Harry z uwagą rozejrzał się dookoła. Wszystkie trzy wejścia były obstawione po dwóch śmierciożerców, a reszta ustawiła się w koło wokół stłoczonych czarodziei. „Tamten ma różdżki” wysłał mu Strażnik, na co Gryfon natychmiast spojrzał na wskazanego. Zamaskowany mężczyzna unosił przed sobą szereg różdżek, samemu ściskając swoją mocno w dłoni.
 Skończy pierdolić! – Zielonooki odnalazł w tłumie Regulusa. Black stał teraz obok Bena, który wyraźnie próbował go powstrzymać przed odzywaniem się. Niestety, nie wychodziło mu to.
 Czarny Pan to pieprzony hipokryta – ciągnął dalej młodszy brat Syriusza. – Sam jest szlamą, a chce rządzić arystokratami!
 Bluźnisz! – Krzyknął ktoś z kręgu ze złością.
 Zabija mugoli, zabije i was. To oszu…
 Crucio!
Krzyk Regulusa przeciął powietrze. Harry napiął się. Miał tylko dwie sekundy na obmyślenie planu, nim przywódca oddziału Śmierciożerców pozbawi do końca rozumu Blacka. Strażnik wysłał sygnał.
 Bombarda Maxima!
Ziemia tuż przed dowódcą wyleciała w powietrze. Gryfon, nawet nie zastanawiając się, wysłał kolejne zaklęcia eksplozji. Śmierciożercy natychmiast chóralnie wykrzyknęli klątwy, na co zielonooki odskoczył na podłogę. Zaklęcie kameleona kryło go przed wzrokiem czarodziei, ale nie trwało wiecznie.
Schwytane osoby natychmiast wykorzystały okazję, uciekając lub podbiegając po swoją różdżkę. Rozbrzmiały zaklęcia, rozpoczęły się śmiertelne pojedynki.
 Drętwota! Rumpo! Expelliarmus!
Harry odskoczył na bok, uciekając przed zbłąkaną kulą ognia. Został jednak pchnięty z ogromną siłą na bok, a jego udo zapaliło żywym ogniem. Sapnął, patrząc z przerażeniem na krwawiącą nogę.
 Tutaj jest!
Strażnik wysyłał mu kolejne impulsy. Ciało Pottera, jakby bez jego woli, wypowiedziało formułę zaklęcia zamrażającego, a nieprzyjemny chłód oplótł jego nogę.  Następnie skoczył na równe nogi, ignorując ból.
 Protego! Diffindo!
Zaklęcie oślepiające pomknęło obok jego głowy, na co gwałtownie przełknął ślinę. Zaklęcia latały na wszystkie strony, a on sam za przeciwników miał dwóch rosłych typów. Obydwaj mieli wyciągnięte różdżki i nie szczędzili czarno magicznych klątwa.
 Zapłacisz nam za to, mały sukinsynu.
 Expulso!
Jeden z mężczyzn oskoczył, a nieszczęsne zaklęcie odpychające odrzuciło kilka osób.
 Nie chcesz się z nami zabawić? – Drugi Śmierciożerca zarechotał ochryple.
 Nie, dzięki, nie gustuję w mordercach – odwarknął. Strażnik milczał, analizując wszystkie plany ucieczki. Harry czekał cierpliwie, próbując zachować mężczyzn na dystans. Odskoczył na bok, unikając zaklęcia noży, samemu wysyłając przeciwnikom kilka paskudnych klątw, których nauczył się od Strażnika.
 Sectusempra! – Krzyk rozległ się za jego plecami. Udało mu się jedynie uchylić, a urok trafił jego prawe ramię. Syknął, upadając na jedno kolano. Różdżka wypadła mu z dłoni, która natychmiast zrobiła się bezwładna. Jęknął, próbując walczyć z bólem. Zamrożona noga dała o sobie znać.
 I co my teraz zrobimy z tym szczeniakiem? – Prychnął ten, który go trafił. Drugi podszedł do niego szybkim ruchem i kopnął z kolanka prosto w szczękę. Zielonooki sapnął, opadając wprost w błoto. Kolejne kopnięcie dosięgło jego żeber, a nieprzyjemny chrzęst tłumaczył wszystko. Nieprzyjemna ciemność zamajaczyła na horyzoncie. I wtedy się zaczęło. Napływ informacji, myśli i impulsów od Strażnika niemal rozsadził mu czaszkę.
Ogromny wybuch wstrząsnął okolicą. Regulus posłał w stronę swojego przeciwnika zaklęcie rozszarpujące i odwrócił w stronę odgłosu. Smuga kurzu opadała, ukazując niewielki krater, w którym, w samym centrum, stał Harry. Black już z tej odległości mógł rozpoznać sylwetkę chłopaka. Jednocześnie złożona przysięga ściskała coraz mocniej jego serce.
 Do mnie! – Warknął Gryfon, a różdżka natychmiast znalazła się w jego lewej dłoni. Prawa opadła wzdłuż ciała, a z ran sączyła się krew.
 Spadamy – syknął Regulus do Bena. – Zabieramy go z sobą.
Maleństwo skinął głową. Black natychmiast podbiegł do Harry’ego i złapał go za ramię.
 Dawaj, Harry, czas spierdalać.
Uciekali kilkanaście minut, starając się oddalić od zgiełku walki. Strażnik utrzymywał świadomość zielonookiego, nie pozwalając mu odpłynąć w ciemność. Gryfon nie pamiętał przebytej drogi. Nagle znaleźli się w jakimś pokoju.
 Kto to jest, Black? – Spytał Ben, patrząc czujnie na czarnowłosego. Jego twarz była cała we krwi, co spowodowało niewielkie rozcięcie nad łukiem brwiowym. Harry pobieżnie przyjrzał mu się, jednak z ulgą zauważył, że nie ma żadnych poważniejszych ran.
 Uratował nam życie, powinno ci wystarczyć.
Widać było, że Ben już chce otworzyć usta, jednak przeszkodził mu głośny odgłos syreny. Zaklął, zamykając pospiesznie zaklęciem drzwi. Syrena była niepisanym alarmem przeciw Aurorom. Jeśli jacyś się pojawiali, na Nokturnie natychmiast wyła syrena. Tylko dzięki temu nokturnicy byli w stanie dalej prowadzić swoje nielegalne interesy.  Regulus posadził Harry’ego na łóżku, dołączając się do tworzenia zabezpieczeń.
– … zasrana szturmówka…
– … Jeśli to Marshall, niech go kurwa zabiją…
– …wtrącają się…
– … wymoczki, spierdolą przy pierwszym…
Strzępki rozmowy docierały do Harry’ego. Zielonooki westchnął, prowadzony impulsem Strażnika i wstał. Podszedł do drzwi, kładąc na nich rękę. Wymruczał kilka słów, wiedziony myślą drugiego umysłu. Odwrócił się.
 Harry…
I zemdlał.





___
No i jest. Ogólnie no, próbował coś tu tam zrobić, no ale... Nie marudzę już.
Wszystkim serdecznie dziękuję za komentarze. 
One naprawdę pomagają ;)

Ja już chce wakacje. Lato, słońce, plaża... 

Ps. Praca i matury mogą trochę opóźnić moje odpowiedzi ;)

24 komentarze:

  1. I co ja mam napisać? Że znów wyszło świetnie? Czytałam z zapartym tchem. Jestem pod wrażeniem. Twoja historia jest niesamowita. Z niecierpliwością czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podłączam się pod komentarz Łapy.
    I weny życzę.
    Rozdział ma w końcu akcję. No niemogę się doczekać następnego o wiele bardziej, ciekawość mnie zżera! Ush, no musiałaś tak mnie przytemperować, co? W takim momemcie, kończyć.. No, ale dobra, wybacze Ci jeśli szybko dodasz next rozdział. Oczywiście, wiem - praca i matura, to najpierw, ale jak najszybcie gdy będziesz mieć czas... Well, czekam z zapartym tchem! O.O
    A, a to na końcu, to Harry napewno założył jakieś zabeczpieczenie żeby aurorzy ich nie odkyli?
    No i jestem baardzo ciekawa jednego - czy Harry będzie trochę źle się czuł i będzie zmuszony opuścić dzień lub dwa szkoły? a w tym czasie Dumbledorerek dowie się o wydarzeniach na Nokturnie, i że Harry był w to zamieszany? O.O Oooh, ja nie mogę o tym myśleć! Za bardzo ciekawość mnie zżera, noo! O.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to mi chodziło, by zostawić wiele niewiadomych, by pobudzić czytelnika do myślenia. Ciekawa jestem waszych wyjaśnień, może coś mnie zainspiruje ;D

      Dziękuję ;)

      Usuń
    2. Zjadłaś literkę "ę" w zdaniu "- Herbat, mój drogi – poprosił Dumbledore" :)

      Usuń
  3. Rozwaliła mnie akcja, w której Dumbledore opowiadał o pomyśle Łapy, Rogacza i Lunatyka... wykopać Voldzia z rynku magicznych zabawek, a i jeżeli już, to Lukrowanych Babeczek. Naprawdę... te matury musiały ci nieźle przygrzać po baniaczku... Ładny opis walki i całkiem dobrze dopasowana akcja, aczkolwiek jest parę nieścisłości (ale jak wiesz po przeczytaniu mojego opo, sam popełniam bardzo podobne, co ja gadam, znacznie większe błędy, więc wytykać ich nie będę). Czekam na kolejny rozdział !
    Pozdrawiam
    Seth

    Ps. Masz jakąś zabawkę z zestawu "Mały Sadysta", reklamowaną przez Wujcia Voldzia ? Chętnie zakupię ze dwa zestawy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aktualnie mój mózg pracuje na zbyt wielu obrotach. Matura, praca, matura, praca... A wieczorami ewentualnie gdzieś i rano do pracy lub na maturę xD

      Nie wiem, Syriusza pytaj. To on handluje tego typu rzeczami ;p

      Usuń
  4. Muszę przyznać że pomysł na to opko bardzo mi się podoba... nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Błędów nie wychaczyłąm, ale ja nie jestem w tej sprawie autorytetem wiec wiesz...
    Życzę powodzonka, weny i chęci
    Pozdrawiam Kuroi Tenshi

    OdpowiedzUsuń
  5. hej!
    O Merlinie! Bosko piszesz. pozdziwiam cię za taki talent. Zaczęłam sie tak głośno śmiać, jak czytałam opis pomysłu huncwotów, że az mama mnie uciszała. Świetnie opisałas walkę na Nokutrunie.
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  6. "mentalnie uderzając się w twarz." Made my day!
    Rozdział obfituje w akcje. Najpierw te zaklęcia rzucane przez Dumbledore'a i spółkę, by następnie gładko przejść do "wybijmy śmierciożerców w pojedynkę" ;) Typowy Harry. Chce ratować, myśli, że da radę, ale niestety często sam cierpi. Nie wiem, czy mówiłam Ci już, że podoba mi się Twój styl pisania? Jeśli nie - to mówię. Piszesz ciekawie i nawet jak się leży w łóżku, to nie chce się spać. 5+ dla Ciebie. Ach i natchnęło mnie do pisania! ;)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  7. o jeny! wspaniały, cudny i jedyny w swoim rodzaju! nie wie,m co mogę jeszcze powiedzieć, o tym rozdziale... na pewno mam ochotę oblać Cię kwasem za to w jakim momencie skończyłaś, ale to raczej uniemożliwi poznanie dalszego ciągu... lubię twoje opowiadanie głównie za to, że nie idealizujesz Harry' ego. chodzi o to, że ma on też jakieś słabe strony, i nie jest perfekcyjny jak czasami niektórzy opisują. pokazujesz go jako człowieka, a nie jako maszynę do zbawienia świata i to jest tu super.
    życzę weny i czasu na pisanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam się zacząć oglądać za siebie xd?

      Dla mnie Harry zawsze był tylko Harrym - chłopcem, którego wszyscy uważają za zbawiciela i chcą poświęcić, a on jest przecież zwyczajnym dzieckiem.

      Dziękuję za opinię ;)

      Usuń
  8. Nie no wkręciłem się. Chcę następny rozdział.
    A tak przy okazji: jak matury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział na pewno ukarze się w tym miesiącu ;)
      Co do matur, sama chciałabym wiedzieć xD Dopiero pod koniec czerwca poznam wyniki.

      Usuń
  9. Sporo stworzyłaś podczas matur. :D Jak Ci poszło?

    Opowiadanie jak zwykle genialne, nic dodać nic ująć. Fajnie, że wplotłaś historię o dziadkach :). To urocze. I czy mi się wydaje czy Strażnik faktycznie sfinalizował kontrakt?

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. (Może wreszcie coś o Draconie?)

    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, trafiłam na twojego bloga i strasznie mi się podoba. Ta cała sprawa z strażnikiem...Świetnie piszesz i troche mi smutno, bo kolejnego rozdziału niema :( Mam nadzieję, że wkrótce coś się pojawi...
    Pozdrawiam, Muraki.
    P.S. Mam ndzieję, że Harry będzie wolał chłopców ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Znalazłam tego bloga przypadkiem i bardzo mnie zainteresował. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
    Mam nadzieje że niedługo pojawi się tu nowa notka.

    życze weny

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    Dumbeldore nałożył bariery na dom Harrego, śmierciożercy zaatakowali, ale Harry sobie świetnie poradził...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    wspaniały rozdział, mimo że śmierciożercy zaatakowali Harrego go ten sobie świetnie poradził... Dumbledore już nałożył zabezpieczenia na dom Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    rozdział wspaniały, mimo tego,że śmierciożercy zaatakowali Harrego ten sobie świetnie poradził... no i Dumbledore już nałożył swoje zabezpieczenia na dom Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego