niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział siedemnasty


Rudowłosa kobieta krzyknęła.
– Jestem w ciąży, James.
– Syriuszu, do diabła, nie wiń się za jego śmierć!
– Tylko nie Harry, nie Harry!
– Który to ojciec? (...) Gratuluję, ma pan syna.
– Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam...
– Remusie, proszę, jako jedyny jesteś tutaj odpowiedzialny. Zostawiam was na pięć minut...
– Odsuń się, głupia kobieto...
– ....bierz Harry'ego i uciekaj!
– Kocham cię.
– Avada Kedavra!


Harry otworzył gwałtownie oczy, wciągając łapczywie powietrze do płuc. Zakaszlał mocno, na co natychmiast ze swojego gabinetu wypadła madame Pomfrey.
– No już, spokojnie, kochaneczku – powiedziała, poklepując gryfona po plecach. Po kilku minutach kaszel ustał, a Harry z ulgą zaczął oddychać.
– Jak się pan czuje, panie Potter?
– Całkiem dobrze – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, widząc w oczach pielęgniarki troskę. Uśmiechnął się do niej lekko. – Coś ostatnio pani wspominała o prywatnym łóżku...
Kobieta pokręciła głową, wzdychając.
– Jest pan nieodzownym synem ojca, panie Potter. Reszty Huncwotów również pan się nie wyprze – wymruczała bardziej do siebie, po czym wyciągnęła różdżkę. – Rzucę kilka zaklęć analizujących, jednak sądzę, że początkowe zagrożenie już minęło.
– Bardzo było źle? – Zaryzykował Harry. Madame Pomfrey przez kilka minut nie odpowiadała, rzucając zaklęcia. Dopiero kiedy spojrzała na niego, najwyraźniej się poddała.
– Przez pierwszą dobę istniało dosyć duże ryzyko śmierci, ale jak wiadomo, panie Potter, nic co związane jest z panem, nie jest normalne. Udało mi się pana poskładać i najwyraźniej sen pozwolił na regenerację. Ostrzegam jednak, że jeszcze przez kilka dni musi pan tu poleżeć. Pańska noga przez kilka dni, a nawet tygodni będzie o wiele mniej sprawna niż wcześniej. Tak samo z dłonią...
– Co z nią? - Zapytał zaniepokojony, samemu czując, że nie może poruszyć prawą ręką. Mógł zacisnąć palce, jednak podniesienie kończyny leżało poza jego możliwością.
– Z tego co udało mi się ustalić, dostał pan rykoszetem czarnomagicznej klątwy, która w przecięła niemal całkowicie nerw w dłoni. Na pańskie szczęście, prawie. Dzięki temu przy odpowiedniej pielęgnacji nerw zrośnie się i będzie pan mógł ponownie operować tą dłonią. Teraz jednak, na tę chwilę, ma pan zakaz na jakikolwiek ruch tej ręki. Jeśli ją przeciążysz, zerwiesz do końca nerw i możesz już nigdy nie odzyskać czucia.
Harry patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Przełknął ślinę. Pielęgniarka spojrzała na niego ze współczuciem.
– Teraz proszę odpoczywać. Tylko czas może pomóc – wyjaśniła, po czym skierowała się ponownie do swojego gabinetu.

**

Chłopiec o niezwykle zielonych oczach wpatrywał się w swoje oblicze, które jednocześnie nie było nim. Wyciągnął niepewnie dłoń, by dotknąć policzka zjawy. Czuł się tak, jakby dotykał sam siebie. 
 Kim...
– Mówiłem ci, że to będzie wyjątkowo głupi wybryk – odbicie westchnęła, jednak spojrzało z troską na oryginał. – Jeszcze trochę musimy tak poczekać...
– Ale...
 Pamiętaj, zawsze z tobą jestem. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało  odbicie złapało za dłoń, która dotykała jego twarzy i ścisnął ją mocno. – Choć nie mogę powiedzieć ci nic więcej, zaufaj mi. 
– Jak...


**

Drzwi otworzyły się, a do środka natychmiast wpadła Hermiona i Ron.
– Harry Jamesie Potterze!
– Cześć, stary – mruknął Ron, przysiadając na taborecie przy łóżku przyjaciela. 
– Ty nieodpowiedzialny, niepoważny, nierozsądny...
– Martwiliśmy się – szepnął rudzielec, nie chcąc przerwać wywodu przyjaciółki. Kiedy panna Granger się wściekała i wygłaszała kazania, nic nie mogło jej przeszkodzić. Harry jedynie spuścił głowę, skupiając się bardziej na słowach Rona.
– Tak wyszło – odszepnął, wzruszając lekko ramionami.
–... twoje zachowanie było irracjonalne, dziecinne...
– Powiesz co się stało? W sumie nikt za bardzo nie wie czemu nagle zniknąłeś. 
– Nie tutaj, ściany mają uszy.
– Naraziłeś się na niebezpieczeństwo, a wiele razy cię ostrzegałam! Nie rozumiem czemu nam nie powiedziałeś lub nie poszedłeś do Dumbledore'a! Nie możesz myśleć, że...
– Dumbledore coś zrobił? – Zapytał Harry, jednocześnie starając się mieć najbardziej skruszony wyraz twarzy na jaki go stać. Ron wzruszył ramionami.
– Nie mówił nic, jednocześnie nic nie wyciekło do prasy.
– Czy ty mnie słuchasz?!
Harry westchnął, czując na sobie wściekłe spojrzenie Hermiony. Przyjaciółka nie odpuści mu tak łatwo.

**

Do Skrzydła Szpitalnego w ciągu tygodnia odwiedziło Harry'ego cała Gwardia. Każdy z nich przyniósł jakiś prezent, zazwyczaj słodycze, choć posiadał kilka oryginalniejszych pomysłów jak bluszczak pospolity od Nevilla i bransoletkę z kapsli od piwa, od Luny. 
Strażnik nie odzywał się zbyt często, jednak dryfował gdzieś na końcu podświadomości, jakby próbując odgrodzić się do Harry'ego pewnym dystansem. Zielonooki nie wiedział za bardzo czy ten drugi umysł był na niego obrażony za ratunek Regulusowi, czy ta izolacja miała całkowicie inny powód.

**

Słońce chyliło się ku zachodowi niezwykle szybko. Choć nie było jeszcze kolacji, za oknami już była ciemność. Harry przez chwilę przyglądał się widokowi zza szpitalnego okna, ale zrezygnowany powrócił na swoje łóżko. Chciał już wyjść ze skrzydła szpitalnego, jednak madame Pomfrey była nieugięta. 
– Dobry wieczór, Harry – Dumbledore przekroczył wrota, na co Harry przełknął ślinę. Wiedział, co teraz nastąpi. Już od tygodnia czekał na ten moment, kiedy odwiedzi go dyrektor i zażąda kilku odpowiedzi. Harry nie miał wątpliwości, że Regulus musiał zdradzić swoją tożsamość, inaczej on sam nie obudził by się w Hogwarcie. 
– Dobry wieczór, profesorze – odpowiedział spokojnie zielonooki, jednocześnie czując zainteresowanie Strażnika, który zalał niemal cały umysł Harry'ego. Chłopak zignorował to.
– Na pewno wiesz, czemu się tutaj zjawiłem – powiedział spokojnie dyrektor, wyczarowując sobie fotel, w którym usiadł. Rzucił jeszcze kilka niewerbalnych zaklęć za pomocą swojej różdżki i wówczas dopiero jego cała uwaga skupiła się na zielonookim. Gryfon poczuł się nieswojo pod tym badawczym spojrzeniem fiołkowych oczu.
– Mam kilka pomysłów – mruknął pod nosem, po czym dodał. – Czy mogę się tylko dowiedzieć, zanim zaczniemy, czy z nim wszystko w porządku?
– Tak, została mu udzielona odpowiednia pomoc medyczna, a potem, po krótkiej pogawędce, zniknął. Kazał ci jednak przekazać, żebyś się z nim skontaktował kiedy tylko będziesz mógł.
– Dziękuję – Harry skinął głową, relaksując się jednocześnie. Jego myśli często zajmował Regulus, który ani się nie odezwał, ani nie zjawił. Chłopak nie miał mu tego za złe, jednak wciąż martwił się o przyjaciela. 
– Teraz jednak chciałbym usłyszeć twoją opowieść, jestem niezmiernie ciekawy jak to się wszystko zaczęło.
– Jestem pod przysięgą.
– Pan Black wspomniał mi o tym – powiedział dyrektor. – Możesz bez obaw o wszystkim powiedzieć. Doszliśmy do pewnego konsensusu z panem Blackiem, dlatego nic ci się nie stanie. 
– Poznałem Regulusa w czasie wakacji, kiedy uciekłem od Dursley'ów – zaczął Harry niepewnie. – Nie znałem go, ani on mnie. Raz, kiedy wracałem do domu, spotkałem go całkowicie pijanego. Chciałem mu pomóc dotrzeć do domu, jednak moją uwagę zwrócił jeden szczegół, który zaważył na wszystkim. Zegarek od Syriusza. 
– Na jego podstawie stwierdziłeś, że to pan Black, tak? 
– Um - Harry zaczerwienił się. Teraz, kiedy o tym mówił, nie wyglądało to najlepiej. – Potem spotkaliśmy się ponownie i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Ja się dowiedziałem jak przeżył, on się dowiedział jak Syriusz zginął. Potem zaproponowałem mu mieszkanie w zamian za naukę, a potem dołączył Remus...
– No tak, pan Lupin – dyrektor pokręcił z rozbawieniem głową. 
– To nie wina Remusa, poprosiłem go, by wszystko zachował w sekrecie.
– Nie, Harry, źle mnie zrozumiałeś. Cieszę się nawet, że to Remus ci pomagał, choć czuję się lekko rozczarowany, że nie chcieliście mi w tym zaufać. Pan Lupin nigdy nie pozwoliłby, żeby coś się tobie stało. Miałeś wręcz idealną ochronę.
– Przepraszam, dyrektorze, że nie mówię panu o niczym, a pan po mnie tylko sprząta – Harry westchnął. – Nauczyłem się jednak od pana, że lepiej nie zdradzać swoich kart przedwcześnie. 
– Mój drogi chłopcze... – głos dyrektora stał się nagle słabszy, a oblicze Dumbledore'a postarzało się o kolejne sto lat. 
– To nie jest wytyk – zaprzeczył natychmiast Harry. – Jakkolwiek to zabrzmi, nie ma być to obarczenie pana winą, dyrektorze. Po prostu czerpie z własnego doświadczenia jak i obserwacji. Choć z wieloma pańskimi poczynaniami się nie zgadzałem i wciąż nie zgadzam, to jednak wiem, że są one czasem najlepszy wyjściem. 
– Niezwykle szybko dorosłeś. Harry. 
– Okoliczności niestety nie pozwalają mi na to, by być ciągle dzieckiem, które robi wszystko, co mu się powie – Harry wzruszył ramionami. Nie miał żalu do Dumbledore'a. To co zrobił starzec było najlepszym, co mógł wybrać. 
– Chciałbym, żeby były inne. 
Cisza zapadła po tym stwierdzenia.  Strażnik  oplatał umysł Harry'ego niczym pająk swoją siecią. Był niczym ściana, która miała bronić zielonookiego przed niewidzialnymi przeciwnikami. Swoją obecnością dodawał gryfonowi otuchy. 
– Powracając, przez pewien czasu nie miałem kontaktu z Regulusem. Zacząłem się martwić i kiedy nadarzyła się okazja, poszedłem to sprawdzić. W mieszkaniu go nie zastałem, dlatego poszedłem na Nokturn. Tam, w jednym z barów napotkałem Diabelską Pożogę, a chwilę później maszerujący oddział Śmierciożerców z zakładnikami. Wśród nich był Regulus.
Harry specjalnie pominął fragmenty o Benie. Przy odrobinie szczęścia zachowa swoje handlarza z dala od macek Dumbledore'a. 
– Kiedy w końcu wyszli na plac, tam zaczęły się rozmowy. Chcieli przeciągnąć nokturniarzy na swoją stronę. Najgłośniej się sprzeciwiającym był oczywiście Regulus. Pod wpływem impulsu rzuciłem kilka Bombard, wywołałem chaos i zaczęła się walka. Udało nam się uciec nim przybyli Aurorzy, a potem zemdlałem. 
Dumbledore przyglądał mu się chwilę w milczeniu, oceniając wszystko w swoim umyśle. 
– Czy powiadamiałeś może aurorów, Harry? 
Gryfon spojrzał na niego z taką miną, że starzec sam musiał wyczytać z jego twarzy odpowiedź. 
– Widzisz, mój drogi, z tego co udało nam się dowiedzieć, w Ministerstwie nie było autoryzowanego rozkazu. Nikt nic nie wie, nikt o niczym nie słyszał. Czy rozpoznałeś może kogoś?
– Niestety nie – Harry pokręcił przecząco głową, jednocześnie marszcząc brwi. – To chyba dobrze, że Aurorzy sami zareagowali, nie czekając na pozwolenie Ministra, które i tak by szybko nie nadeszło.
– I tak, i nie, mój drogi. Aurorzy są siłą Ministerstwa Magii, a jeśli oni się zbuntują, całe Ministerstwo runie.
– Mała strata – prychnął zielonooki.
– Zdaję sobie sprawę, że obecny rząd przysparza więcej problemów niż pożytku, jednak bez uformowanej władzy zacznie się chaos. Ludzie wierzą w instancję Ministra mimo wielu błędnych posunięć. Kiedy władza upadnie, ludzie mogą stracić nadzieję, a to najgorsze, co może się przydarzyć, Harry. Bez nadziei nie ma chęci walki, a bez walki nie będzie wygranej. 
Harry kiwnął głową na znak, że rozumie.
– Co nie znaczy, mój drogi, że twój wybryk umknie ci płazem – rzucił wesoło dyrektor. – Z chęcią przyda mi się pomoc przez najbliższe tygodnie, kiedy tylko oczywiście madame Pomfrey cię wypuści.
 Harry zaśmiał się wesoło. 
– Będę musiał napisać do Freda i Goerga, że udało mi się dostać szlaban od samego dyrektora.
Starzec zachichotał. 

**

Charakterystyczne stukanie w szybę wybudziło Harry'ego z popołudniowej drzemki. Ze zmarszczonymi brwiami podszedł do wielkiego okna, gdzie zza szybą latała małą, szara płomykówka. Zielonooki wpuścił ją do środka, czekając aż poda mu list. Sówka spojrzała na niego swymi mądrymi oczami, po czym zrzuciła przesyłkę na łóżko i szybko wyleciała. Harry podszedł do swojego posłania. Na pościeli leżała koperta bez żadnego podpisu. Złapał swoją różdżkę. 
Reprehendo!
Koperta zabłysła jasnym światłem. Strażnik potwierdził, że list nie jest nasączony żadną czarnomagiczną klątwą. Gryfon niepewnie otworzył kopertę, z której wyleciał wycinek z Proroka Codziennego i zapisany pergamin. Harry najpierw skupił się na artykule o wdzięcznym tytule "NIEAUTORYZOWANA INTERWENCJA AURORÓW NA NOKTURNIE!". Zaczął czytać zaznaczony na czerwono tekst. 

(...) Nasze anonimowe źródło donosi, że Biuro Aurorów nie dostało żadnego rozkazu, by podjąć interwencji na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Równocześnie, żadna z dyżurujących wówczas grup nie udała się na nalot. Nasz świadek jednak jasno mówi, że na Nokturnie zjawił się oddział Aurorów, ubranych w swoje szaty bojowe - zabrakło na nich jednak, według relacji naocznego świadka, insygniów Ministerstwa Magii. 
(...)  Nasz ekspert do spraw batalistycznych oraz emerytowany instruktor w Akademi Aurorskiej, mówi jasno : "Brak insygniów Ministerstwa świadczy jedynie o tym, że jego organ bezpieczeństwa właśnie się od niego odwrócił. Aurorzy wciąż nosili swoje szaty, co mówi jednak, że dalej będą walczyć dla społeczeństwa, choć nie wierzą już we władzę. Takie przypadki zdarzały się już kilka razy na przestrzeni wieków w naszym kraju. Aurorzy są jednostką, która dba o bezpieczeństwo całego społeczeństwa, mogą wystąpić przeciw własnej władzy tylko w dwóch przypadkach – kiedy Ministerstwo albo jest bezczynne, albo działa na szkodę obywateli...
Zielonooki  wpatrywał się we fragment z niepokojem. Od razu przypominał sobie słowa Dumbledore'a z ich poprzedniej rozmowy. Odłożył artykuł i wziął do ręki list.

Złotousty.

Ministerstwo się rozdziela. Większość najwyższych urzędników jest już pod protektorem Czarnego Pana. Ich ustawy, które mają wejść przed świętami, będą ograniczały swobodę zarówno mugolaków jak i czarodziei. 

Powstaje ruch oporu. Aurorzy występują przeciw władzy. Chcą nawiązać współpracę, ale nie wiedzą gdzie kopać. Szykuje się coś wielkiego, już niedługo. Przygotuj się. 

Ministerstwo upada.
Lis.



__
Tak, oklaski dla fajnej mnie. Dodaję rozdział. Zmieniałam go tak wiele razy, że gdybym pokazała jego różne formy, to byście stwierdzili, że to wszystko są jakieś odrębne historię, a nie traktują o tym samym. No ale mogę być dumna z siebie, że udało mi się go napisać. Mam nadzieje, że wam przypadnie do gustu. Nie wiem czy kolejny będzie dodany szybko, czy znowu trzeba będzie na niego czekać. Wen jest kapryśni, a studia pochłaniają czasu.
Przypominam o Zbiorowym Szaleństwie, gdzie rozdziały są szybciej, bo i opowiadań będzie więcej i tym podobne, które już niektóre na dysku se wiszą, więc zawsze coś tam wrzucę. Nie ma się też o co martwić, bo Mankament to moje dziecko, którego nie mam zamiaru się pozbywać. Nigdy. Skończę to opowiadanie, prędzej czy później. 

7 komentarzy:

  1. Nie mogłam się doczekać nowego rozdziału :) Jak zawsze świetnie tylko że króciutko, ale rozumiem, studia zabierają czas, Nie pozostaje mi nic innego jak trzymać kciuki za Ciebie i czekać na nową notkę :D
    Chylę czoła przed talentem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierzę. Po tak długim oczekiwaniu, wreszcie jest! Wspaniale! Pochłonęłam go od razu, za jednym zamachem i jestem zadowolona. Mam nadzieję, że wróciłaś, a nie jest to "jednorazowy wybryk".
    Rozdział jest przyjemny, o ile można tak powiedzieć o opisie tak mrocznych czasów. Potter faktycznie szybko dorósł,skoro jest tak posłuszny madame Pomfrey i wykonuje jej polecenia. Miło, że porozmawiał sobie z Dumbledorem, bo lepiej działać w grupie, niż osobno.
    Jestem ciekawa, co też przyniesie nowy rozdział. Mam nadzieję,że nie przyjdzie mi czekać na niego zbyt długo. ;)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  3. Yeeah! Chyba nie muszę pisać nic w stylu "Nareszcie!!!"? Wspaniale. Rozdział mnie powalił. Oby tak dalej!(tylko szybciej) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, jak dawno nie czytałam tego opowiadania! Ale nadrobiłam zaległości, właściwie przeczytałam blog od początku i w moim sercu zalęgło się uczucie: miłość. Kurde, bardzo podoba mi się blog i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały ;) Nie mówię, że mają być już, teraz; najważniejsze, aby podobały się Tobie, a wszyscy powinni być zadowoleni. ;D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;**

    [zaklinacze-dusz]

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    kim jest lis, i ten sen, może jego strażnikiem jest ktoś z rodziny, haha dostał szlaban od samego dyrektora, i Regulus musiał się ujawnić teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, zastanawiam się kim jest lis? i jeszcze ten sen... a może jego strażnikiem jest ktoś z rodziny, Regulus musiał się już ujawnić teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    fantastycznie, ciekawi mnie kim jest lis... na dodatek mamy teraz ten sen... tak sobie myślę, że może jego strażnikiem jest ktoś z rodziny... szkoda, że Regulus musiał się już ujawnić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego