Nie pojawiaj się na Nokturnie.
R.
Harry
ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się listowi, który przyniosła mu bura sowa,
patrząca na niego spod łba. Potter stwierdził, że musiało to być związane z
okropną wichurą, jaka panowała na dworze, ale zignorował ptaka, który bardzo
szybko odleciał w tylko sobie znanym kierunku.
Bardziej
interesujący dla Gryfona okazał się list. Harry nie miał żadnych wątpliwości,
kto go napisał, jednak wiadomość była tak dziwna, że tylko bardziej go zmartwiła
i jednocześnie zaciekawiła. Nie rozumiał, co Regulus miał na myśli, ostrzegając
go przed pojawianiem się na Nokturnie – przecież wiele razy już tam był i nic
mu się nigdy nie stało, nie licząc oczywiście przypadkowego Crucio. Kiedy tylko Gryfon zapytał o to
Hermionę, dziewczyna stwierdziła, że coś musiało się wydarzyć i dlatego Regulus
go ostrzegł. Panna Granger zmusiła go jeszcze, żeby złożył jej obietnice, że w
najbliższym czasie faktycznie nie wybierze się na Nokturn.
**
Czarnowłosy
Gryfon przemierzał korytarze, uważnie rozglądając się. Cisza nocna rozpoczęła
się kilka minut temu, a Harry jakoś nie miał ochoty wpaść na Snape’a czy
Filch’a, dlatego poruszał się cicho i uważnie.
Ubrany
był w ciemny płaszcz, a wokół szyi ciasno związał szalik. Włosy jak zwykle
sterczały mu we wszystkie strony, a zielony oczy schowane były za błękitnymi
soczewkami. Sławna blizna schowana była pod dużą ilością fluidu, który ponownie
zabrał Hermionie. Szedł na spotkanie z Elliotem, nie chciał, by ktoś go
niepotrzebnie rozpoznał. Miał już wystarczająco problemów, nie potrzebował
kolejnego do swojej kolekcji.
Kiedy
tylko pojawił się w Hogsmeade, ruszył natychmiast pod Miodowe Królestwo, gdzie
umówił się ze starszym czarodziejem. Pod sklepem stała już wysoka, zakapturzona
postać.
– Nareszcie, Harry, strasznie zmarzłem – powiedział Goodwin, kiedy go tylko zauważył. Potter przeprosił za zwłokę, na co starzec machnął ręką.
– Nareszcie, Harry, strasznie zmarzłem – powiedział Goodwin, kiedy go tylko zauważył. Potter przeprosił za zwłokę, na co starzec machnął ręką.
– Gdzie się wybieramy?
– Do miejsca, gdzie będziemy mogli
spokojnie porozmawiać – odpowiedział Harry, nakazując mu gestem dłoni iść za
sobą. Szli w milczeniu, a Harry co rusz sprawdzał czy nie są przypadkiem
śledzeni. W końcu znaleźli się przed Bijącą Wierzbą, którą Gryfon sprawnie
unieruchomił i tunelem udali się do Wrzeszczącej Chaty.
– Nie ma tu zbyt wiele luksusu, ale jest
przynajmniej bezpiecznie – wytłumaczył Harry, na co Elliot przytaknął,
zdejmując szatę. Gryfon ponownie był świadkiem, jak nagle wysoki i chudy
mężczyzna zmienia się w niskiego, otyłego staruszka.
– To tylko złudzenie – oznajmił Goodwin,
widząc minę Harry’ego. – Ta szata nadaje mi innego wyglądu, by odstraszyć
potencjalnych wrogów. Gdyby każdy widział jak wyglądam naprawdę, od razu
łatwiej byłoby im mnie zaatakować.
– Prawda. Chcesz piwo kremowe? Powinno
jeszcze tutaj być.
– Poproszę – zgodził się staruszek, na
co Harry poluzował deskę w podłodze, która okazała się skrytką. W dziurze
znajdowało się kilka piw otoczonych zaklęciem chłodzącym. Gryfon podał
starszemu czarodziejowi butelkę i usiadł na porwanym materacu.
– Czy to nie tutaj przypadkiem straszy?
– Zapytał z ciekawością Elliot, który wyczarował sobie fotel, patrząc na
porysowane ściany i drzwi oraz porozwalane meble.
– Nie, to tylko taki mit. Na równi z
moim ojcem do szkoły uczęszczał wilkołak, dla którego specjalnie posadzono
Bijącą Wierzbę.
– Czy to nie przypadkiem był przyjaciel
twojego ojca?
– Tak, to dla niego tata i Syriusz stali
się animagami – wyjaśnił Gryfon, po czym uśmiechnął się wesoło. Przyjemne
ciepło rozeszło się po jego klatce piersiowej na samą myśl o wyczynie rodziców
– był z nich niezmiernie dumny. Wielu czarodziei, kiedy tylko się dowiadują o
czyjeś likantropii, całkowicie odrzuca taką osobę. A przecież Rogacz i Łapa
dowiedzieli się mając zaledwie jedenaście lat, powinni z krzykiem udać się do
dyrektora, a nie postanowić, że rozpoczną naukę animagii, by ulżyć
przyjacielowi w cierpieniu.
– Prawdziwi przyjaciele – stwierdził
Elliot, a jego oczy stały się dziwnie odległe. – Kiedy twój dziadek żył,
również mogłem go tak nazywać. On jedyny pomógł mi postawić na nogi moją firmę
po upadku Grindelwalda, kiedy wprowadzono wiele ustaw i praw, godzących w moje
interesy.
– Jaki był dziadek i mój tata? – Zapytał
cicho Harry, bawiąc się trzymaną butelką. Zawsze lubił słuchać o swojej
rodzinie, to dawało mu możliwość na bliższe poznanie ich. Kiedy Syriusz umarł,
stracił i to. Remus nigdy nie opowiadał mu zbyt wiele, Harry nie winił go za
to. Lupin cierpiał o wiele bardziej od niego – był wilkołakiem, który stracił
swoje stado, a takiej straty to nawet Harry mógłby nie być w stanie udźwignąć.
-–Obydwaj idioci – stwierdził bez chwili
wahania Elliot, choć uśmiech rozjaśnił
jego oblicze. – Nie spotkałem w swoim życiu bardziej pokręconej rodziny niż
twoja, chłopcze. Naprawdę nie wiem jak Charlus zmusił Dorea’ę do ślubu albo w
sumie… Ona też była dziwna.
– Co masz na myśli?
– Widzisz, Dorea pochodziła z rodziny
Black’ów – Tutaj Harry uniósł zaskoczony brwi. – Boże, chłopcze, Charlus chyba
właśnie umiera po raz drugi. Ty naprawdę nic nie wiesz o swojej rodzinie? Nic,
a nic?
– Nigdy nie miałem sposobności, by się
czegoś dowiedzieć – warknął Potter. Strażnik
milczał, cały czas chowając się w głębi jego umysłu.
– No dobrze – czarodziej westchnął. – To
zacznijmy od początku. Twoim ojcem jest James Potter, syn Charlusa i Dorea’i
Potter’ów z domu Black.
– Czyli jestem spokrewniony z Syriuszem?
– Tak, choć to będzie dalekie
pokrewieństwo – przytaknął Elliot. – Powracając, Charlus został związany z
Dorea’ą już jako dzieci, jednak żadna ze stron nie była za bardzo tym
zachwycona.
– Nie lubili się? To jak doszło do
małżeństwa?
– Nie przerywaj mi, Harry – burknął
Elliot. – Jak mówiłem, zostali związani już jako małe dzieci. Wiesz, Blackowie
i Potterowie to stare rodziny, mające swoje tradycje. Co prawda wszyscy je
łamiecie lub naginacie na swoje potrzeby, ale są, a jedną z nich zawsze było
wybieranie małżonka za młodu.
– To przecież chore – wtrącił Harry. –
Nie znamy przecież tej osoby. A co z miłością?
– Widzisz, chłopcze, wiele rodzin czysto
krwistych nie przejmuje się miłością. Robią wszystko z pożytkiem dla swojego
rodu, a nie konkretnej osoby. To taka cecha wyższych sfer.
– Ale mój ojciec wyszedł za czarownicę
mugolskiego pochodzenia, czyli nie miał z nią zaaranżowanego małżeństwa.
– Zaraz do tego przejdziemy, spokojnie –
powiedział Elliot. – Widzisz, Charlus i Dorea po raz pierwszy spotkali się w
Hogwarcie. Twój dziadek był wtedy na trzecim roku, a Dorea rozpoczynała szkołę.
I to właśnie wtedy Charlus wpadł po uszy.
– Zakochał się? – Zdziwił się Gryfon.
– I to jeszcze jak – mruknął Goodwin. – Był
w niej zakochany na zabój. Wiesz, Harry, miłość od pierwszego wejrzenia jest
bardzo charakterystyczna dla twojej rodziny. Twój ojciec tak samo miał. Kiedy
tylko zauważył Lily, to został złapany w jej sidła. To był koszmar, kiedy James
wracał do domu na wakacje, a ja przypadkiem byłem u twojego dziadka. Tyle, ile
ja się nasłuchałem o twojej matce, to starczy mi do kolejnego tysiąclecia.
– O miłość mojego taty i mamy już
słyszałem – Harry uśmiechnął się. Syriusz wiele razy mówił mu o wyczynach jego
ojca, który zawsze chciał zaimponować Lily. – Ale jak było z dziadkiem i
babcią?
– No cóż, twoja babcia niezbyt pałała
miłością do twojego dziadka. Była zła na rodziców, że wybrali jej właśnie go na
przyszłego małżonka, a idiotycznie zachowanie Charlusa tylko ją odstraszało od
niego. I do tego dodać to, że on był Gryfonem, a ona Ślizgonką, więc wychodziła
mieszanka wybuchowa.
– Babcia była w Slytherin’ie?
– Harry, przecież wiesz, że tylko
Syriusz jako jedyny Black w historii całego rodu dostał się do innego domu niż
Salazara Slytherina.
– No tak, ale to takie dziwne – mruknął
Harry.
– To, że z tego domu wyszło wielu
czarnoksiężników, nie oznacza, że wszyscy Ślizgoni są źli, chłopcze. Nie
zapominaj o tym.
– Wiem doskonale, że w innych domach też
są źli czarodzieje – mruknął Harry. – Przecież Peter Pettigrew, zdrajca moich
rodziców, był Gryfonem.
– Widzisz, Harry, dom, do którego się
trafi, nie określa twojej osoby. To dopiero twoje wybory decydują o tym, jak
będą postrzegać cię inni – powiedział spokojnie Elliot, pociągając łyk swojego
piwa.
– Kończąc, twój dziadek po prostu
sprawił, że się w nim zakochała. Dorea namiętnie spławiała go za każdym razem,
kiedy tylko przychodził do niej, wyznając miłość, ale w końcu mu uległa. Było
to w jej siódmej klasie. Wtedy właśnie Charlus kończył kurs Aurora i już wtedy
był najlepszy na swoim roku, więc brano go na różne akcje. Jak wiesz, działał
wówczas Grindelwald. I na jednej z tych akcji został ranny, a o tym dowiedziała
się Dorea. Żebyś wiedział jak krzyczała w św. Mungu o jego braku
odpowiedzialności, że najpierw mówi jej, że ją kocha, a potem idzie na
durnowatą misję.
Cisza zapadła między nimi, jednak nie
była nieprzyjemna. Gryfon wyraźnie widział, że Goodwin przypominał sobie tamte
czasy. Harry wiele razy widział taką nostalgię na twarzy Syriusza czy Remusa,
kiedy zbierało się im na wspomnienia. Czasem zazdrościł im tego.
– Jak zginęli? – Spytał w końcu Harry, a
coś przebiegło po twarzy Elliota, który mocniej ścisnął trzymaną butelkę.
– Stało się to na siódmym roku James’a –
szepnął cicho, wbijając wzrok w podłogę. – Potter’owie nigdy nie chcieli
dołączyć do Czarnego Pana. Zawsze walczyli przeciw niemu, dlatego ten skurwysyn
wysłał za nimi swój oddział. Zginęli w domu, w Londynie, przy okazji zabierając
za sobą ośmiu z tych śmieci.
– Jak… Jak tata sobie z tym poradził? –
Gryfon wiedział jedno. Wolał nigdy nie mieć rodziców, niż ich mieć i stracić.
Wystarczyła mu sytuacja z Syriuszem by wiedzieć, że czasem niewiedza jest
zbawienna.
– James niedługo po ataku skończył siedemnaście
lat i uciekł z Hogwartu, chcąc się zemścić. Nie wiem co robił, ale w czasie
jego zniknięcia, w Proroku poinformowano o śmierci trzech działaczy Czarnego
Pana. Nie wiem czy była to jego sprawka, czy po prostu przypadek. Na szczęście
Albus dotarł do niego szybciej niż ktokolwiek inny i James wrócił do Hogwartu,
gdzie pomogli mu przyjaciele i Lily.
Cisza zapadła po jego słowach. Harry był
całkowicie zaskoczony opowieścią. Nigdy nie wiedział o tym – zawsze zastanawiał
się jak zginęli jego dziadkowie. Gdyby ich przecież miał, to by nie trafił do
Dursley’ów, a przynajmniej taką miał nadzieję. Wszyscy mówili mu, że został sam
jak palec, nie licząc mugolskiej siostry jego mamy, a on zawsze zastanawiał się
czy to faktycznie prawda. Teraz, kiedy usłyszał o swoich dziadkach, zrobiło mu
się dziwnie smutno. Nie znał ich, dopiero Elliot w ogóle mu przypomniał, że
przecież takowych posiadał.
– Musisz jednak wiedzieć jedno, Harry –
odezwał się nagle Goodwin. – Charlus i Dorea na pewno by cię pokochali. Pewnie
wszyscy ci mówią, że jesteś podobny do Jamesa, ale ja widzę też w tobie
Charlusa i Doreę.
– Dziękuję – powiedział cicho
zielonooki, a jego oczy stały się dziwnie mokre. Z zaskoczeniem dotknął
policzków, po których spływały łzy. Natychmiast zaczął je ocierać rękawem
bluzy. Strażnik nagle wypłynął z
zakamarków jego umysłu, wysyłając mu falę ciepła i miłości. Spowodowało to
jedynie, że szloch się wzmocnił.
– Spokojnie, Harry – Elliot wstał z
wyczarowanego przez siebie fotela i podszedł do Gryfona. Kucnął obok niego,
kładąc mu dłonie na ramiona. – Płacz jest dobry, by oczyścić się z emocji,
dlatego nie żałuj go sobie.
Harry nie wiedział ile tak spędził
czasu, otoczony miłością Strażnika i
ciepłem Elliota. Starszy czarodziej milczał, pozwalając mu na takiego zachowanie.
Potter był mu wdzięczny.
– Opowiesz mi o Strażniku? – Zapytał w końcu, kiedy się uspokoił. Elliot usiadł
koło niego, na rozpadającym się materacu i odłożył pustą butelkę na ziemię.
– Nie wiem zbyt wiele. Potterowie
skrzętnie skrywali tajemnicę o Strażnikach.
Gdyby dowiedział się o tym ktoś niepowołany, zaczęłaby się zapewne nagonka.
– Dlaczego? Mój przyjaciel mówił mi, że
posiadanie Strażnika to dar.
– I tak, i nie – przytaknął Elliot. –
Wiele starych rodów traktuje Kontrahentów
jako osoby objawione. Kiedy ród ma jednego, wtedy puszy się jak tylko może.
Daje to prestiż i niezwykłą moc. Z drugiej strony, kiedy ludzi dowiadują się,
że ktoś jest Kontrahentem, stają się
wobec takiej osoby podejrzliwi. Strach powoduje w nich nienawiść, a zbyt mała wiedza
o ich możliwościach, pobudza ich do nieprzewidzianych działań. Kiedy ludzie się
boją, robią straszne rzeczy, Harry.
– Yhym – Gryfon przytaknął, zgadzając
się z Goodwin’em.
– Charlus kiedyś opowiadał mi legendę o
założycielu waszego rodu. Był to niejaki Garrick czy coś podobnego, który był
znany wówczas jako „Ten co rozumie”, widzisz, mówiłem ci o waszych głupich
ksywkach…
– Hej, nie mamy wpływu na to jak mówią o
nas ludzie – burknął Harry, choć uśmiech rozjaśnił jego buzię. Strażnik oplatał go niczym wąż, dalej
lekko bucząc niczym fałszoskop.
– Niby tak, Harry. Wracając, Garrick
został tak nazwany przez ludzi, ponieważ potrafił z łatwością oddać się Nurtowi, dlatego posiadał dużą wiedzę.
Mówi się, że w czasie jednej z Wędrówek
natrafił na umysł Lueveni. Jedni mówią, że była tak jak on, czarownicą, która
potrafiła również trafić do Nurtu,
jednak według legendy był to byt magiczny, może demon. Nie ważne. Garrick i
Luevenia zakochali się w sobie i potem wyszło jak wyszło. Od tej pory każdy z
Potter’ów w swoje siedemnaste urodziny dostaje Strażnika.
– Ja nie mam jeszcze siedemnastu lat –
zauważył Harry. – Dlaczego więc mam Strażnika?
– Widzisz, Harry. Charlus wiele razy mi
mówił, że Strażnik mógł się objawić
wcześniej, dbając o swojego podopiecznego od jego najmłodszych lat, ale dopiero
w siedemnaste urodziny zawiązuje się pełny Kontrakt.
Przynajmniej tyle mi wiadomo.
– Czyli przekonam się dopiero za pół
roku? – Harry jęknął. Strażnik
pozostawał niewzruszony, ignorując rozmowę.
– No chyba, że twój postanowi inaczej i
się objawi wcześniej, w co szczerze mówiąc wątpię.
– Ekstra.
**
Deszcz
dudnił o szyby, a co jakiś czas grzmoty przecinały niebo. Harry wzdychając,
przekładał księgi, a puste półki przecierał morką szmatą.
– Zachciało mi się pyskować – mruknął
cicho Gryfon, patrząc ze zrezygnowaną miną na cały regał, który musiał
uprzątnąć bez użycia magii. Zielonooki mógł się założyć o swoją pelerynę niewidkę, że była to ta część
biblioteki, która nigdy nie była używana przez uczniów, dlatego skrzaty całkowicie
ignorowały ja przy sprzątaniu. „Ewentualnie
Flich zakazał im to robić, by mieć czym dręczyć uczniów” Pomyślał,
odkładając tomy na umyte miejsce. Myśl, która oplotła jego umysł, wcale nie
polepszyła jego samopoczucia.
– Dobra, wiem, moja wina – burknął w
odpowiedzi na impuls Strażnika.
Doskonale wiedział, że dostał szlaban tylko dlatego, że na niego zasłużył. W
końcu niepotrzebnie zaczął stawiać się Faustowi. Potter mógł właśnie teraz
przyznać, że jego zachowanie było bezczelne, a profesor obrony nie zrobił nic,
by sobie na nie zasłużyć. Przecież kazał mu jedynie przestać się zachowywać jak
rozchwiana emocjonalnie panienka, a on niepotrzebnie się wkurzył. Faust miał
rację w swoim osądzie, Harry od rana chodził wściekły jak hipogryf, a
nauczyciel oberwał tylko dlatego, że akurat był pod ręką.
– Przeproszę go po następnych zajęciach,
zadowolony? – Mruknął, a w odpowiedzi drugi umysł uszczypnął go w policzek.
Gryfon zmiął w ustach przekleństwo, po czym sięgnął po księgi z kolejnych
półek. Niestety jedna z nich wyślizgnęła mu się z dłoni, co spowodowało, że
kolejne zleciały z hukiem na ziemie, wznosząc w powietrze zaległy kurz. Chłopak
zakaszlał, przecierając załzawione oczy.
– Panie Potter? – Dobiegł go zmartwiony
głos pani Pince, która stanęła ze sceptyczną miną w przejściu.
– Przepraszam – mruknął Gryfon, a jego
policzki zarumieniły się delikatnie. Bibliotekarka jedynie westchnęła z
udręczoną miną.
– Panie Potter, proszę uważać. Właśnie
czyści pan hogwardzkie kroniki, dlatego proszę o więcej delikatności –
powiedziała kobieta, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła między
regałami. Harry mruknął coś niewyraźnego pod nosem, za co Strażnik wysłał mu karcącą myśl.
– No i co z tego, że kroniki? – Burknął.
– Przecież są to jakieś zdjęcia ludzi, których już da…
Nagle zamarł, przypominając sobie słowa
Remusa sprzed wakacji „James oświadczył
się twojej mamie na balu absolwentów. Dorcas Meadows, przyjaciółka twojej mamy,
robiła wtedy kronikę…” Harry spojrzał na leżące na ziemi książki, po czym
zaczął gorączkowo szukać odpowiedniego rocznika. Kiedy go nie znalazł, odwrócił
się z powrotem do regału i zaczął przejeżdżać palcem po grzbietach książek.
– Pięćdziesiąty czwarty… pięćdziesiąty
dziewiąty… czterdziesty drugi… - mruczał pod nosem. – sześćdziesiąty … Bingo!
– Panie Potter, w bibliotece się nie
krzyczy.
– Przepraszam, pani Pince – odpowiedział
jej, jednocześnie wyjmując tom spośród książek. Przetarł zakurzoną okładkę, na
której dużymi, złotymi literami napisane było „Kronika rocznik 1960”. Lekko
drżącymi dłońmi otworzył książkę, na pierwszej stronie było zrobione zdjęcie
całego rocznika z klasy pierwszej, gdzie doskonale było widać podział na domy.
Szybko rozpoznał swojego ojca i Syriusza, który śmiali się, puszczając oczka do
zdjęć, a James co chwila zaczepiał dziewczynkę w warkoczu. Harry zmarszczył
brwi, rozpoznając w niej swoją matkę. Przyjemne ciepło rozlało się w jego
piersi. Tuż pod zdjęciem napisane było „Prawie
się pozabijaliśmy, ale udało nam się zdać”. Uśmiechnął się, po czym
przewinął dalej. Był tam spis nauczycieli, a zaraz za nimi były grupowe zdjęcia
prefektów i domowych drużyn Quidditcha.
Harry uważnie przyjrzał się zdjęciu,
przedstawiającym drużynę Gryffindoru, gdzie dumnie stał James Potter z
przypiętą do piersi odznaką kapitana. Gryfon dopiero teraz zobaczył ich
uderzające podobieństwo. Jego ojciec na tym zdjęciu był najprawdopodobniej w
jego wieku i wyglądał tak samo jak on. Strażnik
poprawił go automatycznie, że jest na odwrót, bo to on jest synem. Harry zignorował
go, dalej przyglądając się ojcu. Rogacz miał te same rozczochrane włosy,
okrągłe okulary i posturę. Gryfon teraz zrozumiał dlaczego Remus, kiedy go
zobaczył po raz pierwszy, nazwał go James’em. Jego ojciec wyglądał na tym
zdjęciu jak jego bliźniak.
Rogacz bawił się zniczem, który puszczał
co chwila, by go zaraz złapać. Po jego lewej stronie stał Syriusz, trzymający w
dłoni kafla i gadający z jakąś dziewczyną. Harry mógł się założyć o wszystkie
swoje pieniądze, że jego ojciec chrzestny jak zwykle flirtował, o czym zaraz
zaświadczyły ciemniejsze policzki dziewczyny.
Harry przerzucił strony, a kiedy nie
rozpoznawał nikogo, leciał dalej. W kronice znajdowało się bardzo mało zdjęć
związanych z początkowymi latami rocznika ’60., więcej dopiero pojawiło się z
okresu szóstego i siódmego roku nauki. Harry widział na jednej z fotografii
Snape’a w towarzystwie swojej matki, którzy jednak nie wyglądali na
szczęśliwych. Gryfonowi przypominało to bardziej kłótnie albo po prostu
nieprzyjemną wymianę zdań. Ktoś zaraz pod zdjęciem napisał : „Koniec przyjaźni. Evans zrywa ze
Smarkerusem” i dorysował jakiś rysunek, przedstawiający gnój, a pod nim
znajdował się kolejny dopisek : „Evans
zrozumiała, że za mną szaleje”. Harry pokręcił z rozbawieniem głową.
Kolejne zdjęcia przedstawiały różnych
uczniów, choć najwięcej zdjęć posiadali Huncwoci i ich numery. Było też kilka zdjęć
jego matki, a jedno z nich Harry po prostu wyjął i włożył do kieszeni.
Przedstawiało ono jego matkę, która siedziała oparta o pień drzewa z książką na
kolanach i przygryzała końcówkę pióra. Kiedy fotograf podszedł, podniosła głowę
i szczerze się uśmiechnęła.
Gryfon w końcu dotarł do ostatnich
stron, gdzie już widział swoich rodziców razem, którzy przemierzali korytarze
trzymając się za rękę. Chciał nawet ponownie zabrać zdjęcie, ale powstrzymał
się. Dopiero kiedy zobaczył fotografię z balu, gdzie jego ojciec oświadczył się
jego matce, natychmiast wyjął ją i uważnie się jej przyjrzał.
Na pierwszym planie jego rodzice
wirowali w tańcu, ale zaraz zatrzymali się i James klęknął, wyciągając przed
sobą pierścionek. Lily z krzykiem rzuciła się na niego, przewracając go.
Całowała go i śmiała się na zmianę. W oddali Harry zauważył Syriusza i Remusa,
którzy trzymali w górze kieliszki z jakimś napojem i kiedy tylko James odwrócił
do nich głowę, unieśli je w ramach toastu.
Zawsze
są z tobą, wysłał mu drugi
umysł, na co Harry uśmiechnął się wesoło. Z uwagą schował zdjęcie do swojej
kieszeni, uważając, by go przypadkiem nie zgiąć. Obejrzał kronikę do końca i powrócił
do pracy w o wiele lepszym humorze. Podczas przecierania kurzu nawet
pogwizdywał pod nosem, a kiedy skończył odrabiać swój szlaban, życzył
zdziwionej pani Pince dobrej nocy i udał się do swojej wieży.
~
– Pamiętajcie, polegamy na naszym partnerze – przypomniał Harry, patrząc uważnie
po Gwardzistach. – Ma on się stać naszą drugą różdżką, a nie przeklętą kłodą!
– Staramy się – jęknęła Parvati,
opierając się plecami o swoją bliźniaczkę. Obydwie były zmęczone, choć dalej
starały zachować pion, by jeszcze bardziej nie rozeźlić swojego przyjaciela.
– Parvati, wy z Padmą powinniście
stanowić niepokonany duet – stwierdził Harry, patrząc na siostry uważnie. –
Jesteście bliźniaczkami, powinniście wyczuwać swoje ruchy. Weźcie przykład z
Paula i Klemensa.
Fetterman’owie wyprostowali się
natychmiast z dumną miną, na co Padma wystawiła im środkowy palec, mrucząc coś
pod nosem. Zielonooki pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
– Dobra, zrobimy inaczej – stwierdził,
uważnie słuchając napływających myśli od Strażnika.
Kiedy ten skończył, Harry uśmiechnął się wesoło, na co niemal wszyscy
Gwardziści jęknęli zgodnie.
– Jesteś gorszy od Snape’a – burknęła
Charleen, a wszyscy bezgłośnie jej przytaknęli. Jeśli chodziło o naukę, Potter
nikomu z nich nie odpuszczał. Wymagał tylko więcej i więcej. Najbardziej
wkurzające dla wszystkich było to, że Gryfon uczył się przecież razem z nimi, a
potrafił robić wszystkie te rzeczy o wiele lepiej. Kiedy ktoś stawał się jego
partnerem, automatycznie duet zgrywał się.
– Cicho tam – mruknął Harry, choć jego
oczy zabłyszczały wesoło. – Dobra, zanim przejdziemy do tego, co chcę zrobić,
musimy jakoś stwierdzić na czym polega problem.
– Nikt nie jest tobą? – Rzucił Terry, na
co natychmiast został zgromiony spojrzeniem.
– To nie znaczy, że tylko mi może to
wychodzić. Przecież wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, więc nie rozumiem
czemu macie problem stać się zespołem z jedną osobą. Boję się pomyśleć co się
stanie, jak podzielimy się na większe grupy.
– Harry, ale Terry ma rację –
powiedziała Hermiona. – Po prostu ty potrafisz zgrać się z każdym. Nie wiem na
czym to polega, ale kiedy jestem z tobą w parze, to doskonale wiem czego się po
tobie spodziewać. Wiem, że doskonale umiesz atakować, więc bronię. Wiem, że
lubisz używać prawej ręki, więc ja trzymam się bardziej twojej lewej strony.
– To może był błąd, że sami się
dobraliśmy – stwierdził nagle Glenn, a każdy spojrzał na niego zaskoczony. –
Dobraliśmy się według tego jak się lubimy, z kim bardziej wolimy przebywać.
Może to na tym polega błąd?
– Ale przecież i tak wymieniamy się
partnerami – stwierdził Neville.
– Tak, ale jeśli nauczymy się walczyć
dobrze z jedną osobą, może nam łatwiej pójść z kolejną – podchwyciła Hermiona.
– To co, turniej jakiś? – Zapytała
zaskoczona Ginny.
– To faktycznie nie jest głupi pomysł –
mruknęła Granger. – Jeśli każdy z nas pokaże swoje umiejętności, dobierzemy się
tak, by być całkowicie kompatybilni. Później zobaczymy jak nam wtedy pójdzie ze
zmianą partnera.
– Jak mamy zamiar to zrobić? – Spytał
Ron. – Turniej niewiele nam da. Przecież mniej więcej wiemy jak walczymy.
– Niby tak, ale może to da coś więcej –
podsunęła Hanna. Wszyscy przytaknęli i Gwardziści spojrzeli uważnie na
Harry’ego, który najwidoczniej był zajęty własnymi myślami. Zielonooki, kiedy
tylko wyczul spojrzenia innych, wybudził się z rozmyślań, po czym rozejrzał się
po przyjaciołach.
– Hej, nie ma mowy!
– Harry, tylko z tobą możemy walczyć, by
pokazać cały nasz arsenał – stwierdziła wesoło Luna, po czym stanęła naprzeciw
Gryfona. Każdy spojrzał na nią z zaskoczeniem. Dziewczyna nagle jakby
spoważniała, a rozmarzony wyraz jej twarzy zniknął. Zmrużyła zawsze nieobecne
oczy.
– Drętwota!
**
Harry
przemierzał korytarze Hogwartu z Ronem i Hermioną. Całą trójką kierowali się w
stronę wieży. Byli właśnie odwiedzić Hagrida, który niezmiernie się ucieszył na
widok trójki Gryfonów. Posiedzieli, wypili herbatę, poudawali, że zjedli
kawałek ciasta i uciekli pod pretekstem nauki.
– Myślałem, że już nie wyjdziemy –
jęknął Ron.
– Ron, jak możesz tak mówić!
– Herm, on próbował w nas wepchnąć te
kamyki – próbował się wytłumaczyć rudzielec, na co Harry zachichotał pod nosem.
– Hej, nie śmiej się stary, to nie ty
siedziałeś na widoku .Ty mogłeś chociaż udawać, że jesz – żachnął się Weasley,
na co Gryfon wystawił mu język. Hermiona pokręciła z rozbawieniem głową.
– Panie Potter – głos McGonagall
zatrzymał ich w połowie drogi. – Profesor Dumbledore prosi pana do swojego
gabinetu. Proszę za mną.
– Przyjdę później – pożegnał się Harry z
przyjaciółmi i podążył za swoją opiekunką domu. Szli w milczeniu, a kiedy
doszli do chimery chroniącej wejście do gabinetu dyrektora, nauczycielka
powiedziała hasło i odeszła. Gryfon wszedł po schodach i zapukał do drzwi.
Kiedy usłyszał pozwolenie, wszedł do środka.
– Cieszę się, że tak szybko przyszedłeś,
Harry – powiedział wesoło Dumbledore, wskazując mu dłonią fotel naprzeciw jego
biurka. Gryfon usiadł, patrząc uważnie na dyrektora.
– Czego pan chciał, profesorze?
– Mam do ciebie kilka pytań –
odpowiedział spokojnie starzec. – Może dropsa?
– Nie, dziękuję – Harry niemal
uśmiechnął się, widząc jak mężczyzna natychmiast wkłada do ust swój ulubiony
cukierek. Strażnik wysłał mu impuls,
na który Harry nienaturalnie krząknął, próbując zagłuszyć śmiech.
– Może się napijesz? – Zaproponował
zmartwionym głosem dyrektor, na co zielonooki był w stanie tylko przytaknąć.
Starczy czarodziej natychmiast machnął różdżką, a na blacie biurka pojawił się
imbryk i dwie filiżanki, do których nalazł herbaty.
– To o co pan chciał spytać, profesorze?
– Zapytał Harry, sięgając po napój.
– Czy wiesz już może, mój drogi
chłopcze, gdzie spędzisz tegoroczne święta? Już niedługo opiekunowie będą
tworzyć listy.
– Ron na pewno mi zaproponuje, bym
pojechał do niego – odpowiedział po chwili namysłu Gryfon. – Chciałbym jednak
również udać się do swojego mieszkania. Czy byłoby to możliwe?
– I właśnie o to mi chodziło, Harry –
dyrektor upił łyk herbaty. – Pamiętasz, obiecałem ci w ogrodach Heleny, że
kiedy tylko pozwolisz mi założyć kilka dodatkowych barier wokół twojego domu,
będziesz mógł tam wrócić.
– Naprawdę? – Zielonooki natychmiast
wyprostował się, a zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy. Dumbledore,
widząc to, westchnął.
– Wiem, Harry, że wiele moich
wcześniejszych działań były dla ciebie niezrozumiałe i w pewnym sensie
krzywdzące, ale już mi wiele razy mówiłeś, żebym zaczął traktować cię jak
dorosłego. Myślę dlatego, że to wielki krok, by naprawić nasze relacje.
– To nie tak, że mamy co naprawiać –
zaczął cicho Harry, patrząc w swoją filiżankę. – Wiem, że chciał pan dla mnie
jak najlepiej, tylko po prostu czasem faktycznie byłoby lepiej, gdyby podzielił się pan ze mną swoimi planami. Wtedy
mógłbym nie popełnić wiele głupstw.
– Przepraszam, mój chłopcze.
– Nie ma za co, dyrektorze – Harry uśmiechnął
się do niego szeroko. – Może w zeszłym roku zdemolowałem panu gabinet i
wykrzyczałem kilka niemiłych słów, to jednak nigdy nie miałem ich na myśli.
– Wiem, mój drogi – oczy dyrektora
zamigotały. – Poza tym, dzięki tobie udało mi się odnaleźć jedną z moich
ulubionych figurek, która zaginęła mi już bardzo dawno temu.
– Yhym – Harry upił łyk gorącego napoju.
– To wydaje mi się, że w przyszły
weekend mógłbyś mnie zabrać ze sobą i wtedy bym trochę popracował nad twoimi
barierami. Sądzę również, że Remus na pewno będzie chciał nam wtedy
towarzyszyć.
– Już wrócił? Nic mu nie jest? Nie
dostałem już dawno od niego żadnej wiadomości.
– Wszystko dobrze – odpowiedział
spokojnie Dumbledore. – Remus był bardzo zajęty, ale już na szczęście wrócił.
– To dobrze. Chciał pan jeszcze o coś
zapytać?
– Tak, mój drogi. Jestem ciekaw jak tam
wygląda sprawa ze Strażnikiem.
– Wszystko dobrze, profesorze –
odpowiedział spokojnie Harry, uważnie myśląc nad swoimi słowami. Nie chciał jak
na razie zdradzać tego, co udało mu się dowiedzieć od Elliota, a Strażnik również mu to odradzał.
– Żadnych problemów?
– Nie, wydaje mi się, że mnie lubi.
– To wspaniała wiadomość, mój chłopcze.
W takim razie to wszystko, co chciałem wiedzieć. Jesteśmy umówieni w ten
weekend. Przyjdź do mnie w takim razie w sobotę po śniadaniu, dobrze?
– Tak – przytaknął zielonooki, po czym
wypił do końca swoją herbatę. Postawił filiżankę na stole i pożegnawszy się,
wyszedł. Natychmiast skierował swoje kroki w kierunku sowiarni. Musiał
poinformować Regulusa, że ten musi się ulotnić z mieszkania w najbliższą
sobotę.
___
Haha, możecie być ze mnie dumni. Napisałam go, a myślałam, że nie dam rady. A jednak, trzeba się przecież jakoś odstresować przed maturką, nee? ;D
Rozdział jest jaki jest. Pisałam go na raty i jestem trochę niezadowolona, ale ogólnie objął wszystko, co miał zawrzeć, chociaż tyle dobrze. Następny będzie zawierał trochę akcji... tak mi się przynajmniej wydaje ;)
Ogólnie, wersja niepoprawiona, więc możecie wytykać mi błędy do woli, a ja postaram się je sukcesywnie poprawiać, chyba, że poczekacie aż namówię Setsu do sprawdzenia tego ;D
I jak to powiedziała moja koleżanka po zakończeniu roku "Mam już średnie do CV" xD
Znad krzaczastych,
Lau~
Ps. Nie mam bladego pojęcia kiedy ukaże się kolejny rozdział.
Ps2. Nie ma gotyckiego znaczka, bo mi tutaj nie pasował.
Ps3. [Wiem, zapominalska jestem] Dziękuję za wszystkie komentarze.
Ps.4 [Bez komentarza xd} Zrobiłam nowe karty bohaterów ;)Poszukuję jednak dalej obrazka jakiegoś przedstawiającego Elliota, ale nie mogę znaleźć >< Jakby ktoś widział, to mógłby dać ;D
Haha, możecie być ze mnie dumni. Napisałam go, a myślałam, że nie dam rady. A jednak, trzeba się przecież jakoś odstresować przed maturką, nee? ;D
Rozdział jest jaki jest. Pisałam go na raty i jestem trochę niezadowolona, ale ogólnie objął wszystko, co miał zawrzeć, chociaż tyle dobrze. Następny będzie zawierał trochę akcji... tak mi się przynajmniej wydaje ;)
Ogólnie, wersja niepoprawiona, więc możecie wytykać mi błędy do woli, a ja postaram się je sukcesywnie poprawiać, chyba, że poczekacie aż namówię Setsu do sprawdzenia tego ;D
I jak to powiedziała moja koleżanka po zakończeniu roku "Mam już średnie do CV" xD
Znad krzaczastych,
Lau~
Ps. Nie mam bladego pojęcia kiedy ukaże się kolejny rozdział.
Ps2. Nie ma gotyckiego znaczka, bo mi tutaj nie pasował.
Ps3. [Wiem, zapominalska jestem] Dziękuję za wszystkie komentarze.
Ps.4 [Bez komentarza xd} Zrobiłam nowe karty bohaterów ;)Poszukuję jednak dalej obrazka jakiegoś przedstawiającego Elliota, ale nie mogę znaleźć >< Jakby ktoś widział, to mógłby dać ;D
Piękne! Ten fragment jak Harry słucha o swojej rodzinie i sposób w jaki przedstawiłaś los Potterów, ja proszę o więcej! Osobiście uwielbiam Dorcas, a jej historia w twoim blogu... Kurczę, brak mi słów jak powiedzieć, że mi się tak bardzo podoba :D I pomysł z kroniką - mistrzostwo. Zyskałaś stałą czytelniczkę, która jest oczarowana twoją opowieścią.
OdpowiedzUsuńByłam tu już raz, wcześniej, jednak pewne sprawy nie pozwoliły mi doczytać do końca, a co za tym idzie - skomentować. ;)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się historia rodowa Potterów. Tak, zawsze wyobrażałam sobie, że to była dość... figlarna rodzina. ;) Jestem jednak zaintrygowana Elliotem i trochę podejrzliwa w stosunku do niego. Ale z ludźmi ukrywającymi swój faktyczny wygląd nigdy nic nie wiadomo. ;)
No proszę, Dumbledore trochę mądrzeje na starość. Chwali się.
I jestem ciekawa, jak wypadła Luna w pojedynku z Harrym.
Pozdrawiam,
Eileen
Hej!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie opisałaś historię Potterów. Jestem nią oczarowana. Te kroniki i napisy pod zdjęciami: po prostu pięknie.
Dropsowi na starość odbija, czy co? To było, aż głupie. Ale musiał się spytać, czy Harry nie chcę dropsa. Byłoby nie ważne.
Czekam na NN.
Pozdrawiam:*
Zapraszam na http://zaczarowany-spis-opowiadan.blogspot.com/
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry jest drugim Snaipem jako nauczyciel i to mi się podoba, wiele się dowiedział o swojej rodzinie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo fantastyczny rozdział, wiele dowiedział się na temat swojej rodziny, wspaniale Harry to drugi Snape jeśli chodzi o nauczanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, Harry teraz sporo dowiedział się o swojej rodzinie, i to jak nauczał... prawdziwy z niego Snape ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza