niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział piętnasty





Nie pojawiaj się na Nokturnie.
R.

            Harry ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się listowi, który przyniosła mu bura sowa, patrząca na niego spod łba. Potter stwierdził, że musiało to być związane z okropną wichurą, jaka panowała na dworze, ale zignorował ptaka, który bardzo szybko odleciał w tylko sobie znanym kierunku.
            Bardziej interesujący dla Gryfona okazał się list. Harry nie miał żadnych wątpliwości, kto go napisał, jednak wiadomość była tak dziwna, że tylko bardziej go zmartwiła i jednocześnie zaciekawiła. Nie rozumiał, co Regulus miał na myśli, ostrzegając go przed pojawianiem się na Nokturnie – przecież wiele razy już tam był i nic mu się nigdy nie stało, nie licząc oczywiście przypadkowego Crucio. Kiedy tylko Gryfon zapytał o to Hermionę, dziewczyna stwierdziła, że coś musiało się wydarzyć i dlatego Regulus go ostrzegł. Panna Granger zmusiła go jeszcze, żeby złożył jej obietnice, że w najbliższym czasie faktycznie nie wybierze się na Nokturn.

**   

            Czarnowłosy Gryfon przemierzał korytarze, uważnie rozglądając się. Cisza nocna rozpoczęła się kilka minut temu, a Harry jakoś nie miał ochoty wpaść na Snape’a czy Filch’a, dlatego poruszał się cicho i uważnie.
            Ubrany był w ciemny płaszcz, a wokół szyi ciasno związał szalik. Włosy jak zwykle sterczały mu we wszystkie strony, a zielony oczy schowane były za błękitnymi soczewkami. Sławna blizna schowana była pod dużą ilością fluidu, który ponownie zabrał Hermionie. Szedł na spotkanie z Elliotem, nie chciał, by ktoś go niepotrzebnie rozpoznał. Miał już wystarczająco problemów, nie potrzebował kolejnego do swojej kolekcji.
            Kiedy tylko pojawił się w Hogsmeade, ruszył natychmiast pod Miodowe Królestwo, gdzie umówił się ze starszym czarodziejem. Pod sklepem stała już wysoka, zakapturzona postać.
 Nareszcie, Harry, strasznie zmarzłem – powiedział Goodwin, kiedy go tylko zauważył. Potter przeprosił za zwłokę, na co starzec machnął ręką.
  Gdzie się wybieramy?
 Do miejsca, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać – odpowiedział Harry, nakazując mu gestem dłoni iść za sobą. Szli w milczeniu, a Harry co rusz sprawdzał czy nie są przypadkiem śledzeni. W końcu znaleźli się przed Bijącą Wierzbą, którą Gryfon sprawnie unieruchomił i tunelem udali się do Wrzeszczącej Chaty.
 Nie ma tu zbyt wiele luksusu, ale jest przynajmniej bezpiecznie – wytłumaczył Harry, na co Elliot przytaknął, zdejmując szatę. Gryfon ponownie był świadkiem, jak nagle wysoki i chudy mężczyzna zmienia się w niskiego, otyłego staruszka.
 To tylko złudzenie – oznajmił Goodwin, widząc minę Harry’ego. – Ta szata nadaje mi innego wyglądu, by odstraszyć potencjalnych wrogów. Gdyby każdy widział jak wyglądam naprawdę, od razu łatwiej byłoby im mnie zaatakować.
 Prawda. Chcesz piwo kremowe? Powinno jeszcze tutaj być.
 Poproszę – zgodził się staruszek, na co Harry poluzował deskę w podłodze, która okazała się skrytką. W dziurze znajdowało się kilka piw otoczonych zaklęciem chłodzącym. Gryfon podał starszemu czarodziejowi butelkę i usiadł na porwanym materacu.
 Czy to nie tutaj przypadkiem straszy? – Zapytał z ciekawością Elliot, który wyczarował sobie fotel, patrząc na porysowane ściany i drzwi oraz porozwalane meble.
 Nie, to tylko taki mit. Na równi z moim ojcem do szkoły uczęszczał wilkołak, dla którego specjalnie posadzono Bijącą Wierzbę.
 Czy to nie przypadkiem był przyjaciel twojego ojca?
 Tak, to dla niego tata i Syriusz stali się animagami – wyjaśnił Gryfon, po czym uśmiechnął się wesoło. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego klatce piersiowej na samą myśl o wyczynie rodziców – był z nich niezmiernie dumny. Wielu czarodziei, kiedy tylko się dowiadują o czyjeś likantropii, całkowicie odrzuca taką osobę. A przecież Rogacz i Łapa dowiedzieli się mając zaledwie jedenaście lat, powinni z krzykiem udać się do dyrektora, a nie postanowić, że rozpoczną naukę animagii, by ulżyć przyjacielowi w cierpieniu.
– Prawdziwi przyjaciele – stwierdził Elliot, a jego oczy stały się dziwnie odległe. – Kiedy twój dziadek żył, również mogłem go tak nazywać. On jedyny pomógł mi postawić na nogi moją firmę po upadku Grindelwalda, kiedy wprowadzono wiele ustaw i praw, godzących w moje interesy.
– Jaki był dziadek i mój tata? – Zapytał cicho Harry, bawiąc się trzymaną butelką. Zawsze lubił słuchać o swojej rodzinie, to dawało mu możliwość na bliższe poznanie ich. Kiedy Syriusz umarł, stracił i to. Remus nigdy nie opowiadał mu zbyt wiele, Harry nie winił go za to. Lupin cierpiał o wiele bardziej od niego – był wilkołakiem, który stracił swoje stado, a takiej straty to nawet Harry mógłby nie być w stanie udźwignąć.
-Obydwaj idioci – stwierdził bez chwili wahania Elliot, choć  uśmiech rozjaśnił jego oblicze. – Nie spotkałem w swoim życiu bardziej pokręconej rodziny niż twoja, chłopcze. Naprawdę nie wiem jak Charlus zmusił Dorea’ę do ślubu albo w sumie… Ona też była dziwna.
 Co masz na myśli?
 Widzisz, Dorea pochodziła z rodziny Black’ów – Tutaj Harry uniósł zaskoczony brwi. – Boże, chłopcze, Charlus chyba właśnie umiera po raz drugi. Ty naprawdę nic nie wiesz o swojej rodzinie? Nic, a nic?
 Nigdy nie miałem sposobności, by się czegoś dowiedzieć – warknął Potter. Strażnik milczał, cały czas chowając się w głębi jego umysłu.
 No dobrze – czarodziej westchnął. – To zacznijmy od początku. Twoim ojcem jest James Potter, syn Charlusa i Dorea’i Potter’ów z domu Black.
 Czyli jestem spokrewniony z Syriuszem?
 Tak, choć to będzie dalekie pokrewieństwo – przytaknął Elliot. – Powracając, Charlus został związany z Dorea’ą już jako dzieci, jednak żadna ze stron nie była za bardzo tym zachwycona.
 Nie lubili się? To jak doszło do małżeństwa?
 Nie przerywaj mi, Harry – burknął Elliot. – Jak mówiłem, zostali związani już jako małe dzieci. Wiesz, Blackowie i Potterowie to stare rodziny, mające swoje tradycje. Co prawda wszyscy je łamiecie lub naginacie na swoje potrzeby, ale są, a jedną z nich zawsze było wybieranie małżonka za młodu.
 To przecież chore – wtrącił Harry. – Nie znamy przecież tej osoby. A co z miłością?
 Widzisz, chłopcze, wiele rodzin czysto krwistych nie przejmuje się miłością. Robią wszystko z pożytkiem dla swojego rodu, a nie konkretnej osoby. To taka cecha wyższych sfer.
 Ale mój ojciec wyszedł za czarownicę mugolskiego pochodzenia, czyli nie miał z nią zaaranżowanego małżeństwa.
 Zaraz do tego przejdziemy, spokojnie – powiedział Elliot. – Widzisz, Charlus i Dorea po raz pierwszy spotkali się w Hogwarcie. Twój dziadek był wtedy na trzecim roku, a Dorea rozpoczynała szkołę. I to właśnie wtedy Charlus wpadł po uszy.
 Zakochał się? – Zdziwił się Gryfon.
 I to jeszcze jak – mruknął Goodwin. – Był w niej zakochany na zabój. Wiesz, Harry, miłość od pierwszego wejrzenia jest bardzo charakterystyczna dla twojej rodziny. Twój ojciec tak samo miał. Kiedy tylko zauważył Lily, to został złapany w jej sidła. To był koszmar, kiedy James wracał do domu na wakacje, a ja przypadkiem byłem u twojego dziadka. Tyle, ile ja się nasłuchałem o twojej matce, to starczy mi do kolejnego tysiąclecia.
 O miłość mojego taty i mamy już słyszałem – Harry uśmiechnął się. Syriusz wiele razy mówił mu o wyczynach jego ojca, który zawsze chciał zaimponować Lily. – Ale jak było z dziadkiem i babcią?
 No cóż, twoja babcia niezbyt pałała miłością do twojego dziadka. Była zła na rodziców, że wybrali jej właśnie go na przyszłego małżonka, a idiotycznie zachowanie Charlusa tylko ją odstraszało od niego. I do tego dodać to, że on był Gryfonem, a ona Ślizgonką, więc wychodziła mieszanka wybuchowa.
 Babcia była w Slytherin’ie?
 Harry, przecież wiesz, że tylko Syriusz jako jedyny Black w historii całego rodu dostał się do innego domu niż Salazara Slytherina.
 No tak, ale to takie dziwne – mruknął Harry.
 To, że z tego domu wyszło wielu czarnoksiężników, nie oznacza, że wszyscy Ślizgoni są źli, chłopcze. Nie zapominaj o tym.
 Wiem doskonale, że w innych domach też są źli czarodzieje – mruknął Harry. – Przecież Peter Pettigrew, zdrajca moich rodziców, był Gryfonem.
 Widzisz, Harry, dom, do którego się trafi, nie określa twojej osoby. To dopiero twoje wybory decydują o tym, jak będą postrzegać cię inni – powiedział spokojnie Elliot, pociągając łyk swojego piwa.
 Kończąc, twój dziadek po prostu sprawił, że się w nim zakochała. Dorea namiętnie spławiała go za każdym razem, kiedy tylko przychodził do niej, wyznając miłość, ale w końcu mu uległa. Było to w jej siódmej klasie. Wtedy właśnie Charlus kończył kurs Aurora i już wtedy był najlepszy na swoim roku, więc brano go na różne akcje. Jak wiesz, działał wówczas Grindelwald. I na jednej z tych akcji został ranny, a o tym dowiedziała się Dorea. Żebyś wiedział jak krzyczała w św. Mungu o jego braku odpowiedzialności, że najpierw mówi jej, że ją kocha, a potem idzie na durnowatą misję.
Cisza zapadła między nimi, jednak nie była nieprzyjemna. Gryfon wyraźnie widział, że Goodwin przypominał sobie tamte czasy. Harry wiele razy widział taką nostalgię na twarzy Syriusza czy Remusa, kiedy zbierało się im na wspomnienia. Czasem zazdrościł im tego.
 Jak zginęli? – Spytał w końcu Harry, a coś przebiegło po twarzy Elliota, który mocniej ścisnął trzymaną butelkę.
 Stało się to na siódmym roku James’a – szepnął cicho, wbijając wzrok w podłogę. – Potter’owie nigdy nie chcieli dołączyć do Czarnego Pana. Zawsze walczyli przeciw niemu, dlatego ten skurwysyn wysłał za nimi swój oddział. Zginęli w domu, w Londynie, przy okazji zabierając za sobą ośmiu z tych śmieci.
 Jak… Jak tata sobie z tym poradził? – Gryfon wiedział jedno. Wolał nigdy nie mieć rodziców, niż ich mieć i stracić. Wystarczyła mu sytuacja z Syriuszem by wiedzieć, że czasem niewiedza jest zbawienna.
 James niedługo po ataku skończył siedemnaście lat i uciekł z Hogwartu, chcąc się zemścić. Nie wiem co robił, ale w czasie jego zniknięcia, w Proroku poinformowano o śmierci trzech działaczy Czarnego Pana. Nie wiem czy była to jego sprawka, czy po prostu przypadek. Na szczęście Albus dotarł do niego szybciej niż ktokolwiek inny i James wrócił do Hogwartu, gdzie pomogli mu przyjaciele i Lily.
Cisza zapadła po jego słowach. Harry był całkowicie zaskoczony opowieścią. Nigdy nie wiedział o tym – zawsze zastanawiał się jak zginęli jego dziadkowie. Gdyby ich przecież miał, to by nie trafił do Dursley’ów, a przynajmniej taką miał nadzieję. Wszyscy mówili mu, że został sam jak palec, nie licząc mugolskiej siostry jego mamy, a on zawsze zastanawiał się czy to faktycznie prawda. Teraz, kiedy usłyszał o swoich dziadkach, zrobiło mu się dziwnie smutno. Nie znał ich, dopiero Elliot w ogóle mu przypomniał, że przecież takowych posiadał.
 Musisz jednak wiedzieć jedno, Harry – odezwał się nagle Goodwin. – Charlus i Dorea na pewno by cię pokochali. Pewnie wszyscy ci mówią, że jesteś podobny do Jamesa, ale ja widzę też w tobie Charlusa i Doreę.
 Dziękuję – powiedział cicho zielonooki, a jego oczy stały się dziwnie mokre. Z zaskoczeniem dotknął policzków, po których spływały łzy. Natychmiast zaczął je ocierać rękawem bluzy. Strażnik nagle wypłynął z zakamarków jego umysłu, wysyłając mu falę ciepła i miłości. Spowodowało to jedynie, że szloch się wzmocnił.
 Spokojnie, Harry – Elliot wstał z wyczarowanego przez siebie fotela i podszedł do Gryfona. Kucnął obok niego, kładąc mu dłonie na ramiona. – Płacz jest dobry, by oczyścić się z emocji, dlatego nie żałuj go sobie.
Harry nie wiedział ile tak spędził czasu, otoczony miłością Strażnika i ciepłem Elliota. Starszy czarodziej milczał, pozwalając mu na takiego zachowanie. Potter był mu wdzięczny.
 Opowiesz mi o Strażniku? – Zapytał w końcu, kiedy się uspokoił. Elliot usiadł koło niego, na rozpadającym się materacu i odłożył pustą butelkę na ziemię.
 Nie wiem zbyt wiele. Potterowie skrzętnie skrywali tajemnicę o Strażnikach. Gdyby dowiedział się o tym ktoś niepowołany, zaczęłaby się zapewne nagonka.
 Dlaczego? Mój przyjaciel mówił mi, że posiadanie Strażnika to dar.
 I tak, i nie – przytaknął Elliot. – Wiele starych rodów traktuje Kontrahentów jako osoby objawione. Kiedy ród ma jednego, wtedy puszy się jak tylko może. Daje to prestiż i niezwykłą moc. Z drugiej strony, kiedy ludzi dowiadują się, że ktoś jest Kontrahentem, stają się wobec takiej osoby podejrzliwi. Strach powoduje w nich nienawiść, a zbyt mała wiedza o ich możliwościach, pobudza ich do nieprzewidzianych działań. Kiedy ludzie się boją, robią straszne rzeczy, Harry.
 Yhym – Gryfon przytaknął, zgadzając się z Goodwin’em.
 Charlus kiedyś opowiadał mi legendę o założycielu waszego rodu. Był to niejaki Garrick czy coś podobnego, który był znany wówczas jako „Ten co rozumie”, widzisz, mówiłem ci o waszych głupich ksywkach…
 Hej, nie mamy wpływu na to jak mówią o nas ludzie – burknął Harry, choć uśmiech rozjaśnił jego buzię. Strażnik oplatał go niczym wąż, dalej lekko bucząc niczym fałszoskop.
 Niby tak, Harry. Wracając, Garrick został tak nazwany przez ludzi, ponieważ potrafił z łatwością oddać się Nurtowi, dlatego posiadał dużą wiedzę. Mówi się, że w czasie jednej z Wędrówek natrafił na umysł Lueveni. Jedni mówią, że była tak jak on, czarownicą, która potrafiła również trafić do Nurtu, jednak według legendy był to byt magiczny, może demon. Nie ważne. Garrick i Luevenia zakochali się w sobie i potem wyszło jak wyszło. Od tej pory każdy z Potter’ów w swoje siedemnaste urodziny dostaje Strażnika.
 Ja nie mam jeszcze siedemnastu lat – zauważył Harry. – Dlaczego więc mam Strażnika?
 Widzisz, Harry. Charlus wiele razy mi mówił, że Strażnik mógł się objawić wcześniej, dbając o swojego podopiecznego od jego najmłodszych lat, ale dopiero w siedemnaste urodziny zawiązuje się pełny Kontrakt. Przynajmniej tyle mi wiadomo.
 Czyli przekonam się dopiero za pół roku? – Harry jęknął. Strażnik pozostawał niewzruszony, ignorując rozmowę.
 No chyba, że twój postanowi inaczej i się objawi wcześniej, w co szczerze mówiąc wątpię.
 Ekstra.
**   

            Deszcz dudnił o szyby, a co jakiś czas grzmoty przecinały niebo. Harry wzdychając, przekładał księgi, a puste półki przecierał morką szmatą.
 Zachciało mi się pyskować – mruknął cicho Gryfon, patrząc ze zrezygnowaną miną na cały regał, który musiał uprzątnąć bez użycia magii. Zielonooki mógł się założyć o  swoją pelerynę niewidkę, że była to ta część biblioteki, która nigdy nie była używana przez uczniów, dlatego skrzaty całkowicie ignorowały ja przy sprzątaniu. „Ewentualnie Flich zakazał im to robić, by mieć czym dręczyć uczniów” Pomyślał, odkładając tomy na umyte miejsce. Myśl, która oplotła jego umysł, wcale nie polepszyła jego samopoczucia.
 Dobra, wiem, moja wina – burknął w odpowiedzi na impuls Strażnika. Doskonale wiedział, że dostał szlaban tylko dlatego, że na niego zasłużył. W końcu niepotrzebnie zaczął stawiać się Faustowi. Potter mógł właśnie teraz przyznać, że jego zachowanie było bezczelne, a profesor obrony nie zrobił nic, by sobie na nie zasłużyć. Przecież kazał mu jedynie przestać się zachowywać jak rozchwiana emocjonalnie panienka, a on niepotrzebnie się wkurzył. Faust miał rację w swoim osądzie, Harry od rana chodził wściekły jak hipogryf, a nauczyciel oberwał tylko dlatego, że akurat był pod ręką.
 Przeproszę go po następnych zajęciach, zadowolony? – Mruknął, a w odpowiedzi drugi umysł uszczypnął go w policzek. Gryfon zmiął w ustach przekleństwo, po czym sięgnął po księgi z kolejnych półek. Niestety jedna z nich wyślizgnęła mu się z dłoni, co spowodowało, że kolejne zleciały z hukiem na ziemie, wznosząc w powietrze zaległy kurz. Chłopak zakaszlał, przecierając załzawione oczy.
 Panie Potter? – Dobiegł go zmartwiony głos pani Pince, która stanęła ze sceptyczną miną w przejściu.
 Przepraszam – mruknął Gryfon, a jego policzki zarumieniły się delikatnie. Bibliotekarka jedynie westchnęła z udręczoną miną.
 Panie Potter, proszę uważać. Właśnie czyści pan hogwardzkie kroniki, dlatego proszę o więcej delikatności – powiedziała kobieta, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła między regałami. Harry mruknął coś niewyraźnego pod nosem, za co Strażnik wysłał mu karcącą myśl.
 No i co z tego, że kroniki? – Burknął. – Przecież są to jakieś zdjęcia ludzi, których już da…
Nagle zamarł, przypominając sobie słowa Remusa sprzed wakacji „James oświadczył się twojej mamie na balu absolwentów. Dorcas Meadows, przyjaciółka twojej mamy, robiła wtedy kronikę…” Harry spojrzał na leżące na ziemi książki, po czym zaczął gorączkowo szukać odpowiedniego rocznika. Kiedy go nie znalazł, odwrócił się z powrotem do regału i zaczął przejeżdżać palcem po grzbietach książek.
 Pięćdziesiąty czwarty… pięćdziesiąty dziewiąty… czterdziesty drugi… - mruczał pod nosem. – sześćdziesiąty … Bingo!
 Panie Potter, w bibliotece się nie krzyczy.
 Przepraszam, pani Pince – odpowiedział jej, jednocześnie wyjmując tom spośród książek. Przetarł zakurzoną okładkę, na której dużymi, złotymi literami napisane było „Kronika rocznik 1960”. Lekko drżącymi dłońmi otworzył książkę, na pierwszej stronie było zrobione zdjęcie całego rocznika z klasy pierwszej, gdzie doskonale było widać podział na domy. Szybko rozpoznał swojego ojca i Syriusza, który śmiali się, puszczając oczka do zdjęć, a James co chwila zaczepiał dziewczynkę w warkoczu. Harry zmarszczył brwi, rozpoznając w niej swoją matkę. Przyjemne ciepło rozlało się w jego piersi. Tuż pod zdjęciem napisane było „Prawie się pozabijaliśmy, ale udało nam się zdać”. Uśmiechnął się, po czym przewinął dalej. Był tam spis nauczycieli, a zaraz za nimi były grupowe zdjęcia prefektów i domowych drużyn Quidditcha.
Harry uważnie przyjrzał się zdjęciu, przedstawiającym drużynę Gryffindoru, gdzie dumnie stał James Potter z przypiętą do piersi odznaką kapitana. Gryfon dopiero teraz zobaczył ich uderzające podobieństwo. Jego ojciec na tym zdjęciu był najprawdopodobniej w jego wieku i wyglądał tak samo jak on. Strażnik poprawił go automatycznie, że jest na odwrót, bo to on jest synem. Harry zignorował go, dalej przyglądając się ojcu. Rogacz miał te same rozczochrane włosy, okrągłe okulary i posturę. Gryfon teraz zrozumiał dlaczego Remus, kiedy go zobaczył po raz pierwszy, nazwał go James’em. Jego ojciec wyglądał na tym zdjęciu jak jego bliźniak.
Rogacz bawił się zniczem, który puszczał co chwila, by go zaraz złapać. Po jego lewej stronie stał Syriusz, trzymający w dłoni kafla i gadający z jakąś dziewczyną. Harry mógł się założyć o wszystkie swoje pieniądze, że jego ojciec chrzestny jak zwykle flirtował, o czym zaraz zaświadczyły ciemniejsze policzki dziewczyny.
Harry przerzucił strony, a kiedy nie rozpoznawał nikogo, leciał dalej. W kronice znajdowało się bardzo mało zdjęć związanych z początkowymi latami rocznika ’60., więcej dopiero pojawiło się z okresu szóstego i siódmego roku nauki. Harry widział na jednej z fotografii Snape’a w towarzystwie swojej matki, którzy jednak nie wyglądali na szczęśliwych. Gryfonowi przypominało to bardziej kłótnie albo po prostu nieprzyjemną wymianę zdań. Ktoś zaraz pod zdjęciem napisał : „Koniec przyjaźni. Evans zrywa ze Smarkerusem” i dorysował jakiś rysunek, przedstawiający gnój, a pod nim znajdował się kolejny dopisek : „Evans zrozumiała, że za mną szaleje”. Harry pokręcił z rozbawieniem głową.
Kolejne zdjęcia przedstawiały różnych uczniów, choć najwięcej zdjęć posiadali Huncwoci i ich numery. Było też kilka zdjęć jego matki, a jedno z nich Harry po prostu wyjął i włożył do kieszeni. Przedstawiało ono jego matkę, która siedziała oparta o pień drzewa z książką na kolanach i przygryzała końcówkę pióra. Kiedy fotograf podszedł, podniosła głowę i szczerze się uśmiechnęła.
Gryfon w końcu dotarł do ostatnich stron, gdzie już widział swoich rodziców razem, którzy przemierzali korytarze trzymając się za rękę. Chciał nawet ponownie zabrać zdjęcie, ale powstrzymał się. Dopiero kiedy zobaczył fotografię z balu, gdzie jego ojciec oświadczył się jego matce, natychmiast wyjął ją i uważnie się jej przyjrzał.
Na pierwszym planie jego rodzice wirowali w tańcu, ale zaraz zatrzymali się i James klęknął, wyciągając przed sobą pierścionek. Lily z krzykiem rzuciła się na niego, przewracając go. Całowała go i śmiała się na zmianę. W oddali Harry zauważył Syriusza i Remusa, którzy trzymali w górze kieliszki z jakimś napojem i kiedy tylko James odwrócił do nich głowę, unieśli je w ramach toastu.
Zawsze są z tobą, wysłał mu drugi umysł, na co Harry uśmiechnął się wesoło. Z uwagą schował zdjęcie do swojej kieszeni, uważając, by go przypadkiem nie zgiąć. Obejrzał kronikę do końca i powrócił do pracy w o wiele lepszym humorze. Podczas przecierania kurzu nawet pogwizdywał pod nosem, a kiedy skończył odrabiać swój szlaban, życzył zdziwionej pani Pince dobrej nocy i udał się do swojej wieży.

~   

             Pamiętajcie, polegamy na naszym partnerze – przypomniał Harry, patrząc uważnie po Gwardzistach. – Ma on się stać naszą drugą różdżką, a nie przeklętą kłodą!
 Staramy się – jęknęła Parvati, opierając się plecami o swoją bliźniaczkę. Obydwie były zmęczone, choć dalej starały zachować pion, by jeszcze bardziej nie rozeźlić swojego przyjaciela.
 Parvati, wy z Padmą powinniście stanowić niepokonany duet – stwierdził Harry, patrząc na siostry uważnie. – Jesteście bliźniaczkami, powinniście wyczuwać swoje ruchy. Weźcie przykład z Paula i Klemensa.
Fetterman’owie wyprostowali się natychmiast z dumną miną, na co Padma wystawiła im środkowy palec, mrucząc coś pod nosem. Zielonooki pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
 Dobra, zrobimy inaczej – stwierdził, uważnie słuchając napływających myśli od Strażnika. Kiedy ten skończył, Harry uśmiechnął się wesoło, na co niemal wszyscy Gwardziści jęknęli zgodnie.
 Jesteś gorszy od Snape’a – burknęła Charleen, a wszyscy bezgłośnie jej przytaknęli. Jeśli chodziło o naukę, Potter nikomu z nich nie odpuszczał. Wymagał tylko więcej i więcej. Najbardziej wkurzające dla wszystkich było to, że Gryfon uczył się przecież razem z nimi, a potrafił robić wszystkie te rzeczy o wiele lepiej. Kiedy ktoś stawał się jego partnerem, automatycznie duet zgrywał się.
 Cicho tam – mruknął Harry, choć jego oczy zabłyszczały wesoło. – Dobra, zanim przejdziemy do tego, co chcę zrobić, musimy jakoś stwierdzić na czym polega problem.
 Nikt nie jest tobą? – Rzucił Terry, na co natychmiast został zgromiony spojrzeniem.
 To nie znaczy, że tylko mi może to wychodzić. Przecież wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, więc nie rozumiem czemu macie problem stać się zespołem z jedną osobą. Boję się pomyśleć co się stanie, jak podzielimy się na większe grupy.
 Harry, ale Terry ma rację – powiedziała Hermiona. – Po prostu ty potrafisz zgrać się z każdym. Nie wiem na czym to polega, ale kiedy jestem z tobą w parze, to doskonale wiem czego się po tobie spodziewać. Wiem, że doskonale umiesz atakować, więc bronię. Wiem, że lubisz używać prawej ręki, więc ja trzymam się bardziej twojej lewej strony.
 To może był błąd, że sami się dobraliśmy – stwierdził nagle Glenn, a każdy spojrzał na niego zaskoczony. – Dobraliśmy się według tego jak się lubimy, z kim bardziej wolimy przebywać. Może to na tym polega błąd?
 Ale przecież i tak wymieniamy się partnerami – stwierdził Neville.
 Tak, ale jeśli nauczymy się walczyć dobrze z jedną osobą, może nam łatwiej pójść z kolejną – podchwyciła Hermiona.
 To co, turniej jakiś? – Zapytała zaskoczona Ginny.
 To faktycznie nie jest głupi pomysł – mruknęła Granger. – Jeśli każdy z nas pokaże swoje umiejętności, dobierzemy się tak, by być całkowicie kompatybilni. Później zobaczymy jak nam wtedy pójdzie ze zmianą partnera.
 Jak mamy zamiar to zrobić? – Spytał Ron. – Turniej niewiele nam da. Przecież mniej więcej wiemy jak walczymy.
 Niby tak, ale może to da coś więcej – podsunęła Hanna. Wszyscy przytaknęli i Gwardziści spojrzeli uważnie na Harry’ego, który najwidoczniej był zajęty własnymi myślami. Zielonooki, kiedy tylko wyczul spojrzenia innych, wybudził się z rozmyślań, po czym rozejrzał się po przyjaciołach.
 Hej, nie ma mowy!
 Harry, tylko z tobą możemy walczyć, by pokazać cały nasz arsenał – stwierdziła wesoło Luna, po czym stanęła naprzeciw Gryfona. Każdy spojrzał na nią z zaskoczeniem. Dziewczyna nagle jakby spoważniała, a rozmarzony wyraz jej twarzy zniknął. Zmrużyła zawsze nieobecne oczy.
 Drętwota!

**  

            Harry przemierzał korytarze Hogwartu z Ronem i Hermioną. Całą trójką kierowali się w stronę wieży. Byli właśnie odwiedzić Hagrida, który niezmiernie się ucieszył na widok trójki Gryfonów. Posiedzieli, wypili herbatę, poudawali, że zjedli kawałek ciasta i uciekli pod pretekstem nauki.
 Myślałem, że już nie wyjdziemy – jęknął Ron.
 Ron, jak możesz tak mówić!
 Herm, on próbował w nas wepchnąć te kamyki – próbował się wytłumaczyć rudzielec, na co Harry zachichotał pod nosem.
 Hej, nie śmiej się stary, to nie ty siedziałeś na widoku .Ty mogłeś chociaż udawać, że jesz – żachnął się Weasley, na co Gryfon wystawił mu język. Hermiona pokręciła z rozbawieniem głową.
 Panie Potter – głos McGonagall zatrzymał ich w połowie drogi. – Profesor Dumbledore prosi pana do swojego gabinetu. Proszę za mną.
 Przyjdę później – pożegnał się Harry z przyjaciółmi i podążył za swoją opiekunką domu. Szli w milczeniu, a kiedy doszli do chimery chroniącej wejście do gabinetu dyrektora, nauczycielka powiedziała hasło i odeszła. Gryfon wszedł po schodach i zapukał do drzwi. Kiedy usłyszał pozwolenie, wszedł do środka.
 Cieszę się, że tak szybko przyszedłeś, Harry – powiedział wesoło Dumbledore, wskazując mu dłonią fotel naprzeciw jego biurka. Gryfon usiadł, patrząc uważnie na dyrektora.
 Czego pan chciał, profesorze?
 Mam do ciebie kilka pytań – odpowiedział spokojnie starzec. – Może dropsa?
 Nie, dziękuję – Harry niemal uśmiechnął się, widząc jak mężczyzna natychmiast wkłada do ust swój ulubiony cukierek. Strażnik wysłał mu impuls, na który Harry nienaturalnie krząknął, próbując zagłuszyć śmiech.
 Może się napijesz? – Zaproponował zmartwionym głosem dyrektor, na co zielonooki był w stanie tylko przytaknąć. Starczy czarodziej natychmiast machnął różdżką, a na blacie biurka pojawił się imbryk i dwie filiżanki, do których nalazł herbaty.
 To o co pan chciał spytać, profesorze? – Zapytał Harry, sięgając po napój.
 Czy wiesz już może, mój drogi chłopcze, gdzie spędzisz tegoroczne święta? Już niedługo opiekunowie będą tworzyć listy.
 Ron na pewno mi zaproponuje, bym pojechał do niego – odpowiedział po chwili namysłu Gryfon. – Chciałbym jednak również udać się do swojego mieszkania. Czy byłoby to możliwe?
 I właśnie o to mi chodziło, Harry – dyrektor upił łyk herbaty. – Pamiętasz, obiecałem ci w ogrodach Heleny, że kiedy tylko pozwolisz mi założyć kilka dodatkowych barier wokół twojego domu, będziesz mógł tam wrócić.
 Naprawdę? – Zielonooki natychmiast wyprostował się, a zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy. Dumbledore, widząc to, westchnął.
 Wiem, Harry, że wiele moich wcześniejszych działań były dla ciebie niezrozumiałe i w pewnym sensie krzywdzące, ale już mi wiele razy mówiłeś, żebym zaczął traktować cię jak dorosłego. Myślę dlatego, że to wielki krok, by naprawić nasze relacje.
 To nie tak, że mamy co naprawiać – zaczął cicho Harry, patrząc w swoją filiżankę. – Wiem, że chciał pan dla mnie jak najlepiej, tylko po prostu czasem faktycznie byłoby lepiej, gdyby podzielił się pan ze mną swoimi planami. Wtedy mógłbym nie popełnić wiele głupstw.
 Przepraszam, mój chłopcze.
 Nie ma za co, dyrektorze – Harry uśmiechnął się do niego szeroko. – Może w zeszłym roku zdemolowałem panu gabinet i wykrzyczałem kilka niemiłych słów, to jednak nigdy nie miałem ich na myśli.
 Wiem, mój drogi – oczy dyrektora zamigotały. – Poza tym, dzięki tobie udało mi się odnaleźć jedną z moich ulubionych figurek, która zaginęła mi już bardzo dawno temu.
 Yhym – Harry upił łyk gorącego napoju.
 To wydaje mi się, że w przyszły weekend mógłbyś mnie zabrać ze sobą i wtedy bym trochę popracował nad twoimi barierami. Sądzę również, że Remus na pewno będzie chciał nam wtedy towarzyszyć.
 Już wrócił? Nic mu nie jest? Nie dostałem już dawno od niego żadnej wiadomości.
 Wszystko dobrze – odpowiedział spokojnie Dumbledore. – Remus był bardzo zajęty, ale już na szczęście wrócił.
 To dobrze. Chciał pan jeszcze o coś zapytać?
 Tak, mój drogi. Jestem ciekaw jak tam wygląda sprawa ze Strażnikiem.
 Wszystko dobrze, profesorze – odpowiedział spokojnie Harry, uważnie myśląc nad swoimi słowami. Nie chciał jak na razie zdradzać tego, co udało mu się dowiedzieć od Elliota, a Strażnik również mu to odradzał.
 Żadnych problemów?
 Nie, wydaje mi się, że mnie lubi.
 To wspaniała wiadomość, mój chłopcze. W takim razie to wszystko, co chciałem wiedzieć. Jesteśmy umówieni w ten weekend. Przyjdź do mnie w takim razie w sobotę po śniadaniu, dobrze?
 Tak – przytaknął zielonooki, po czym wypił do końca swoją herbatę. Postawił filiżankę na stole i pożegnawszy się, wyszedł. Natychmiast skierował swoje kroki w kierunku sowiarni. Musiał poinformować Regulusa, że ten musi się ulotnić z mieszkania w najbliższą sobotę.





___
Haha, możecie być ze mnie dumni. Napisałam go, a myślałam, że nie dam rady. A jednak, trzeba się przecież jakoś odstresować przed maturką, nee? ;D

Rozdział jest jaki jest. Pisałam go na raty i jestem trochę niezadowolona, ale ogólnie objął wszystko, co miał zawrzeć, chociaż tyle dobrze. Następny będzie zawierał trochę akcji... tak mi się przynajmniej wydaje ;)

Ogólnie, wersja niepoprawiona, więc możecie wytykać mi błędy do woli, a ja postaram się je sukcesywnie poprawiać, chyba, że poczekacie aż namówię Setsu do sprawdzenia tego ;D

I jak to powiedziała moja koleżanka po zakończeniu roku "Mam już średnie do CV" xD

Znad krzaczastych,
Lau~

Ps. Nie mam bladego pojęcia kiedy ukaże się kolejny rozdział.
Ps2. Nie ma gotyckiego znaczka, bo mi tutaj nie pasował.
Ps3. [Wiem, zapominalska jestem] Dziękuję za wszystkie komentarze.
Ps.4 [Bez komentarza xd} Zrobiłam nowe karty bohaterów ;)Poszukuję jednak dalej obrazka jakiegoś przedstawiającego Elliota, ale nie mogę znaleźć >< Jakby ktoś widział, to mógłby dać ;D

6 komentarzy:

  1. Piękne! Ten fragment jak Harry słucha o swojej rodzinie i sposób w jaki przedstawiłaś los Potterów, ja proszę o więcej! Osobiście uwielbiam Dorcas, a jej historia w twoim blogu... Kurczę, brak mi słów jak powiedzieć, że mi się tak bardzo podoba :D I pomysł z kroniką - mistrzostwo. Zyskałaś stałą czytelniczkę, która jest oczarowana twoją opowieścią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam tu już raz, wcześniej, jednak pewne sprawy nie pozwoliły mi doczytać do końca, a co za tym idzie - skomentować. ;)
    Podobała mi się historia rodowa Potterów. Tak, zawsze wyobrażałam sobie, że to była dość... figlarna rodzina. ;) Jestem jednak zaintrygowana Elliotem i trochę podejrzliwa w stosunku do niego. Ale z ludźmi ukrywającymi swój faktyczny wygląd nigdy nic nie wiadomo. ;)
    No proszę, Dumbledore trochę mądrzeje na starość. Chwali się.
    I jestem ciekawa, jak wypadła Luna w pojedynku z Harrym.

    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Niesamowicie opisałaś historię Potterów. Jestem nią oczarowana. Te kroniki i napisy pod zdjęciami: po prostu pięknie.
    Dropsowi na starość odbija, czy co? To było, aż głupie. Ale musiał się spytać, czy Harry nie chcę dropsa. Byłoby nie ważne.
    Czekam na NN.
    Pozdrawiam:*
    Zapraszam na http://zaczarowany-spis-opowiadan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Harry jest drugim Snaipem jako nauczyciel i to mi się podoba, wiele się dowiedział o swojej rodzinie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    bardzo fantastyczny rozdział, wiele dowiedział się na temat swojej rodziny, wspaniale Harry to drugi Snape jeśli chodzi o nauczanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cudownie, Harry teraz sporo dowiedział się o swojej rodzinie, i to jak nauczał... prawdziwy z niego Snape ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego