Październik był wyjątkowo zimnym miesiącem. Ciągle padało i wiało. Uczniowie niechętnie wychodzili ze swoich ciepłych pokoi, dlatego na pierwszej wycieczce do Hogsmade wybrało się niewiele osób, zaledwie piętnaście. Wśród nich był Harry, który samotnie zmierzał do Trzech Mioteł, gdzie listownie umówił się z Regulusem. Był sam, ponieważ Hermiona musiała skończyć swój projekt na numerologię, a Ronowi nie chciało się wychodzić w taką pogodę.
Wiatr
zawiał mocniej, a krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Harry mocniej
opatulił się szalikiem wokół szyi i przyspieszył. Otworzył drzwi do lokalu i
rozejrzał się po nim. Przy jednym z oddalonych stolików zauważył Regulusa. Podszedł
do niego, po drodze prosząc madame Rosmerty o herbatę.
– Cześć – przywitał się, siadając naprzeciw
niego. Starszy czarodziej zmierzył go chłodnym wzrokiem.
– Napisz do Maleństwa, bo ostatnio zrobił się
strasznie upierdliwy – odpowiedział w zamian Black, sącząc swoją szklankę z
napojem. Harry nie miał wątpliwości, że był to alkohol.
– Dzisiaj przejrzę wszystkie listy i mu
odpisze.
– Dobra, młody, a teraz mów co się z tobą
działo.
– A co, czyżbyś się martwił? – Rzucił złośliwie
Potter, na co Regulus prychnął.
– Jestem po prostu ciekawy, nie wyobrażaj sobie
za dużo.
– I tak wiem swoje, Regulusie. – Harry
uśmiechnął się.
– Twoja herbata, kochaneczku – powiedziała
madame Rosmerta, stojąc z tacką, na której była filiżanka, nieodpakowana
saszetka owocowej herbaty i imbryk z gorącą wodą. Kobieta położyła przed nim
wszystko i ruszyła za ladę. Harry chwilę zagapił się na piękną właścicielkę
baru. Miała długie, niemal do pasa, brązowe włosy, które układały się w
przyjemne falę. Ubrana była zazwyczaj elegancko i wygodnie.
– Harry! Ziemia do Pottera! – Usłyszał
nawoływanie Regulusa i potrząsnął głową, patrząc na niego lekko nieprzytomnie. –
– Jesteś dla niej za młody.
– Wal się – burknął Gryfon, widząc ironiczny
wyraz twarzy młodszego Blacka.
– To opowiadaj – zarządził starszy czarodziej,
różdżką wyciszając ich stolik. Harry opowiedział mu o ataku Voldemorta, jego
niedyspozycji, a po dłuższej chwili, także tego, czego dowiedział się po sesji.
– Jesteś kontrahentem?!
– Ciszej bądź – syknął Harry, rozglądając
dookoła. Wszyscy byli jednak zajęci sobą.
– Jesteśmy pod zaklęciem.
– Ale nie niezniszczalnym – nie dawał za
wygraną Gryfon.
– Jak to się stało?
– Nie mam pojęcia – mruknął z zakłopotaniem
Harry. – Kiedy się obudziłem, ci uzdrowiciele zaczęli mi tłumaczyć wszystko.
Powiedzieli, że musiałem związać się ze Strażnikiem…
– Harry, ze Strażnikiem
– poprawił go mężczyzna. – Dla ciebie to może nic nie znaczyć i pewnie nie masz
bladego pojęcia, o co jest tyle szumu, ale… Do stu hipogryfów… Dzieciaku, jak
ty to zrobiłeś?
Zielonooki wzruszył ramionami.
– Nawet nie wiesz jakie cię szczęście spotkało
– powiedział Regulus.
– Dumbledore i inni jakoś nie byli zachwyceni.
– Bo są idiotami – prychnął Black. – Posiadanie Strażnika, z którym nie związało się normalnego kontraktu, a nawet
nie wiesz jak to się stało, to skarb! Masz Strażnika,
jesteś Kontrahentem, ale nie płacisz
duszą.
– Że co? – Harry wstał gwałtownie.
– Nie bądź taki przerażony, Potter. Za tak
wielką potęgę, dusza to mała zapłata – stwierdził Regulus. – Dobra, młody, ja
będę musiał uciekać. Mam kilka spraw do załatwienia.
– Spraw? – Zielonooki podniósł jedną brew do
góry.
– A co ty myślałeś, Harry, że ja tylko siedzę i
nic nie robię?
Harry taktownie zamilkł, za co oberwał po łbie.
Zapłacił za ich stolik madame Rosmercie i wyszli razem z lokalu. Regulus
pożegnał się z nim i teleportował.
**
Wyprawę
do Komnaty Tajemnic została zaplanowana na piątek, jedenastego października.
Trójka Gryfonów udała się po godzinie nocnej, z mapą Huncwotów i peleryną
niewidką, do nieużywanej łazienki dla dziewcząt.
– Idziemy po Zgredka –zapytał szeptem Ron, po
czym jęknął, kiedy Hermiona nadepnęła mu na nogę.
– Sorry, Ron, nie chciałam – powiedziała
przepraszającym tonem. – Już u niego byłam. Będzie czekał w łazience Jęczącej
Marty.
– Ron, weź ten łokieć – sapnął Harry, kiedy
przyjaciel wbijał mu swoją rękę w żołądek. Usłyszeli niebezpieczne miauknięcie
i cała trójka zastygła. Na wprost nich stała kotka woźnego, która zmierzała w
ich stronę.
– Szybko, dopóki nie ma Filcha – powiedział
Harry i cała trójka puściła się biegiem. Na chwilę odpoczynku pozwolili sobie
dopiero wtedy, kiedy całkowicie pani Norris zniknęła im ze wzroku.
– Filch jest na czwartym piętrze – powiedziała
Hermiona, oświetlając sobie zaklęciem mapę Huncwotów.
– Dobra, to chodźmy szybko.
Dotarli do nieużywanej łazienki na drugim
piętrze, gdzie wręcz z ulgą zrzucili z siebie pelerynę niewidkę.
– Harry Potter, sir, Zgredek jest i Zgredek
pomoże, sir – skrzat nagle pojawił się przed nimi.
– Dziękuję Zgredku – odpowiedział Gryfon, na co
mała istotka zaczęła się rozpływać nad dobrocią i wyimaginowanymi zaletami
Pottera.
– On jest gorszy niż twoje fanki – rzucił Ron,
za co oberwał od Hermiony.
– Jest tylko wdzięczny.
– Herm, on całuje ziemię po której stąpał Harry
– powiedział Ron, patrząc na poczynania skrzata. Gryfonka nic nie
odpowiedziała, sama chyba będąc zażenowana wyczynami skrzata.
– Zgredku, proszę cię, przestań – jęknął
zawstydzony Potter.
– Zgredek tak się cieszy! Zgredek pomoże. Harry
Potter, sir, będzie zadowolony ze Zgredka…
– Nic chyba do niego nie dociera – stwierdził
Ron, patrząc na małą istotę, która dalej mówiła do siebie z błyszczącymi
oczyma.
– Dobra, Harry, lepiej żebyś już otworzył
Komnatę, dopóki nie ma…
– Jęczącej Marty? – Usłyszeli płaczliwy głos, a
duch dziewczyny zawisł nad nimi. – Oczywiście, zróbcie wszystko szybko, byleby
Marta do was nie dołączyła! Marta jest najgorsza! Wyśmiewajcie się!
– To nie tak, Marto – powiedział szybko Harry,
na co zjawa pojawiła się przed nim.
– Nie tak? Zawsze nie tak! Tylko przychodzicie
się ze mnie pośmiać!
– Nie, Marto, mamy tutaj sprawę do załatwienia
– zaczął Gryfon, próbując coś szybko wymyślić. – Czy moglibyśmy użyć twojej
łazienki? To bardzo ważne i chcielibyśmy, żeby to zostało tajemnicą.
Duch dziewczynki przypatrzył mu się ze
zmrużonymi oczyma, myśląc.
– Dobrze, Harry, ty jesteś inny. Ty się ze mnie
nie śmiejesz, więc korzystaj do woli – uznała w końcu, odlatując ponownie pod
sufit. Zmierzyła jeszcze wzrokiem Rona i Hermionę, po czym przeleciała przez ścianę
i odleciała. Cała trójka Gryfonów odetchnęła z ulgą. Zgredek milczał, wpatrując
się w młodych czarodziei.
– Dobrze,
już otwieram – zadecydował Harry i podszedł do umywalek. Potarł palcem
znak węża na umywalce i zaczął syczeć. Patrzył zielonymi oczami na otwieranie
się wejścia, słysząc za sobą jak przyjaciele wciągają za nim głośno powietrze.
Zgredek niepewnie wychylił się zza nogi Harrego, patrząc na to przestraszony.
– Spokojnie, Zgredku, w tej komnacie nie ma już
nic, co by mogło nam zagrozić – uspokoił go Potter, uśmiechając się do niego. Skrzat skinął niepewnie głową, a w
jego oczach pojawiły się łzy.
– Harry Potter martwi się o Zgredka!
– Oczywiście, Zgredku, jesteś jednym z moich
przyjaciół – stwierdził Harry, a po chwili usłyszał ponowny monolog skrzata o
swojej osobie. Skrzywił się, a Ron parsknął cicho ze śmiechu. Hermiona
taktownie zignorowała skrzata, podchodząc do wielkiej dziury. Spojrzała w dół i
przełknęła ślinę.
– Naprawdę? – Zapytała, odwracając się do nich.
– Niestety, Hermiono – przytaknął Harry. – Są
jeszcze inne wejścia, ale to jest najbardziej bezpieczne.
– Chodź, Herm – powiedział wesoło Ron,
popychając z wrednym uśmiechem Gryfonkę, która z krzykiem wpadła do środka i
zaczęła zjeżdżać po rurze.
– Nie popuści ci tego.
– Będę spał z otwartymi oczami – odpowiedział
wesoło rudzielec i skoczył. Harry pokręcił głową, po czym sam skoczył, a za nim
Zgredek. Znaleźli się na dole.
– Obrzydlistwo – jęknęła Hermiona, tuląc się
nieświadomie do Weasley’a.
– Zgredku, byłbyś w stanie to jakoś posprzątać?
– Tak, Harry Potter, sir. Zgredek posprząta to,
sir. Zgredek pomoże, sir.
– Chodźmy.
Dotarli do głównej sali, gdzie leżało
rozkładające się ciało bazyliszka. Zgredek od razu zabrał się do roboty, a
trójka czarodziei obserwowała poczynania skrzata. Istota najpierw pokroiła
truchło mitycznego stwora na regularne kawałki i kiedy to skończyła, schowała
do sakiewek, które były powiększone od wewnątrz.
– Co on robi? – Zapytał cicho Ron.
– Bazyliszek jest za duży, by go od tak
wylewitować – odpowiedziała Hermiona.
– To czemu go nie pomniejszyć? – Spytał Harry.
Gryfonka spojrzała na nich zmęczonym wzrokiem.
– Moglibyście od czasu do czasu zajrzeć do
biblioteki – stwierdziła. – Im bardziej magiczny przedmiot, tym trudniej poddać
go magii. Bazyliszek to mityczne stworzenie, które jest niezwykle przesycone
magią. Zaklęcia pomniejszające w tym przypadku na nic by pomogły.
– Jakoś pelerynę niewidkę mogę powiększać.
– Tak, to czemu mamy problem się pod nią
zmniejszyć – Prychnęła dziewczyna. Harry zamilkł, oczekując odpowiedzi.
– Widzisz, Harry, im potężniejszy magicznie
przedmiot, tym trudniej poddać go pewnym zaklęciom. Pelerynę niewidkę możesz
powiększyć i pomniejszyć, ale te zaklęcia nie działają z całą mocną. Pelerynę
możesz rozciągnąć tylko w pewnym stopniu. Przy bazyliszku byłoby to wręcz
niezauważalne. Rozumiecie?
– Yhym – przytaknęła dwójka Gryfonów,
wymieniając między sobą spojrzenie.
– A czemu nie może po prostu wpakować
bazyliszka do jednej torby?
– Ron – dziewczyna westchnęła. – Czy wy kiedyś
uważacie na zaklęciach czy transmutacji? Do kufrów czy toreb, które są od
wewnątrz powiększone, nie można włożyć zbyt wiele przedmiotów, które mają duże
stężenie magii. To byłoby niebezpieczne.
– Zgredek już skończył, sir – odezwał się
skrzat, trzymając w sowich drobnych dłoniach wielką sakiewkę, w której schował
mniejsze. Cała trójka spojrzała w dół.
– To wracamy – zarządził Harry. Hermiona z
zadowoleniem wręcz uwolniła się z tego miejsca i kiedy znaleźli się już w
dziewczęcej łazience, odetchnęła z ulgą. Harry zamknął wejście cichym sykiem.
– Zgredku, teraz pójdziesz sam, pamiętasz?
– Oczywiście, Harry Potter, sir. Zgredek teraz
idzie do panów Weasley’ów. Zgredek wie, sir.
– Dziękuję za twoją wielką pomoc, Zgredku –
powiedział jeszcze Gryfon, nim skrzat zniknął z cichym trzaskiem.
– To teraz do Pokoju Wspólnego – stwierdziła
Hermiona.
– Ktoś tutaj jest? Macie natychmiast wyjść!–
Usłyszeli dobrze znany głos swojej profesorki. Harry natychmiast pociągnął w
swoją stronę przyjaciółkę, kryjąc ich pod peleryną niewidką. Próbował też
wciągnąć Rona, ale rudzielec odepchnął go.
– Jak nie mnie, to znajdzie nas wszystkich –
szepnął prefekt, wychodząc naprzeciw profesorce. Kobieta zmarszczyła brwi,
zaskoczona.
– Co pan tutaj robi, panie Weasley o takiej
porze?
– Chciałem do łazienki?
– Minus dwadzieścia punktów, panie Weasley –
prychnęła kobieta. – To, że jest pan prefektem, nie oznacza, że nie obwiązuje
pana regulamin szkolny, panie Weasley.
– Wiem, pani profesor.
– Jutro o dziewiętnastej masz się do mnie zgłosić
na szlabanie, panie Weasley. Będziesz go odrabiał przez najbliższy tydzień. A
teraz za mną, odprowadzę pana do pańskiej wierzy.
– Oczywiście – Ron jeszcze mrugnął do nich,
zanim zniknął za drzwiami. Dwójka Gryfonów odczekała w milczeniu chwilę, po czym
sami udali się w kierunku swojego Pokoju Wspólnego, uważając na patrolujących
nauczycieli czy woźnego ze swoją kotką. Kiedy tylko przeszli przez pochrapujący
portret Grubej Damy, ujrzeli swojego przyjaciela w jednym z foteli.
– I jak? Złapał was ktoś?
– Nie, Ron – odpowiedziała Hermiona. – To było
niezwykle odważne i honorowe Ron.
– Dzięki stary, gdyby nie ty, to wszyscy byśmy
wpadli – dopowiedział Harry, a uszy rudzielca zabarwiły się na czerwono.
Najmłodszy męski potomek państwa Weasley wymruczał coś pod nosem, wyraźnie
zawstydzony.
– Mam nadzieję, że Zgredek spotkał się z
bliźniakami.
– Na pewno – przytaknął Ron, choć jego twarz
dalej miała odcień purpury. – Ginny mówiła, że bliźniaki będą w Hogsmade na
czas, więc wszystko poszło dobrze.
– W takim razie czas do łóżek – zarządziła
Hermiona, przy czym ziewnęła na potwierdzenie swoich słów.
– Dobranoc.
**
Harry usiadł na swoim łóżku, oddychając z
ulgą. Środa dobiegała końcowi i nie musiał się już niczego uczyć. Zdjął okulary
i odłożył je na szafkę nocną. Jego uwagę jednak przykuła otwarta szuflada, w
której zobaczył biały kształt. Natychmiast wciągnął okulary na nos.
– O cholera, zapomniałem – mruknął, wyjmując
koperty. Usiadł, opierając się o ścianę i ostrożnie rozerwał pierwszą, z której
wypadła kartka pergaminu, zapisana prostym, czytelnym pismem.
Kociaku,
Udało mi się załatwić rzecz x i to w
nadmiernej ilości, ale pan y uważa, że potrzebne jest spotkanie oko w oko. Na
rzecz z wciąż nie mam bladego pojęcia jak ją zdobyć, ale szukam dalej.
Jeśli możesz, zjaw się w najbliższy
weekend.
Ben.
Gryfon uśmiechnął się zadowolony, ale szybko
uśmiech zszedł mu z twarzy. List był pisany całkiem dawno, więc mógł stracić
potencjalnego handlarza. Westchnął, Voldemort umiał tylko psuć plany, pomyślał.
Pierwszy list spalił przy pomocy różdżki i zabrał się za otwieranie drugiego.
Szczeniaku,
Co tam u ciebie? Mam nadzieje, ze zjawa pomaga ci i jest całkiem dobrze. Inaczej, przysięgam, rozerwę go.
Jak na razie siedzę jeszcze
w kraju, ale niedługo się to zmieni. Nie mogę ci niestety napisać nic więcej. Na pewno jednak pokaże się jak tylko wrócę.
Pilnuj się i miej na baczności.
Wilkołak
Ps. Wiadomość wyślij do dwudziestego września, bo później będę niedostępny.
Chłopak westchnął. Pogłaskał z czułością
papier. Remus był ostatnią rodziną jaką posiadał. Niekiedy, w snach,
przypominał sobie okres swojego dzieciństwa, kiedy jeszcze był z rodzicami.
Wiele nie pamiętał, ale widział roześmiane twarze huncwotów i matki, którzy
zabawiali go na różne sposoby. Trójka z tych osób nie żyła, jednego miał zamiar
sam zabić. I pozostał mu jedynie Remus, którego nie chciał stracić. Ostatni
dorosły, który kochał go bezgranicznie i mu wierzył. Miał przed nim tajemnice,
ale nigdy go nie okłamywał dla wyższego
dobra jak to lubił się zasłaniać dyrektor. Nie, Lupin był dla niego zawsze
miły i pomocny. Martwił się o niego. Harry westchnął. Poczucie winy spłynęło na
niego, choć wiedział, że na umysłowe ataki Voldemorta nie potrafił nic zrobić.
Miał jednak pełną świadomość, że to jego umysł jako pierwszy wszedł do sfery
Toma. Poczuł delikatny impuls, który wysłał mu Strażnik. Pogłaskał go niemal po policzku w czułym geście i dodał
otuchy.
– I przydałoby się pogadać o tobie – mruknął
pod nosem. Ten drugi umysł jedynie obruszył się, wysyłając kolejną,
uspokajającą myśl.
– Wiem, wiem – powiedział. – Pomagasz mi, ale
nie wiem jaki masz w tym cel, a z tego, co Dumbledore mówił z tymi medykami, z
własnej woli tego nie robisz.
– Z kim gadasz, Harry? – Do środka wszedł
Neville . – Słyszałem twój głos.
– Tak sobie gadam do siebie – odpowiedział
natychmiast, czerwieniąc się lekko. Longbottom obrzucił go zdziwionym
spojrzeniem, podchodząc do swojego łóżka, a konkretniej do kufra.
– Powiedz mi, Harry, kiedy zaczną się normalne
spotkania Gwardii? – Zapytał, grzebiąc jednocześnie w swojej skrzyni ze
zmarszczonym czołem.
– Przemyślałeś to, Neville? – Zapytał cicho
Potter. – To już nie będzie zabawa. Będziemy ryzykować bardzo dużo.
– Harry – powiedział Gryfon, prostując się i
odwracając twarzą do niego. – Ryzykujemy od chwili, kiedy Voldemort powrócił.
Nikogo to nie obeszło i niektórzy z nas chcą walczyć. Nie będę tchórzem. Nie
zbezczeszczę pamięci moich rodziców, chowając się jak tchórz!
– Wybacz, Neville – powiedział cicho,
przypominając sobie o rodzicach przyjaciela. – Niczego takiego nie miałem na
myśli, jedynie twoje bezpieczeństwo.
– Wiem, Harry – chłopak westchnął, opadając na
łóżko. – Po prostu nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jestem fajtłapą, nie jestem
w niczym dobry oprócz zielarstwa, niczego nie osiągnąłem i wszyscy uważają,
że skoro zaczęła się wojna, to schowam się pod łóżkiem. Cholera, nawet moja
babka tak uważała!
– Spokojnie, Neville. Rozumiem to, doskonale to
rozumiem. Ode mnie zaś wszyscy oczekują, że zbawię ten cholerny świat.
– Jesteś w stanie to zrobić, Harry – stwierdził
spokojnie Gryfon, patrząc mu uważnie w oczy.
– Dziękuję – mruknął nieswojo Potter. – I
jestem zaszczycony, że będziesz walczył u mojego boku.
– Dzięki, Harry, nawet nie wiesz ile to dla
mnie znaczy.
– Zapewne tyle, ile dla mnie – rzucił wesoło. –
A poza tym, po co przyszedłeś?
– Cholera, zapomniałem! – Neville poderwał się
natychmiast z siedzenia i ponownie zaczął grzebać w swoim kufrze. Po kilku
minutach wyciągnął z niego jakiś woreczek. Ruszył w kierunku drzwi, ale
zatrzymał się z ręką na klamce, odwracając w stronę Pottera.
– Nawet nie wyobrażasz sobie, Harry, jaka moja
babcia była dumna, że walczyłem w Ministerstwie – oznajmił i zniknął za
drzwiami. Potter przez chwilę jeszcze wpatrywał się w drewno. Kilka myśli,
wysłanych przez Strażnika,
sprowadziło go z powrotem na ziemię.
– Yhym – mruknął do siebie, powracając do
kolejnej koperty. Rozerwał ją.
Masz być w Trzech Miotłach dzisiaj, o dwudziestej. R.
Kapitan gryfońskiej drużyny jeszcze przez
chwilę wpatrywał się zaskoczony w list, próbując rozszyfrować jego nadawcę.
Dopiero po dłuższej chwili i małej pomocy
Strażnika, zrozumiał subtelność Regulusa. Nie wiedział o co mogło chodzić,
ale skoro Black nie poruszył tego na ich ostatnim spotkaniu, to musiało być to
coś mało ważnego. Ostatni list był znacznie dłuższy od pozostały i napisany
ładniejszym stylem pisma. Sam pergamin pachniał delikatną lawendą.
Drogi
Harry.
Pewnie
masz mi za złe za
zachowanie mojej przyjaciółki –
Marietty Edgecombe. Chciałam cię za to serdecznie przeprosić, ale musisz zrozumieć. Umbridge groziła jej, że
pogada z Ministrem i zwolni jej rodziców z pracy w Ministerstwie, i zagroziła nawet, że
postara się o to, żeby zamknąć
jej ojca w Azkabanie. Chciała tylko
chronić swoją
rodzinę i nawet nie wiesz z jakim bólem przyszło jej wyjawienie naszej tajemnicy.
Na początku tak jak ty, byłam na nią
zła. Była
moją przyjaciółką
i jej zdradę odczułam dwa razy mocniej niż wy. To ja ją namówiłam
na przystąpienie
do Gwardii, dlatego to moja wina. Czuję
to i wiem, że również tak uważacie.
Poznałam jednak później przyczyny jej zdrady i wybaczyłam jej. Jest moją przyjaciółką.
Poza tym, sama nie wiem co bym zrobiła
na jej miejscu.
Dlatego
naprawdę bardzo mocno cię przepraszam.
Chciałam też
ci podziękować,
Harry. Wcześniej nie
byłam na tyle odważna, by to zrobić. Dziękuje
ci, że cały
czas walczyłeś o Cedrika. Gdyby nie ty, wszyscy by
zapomnieli o jego śmierci.
Byłby jak bezimienna ofiara, która
niewiadomo czemu zmarła. Dziękuje ci, że
walczyłeś
o niego do samego końca.
Cieszę się,
że to właśnie ty byłeś wtedy razem z nim. Wierzę, że
zrobiłeś
wszystko, by tylko mu pomóc i zapobiec najgorszemu.
Wybacz, że o tym wszystkim piszę na papierze, ale nie potrafię inaczej.
Cho
Chang
Ps. Jeśli chcesz się spotkać,
dwudziestego trzeciego będę czekać
o dwudziestej na wierzy astronomicznej.
Chłopak wpatrywał się zaskoczony w słowa
zapisane na pergaminie. Widać było wyschnięte łzy i nagromadzone emocje. Harry
nigdy nie spodziewał się czegoś takiego. Sądził raczej, że rozdział z Cho Chang
był zamknięty na cztery spusty. Teraz jednak, po przeczytaniu tego listu, jego
odczucia diametralnie się zmieniły. Nigdy nie doszukiwał się powodów zachowań
Marietty, która wydała ich zeszłoroczną grupę. Może i słyszał od Hermiony czy
od innych, dlaczego to zrobiła, ale nie zwrócił na to uwagi. Teraz jednak,
kiedy miał to napisane czarno na białym, wszystko wydawało się inne, całkowicie
różniło się od tego, co myślał.
– Cho Chang jednak nie jesteś zakończonym
rozdziałem – powiedział cicho do siebie. Pomyślał o starszej Krukonce, która w
zeszłym roku przyprawiała go o szybsze bicie serca. Przypomniał sobie jej twarz
o egzotycznych rysach i krótkie czarne włosy, a przede wszystkim miękkie usta.
Impuls wysłany przez drugi umysł objął jego ciało. Harry zachichotał na samą
jego treść. Strażnik najwidoczniej
był mężczyzną.
– Dobra, zobaczymy, pomyślimy – stwierdził,
podnosząc się. Wyjął ze swojego kufra czysty pergamin i kałamarz wraz z piórem.
Usiadł przy nocnym stoliczku, zastanawiając się nad odpowiedziami. Do Regulusa
i Remusa nie musiał pisać, ponieważ sprawa sama się rozwiązała. Jednego już
widział, a drugi był nieosiągalny na czas nieokreślony. Serce Harrego ścisnęło
się na nieprzyjemną myśl, że Lupinowi może się coś stać. Strażnik szybko jednak odegnał to. Gryfon zgodził się z nim, trzeba
wierzyć w swoich przyjaciół.
Maleństwo (to naprawdę
idiotycznie brzmi, jak sobie pomyślę jak wyglądasz).
Moja
przyjaciółka pewnie już cię poinformowała o mojej niedyspozycji. Cieszę
się, że rzecz x jest i skoro taka jest
fanaberia pana y, to przyjdę do ciebie w najbliższy weekend, by wszystko ustalić i wtedy zdążysz zadać mi te galeony pytań,
które toczą ci się pod czaszką.
Co do
rzeczy z. Zdaje sobie sprawę, że
potrzeba czasu i postaram się być cierpliwy.
I
przestań straszyć mi przyjaciela, bo potem to ja
muszę wysłuchiwać.
Kociak
Ps.
Pozdrów siostrę
Zapakował pierwszy list do kopert i spojrzał na
wiadomość od Cho. Niepewnie wyjął drugi pergamin, nie do końca będąc
przekonanym czy odpisać, czy nie.
– Jesteś Gryfonem!
Droga
Cho,
Twój
list mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się tego. Sądziłem, że wszystko się
już wyjaśniło
w zeszłym roku. Do tej pory nieszczególnie się zastanawiałem nad twoją przyjaciółką
i tobą. Myślałem,
że to zupełny koniec. Teraz jednak, po
przeczytaniu twojego listy, myślę
całkiem inaczej. Jest mi przykro, że Marietcie grożono,
ale dalej boli mnie, że nas zdradziła. Nienawidzę zdrady, w szczególności
własnych kompanów. Poza tym, nie musisz przepraszać. To nie była twoja wina. Nie odpowiadasz za
czyny przyjaciół, oni dokonują własnych wyborów.
Cedrik
jest dla nas ciężkim tematem, prawda? W twoich słowach to brzmi tak, jakbym był
bohaterem i zrobił coś niesamowitego. Muszę
cię niestety rozczarować.
Nie byłem w stanie ocalić
Cedrkia przez swoją słabość. Gdybym bardziej uważał na lekcjach, gdybym był
potężniejszy… Wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Nie jestem taki, jak sądzisz, Cho. Nigdy taki nie byłem.
I śmierć Cedrika jest moją winą.
Harry
Potter
Gryfon jeszcze raz przeczytał swój list. Po
ocenieniu go na zadowalający, spakował go do koperty. Schował je dwie do
kieszeni i po uprzątnięciu swojego stolika nocnego, wyszedł z dormitorium. W
Pokoju Wspólnym jak zawsze było tłoczno. Przy kominku siedziały młodsze
roczniki, a jakiś naiwniak zgodził się na grę z Ronem. Harry podszedł do niego,
mijając chichoczące dziewczyny, które rzucały mu dziwne spojrzenia.
– Gdzie Hermiona? – Zapytał z ciekawością,
patrząc na planszę. Już od razu było widać, że chłopiec o smoliście czarnych
włosach i jasnym spojrzeniu przegrywa z kretesem, i tylko sekundy dzielą go od
wybuchnięcia płaczem.
– Mówiła, że idzie do biblioteki – odpowiedział
spokojnie rudzielec, patrząc z uwagą na swoje pionki.
– Ron, on się zaraz rozryczy – szepnął jeszcze
przyjacielowi.
– A ty gdzie idziesz?
– Do sowiarni, mam kilka listów do wysłania – odpowiedział
Harry i ruszył w kierunku portretu. Nie minęła chwila, jak po Pokoju rozszedł
się ryk dzieciaka. Potter natychmiast usłyszał oburzone głosy dziewcząt, które
krzyczały na Rona i kątem oka zauważył jak Lavender z Parvati próbują uspokoić
chłopca. Gryfon pokręcił jedynie głową, przechodząc przez dziurę.
– Która godzina, Gruba Damo? – Zapytał jeszcze,
zatrzymując się naprzeciwko strażniczki do wieży Gryffindoru.
– Dwudziesta dwadzieścia – odpowiedziała
kobieta. – I przysięgam, nie otworzę ci przejścia, jeśli zjawisz się po ciszy
nocnej.
– Dobrze – potaknął, oddalając się. Nie chciał
uświadamiać portretu, że przechodzenie w czasie jej snu miał opatentowane na
najwyższym poziomie. Tylko niewielu potrafiło to zrobić, by nie zbudzić Grubej
Damy, która natychmiast wszczęłaby awanturę i kazała innemu portretowi polecieć
po profesor McGonagall.
**
Dwójka
bliźniaków siedziała w swoim biurze, patrząc uważnie na sakiewki.
– I co my zrobimy, Fred? Zgodziliśmy się, bo
mamy u Harrego wielki dług za ratowanie naszej rodziny na każdym kroku.
– Wiem, George – westchnął rudowłosy. – Myślę,
że trzeba będzie to sprzedać.
– To będzie podejrzane – powiedział natychmiast
jego bliźniak. – Wiesz, że ministerstwo się czepia, kiedy na rynku pojawia się
zbyt wiele składników nieznanego pochodzenia.
– George, a ktoś mówił o legalnym rynku?
– No niby tak, Fred, ale będzie to trzeba i tak
jakoś na raty podzielić – stwierdził były gryfon, wstając. – Może byśmy kilku
części nie sprzedali i coś… hm… zrobili z nich?
– W sumie, to skóra – Fred zacmokał, bijąc się
palcem po brodzie. – Myślisz o tym samym co ja, George?
– Nie musimy już myśleć o gwiazdkowym prezencie
dla Harrego.
**
Sprzątanie
Komnaty Tajemnic zajęło Harremu, Hermionie i Ronowie cały tydzień. Gdyby nie
pomoc Zgredka, a później Ginny wraz z Nevillem, mogłoby trwać to dłużej.
Komnata była ogromnym pomieszczeniem, które urządzili zgodnie z zamysłem
Hermiony. Gryfonka w ciągu jednego dnia napisała dokładny plan, a kolejne trzy
zajęło sprowadzanie cichaczem odpowiednich mebli i sprzętu. Harry bez słowa
zakupił wszystko, całkowicie ignorując przyjaciół, którzy chcieli go finansowo
wesprzeć. Gryfon jednak był nieugięty i dokładnie przedstawił im zawartość
swojej skrytki, po czym wszystkie protesty umilkły.
Posąg
Slytherina było najtrudniej usunąć, dlatego Hermiona zarządziła, że go
zostawią, ale przykryją czymś. Podłogę przykryli dywanami i fotelami, a przy
ścianach stanęły regały książek, które udało się im przemycić z Pokoju Życzeń.
Skoro ten magiczny pokój uważał je za przydatne, to znaczy, że takie były w
rzeczywistości. W Komnacie stanęły także kukły, roboty i nawet kilka mugolskich
sprzętów do ćwiczeń. Na jednej ze ścian przyczepiono tablicę, na której
natychmiast znalazło się zdjęcie poprzedniego składu Zakonu Feniksa. Po dłuższych
rozmyślaniach. Harry przyczepił tam zdjęcie Cedrika i Syriusza. Gryfon
przyniósł nawet teczki, które dostał w spadku od chrzestnego, które z kolei
natychmiast zabrała Hermiona. Pani Prefekt była oburzona faktem, że wcześniej
jej tego nie pokazał.
Dokładnie,
piętnastego października, Komnata Tajemnic była gotowa i Ron ponownie puścił
plotkę o spotkaniu Gwardii Dumbledore’a.
**
Harry
wraz z Ronem i Hermioną siedzieli w Pokoju Życzeń. Do pomieszczenia, równo o
godzinie osiemnastej zaczęli napływać ludzie. Najpierw weszła Ginny w
towarzystwie Luny. Potem wpadł Seamus, Dean i Neville. Hannah Abbott przyszła z
Susan. Dennis zjawił się ze swoim bratem, Colinem. Justin przyszedł w
towarzystwie Terrego, Padmy i Zachariasza, który miał niezadowoloną minę.
Lavender ciągnęła za sobą Parvati, a zaraz za nimi wtoczył się Michael Corner,
widocznie zmęczony. Potem zjawił się Glenn Romersheuser z Tabithą Vergou. Na
samym końcu wpadł czwórka osób – dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Były to
czwarto roczne Puchonki, Deziree Largin i Charleen Haizel oraz piąto roczni
krukoni – Paul i Klemens Fetterman.
– Jesteśmy już wszyscy? – Zapytał Harry,
powstając. – Wygląda na to, że już więcej osób się nie zjawi. I tak jestem
zaskoczony tą liczbą.
– Rozumiem – zaczął po chwili milczenia. – Że
każdy z was przemyślał wszystko dokładnie i przyszedł tutaj, ponieważ jest
gotowy na to, co chcę stworzyć. Jeśli macie jakieś wątpliwości, proszę
natychmiast opuścić pokój. Uprzedzam, że kiedy tylko podpiszecie się na
pergaminie, nie będzie odwrotu.
Cisza zadźwięczała w pomieszczeniu, ale nikt
nie wstał i nie wyszedł. Harry ucieszył się na ten dobry znak.
– Dobrze, teraz przekażę wszystkim pergamin.
Dopóki Hermiona nie wymyśli czegoś lepszego, będzie to nasza forma ochrony i
lojalności względem siebie. I to będzie najważniejsze. Ponieważ w tej chwili
już nie istnieją domy. Staniemy się jedną, zwartą grupą, która działa razem bez
względu na jakieś domowe niesnaski.
– Kiedy się podpiszecie, przeniesiemy się do
naszej sali ćwiczeń i spotkań.
– Nie będziemy tutaj ćwiczyć? – Zapytał Dennis tuż po tym jak złożył swój podpis.
– Nie, to miejsce nie jest już tak bezpieczne
jak było kiedyś.
Paręnaście minut później kartka była
zapełniona. Hermiona rzuciła na nią kilka zaklęć i schowała do swojej torby.
Wszyscy wyszli z pokoju, kierując się za Harrym. Gryfon skierował się do
jednego z wejść na czwartym piętrze na końcu nieużywanego korytarza. Wysyczał
cicho rozkaz do marmuru, a kilka osób podskoczyło wystraszonych. Weszli do
środka bez zbędnych przeszkód i po kilku minutach marszu, dotarli w końcu do
środka.
– Witajcie w Komnacie Tajemnic.
__________
Wiem, wiem, dawno nie było rozdziału, ale nie miałam czasu ani chęci. Pomysły są i na pewno nie zawieszę bloga ani nie zamierzam skończyć z jego pisaniem, więc bez obaw.
Jako, że teraz skończyły się matury próbne w mojej szkole, znów jestem osiągalna i na pewno nadrobię rozdziały u was.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Jak zawsze proszę o konstruktywną krytykę.
Hej Lau~!
OdpowiedzUsuńZabrałam się w końcu za Twojego bloga… i przepadłam. Zaczytałam się, zagubiłam i na szczęście odnalazłam. Och! Jestem zachwycona. A już dawno nie byłam zachwycona niczym, w czym nie było wyraźnego, slashowego wątku. A u Ciebie nie ma(albo jestem ślepa!), a ja i tak się zachwycam. Dzisiaj będzie bardzo ogólnie, więc wybacz, później będę się bardziej starała odnosić do konkretnych rozdziałów.
Cóż… Czytając list od Syriusza, nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać! I to wcale nie dlatego, że był kiepski, wręcz przeciwnie, przepełniał mnie emocjami. Był dokładnie taki jak on, pełen sprzeczności, wyjaśnień, humoru i powagi. I przeprosin, i próśb. Naprawdę doskonała robota.
Co do Albusa, który jest dobry, ale czasem w tym swoim dążeniu do wygrania wojny przesadza, to całkowicie się z Tobą zgadzam. I z Syriuszem:P Nawiasem mówiąc, ciekawi mnie, czy gdyby ci uzdrowiciele umysłu, nie powiedzieli mu, że Harry powinien wiedzieć o Strażniku, dyrektor chociaż słowem wspomniałby o tym Harry’emu… Eh, pewnie nie!
Nie podoba mi się, że Hermiona nie powiedziała ani Potterowi, ani Ronowi o podsłuchanej rozmowie w Skrzydle Szpitalnym. Za bardzo kojarzy mi się to z trzymaniem w niewiedzy Harry’ego w wydaniu Albusa, ale jestem w stanie to przełknąć.
Ach, kocham Severusa i dyrektora, który wyrzuca mu, że mógłby przestać tak bardzo wmawiać sobie, że nienawidzi Złotego Chłopca. A moment, w którym Sev myśli o tym, że w życiu nie przyzna, że zależy mu na uczniach jest po prostu uroczy! Widzę też Fausta, który przypiera go do ściany, och… Wyobrażam sobie, jak Snape próbuje ukryć zdenerwowanie i wściekły, że dał się załatwić zaciska zęby, jednocześnie starając się nie przełykać ze strachu śliny:) Oj… rozpływam się nad tym do tej pory.
Maleństwo i cała sprawa z barem wprowadza trochę humoru, choć wciąż zastanawia mnie kwestia tego kota. I nie wiem, czy mi się tylko wydaje, czy on odegra jeszcze jakąś istotną rolę. Mógłby odegrać. To, jak Harry przyjmuje Cruciatusa też było świetną zagrywką. Całkiem zwyczajne zachowanie z jego strony, a tak dużo przyniosło profitów. Za cholerę jednak nie mogę go sobie wyobrazić jako blondyna o niebieskich oczach.
Nie swataj go z Cho! Proszę, proszę! Ona straszna jest. Zresztą miałam jednak nadzieję, na jakaś więź z Regulusem. Oczywiście nie sądzę, że zrobisz coś takiego(chociaż?), ale ich pierwsze spotkanie i wspólne chlanie… no cóż, nadzieja umiera ostatnia, jak to mówią. Regulus w ogóle jest fajny. Wcale bym się nie obraziła, gdyby było go więcej. I trochę więcej o tym, co robił przez te lata i jakim sposobem udało mu się uciec przed wilkołakiem, bo naprawdę nie sądzę, żeby ten po usłyszeniu, że młody Black nie żyje po prostu się poddał.
Dobra… Jest pewnie jeszcze dużo spraw, o których w tej chwili nie pamiętam, a o których powinnam wspomnieć, ale mam pustkę w głowie. Jakby coś to będę sukcesywnie dopisywać:P I… hm, wiesz? Teraz czekam na następną notkę!!
Pozdrawiam, Justa:*
Ps. No nie wierzę, że u mnie marudziłaś na kody, a sama ich nie zlikwidowałaś!
Uch, ja to mam zapłon. Dopiero zauważyłam, że pojawił się nowy rozdział. A nawet dwa -.- Dobra, mniejsza, już nadrabiam;)
OdpowiedzUsuńTym razem nie obejdzie się bez krytyki. I bynajmniej nie chodzi o treść. Szczerze mówiąc, chyba jeszcze w żadnym rozdziale nie pojawiło się tyle błędów, co w tym. Na początku chciałam je wymienić, ale w końcu zrezygnowałam. Jest ich zbyt dużo. Chociaż, proszę, popraw przynajmniej to zdanie: "Na chwilę odpoczynku pozwolili sobie dopiero wtedy, kiedy całkowicie pani Norris zniknęła im ze wzroku." Do przecinka ok, ale druga część leży. Może "kiedy Pani Norris zniknęła im z oczu"? Ach, i Weasley bez apostrofu, to akurat też mnie kłuło. No i słówko "wieża": raz było zapisane przez ż, a raz przez rz, chyba że to drugie (w liście Cho) było zamierzone?
Dobra, teraz będę chwalić. A co, należy się!;) Opowiadanie wciąga, poważnie, coraz bardziej mi się podoba. Szczególnie pomysł ze Strażnikiem. Ciekawi mnie, co stało się ceną za jego posiadanie, skoro nie dusza Pottera. Intrygujące. Masz też plusa za Zgredka i Jęczącą Martę, świetnie Ci to wyszło;) Muszę także wspomnieć o liście od Cho. Wiesz, tak szczerze mówiąc, to jej nie znoszę. Naprawdę. Nie lubiłam jej w kanonie, a konsekwentne robienie z fickowej panny Chang idiotki, tylko to przypieczętowało. Ale sam pomysł z listem jak najbardziej trafny.
Chociaż, podobnie zresztą jak Justa, miałam cichą nadzieję na coś z Regulusem. Co prawda się na to nie zanosi, co wcale a wcale nie przeszkadza mi się tego doszukiwać;) No co? Takie już moje zboczenie, że wszędzie dopatruję się yaoica... Poza tym mam straszną chrapkę na tę parę, a znaleźć coś z nimi w języku polskim, choćby znośnego, nie wspominając już w ogóle o dobrym, to prawdziwe mission impossible. No ale trudno, przeżyję.
Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie więcej wampirka. Nawet sama nie wiem dokładnie dlaczego, ale przypadł mi facet do gustu.
Oprócz tego, zapomniałam ostatnio wspomnieć o puchatkowych cytatach. Strasznie przypadły mi do gustu, wpadłaś na naprawdę fajny pomysł;)
Hmm, chyba się trochę rozpisałam, co? Czas uciekać, nie męczę już dłużej swoją paplaniną;) Do kolejnego!
Agrrrr.... niech cię piekielny laptopie! Dosłownie wszystko poprzysięgło się, żebym nie napisała tego komentarza, a miałam takie długi ;( Na początku przepraszam, że jeszcze nie skomentowałam tego rozdziału, ale jestem chora i klops. Ale mniejsza z tym, na początek błędy:
OdpowiedzUsuń"Która godzina, Gruba Damo? – Zapytał jeszcze, stając..." - Znienawidzisz mnie za to, naprawdę XD
" Neville? – Zapytał cicho Potter."
Dobra reszty nie chce mi się szukać łeb mnie boli, ale się zawzięłam więc po kolei.
1. List Harry` ego do Cho. Jeny, naprawdę znienawidzę tego twojego Pottera. Przepraszam, że nie byłem potężniejszy - Potter 100% :)
2. Reakcja Strażnika Harry` ego na Cho, padłam i nie wstałam.
3. Więc będą się uczyć w Komnacie Tajemnic? Nie byłam pewna czy rzeczywiście do tego dopuścisz, ale skoro tak to czekam z niecierpliwością.
4. Myślenie bliźniaków co zrobić z bazyliszkiem, genialne.
5. Regulus ^^ (Najlepszy podpunkt)
Pozdrawiam :)
Nie, znaczy nie pozdrawiam tylko... chylę czoła! XD
UsuńOpowiadanie cudowne! Nie da się ukryć, że od kilku godzin siedzę i uważnie czytam każdy rozdział. Podoba mi się taki Harry. Jest taki ludzki i swojski. Co do Herm i Rona nie mam zastrzeżeń, są genialni! Tak samo jest z Luniaczkiem, co prawda nie jestem pewna czy ugryziony może się częściowo zmieniać po za pełnią, ale nawet nie próbuj go zmieniać!
OdpowiedzUsuńRegulus jest jedną z moich ulubionych postaci, często go nie doceniają, więc na prawdę cieszę się widząc go w twoim opowiadaniu. Czekam na moment aż zbierze się w kupę i wyjdzie z tego dołka moralnego.
Maleństwo i jego siostra wnoszą do akcji powiew nowości. Nie mogę wyzbyć się uczucia że Harruś będąc na Nokturnie w postaci Kociaka jest trochę innym człowiekiem, ale bardzo mi się podoba.
Intryguje mnie wciąż urwana rozmowa Draco i (Za)Biniego, kiedy dowiemy się czegoś więcej?
Obrona. Jedno słowo, a tak wiele myśli. Faust. Co z nim? Wampir, okey domyśliłam się od razu, ale po której jest stronie? Co wnosi? Tajemnicze i intrygujące nie powiem :)
Fajny pomysł z Nurtem, chyba niczego takiego jeszcze nie czytałam.
No to z chwalenia to tyle, coby autorka w samozachwyt nie wpadła :P
DUŻY minus to literówki i czasem składnia. Ni cholery czasem ogarnąć o co chodzi, więc czytam po 2 razy to samo zdanie, ale tego nie ma dużo.
Większy problem to te literówki. Są wszędzie, otaczają nas i wołają o pomstę.
Na prawdę, powinnaś pomyśleć o jakiejś becie.
A jak na razie proszę Cię, na prawdę bardzo ładnie, przeczytaj jeszcze raz CAŁE opowiadanie i popraw chociaż te, które sama zauważysz. Na pewno zajmie Ci to trochę czasu, ale czytelnikom będzie lepiej czytać.
Bete musisz mieć, nie ukrywajmy.
Za pewne będę często tu wpadać w poszukiwania kolejnych rozdziałów. Jak to będzie z komentami to zobaczymy, bo szczerze mówiąc nie umiem tego robić i nie zawsze mi się chce.
Jak na razie się pożegnam, bo się rozpisałam.
Wesołych Świąt i weny (tudzież wena) życzę
Łapa
Hmmm... weszłam na Twego bloga z ciekawością i aż się zachwyciłam.
OdpowiedzUsuńDosłownie czyta się jednym tchem...
Bliźniacy Weasley są niesamowici i uwielbiam ich ponad wszystko.
I nie spodziewałam się tego, że tak wspaniale wszystko pokazęsz i w ogóle osobiście jestem zachwycona z butami a nawet bardzo.
Zaimponowałaś mi również nadnaturalnymi postaciami które wkręciłaś w opowiadanie.
Zwykle są pomijane a u Ciebie tego nie ma.
I podoba mi się równiez bardzo ładny szablon.
A w wolnej chwili zapraszam na http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com
Potterowski paring z serii Ginny&Draco.
Witaj.
OdpowiedzUsuńNaszedł Nowy Rok a z nim prawdopodobnie jakieś postanowienia. Jeśli Twoim postanowieniem jest samodoskonalenie w dziedzinie pisarstwa albo zwyczajnie chcesz się dowiedzieć, co o Twoim blogu myślą inni, zgłoś się do nas. Doświadczone oceniające, zaznajomione zarówno z meandrami polszczyzny, jak i z kanonem świata wykreowanego przez Rowling, gwarantują szczerość i konstruktywną krytykę.
Pozdrawiamy,
Załoga Szlafroka Śmierciożercy
Witam,
OdpowiedzUsuńMaleństwo zamartwia się o Harrego, mam nadzieję, że nikt nie poznał Regulusa, no i gwardia już ruszyła..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńnasze maleństwo zamartwia się brdzo o Harrego, mam nadzieję, że nikt nie poznał Regulusa, no i gwardia już ruszyła pełną parą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńno nasze Maleństwo zamartwia się bardzo o Harrego, mam nadzieję, że nikt nie poznał Regulusa, bo mogło by być krucho, no i gwardia już ruszyła pełną parą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza