Harry czuł na sobie spojrzenia wszystkich, dosłownie wszystkich. Kiedy tylko zasiadł przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali, spojrzenia paliły mu plecy. Wzdychając, sięgnął po tosty i herbatę.
– Harry,
dobrze cię widzieć – usłyszał ciepły głos Neville'a, który usiadł naprzeciw
niego. Skinął mu niemrawo głową. Poczuł, jak miejsca obok niego są zajmowane.
– Ale
jestem głodny! – Ron natychmiast nałożył sobie parówki, kilka kromek chleba, na
co Hermiona zacmokała z niesmakiem.
– Jedzenie ci nie ucieknie, Ron – prychnęła dziewczyna, sięgając po kawę.
– Stary,
co tak długo byłeś nieprzytomny? – zapytał niepewnie Dean, siadając koło
Neville'a.
– Dziw
bierze, że Prorok nie trąbił o tym na prawo i lewo – powiedział Seamus,
pojawiając się w towarzystwie Katie.
– Pewnie
Dumbledore maczał w tym palce – oznajmiła Ginny, ziewając. Usiadła koło
Hermiony i ciskała błyskawicami w stronę Deana, który patrzył wszędzie, tylko
nie na Gryfonkę.
– Jego
władza jest czasami przerażająca – mruknął Neville. – Chyba jest jedynym
człowiekiem, który potrafi uciszyć tego szmatławca na dłużej niż dzień.
– Dumbledore to wielki człowiek – powiedziała Hermiona jakby to wszystko miało
wyjaśnić. Wszyscy potaknęli zgodnie, nie zagłębiając się w ten temat.
– Harry,
kiedy będzie nabór? – Zapytała Katie, nachylając się nad stołem po dżem.
– No
wiesz co – sapnęła Hermiona, chcąc już zacząć swój wykład na temat jej
nieczułości, ale przerwał jej szybko sam zainteresowany.
– W
najbliższym terminie jak tylko ubłagam panią Pomfrey, by pozwoliła mi grać.
– Fufar
fędzie naf – oznajmił wesoło Ron z pełną buzią.
~
Eliskiry
były ostatnimi zajęciami, jakie figurowały w planie Harry'ego. Gryfon przez
chwilę zastanawiał się czy jest w ogóle sensy pójścia na nie, ale mina
Hermiony załatwiła wszystko. Dziewczyna nie przyjmowała do wiadomości, żeby jej
przyjaciel miał nie pojawić się na lekcjach. Nawet jak tłumaczyli jej z Ronem,
że pójście tam da tylko Snape’owi kolejny pretekst do gnębienia go, Gryfonka była nieugięta. Nie mieli
się co oszukiwać, Mistrz Eliksirów na pewno wykorzysta jakoś długą nieobecność
Harry'ego.
Gryfoni
i Ślizgoni stali pod salą, rozmawiając między sobą. Ciekawskie spojrzenia co
chwilę były rzucane w kierunku Harry'ego, który starał się je ze wszystkich sił
ignorować.
– Harry, słuchasz mnie? – Hermiona szturchnęła
go w ramię. Spojrzał na nią.
– Przepraszam, Miona – mruknął, widząc jak
dziewczyna wzdycha. Stojący obok Ron przeniósł na nich znudzony wzrok.
– I tak się nie nauczy w ciągu tego pięciominutowego
wykładu co robiliśmy w trzy tygodnie, Herm – stwierdził rudzielec. Harry
bezgłośnie się z nim zgodził. Gryfonka jeszcze przez chwilę stała pomiędzy
nimi, patrząc to na jednego, to na drugiego, aż w końcu ruszyła w kierunku
drzwi od klasy, które otworzył przybyły profesor Snape.
– Zobaczymy jak będziecie coś chcieli –
syknęła, kiedy usiedli koło niej. Snape rozejrzał się po klasie, a kiedy
natrafił na kruczoczarną czuprynę Harry'ego, uniósł kącik ust do góry.
– Proszę, proszę, wróciła nasza znakomitość –
odezwał się swoim chłodnym głosem, na co Gryfon westchnął w duchu. Ten nowy, który znikąd zjawił się w jego
głowie, obruszył się na takie traktowanie. Przyzwyczaj się, stary, pomyślał
sarkastycznie. Obecność drugiego umysłu w jego własnym nie była taka zła. Harry
zdążył się już przyzwyczaić do nagłych myśli, które miały na celu jedynie mu
pomóc. Snape milczał jeszcze przez chwilę jakby zastanawiając się czy jeszcze
go pognębić, czy może już zacząć lekcje normalnym trybem. Kiedy coś w jego
oczach zabłysło, Harry wiedział, że nie skończy się to dla niego zbyt wesoło.
– Wyjmijcie pergaminy – zarządził i stuknął dwa
razy różdżką w tablicę, na której natychmiast pojawiły się pytania.
– Sprawdzimy czy się uczycie. Macie na to
dziesięć minut – powiedział, patrząc ironicznie w stronę Harry'ego. Chłopak
jedynie westchnął, wyjmując kartkę i zamoczył końcówkę pióra w atramencie.
Podpisał się zamaszystym ruchem, nawet nie próbując wspominać Snape’owi, że
niemalże od trzech tygodni leżał nieprzytomny i nie miał zbyt wiele czasu na
naukę. Podejrzewał, że wtedy dopiero Mistrz Eliksirów nie dałby mu żyć.
Opisz skład i przygotowanie Wywaru Żywej Śmierci. Harry jeszcze raz przeczytał pierwsze
pytanie, ale nie znał odpowiedzi. Zerknął kątem oka na Hermionę, która zdążyła
zapisać już pół swojego pergaminu. Z drugiej strony nawet Ron coś bazgrał.
Harry już chciał odłożyć pióro i dać sobie spokój z kolejnymi pytaniami, ale
nagły impuls przeszedł przez jego umysł. Zamknął na chwilę oczy, zamroczony
napływającą wiedzą. Lekko oszołomiony, spojrzał ponownie na pierwsze polecenie.
Niepewnie przyłożył stalówkę do kartki i zaczął pisać. Ten drugi zaczął mu pomagać. Harry nie spodziewał się tego i w
pierwszej chwili chciał to nawet zignorować, ale wystarczyło mu jedynie jedno
spojrzenie na Snape’a, by wykorzystać to.
Opisz trzy cechy smoczej krwi. Kolejna myśl zalała jego umysł i ponownie zaczął pisać. Udało mu się
dotrzeć jedynie do trzeciego pytania, nim Snape zarządził koniec, a kilkoro
uczniów jęknęło zgodnie.
– Kiedy sprawdzę te pracę, zobaczę jak wszyscy niewątpliwie się uczą –
powiedział, patrząc z pogardą na Harrego. Gryfon wyprostował się, oddał
spojrzenie. Nie tym razem, dupku,
pomyślał. Drugi umysł przyznał mu rację.
– Na tablicy macie instrukcje.
~
Trójka
uzdrowicieli siedziała w dyrektorskim gabinecie, kiedy do środku wparował
Snape. Mistrz Eliksirów spojrzał sceptycznie po tych wszystkich cenionych czarodziejach.
– Severusie, usiądź proszę – Dumbledore wskazał
mu dłonią jedyny, wolny fotel, na którym Snape niechętnie zasiadł.
– Jak już jesteśmy w komplecie, to możemy
zacząć – zarządził Albus, patrząc na nich uważnie. - Jak wiecie, Harry obudził
się dwudziestego siódmego września, a pierwszego października został znaleziony przeze mnie.
– Rozumiemy – przytaknął Jerald. –
Rozmawialiśmy już z madame Pomfrey, która nam udzieliła informacji po
przebadaniu pana Pottera. Według jej danych, pan Potter nie ma żadnych
zewnętrznych obrażeń, a jego naturalne, psychiczne bariery są całe i nie mają
żadnych anomalii.
– To dziwne – odezwał się cicho Donowan,
drapiąc się po brodzie. – Według naszych założeń, chłopak powinien nie być
zdolny do samodzielnego poruszania się czy robienia innych czynności. Jego
psychiczne bariery powinny być w rozsypce, a jego myśli miały się wręcz
wylewać.
– Często tak się zdarza? – Zapytał Dumbledore,
podpierając brodę na splecionych dłoniach.
– Tak jest zawsze, Albusie – odpowiedział
Donowan, patrząc w zamyśleniu za plecy przyjaciela, gdzie znajdowało się duże
okno. – Istnieją przypadki, gdzie faktycznie pacjent budzi się jakby nigdy nic,
ale… To zazwyczaj związane jest z… Nie.
– Z czym? – Dyrektor wwiercił spojrzenie w
swojego przyjaciela.
– To niemożliwe, Albusie. Po prostu absurdalne.
Chłopak jest za młody. Nie możliwe…
– Don, zamknij się – syknął Finley. – Osoby,
które budzą się w stanie nienaruszonym, zawiązują zazwyczaj kontrakty. I tak,
chodzi mi o te kontrakty.
– Sugerujesz, że Potter jest kontrahentem? Że
znalazł strażnika? – Severus
prychnął. – Tylko garstce ludzi udało się zawiązać kontrakt z umysłem z Nurtu. Wiecie, czym to grozi? Po za tym,
Potter to dzieciak.
– Nie bądź ignorantem – warknął Finley Icko. –
Moc wylewa się z chłopaka niczym z dziurawej szklanki. Nie ma co się oszukiwać,
że Potter ma potencjał i może zajść daleko. Potter mógł nawiązać kontrakt ze
Strażnikiem.
– To Potter!
– Severusie – Albus westchnął. – Kiedy
spotkałem Harrego w Ogrodach, mówił mi o tym, że przybył tam ze względu na
pewne impulsy, które mu mówiły, gdzie
ma iść. Pomagały mu.
– Strażnik? – Donowan wstał gwałtownie. –
Albusie, wiesz sam, jak to absurdalnie brzmi. Kontrakty z bytami
niematerialnymi w Nurcie są wręcz
niemożliwe. Wielu potężnych czarodziejów już próbowało, ale wiesz, jak to się
skończyło. Wszyscy nie żyją!
– Nie przesadzaj, Don – znowu wtrącił się Finley.
– Wiesz, że była garstka czarodziejów, którym się to udało. Strażnik chronił
ich umysły przed nieprzewidzianą ingerencją, dzielił się swoją wiedzą i pomagał
na wszelkie możliwe sposoby. Zapłata może i jest drastyczna, ale to cenna
rzecz.
– Ale to dziecko!
– Niektóre źródła podają – zaczął Jerald, a
wszystkie oczy zwróciły się na niego. Był najmłodszy z nich wszystkich i
najmniej doświadczony, więc wszyscy zapewne uznali, że nie ma wystarczającej
wiedzy, dlatego milczy i nie udziela się w dyskusji. – Że istniało kilka rodów,
które związały się ze Strażnikami, a w dalszej konsekwencji każdy z potomków otrzymywał
swojego strażnika w dzień swojej pełnoletniości.
– Potter ma dopiero szesnaście lat – wtrącił
się Severus. – Poza tym, nie przypominam sobie, żeby akurat Pottetowie mieli tę
jakże niezwykłą zdolność. Nie szukajcie irracjonalnych tłumaczeń. Potter jest
idiotą, więc pewnie nawet nie wie z czym ma do czynienia.
Cisza zapadła po słowach Mistrza Eliksirów, a
czwórka mężczyzn rozmyślała o całej sytuacji.
– Z tego co rozumiem – zaczął mówić Dumbledore,
podsumowując zdobytą wiedzę. – To w aktualnej sytacji Strażnika dla Harrego to najlepsze wyjście. Czy grozi to w
najbliższym czasie jakimiś konsekwencjami?
– Na razie nie, wręcz przeciwnie – odpowiedział
Jerald. – Strażnik ogólnie to byt umysłowy, choć nie musi być to wcale demon, a
inny czarodziejski umysł, który ma nam na celu pomagać. Chroni nasz umysł,
służy wiedzą, a czasami nawet fizycznie ratuje nam życie.
– Trzeba tylko pamiętać, że na końcu jedzą twoją
duszę – wtrącił się ironicznie Severus. – Strażnik pożera duszę, nie pozwalając
jej na spoczynek. Dusza jest przeklęta na wieki i nic już jej nie uratuje.
– Cena jest wysoka – zgodził się Jerald. –
Powracając do pana Pottera, sądzę, że najlepiej będzie przeprowadzić kilka
sesji i zorientować się w sytuacji. To wszystko są tylko domysły.
– Zgadzam się – przytaknął Donowan. –
Przeprowadzmy z chłopakiem kilka sesji, by się utwierdzić, czy naprawdę mamy
doczynienia z Konrahentem.
– A wtedy będą jaja – zakończył Finley,
uśmiechając się paskudnie. Severus zmrużył oczy, ten stary czarodzieja
strasznie przypominał mu Moodego.
~
Harry
wracał od Hagrida spokojnym krokiem z głową pełną myśli. Nawet nie zdążył się
połapać, gdy został wciągnięty do najbliższej klasy. Spojrzał na swoich
przyjaciół – Ron opierał się o jakąś zniszczoną ławkę, Hermiona trzymała w
ramionach naręcze książek, a Ginny z lekkim rumieńcem na twarzy wpatrywała się
w niego.
– No dobra, to o co chodzi z tym porwaniem?
– Sorry, ale nie było innej rady, stary –
powiedział Ron, drapiąc się z zakłopotaniem po nosie.
– Kiedy byłeś nieprzytomny – podjęła Hermiona.
– To Ginny wpadła na pomysł z Gwardią.
Harry przeniósł swój wzrok na siostrę
przyjaciela, która zarumieniła się jeszcze mocniej.
– Pomyślałam o Komnacie Tajemnic.
– Tam? – Harry zmarszczył brwi. Niezbyt dobrze
wspominał tamto miejsce, gdzie aktualnie leży rozkłdające się truchło bazyliszka.
– Do tego miejsca masz dostęp tylko ty –
zaczęła go przekonywać Hermiona. – Jest duże, nikt nie będzie wiedział, gdzie
jesteśmy.
– Zapomniałaś, Miona, że leży tam wielki,
martwy bazyliszek.
– Już mamy na to plan. Ginny napisała do
bliźniaków i zgodzili się nim zająć. Zgredek im je dostarczy. Już się zgodził.
– Widzę, że wszystko przemyśleliście –
stwierdził, patrząc po nich po kolei. Skinęli zgodnie głowami, a Harry
przekalkulował to wszystko. Ten drugi
połaskotał go myślą, popierając pomysł jego przyjaciół. Westchnął. Czterech do
jednego, pomyślał.
– Kiedy? – Zapytał jedynie.
– Jak najszybciej – odpowiedziała natychmiast
Hermiona. – Wystarczy tylko zawołać Zgredka, powiadomić bliźniaków i urządzić
Komnatę.
– Ja napiszę do Freda i Georga – podjęła się
Ginny.
– Urządzić?
– No co ty, stary, nie mów, że podoba ci się
tamten pomnik – powiedział Ron, na co zachichotali zgodnie. Harry doskonale
pamiętał jak obydwoje w Skrzydle Szpitalnym dokładnie obgadali cały wystrój
Komnaty, jej właściciela i śmiali się z Ślizgonów.
– Myślisz, że Slytherin się pogniewa jak dodamy
trochę złota i czerwieni?
– Hm... – Ron udał, że się zastanawia. Hermiona
przewróciła oczami na ich zachowanie, a Ginny uśmiechnęła się. – Wiesz, nie
żyje żmija od przeszło tysiąca lat, więc nie ma nic do gadania.
Wybuchli śmiechem. Harry'emu przebiegła jeszcze
jedna myśl przez umysł. Co by powiedział Voldemort, widząc komnatę swojego
przodka w odcieniach Gryffindoru. Chciałby zobaczyć jego minę.
~
Śniadanie
w Wielkiej Sali jak zawsze było głośne. Uczniowie gaworzyli wesoło, wymieniając
się nowinkami. A to ktoś zerwał ze sobą, a to ktoś znowu z kimś jest, a stałym
tematem był oczywiście Wybraniec. Wszystkie dziewczęta posyłały w stronę
Harry'ego Pottera sugestywne spojrzenia. Nie było nowością, że większość z nich
chciałaby z nim być. Czy to przez sławę, czy przez bogactwo albo przez samo to,
że Potter był całkiem przystojny.
Szósty rocznik Gryffindoru siedział przy stole, zajadając się potrawami. Seamus czytał Proroka, a przez ramię co chwila
zaglądała mu Ginny.
– Co, Osy Z Wimbourne przegrały z Chlubą
Portree? To jest w ogóle realne? – Zapytał zaskoczona Ginny, wręcz wyrywając
starszemu chłopaki gazetę z rąk.
– Ile?
– Dwieście czterdzieści do stu dziesięciu –
odpowiedziała Ginny bratu. Ron zmarszczył brwi. To naprawdę było możliwe, że
Portree zebrali się w kupę?
– To takie dziwne? – Odezwała się spokojnie
Hermiona.
– Chluba Portree to jedna z najsłabszych drużyn
– odpowiedział spokojnie Harry. – Zdobyli tylko dwa razy mistrzostwo, a tak to
są zazwyczaj gnieceni na boisku.
– Wszystko mogło się zmienić.
– No weź, Herm. Przecież po tylu latach bycia
kiepskimi nie wypili nagle eliksiru szczęścia – prychnął Ron. Pani Prefekt
zmrużyła oczy. Harry taktownie zignorował kłócących się przyjaciół.
– Gdzie Neville i Dean? – Zapytał Seamusa,
który zazwyczaj był w towarzystwie Thomasa. Finngina oddał Proroka Ginny, dolewając sobie jeszcze herbaty.
– Z tego co mówili, to muszą dokarmić swój
projekt z zielarstwa.
– Mamy projekt z zielarstwa? – Harry uniósł
zaskoczony brwi.
– Dostaliśmy nasionko jakiegoś dymanu…
– Dyptamu – wtrąciła się Hermiona, powracając
szybko do kłótni na temat wyższości nauki nad Quidditchem z Ronem. Harry i
Seamus spojrzeli po sobie, kręcąc jedynie głową.
– Merlinie, ile ja mam zaległości – Harry
westchnął, waląc popisowo głową w blat.
– Może ci odpuszczą – spróbował go pocieszyć
Finnigan, jednak doskonale wiedzieli, że nie ma co na to liczyć. Harry może i
dłużej by marnował czasu na roztkliwianie się nad swoim marnym losem, jednak
poczuł jednak jak ten drugi wysyła
kilka kojących myśli, które od razu zalały jego umysł. Jednocześnie przed nim
wylądowała szara płomykówka. Potter odwiązał list z jej nóżki i poczęstował ją
kawałkiem tosta. Sowa się poczęstowała i z cichym pohukiwaniem odleciała. Harry
spokojnie rozerwał kopertę, czytając ją ze zmarszczonymi brwiami.
Drogi
Harry,
Zapraszam
cię dzisiaj do mojego gabinetu o 18:00. Mam kilka rzeczy z tobą do omówienia.
AD
Ps.
Ostatnio dostałem od brata lukrowe smoki
Gryfon od razu po przeczytaniu notatki podniósł
wzrok na stół nauczycielski, gdzie Dumbledore gadał w najlepsze z profesorem
Faustem.
– Kto to? – Zapytała Hermiona.
– Dumbledore mnie prosi do siebie.
– Wiesz o co chodzi?
– Nie – pokręcił głową. – Chce ze mną o czymś
porozmawiać. Może w końcu stwierdził, że czas przestać ukrywać przede mną
wszystko.
– Może – Hermiona wyglądała na nieprzekonaną.
– Lepiej późno niż wcale – stwierdził z
przekąsem Ron. Harry zgodził się z nim bezgłośnie. Jego przyjaciel czasami
naprawdę znał go zbyt dobrze.
– Przestań, Ron – syknęła Gryfonka. –
Dumbledore ma swoje powody, by nie mówić nam całej prawdy.
– Jakie? – Harry ze złością spojrzał na swoją
przyjaciółkę. Granger już otwierała usta, ale do stołu podszedł Neville z
Deanem.
– Cześć wszystkim – przywitali się. Ginny
wstała ze swojego miejsca, podziękowała Seamusowi za udostępnienie gazety i
wyszła szybko z sali. Ron zmarszczył brwi, patrząc z zastanowieniem na
przybyłych.
– Na którego i za co jest wściekła moja
siostra?
– Na mnie nie patrz – odpowiedział spokojnie
Neville, a błękitne spojrzenie Rona przeniosło się na lekko zdenerwowaną twarz
Deana, który zajął miejsce, które zajmowała Ginny.
– Takie tam, sprzeczki.
– Oh, właśnie, Harry – powiedziała nagle
Hermiona, nieświadomie ratując Deana. – Kiedy byłeś nieprzytomny, dostałeś
kilka listów. Odpisałam adresatom, że jesteś niedysponowany i …
– Czytałaś je?
– Oczywiście, że nie – burknęła z oburzeniem. –
Schowałam je.
– Dzięki, Miona.
~
Ostatnią
lekcją tego dnia była obrona przed czarną magią. Szósty rocznik Gryffindoru i
Slytherinu czekał już pod salą. Drzwi otworzyły się równo z dzwonkiem, który
rozbrzmiał po zamku. Uczniowie wtłoczyli się do komnaty, stając niepewnie na
środku. Dookoła było ciemno i cicho. Wrota zatrzasnęły się.
Przez
umysł Harry'ego przeszedł szybko impuls i Gryfon, niewiele myśląc, popchnął
swoich przyjaciół, a ognista kula mignęła im nad głowami.
– Expelliarmus!
Protego! – krzyknął natychmiast, a krew zaczęła szybciej mu krążyć. Ten drugi też był na baczności.
– Brawo, panie Potter – klasa nagle zrobiła się
jasna, a koło katedry nauczycielskiej stał profesor Faust, klaszcząc w dłonie.
– Dwadzieścia punktów za szybką reakcję i obronę przyjaciół, panie Potter.
– A teraz wytłumaczcie mi – powiedział zniżonym
tonem, mrużąc oczy, do reszty klasy. – Dlaczego tylko pan Potter poprawnie
zareagował, dodając do tego jeszcze jego długą niedyspozycję?
Cisza w klasie była przytłaczająca. Wszyscy
patrzyli na siebie zdziwieni, nie rozumiejąc nagłej zmiany w zachowaniu
profesora. Choć kilka dziewcząt stwierdziło, jak udało się usłyszeć Harry'emu, że
to sprawia, że jest jeszcze bardziej „cool”.
– Dzisiaj miałem ciekawą rozmowę z dyrektorem,
dzięki któremu wpadłem na wyśmienity pomysł – błysnął zębami, na co westchnęła
wcześniejsza grupka płci przeciwnej. Harry pomyślał, że zwymiotuje. Czemu to on
musiał akurat tego słuchać. Patrząc po innych, utwierdził się jednak, że nie
był w tym sam.
– Od dzisiaj, na każdej lekcji, spodziewajcie
się – tutaj dramatycznie zawiesił głos, wywołując nagłe spięcie wśród
studentów. – niespodzianki.
– Co ma pan na myśli, profesorze, mówiąc o
niespodziance? – Zapytała nieśmiało Hermiona. Szare, bystre oczy spoczęły na
Gryfonce, która zarumieniła się nieznacznie. Ron sapnął nieszczęśliwie.
– Wszystkiego, panno Granger, wszystkiego –
uśmiechnął się nieznacznie. – Za każdą oczekiwaną reakcję, tak jak dzisiaj u
pana Pottera, będę nagradzał, a karał tych, co nic nie zrobili. Dlatego
oczekuje, że wszyscy prócz pana Pottera przygotują na następne zajęcia esej na
temat zależności pomiędzy szybką reakcją, instynktem, a przetrwaniem. Co
najmniej na dwie stopy, nie mniej.
– To nie sprawiedliwe – szepnął jeden ze
Ślizgonów. Harry zbytnio go nie kojarzył. Miał długie, czarne włosy i ciemną
karnację.
– Panie Blackburn, jakieś zażalenia? –
Nauczyciel podszedł do niego powoli. – Gdyby pana reakcja była taka, jakiej
oczekiwałem, na pewno wtedy nie musiałby pan pisać tego wypracowania, ponieważ
rozumiałby pan w stu procentach, na czym ona polega. Najwyraźniej tylko pan
Potter wie, że do przetrwania potrzebne są też inne umiejętności niż wiedza
zaklęć. Jest to ważne, ale szybka reakcja, zimna krew i zręczność w unikach są
ważniejsze. To one decydują w każdej sekundzie o przetrwaniu.
Cisza zapadła po słowach profesora, który
zlustrował swoją klasę spojrzeniem, po czym wrócił za swoje biurko, karząc im
usiąść. Każdy zajął swoje miejsca. Mężczyzna zmarszczył brwi.
– Zmienimy coś jeszcze – powiedział. –
Aktualnie wszyscy siedzicie z osobami ze swoich domów, z którymi macie
prawdopodobnie rozwinięta jakąś więź. Trzeba jednak nauczyć się współpracy z
osobami, z którymi niekoniecznie się lubimy, a mamy wspólny cel.
– Ale panie profesorze… - odezwała się
Lavender, ale została całkowicie zignorowana. Sapnęła z oburzeniem. Przecież do
tej pory profesor był dla niej taki miły i wyrozumiały.
– Panno Brown, ostatnio wasz profesor eliksirów
zwrócił mi uwagę – Slavomir uniósł ironicznie kącik ust. – Że nie realizuje
podstawowych założeń lekcji. Nie uczę was współpracy, nie rozwijam was we
wszystkich kierunkach. Profesor Snape strasznie się tym zmartwił i dlatego za
jego radą, zmienię to.
– Od teraz
- mówił dalej. – Czyli dokładniej od chwili, kiedy przydzielę wam nowego
partnera, będziecie się z nim uczyć, siedzieć w jednej ławce i realizować
wszelkie projekty grupowe. Czy to jasne?
– Czy naprawdę jest to konieczne? – Zapytała
Pansy.
– Oczywiście, panno Parkinson. Śmiem nawet
przypuszczać, że w najbliższym czasie umiejętność współpracy z osobą nielubianą
będzie wam potrzebna. – Odpowiedział spokojnie, otwierając dziennik.
– Akurat jesteście parzystą klasą – zaśmiał
się, słysząc donośny jęk uczniów. – Dlatego proszę żeby, po kolei, pan Crabbe z
panem Finnigane’m – Gryfon westchnął cierpiętniczo. – Proszę bez wzdychania,
panie Finnigan. I proszę się przesiąść do pana Crabbe’a.
– Następnie, pan Goyle z panem Thomas’em.
Szybko, bez ociągania się, panie Thomas. Dalej, panna Davies z panną Brown.
Szybciuteńko. Dziewczęta, minus pięć punktów za przeklinanie. Ja tutaj wszystko
słyszę.
– Ekstra – burknęły obydwie, po czym posłały
sobie spojrzenie bazyliszka. Profesor pokręcił jedynie głową.
– Panna Dunbar z panną Bulstrode, bez komentarzy
proszę – zastrzegł, widząc jak Gryfonka otwiera usta. – Kolejni, to pan
Blackburn z panem Longbottom’em. I tutaj też proszę bez zbędnych słów.
– Następnie, panna Greengrass z panną Dawn.
Potem pan Malfoy z panem Potterem. Tak, dobrze słyszycie, panowie – uśmiechnął
się do nich wesoło. – Tutaj proszę, do pierwszej ławki. Wolę was mieć na oku.
Harry wstał i razem ze Ślizgonem podeszli do
wskazanej ławki, przy której usiedli, natychmiast odwracając się w przeciwną
stronę.
– Dobrze, wyśmienicie. Dalej panna Parkinson z
panną Granger. Szybko, dziewczyny. Nie mamy na to całej lekcji. Pan Rokwood z
panną Patil, a pan Nott z panną Johar. Widzę, że tutaj obejdzie się bez
problemów. Na samym końcu pan Zabini z panem Weasley’em.
– Od dzisiaj będziecie siedzieć tak aż do końca
roku – powiedział, zamykając dziennik i wstał. Okrążył swoje biurko i oparł się
o nie. – Tak jak mówiłem wcześniej, wszystkie projekty grupowe i ćwiczeni na
lekcji macie wykonywać razem. Inaczej będziecie tracić punkty za niestosowanie
poleceń nauczyciela. Rozumiemy się?
Uczniowie niemrawo przytaknęli, na co profesor
klasnął w dłonie z zapałem.
– To wspaniale. Powracając do samego początku,
jak już mówiłem, dzięki dyrektorowi, wpadłem na znakomity pomysł. Reaktywację
klubu Pojedynków.
Klasa zgodnie jęknęła.
~
Punkt
osiemnasta Harry stanął przed gargulcem, chroniącym wejścia do dyrektora
Hogwartu. Powiedział hasło, na co chimera ukazała wejście. Wszedł po schodach i
zapukał w drzwi. Kiedy usłyszał pozwolenie, wszedł do środka.
– Dzień dobry – przywitał się, widząc trójkę
nieznanych sobie czarodziei, którzy wpatrywali się w niego z zainteresowaniem.
Jak on tego nienawidził. Poza tym, kim byli ci ludzie? Na niewielkiej sofie
koloru rażącej żółci, siedziała dwójka mężczyzn. Obydwoje byli starszymi
czarodziejami. Jeden z nich był niezmiernie chudy i ubrany w prostą,
ciemnofioletową szatę. Obok niego siedział mężczyzna z potężnym brzuchem, w
bogato zdobionej todze o granatowej barwie. Przyszyte miał srebrne guziki,
broszkę na lewej piersi i inne mało istotne ozdóbki. Najbardziej, co rzucało
się w oczy to jego sumiasty wąs. Kiedy Harry przyjrzał się bliżej ich twarzy,
zauważył niezwykłe podobieństwo. Obydwoje mieli małe, lekko płaskie nosy i
wąskie usta. Trzeci czarodziej, którego Harry widział po raz pierwszy, był
znacznym przeciwieństwem pozostałej dwójki. Był młodym mężczyzną z bujną
czupryną i opaloną cerą. Biła od niego wyraźna młodość.
– Usiądź, Harry – poprosił Dumbledore,
wskazując soczyście zielony fotel, po którego materiale biegały kolorowe myszy.
Gryfon niepewnie zajął miejsce, uważając, by przypadkiem nie usiąść na
czerwonego gryzonia.
– Nie przejmuj się nimi, mój drogi. Są
strasznie wścibskie – dyrektor mrugnął do niego, nalewając ruchem różdżki
wszystkim herbaty. Harry podziękował za gorący napój, kiedy otrzymał filiżankę.
– Więc czemu się tutaj znalazłem? - Zapytał
niespokojnie. Spojrzenia trójki nieznajomych mężczyzn były męczące.
– Najpierw pozwolisz, że przedstawię ci naszych
gości – odpowiedział wesoło Albus, wyjmując z kieszeni paczkę cukierków.
– Daruj sobie – warknął natychmiast czarodziej
z wąsem, kiedy tylko zauważył, jak dyrektor już otwiera usta ze swoim słynnym
pytaniem. Albus przez chwilę wyglądał na głęboko zranionego, ale w końcu sam
wziął jednego ze swoich ulubionych cukierków i z powrotem schował je do środka.
– Dobrze, tak więc, Harry, cała trójka to
uzdrowiciele umysłu – zaczął w końcu poważnym głosem Dumbledore. - Ci dwaj, to
bracia, Donowan i Finley Icko, a to jest Jerald Gardlin, ich były uczeń.
– A po co ja tutaj jestem? - Ponowił swoje
pytanie Gryfon, mając złe przeczucia.
– Widzisz, Harrym, ci trzej panowie chcieliby
sprawdzić twój umysł.
– Nie jestem szaleńcem! - Krzyknął natychmiast
Potter.
– Nie śmiemy w to wątpić – prychnął Finnley, za
co oberwał od brata z łokcia w brzuch. Warknął do niego, masując obolałe
miejsce.
– Spokojnie, chłopcze – powiedział Donowan. -
To standardowa procedura. Każdy zaatakowany przez leglimencje musi przejść
takie badanie. Musimy się upewnić, że wszystko jest dobrze.
– A czemu miałoby być źle?
– Widzisz, Harry – zaczął Jerald Gardlin. - To
dosyć niespodziewane, że po twoim obudzeniu czujesz się tak dobrze. Zazwyczaj
zanim pacjent do siebie dojdzie i wróci do starej sprawności, minie trochę
czasu. Chcemy dlatego sprawdzić stan twojego umysłu. Nie będziemy zagłębiać się
w twoje wspomnienia, jedynie obejrzymy naturalne bariery.
– Naturalne bariery? - Harry nie wyglądał na przekonanego, a
ten drugi podzielał jego zdanie. I wcale, a wcale nie podobało się to
Gryfonowi.
– Każdy z nas ma takie bariery – zaczął spokojnie Jerald,
ignorując prychnięcie swojego byłego mistrza. Donowan znowu uciszył brata
kuksańcem w bok. Finley głośno zaklął ku rozbawieniu Harry'ego. - Nie musimy do
tego ćwiczyć oklumencji, by je mieć. One po prostu chronią, by nasze myśli nie
wylewały się. Byśmy mogli je zachować dla siebie.
– Acha.
– Nie masz co się bać, mój drogi – powiedział pocieszająco
Donowan. - Sesje nie będą bolesne, a mają na celu jedynie określić twój stan i
tobie pomóc.
– Sesje?
– Chyba nie sądziłeś, że zrobimy to w
jeden dzień? - Finley popatrzył na niego ironicznie, tym razem jednak
odsuwając się od brata, który już miał zamiar znowu go walnąć w bok.
– Pierwszą możemy odbyć już teraz –
zaproponował Jerald. - Pokój już przygotowaliśmy i najlepiej byłoby zacząć od
razu. Chcesz wiedzieć na czym będzie to dokładnie polegać?
– Yhym – Harry przytaknął niemrawo.
– Cała nasza trójka wniknie do twojego
umysłu – zaczął, a widząc minę Pottera, dodał. - To będzie całkowicie
bezbolesne i zrobimy to delikatnie. Nie masz co się martwić. Następnie Finley
i Donowan będą stanowić filary. Będą trzymać w ryzach twoje wspomnienia, myśli
i wszystko inne. Nie będą ich widzieć, tylko będą je trzymać, by nas nie pochłonęły.
Ja natomiast wniknę dalej i będę szukał jakichkolwiek anomalii.
– To po co nam więcej takich sesji?
– Przeszukiwaniu umysłu, głupi
dzieciaku, to żmudna i ciężka praca. Umysł to sfera, która nie ma końca. By
przejrzeć wszystkie jego naturalne bariery, potrzeba czasu – wytłumaczył
Finley Icko.
– Chciałbyś już dzisiaj odbyć pierwszą
sesję, mój drogi chłopcze? – Zapytał dotąd milczący Albus. Harry przygryzł
wargę. Ten drugi wyraźnie określił
swoje niezadowolenie, ale Gryfon w końcu uległ błękitnym tęczówką dyrektora.
Skinął niepewnie głową.
– Zapraszam – powiedział Albus, kiedy
tylko postukał w obraz, na którym namalowane były mosiężne drzwi. Te otworzyły
się, ukazując oświetloną komnatę. Harry wszedł do środka, rozglądając się
niepewnie po pokoju. Na środku stało łóżko, a po jego bokach ustawione były
fotele. W pokoju można było wyczuć przyjemny zapach lawendy.
– Albusie, niestety nie możesz tutaj
być – powiedział Donowan do dyrektora. Dumbledore posłał jeszcze jeden
pokrzepiający uśmiech Harry'emu i zamknął drzwi. Gryfon niepewnie spojrzał po
czarodziejach. Impulsy, które wysyłał mu drugi umysł, nie były zbyt przyjemne.
– Spokojnie, Harry, nie mamy zamiaru
zrobić ci krzywdy – powiedział Jerald. – Połóż się.
Gryfon wykonał polecenie. Starsi
mężczyźni zajęli miejsca koło łóżka. Gardlin położył mu dłoń na czole.
– A teraz, Harry, zrelaksuj się –
powiedział. Chłopak niepewnie kiwnął głową, odetchnął głęboko i zamknął oczy.
Gryfon na początku nie poczuł nic, co pozwoliło mu się bardziej rozluźnić. Po
dłuższej chwili chciał już otworzyć oczy, ale nagle usłyszał pukanie.
Zmarszczył brwi. Pukanie było zbyt odległe, by ktoś pukał do tej komnaty, a
jednocześnie tak bliskie, jakby ktoś pukał w jego umyśle. Drugi umysł wysłał mu
kilka uspokajających impulsów i wtedy się zaczęło. Obecność trójki nowych
umysłów nie była aż tak bolesna jak to sobie wyobrażał Harry. Była bardziej
drażniąca, niczym drzazga w palcu. Już chciał coś powiedzieć, ale świat
zniknął. Jego myśli stanęły, a on sam pozwolił sobie zapaść w ciemność.
~
Dumbledore
siedział za swoim biurkiem, miętoląc w zdenerwowaniu swoją szatę. Nawet
uspokajająca pieśń feniksa nic nie dawała. Starzec za bardzo się martwił o
Harry'ego, by móc na chwilę odetchnąć. Po dwóch godzinach z komnaty wyłoniła się
zmęczona twarz Gardlina. Tuż za nim wlókł się Donowan, trzymany przez Finleya.
– Jesteś starszy ode mnie, idioto,
powinieneś się bardziej pilnować – warczał co chwila Finley, choć w jego
oczach była troska. Cała trójka zasiadła.
– I co z Harry'm? – Spytał w końcu
Albus, obawiając się jednak odpowiedzi.
– Z umysłem chłopca jest dobrze –
zaczął Jerald. – Ale, mieliśmy rację. Znalazł sobie Strażnika.
Dyrektor wciągnął gwałtownie powietrze,
otwierając szerzej oczy.
– Niemożliwe.
– Niestety, Albusie – powiedział cicho
Donowan, wyraźnie był blady na twarzy. – Na tym etapie to dobrze, to on hamuje
wszelkie wspomnienia z ataku. To on pozwolił umysłowi powrócić do poprzedniej
normy, zabierając sam atak.
– Ale jego dusza…
– Albusie, nie do końca wiadomo, jak to
się stało, że chłopak związał się ze Strażnikiem.
– zaczął Finley, spokojnym, lekko gburowatym tonem. – Wątpię, żeby chłopak
chociaż wiedział z czym ma do czynienia. To nie jest zwyczajny kontrakt. Wiesz, że wtedy to się odbywa
inaczej.
– Co proponujecie w takim razie?
– Poczekamy aż chłopak się obudzi po
sesji – odpowiedział Jerald. – Odbędziemy jeszcze kilka, by sprecyzować z czym
mamy do czynienia. Musimy mu jednak o tym powiedzieć. On musi sobie zdawać
sprawę, co się zdarzyło.
– Niech tak będzie.
___
Dodaję nowy pościk. Beta mnie olała i jest jaki jest. Poszukuję dlatego dalej. Ktoś wie, gdzie zdobyć solidną, pracowitą?
Czy wy też macie wrażenie, że ten czas przelewa się przez palce? Wczoraj był poniedziałek, dzisiaj byłam w Szczecinie, a jutro będzie koniec roku szkolnego i matura. Masakra ><
Edit.: Dzisiaj mam szczęśliwy dzień i nie przejmujcie się tak jak ja, że wyższa część tekstu jest bez odstępów pomiędzy wierszami, a druga jest. Ot, taki wymysł blogspota. Bo ja będę się udzielać, jak wciskam i dupa. Maszyna ukazuje mi wyższość nad sobą ><
Edit.: Dzisiaj mam szczęśliwy dzień i nie przejmujcie się tak jak ja, że wyższa część tekstu jest bez odstępów pomiędzy wierszami, a druga jest. Ot, taki wymysł blogspota. Bo ja będę się udzielać, jak wciskam i dupa. Maszyna ukazuje mi wyższość nad sobą ><
"Zerknął kontem oka na Hermionę, która..." kontem powiadasz? XD
OdpowiedzUsuń"- Severusie, usiądź proszę – Dumbledore wskazał" kropka po proszę.
"Harremu przebiegła" Harry` emu.
"Zapytał zaskoczona Ginny, wręcz..." zapytała.
"spodziewajcie się – tutaj dramatycznie zawiesił głos, wywołując nagłe spięcie wśród studentów. – niespodzianki." Kropki raczej nie powinno być po studentów.
" Są strasznie wścibskie – dyrektor mrugnął do niego," Kropka po wścibskie i dyrektor z dużej litery.
I tam takie, które wpadły mi w oczy. Szkoda, że beta nie odpowiada, ale niestety żadnej sprawdzonej strony nie znam :( Co do rozdziału. Pozwolisz, że wypunktuje, ok ;)
1. Toffam... khe.. lubię twojego Snape` a, a ta jego bezpośredniość jest powalająca ^^
2. O ten zapis dialogów już się nie czepiam, bo zdarzyło się tylko parę złych.
3. Świetny rozdział! Były opisy, dialogi i oryginalny pomysł ;)
Czekam na następny rozdział i cieszę się, że Harry` emu tak dobrze poszła kartkówka ;P
PS Potter bez duszy, ale jaja. Sorry, tak mi się napisało :)
Zacząłem, dziś czytać, było 6 rozdziałów, przeczytałem 6 a tu 7 rozdział. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, fajny pomysł z tym nurtem oraz ze Strażnikiem. Jeżeli szukasz osoby do betowania to zgłaszam się na to stanowisko, mam w miare dużo czasu więc będę miał czas na betowanie. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńJakby co mój e-mail: m.cierpikowski@gmail.com
OdpowiedzUsuńWow... widzę, że nowa beta się szykuje xD I to chłop, jeszcze lepiej :D Więc gdyby Wasza współpraca się udałaby, no to... trzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to standardowo przeczytałam wcześniej, ale mam lenia by komentować.
Na Merlina... Boję się o Harry'ego. Matko jedyna... jakiś Strażnik i w ogóle... I że Harry po śmierci będzie przeklęty? :O Nie ma co, masz strasznie oryginalne opowiadanie! :D Jakby co to dodałam Cię do linków i w następnym rozdziale dam link pod koniec notki, mam nadzieję, że coś pomoże Ci w rozsławianiu Twojego opowiadania, bo na serio, warto :) Nie to że ja się podlizuję, co to to nie. Po prostu ta historia bardzo mi się podoba :D
Weny życzę mnóstwo i czekam na nn ;***
Niezrównoważona
[zaklinacze-dusz.blogspot.com - opowiadanie potterowskie]
Świetny rozdział :) Podobał mi się o wiele bardziej niż poprzedni, to chyba skutek tego, ze mamy tutaj więcej akcji. Moją ulubioną sceną jest ta na Obronie Przed Czarną Magią. Harry pokazał klasę i wcale się nie dziwie, że jest taką pożądaną partią w Hogwarcie ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, co knuje Faust. Nie wierzę w to, ze jakiś nauczyciel OPCM mógłby być dobry (oprócz Lupina, ale ona też miał swój mały, futerkowy problem). Może jestem przewraźliwiona, ale czy to nie podejrzane, iż zmiany na lekcjach pojawiły się dopiero wtedy, jak Potter się obudził? :D
PS Jest Draaaaco! Będzie... ten tego? ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńczemu Severus jest aż taki wredny, szkoda, że wykryli u Harrego obecność tego strażnika, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny, Severus czemu jest aż taki wredny, czemu wykryli u Harrego obecność tego strażnika, liczyłam, że jednak tak się nie stanie, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, czemu Sevdrus jest aż taki wredny, no i czemu wykryli u Harrego obecność tego strażnika, liczyłam, że jednak tak się nie stanie, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza