sobota, 17 listopada 2012

Rozdział siódmy




      Harry czuł na sobie spojrzenia wszystkich, dosłownie wszystkich. Kiedy tylko zasiadł przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali, spojrzenia paliły mu plecy. Wzdychając, sięgnął po tosty i herbatę.
 Harry, dobrze cię widzieć – usłyszał ciepły głos Neville'a, który usiadł naprzeciw niego. Skinął mu niemrawo głową. Poczuł, jak miejsca obok niego są zajmowane.
 Ale jestem głodny! – Ron natychmiast nałożył sobie parówki, kilka kromek chleba, na co Hermiona zacmokała z niesmakiem.
 Jedzenie ci nie ucieknie, Ron – prychnęła dziewczyna, sięgając po kawę.
– Stary, co tak długo byłeś nieprzytomny? – zapytał niepewnie Dean, siadając koło Neville'a.
 Dziw bierze, że Prorok nie trąbił o tym na prawo i lewo – powiedział Seamus, pojawiając się w towarzystwie Katie.
 Pewnie Dumbledore maczał w tym palce – oznajmiła Ginny, ziewając. Usiadła koło Hermiony i ciskała błyskawicami w stronę Deana, który patrzył wszędzie, tylko nie na Gryfonkę.
 Jego władza jest czasami przerażająca – mruknął Neville. – Chyba jest jedynym człowiekiem, który potrafi uciszyć tego szmatławca na dłużej niż dzień.
 Dumbledore to wielki człowiek – powiedziała Hermiona jakby to wszystko miało wyjaśnić. Wszyscy potaknęli zgodnie, nie zagłębiając się w ten temat.
 Harry, kiedy będzie nabór? – Zapytała Katie, nachylając się nad stołem po dżem.
– No wiesz co – sapnęła Hermiona, chcąc już zacząć swój wykład na temat jej nieczułości, ale przerwał jej szybko sam zainteresowany.
 W najbliższym terminie jak tylko ubłagam panią Pomfrey, by pozwoliła mi grać.
 Fufar fędzie naf – oznajmił wesoło Ron z pełną buzią.


~

     Eliskiry były ostatnimi zajęciami, jakie figurowały w planie Harry'ego. Gryfon przez chwilę zastanawiał się czy jest w ogóle sensy pójścia na nie, ale mina Hermiony załatwiła wszystko. Dziewczyna nie przyjmowała do wiadomości, żeby jej przyjaciel miał nie pojawić się na lekcjach. Nawet jak tłumaczyli jej z Ronem, że pójście tam da tylko Snape’owi kolejny pretekst do gnębienia go, Gryfonka była nieugięta. Nie mieli się co oszukiwać, Mistrz Eliksirów na pewno wykorzysta jakoś długą nieobecność Harry'ego.
     Gryfoni i Ślizgoni stali pod salą, rozmawiając między sobą. Ciekawskie spojrzenia co chwilę były rzucane w kierunku Harry'ego, który starał się je ze wszystkich sił ignorować.
 Harry, słuchasz mnie? – Hermiona szturchnęła go w ramię. Spojrzał na nią.
 Przepraszam, Miona – mruknął, widząc jak dziewczyna wzdycha. Stojący obok Ron przeniósł na nich znudzony wzrok.
 I tak się nie nauczy w ciągu tego pięciominutowego wykładu co robiliśmy w trzy tygodnie, Herm – stwierdził rudzielec. Harry bezgłośnie się z nim zgodził. Gryfonka jeszcze przez chwilę stała pomiędzy nimi, patrząc to na jednego, to na drugiego, aż w końcu ruszyła w kierunku drzwi od klasy, które otworzył przybyły profesor Snape.
 Zobaczymy jak będziecie coś chcieli – syknęła, kiedy usiedli koło niej. Snape rozejrzał się po klasie, a kiedy natrafił na kruczoczarną czuprynę Harry'ego, uniósł kącik ust do góry.
 Proszę, proszę, wróciła nasza znakomitość – odezwał się swoim chłodnym głosem, na co Gryfon westchnął w duchu. Ten nowy, który znikąd zjawił się w jego głowie, obruszył się na takie traktowanie. Przyzwyczaj się, stary, pomyślał sarkastycznie. Obecność drugiego umysłu w jego własnym nie była taka zła. Harry zdążył się już przyzwyczaić do nagłych myśli, które miały na celu jedynie mu pomóc. Snape milczał jeszcze przez chwilę jakby zastanawiając się czy jeszcze go pognębić, czy może już zacząć lekcje normalnym trybem. Kiedy coś w jego oczach zabłysło, Harry wiedział, że nie skończy się to dla niego zbyt wesoło.
 Wyjmijcie pergaminy – zarządził i stuknął dwa razy różdżką w tablicę, na której natychmiast pojawiły się pytania.
 Sprawdzimy czy się uczycie. Macie na to dziesięć minut – powiedział, patrząc ironicznie w stronę Harry'ego. Chłopak jedynie westchnął, wyjmując kartkę i zamoczył końcówkę pióra w atramencie. Podpisał się zamaszystym ruchem, nawet nie próbując wspominać Snape’owi, że niemalże od trzech tygodni leżał nieprzytomny i nie miał zbyt wiele czasu na naukę. Podejrzewał, że wtedy dopiero Mistrz Eliksirów nie dałby mu żyć.
Opisz skład i przygotowanie Wywaru Żywej Śmierci. Harry jeszcze raz przeczytał pierwsze pytanie, ale nie znał odpowiedzi. Zerknął kątem oka na Hermionę, która zdążyła zapisać już pół swojego pergaminu. Z drugiej strony nawet Ron coś bazgrał. Harry już chciał odłożyć pióro i dać sobie spokój z kolejnymi pytaniami, ale nagły impuls przeszedł przez jego umysł. Zamknął na chwilę oczy, zamroczony napływającą wiedzą. Lekko oszołomiony, spojrzał ponownie na pierwsze polecenie. Niepewnie przyłożył stalówkę do kartki i zaczął pisać. Ten drugi zaczął mu pomagać. Harry nie spodziewał się tego i w pierwszej chwili chciał to nawet zignorować, ale wystarczyło mu jedynie jedno spojrzenie na Snape’a, by wykorzystać to.
Opisz trzy cechy smoczej krwi. Kolejna myśl zalała jego umysł i ponownie zaczął pisać. Udało mu się dotrzeć jedynie do trzeciego pytania, nim Snape zarządził koniec, a kilkoro uczniów jęknęło zgodnie.
 Kiedy sprawdzę te pracę, zobaczę jak wszyscy niewątpliwie się uczą – powiedział, patrząc z pogardą na Harrego. Gryfon wyprostował się, oddał spojrzenie. Nie tym razem, dupku, pomyślał. Drugi umysł przyznał mu rację.
 Na tablicy macie instrukcje.


~

     Trójka uzdrowicieli siedziała w dyrektorskim gabinecie, kiedy do środku wparował Snape. Mistrz Eliksirów spojrzał sceptycznie po tych wszystkich cenionych czarodziejach.
 Severusie, usiądź proszę – Dumbledore wskazał mu dłonią jedyny, wolny fotel, na którym Snape niechętnie zasiadł.
 Jak już jesteśmy w komplecie, to możemy zacząć – zarządził Albus, patrząc na nich uważnie. - Jak wiecie, Harry obudził się dwudziestego siódmego września, a pierwszego października został znaleziony przeze mnie.
 Rozumiemy – przytaknął Jerald. – Rozmawialiśmy już z madame Pomfrey, która nam udzieliła informacji po przebadaniu pana Pottera. Według jej danych, pan Potter nie ma żadnych zewnętrznych obrażeń, a jego naturalne, psychiczne bariery są całe i nie mają żadnych anomalii.
 To dziwne – odezwał się cicho Donowan, drapiąc się po brodzie. – Według naszych założeń, chłopak powinien nie być zdolny do samodzielnego poruszania się czy robienia innych czynności. Jego psychiczne bariery powinny być w rozsypce, a jego myśli miały się wręcz wylewać.
 Często tak się zdarza? – Zapytał Dumbledore, podpierając brodę na splecionych dłoniach.
 Tak jest zawsze, Albusie – odpowiedział Donowan, patrząc w zamyśleniu za plecy przyjaciela, gdzie znajdowało się duże okno. – Istnieją przypadki, gdzie faktycznie pacjent budzi się jakby nigdy nic, ale… To zazwyczaj związane jest z… Nie.
 Z czym? – Dyrektor wwiercił spojrzenie w swojego przyjaciela.
 To niemożliwe, Albusie. Po prostu absurdalne. Chłopak jest za młody. Nie możliwe…
 Don, zamknij się – syknął Finley. – Osoby, które budzą się w stanie nienaruszonym, zawiązują zazwyczaj kontrakty. I tak, chodzi mi o te kontrakty.
 Sugerujesz, że Potter jest kontrahentem? Że znalazł strażnika? – Severus prychnął. – Tylko garstce ludzi udało się zawiązać kontrakt z umysłem z Nurtu. Wiecie, czym to grozi? Po za tym, Potter to dzieciak.
 Nie bądź ignorantem – warknął Finley Icko. – Moc wylewa się z chłopaka niczym z dziurawej szklanki. Nie ma co się oszukiwać, że Potter ma potencjał i może zajść daleko. Potter mógł nawiązać kontrakt ze Strażnikiem.
 To Potter!
 Severusie – Albus westchnął. – Kiedy spotkałem Harrego w Ogrodach, mówił mi o tym, że przybył tam ze względu na pewne impulsy, które mu mówiły, gdzie ma iść. Pomagały mu.
 Strażnik? – Donowan wstał gwałtownie. – Albusie, wiesz sam, jak to absurdalnie brzmi. Kontrakty z bytami niematerialnymi w Nurcie są wręcz niemożliwe. Wielu potężnych czarodziejów już próbowało, ale wiesz, jak to się skończyło. Wszyscy nie żyją!
 Nie przesadzaj, Don – znowu wtrącił się Finley. – Wiesz, że była garstka czarodziejów, którym się to udało. Strażnik chronił ich umysły przed nieprzewidzianą ingerencją, dzielił się swoją wiedzą i pomagał na wszelkie możliwe sposoby. Zapłata może i jest drastyczna, ale to cenna rzecz.
 Ale to dziecko!
 Niektóre źródła podają – zaczął Jerald, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. Był najmłodszy z nich wszystkich i najmniej doświadczony, więc wszyscy zapewne uznali, że nie ma wystarczającej wiedzy, dlatego milczy i nie udziela się w dyskusji. – Że istniało kilka rodów, które związały się ze Strażnikami, a w dalszej konsekwencji każdy z potomków otrzymywał swojego strażnika w dzień swojej pełnoletniości.
– Potter ma dopiero szesnaście lat – wtrącił się Severus. – Poza tym, nie przypominam sobie, żeby akurat Pottetowie mieli tę jakże niezwykłą zdolność. Nie szukajcie irracjonalnych tłumaczeń. Potter jest idiotą, więc pewnie nawet nie wie z czym ma do czynienia.
Cisza zapadła po słowach Mistrza Eliksirów, a czwórka mężczyzn rozmyślała o całej sytuacji.
 Z tego co rozumiem – zaczął mówić Dumbledore, podsumowując zdobytą wiedzę. – To w aktualnej sytacji Strażnika dla Harrego to najlepsze wyjście. Czy grozi to w najbliższym czasie jakimiś konsekwencjami?
 Na razie nie, wręcz przeciwnie – odpowiedział Jerald. – Strażnik ogólnie to byt umysłowy, choć nie musi być to wcale demon, a inny czarodziejski umysł, który ma nam na celu pomagać. Chroni nasz umysł, służy wiedzą, a czasami nawet fizycznie ratuje nam życie.
 Trzeba tylko pamiętać, że na końcu jedzą twoją duszę – wtrącił się ironicznie Severus. – Strażnik pożera duszę, nie pozwalając jej na spoczynek. Dusza jest przeklęta na wieki i nic już jej nie uratuje.
 Cena jest wysoka – zgodził się Jerald. – Powracając do pana Pottera, sądzę, że najlepiej będzie przeprowadzić kilka sesji i zorientować się w sytuacji. To wszystko są tylko domysły.
 Zgadzam się – przytaknął Donowan. – Przeprowadzmy z chłopakiem kilka sesji, by się utwierdzić, czy naprawdę mamy doczynienia z Konrahentem.
 A wtedy będą jaja – zakończył Finley, uśmiechając się paskudnie. Severus zmrużył oczy, ten stary czarodzieja strasznie przypominał mu Moodego.


~


     Harry wracał od Hagrida spokojnym krokiem z głową pełną myśli. Nawet nie zdążył się połapać, gdy został wciągnięty do najbliższej klasy. Spojrzał na swoich przyjaciół – Ron opierał się o jakąś zniszczoną ławkę, Hermiona trzymała w ramionach naręcze książek, a Ginny z lekkim rumieńcem na twarzy wpatrywała się w niego.
 No dobra, to o co chodzi z tym porwaniem?
 Sorry, ale nie było innej rady, stary – powiedział Ron, drapiąc się z zakłopotaniem po nosie.
 Kiedy byłeś nieprzytomny – podjęła Hermiona. – To Ginny wpadła na pomysł z Gwardią.
Harry przeniósł swój wzrok na siostrę przyjaciela, która zarumieniła się jeszcze mocniej.
 Pomyślałam o Komnacie Tajemnic.
 Tam? – Harry zmarszczył brwi. Niezbyt dobrze wspominał tamto miejsce, gdzie aktualnie leży rozkłdające się truchło bazyliszka.
 Do tego miejsca masz dostęp tylko ty – zaczęła go przekonywać Hermiona. – Jest duże, nikt nie będzie wiedział, gdzie jesteśmy.
 Zapomniałaś, Miona, że leży tam wielki, martwy bazyliszek.
 Już mamy na to plan. Ginny napisała do bliźniaków i zgodzili się nim zająć. Zgredek im je dostarczy. Już się zgodził.
 Widzę, że wszystko przemyśleliście – stwierdził, patrząc po nich po kolei. Skinęli zgodnie głowami, a Harry przekalkulował to wszystko. Ten drugi połaskotał go myślą, popierając pomysł jego przyjaciół. Westchnął. Czterech do jednego, pomyślał.
 Kiedy? – Zapytał jedynie.
 Jak najszybciej – odpowiedziała natychmiast Hermiona. – Wystarczy tylko zawołać Zgredka, powiadomić bliźniaków i urządzić Komnatę.
 Ja napiszę do Freda i Georga – podjęła się Ginny.
– Urządzić?
 No co ty, stary, nie mów, że podoba ci się tamten pomnik – powiedział Ron, na co zachichotali zgodnie. Harry doskonale pamiętał jak obydwoje w Skrzydle Szpitalnym dokładnie obgadali cały wystrój Komnaty, jej właściciela i śmiali się z Ślizgonów.
 Myślisz, że Slytherin się pogniewa jak dodamy trochę złota i czerwieni?
 Hm... – Ron udał, że się zastanawia. Hermiona przewróciła oczami na ich zachowanie, a Ginny uśmiechnęła się. – Wiesz, nie żyje żmija od przeszło tysiąca lat, więc nie ma nic do gadania.
Wybuchli śmiechem. Harry'emu przebiegła jeszcze jedna myśl przez umysł. Co by powiedział Voldemort, widząc komnatę swojego przodka w odcieniach Gryffindoru. Chciałby zobaczyć jego minę.

~ 

     Śniadanie w Wielkiej Sali jak zawsze było głośne. Uczniowie gaworzyli wesoło, wymieniając się nowinkami. A to ktoś zerwał ze sobą, a to ktoś znowu z kimś jest, a stałym tematem był oczywiście Wybraniec. Wszystkie dziewczęta posyłały w stronę Harry'ego Pottera sugestywne spojrzenia. Nie było nowością, że większość z nich chciałaby z nim być. Czy to przez sławę, czy przez bogactwo albo przez samo to, że Potter był całkiem przystojny.
     Szósty rocznik Gryffindoru siedział przy stole, zajadając się potrawami. Seamus czytał Proroka, a przez ramię co chwila zaglądała mu Ginny.
 Co, Osy Z Wimbourne przegrały z Chlubą Portree? To jest w ogóle realne? – Zapytał zaskoczona Ginny, wręcz wyrywając starszemu chłopaki gazetę z rąk.
 Ile?
 Dwieście czterdzieści do stu dziesięciu – odpowiedziała Ginny bratu. Ron zmarszczył brwi. To naprawdę było możliwe, że Portree zebrali się w kupę?
 To takie dziwne? – Odezwała się spokojnie Hermiona.
 Chluba Portree to jedna z najsłabszych drużyn – odpowiedział spokojnie Harry. – Zdobyli tylko dwa razy mistrzostwo, a tak to są zazwyczaj gnieceni na boisku.
 Wszystko mogło się zmienić.
 No weź, Herm. Przecież po tylu latach bycia kiepskimi nie wypili nagle eliksiru szczęścia – prychnął Ron. Pani Prefekt zmrużyła oczy. Harry taktownie zignorował kłócących się przyjaciół.
 Gdzie Neville i Dean? – Zapytał Seamusa, który zazwyczaj był w towarzystwie Thomasa. Finngina oddał Proroka Ginny, dolewając sobie jeszcze herbaty.
 Z tego co mówili, to muszą dokarmić swój projekt z zielarstwa.
 Mamy projekt z zielarstwa? – Harry uniósł zaskoczony brwi.
 Dostaliśmy nasionko jakiegoś dymanu…
 Dyptamu – wtrąciła się Hermiona, powracając szybko do kłótni na temat wyższości nauki nad Quidditchem z Ronem. Harry i Seamus spojrzeli po sobie, kręcąc jedynie głową.
 Merlinie, ile ja mam zaległości – Harry westchnął, waląc popisowo głową w blat.
 Może ci odpuszczą – spróbował go pocieszyć Finnigan, jednak doskonale wiedzieli, że nie ma co na to liczyć. Harry może i dłużej by marnował czasu na roztkliwianie się nad swoim marnym losem, jednak poczuł jednak jak ten drugi wysyła kilka kojących myśli, które od razu zalały jego umysł. Jednocześnie przed nim wylądowała szara płomykówka. Potter odwiązał list z jej nóżki i poczęstował ją kawałkiem tosta. Sowa się poczęstowała i z cichym pohukiwaniem odleciała. Harry spokojnie rozerwał kopertę, czytając ją ze zmarszczonymi brwiami.

Drogi Harry,
Zapraszam cię dzisiaj do mojego gabinetu o 18:00. Mam kilka rzeczy z tobą do omówienia.
AD
Ps. Ostatnio dostałem od brata lukrowe smoki

Gryfon od razu po przeczytaniu notatki podniósł wzrok na stół nauczycielski, gdzie Dumbledore gadał w najlepsze z profesorem Faustem.
 Kto to? – Zapytała Hermiona.
 Dumbledore mnie prosi do siebie.
 Wiesz o co chodzi?
– Nie – pokręcił głową. – Chce ze mną o czymś porozmawiać. Może w końcu stwierdził, że czas przestać ukrywać przede mną wszystko.
 Może – Hermiona wyglądała na nieprzekonaną.
 Lepiej późno niż wcale – stwierdził z przekąsem Ron. Harry zgodził się z nim bezgłośnie. Jego przyjaciel czasami naprawdę znał go zbyt dobrze.
 Przestań, Ron – syknęła Gryfonka. – Dumbledore ma swoje powody, by nie mówić nam całej prawdy.
 Jakie? – Harry ze złością spojrzał na swoją przyjaciółkę. Granger już otwierała usta, ale do stołu podszedł Neville z Deanem.
 Cześć wszystkim – przywitali się. Ginny wstała ze swojego miejsca, podziękowała Seamusowi za udostępnienie gazety i wyszła szybko z sali. Ron zmarszczył brwi, patrząc z zastanowieniem na przybyłych.
 Na którego i za co jest wściekła moja siostra?
 Na mnie nie patrz – odpowiedział spokojnie Neville, a błękitne spojrzenie Rona przeniosło się na lekko zdenerwowaną twarz Deana, który zajął miejsce, które zajmowała Ginny.
 Takie tam, sprzeczki.
 Oh, właśnie, Harry – powiedziała nagle Hermiona, nieświadomie ratując Deana. – Kiedy byłeś nieprzytomny, dostałeś kilka listów. Odpisałam adresatom, że jesteś niedysponowany i …
– Czytałaś je?
 Oczywiście, że nie – burknęła z oburzeniem. – Schowałam je.
 Dzięki, Miona.
~

     Ostatnią lekcją tego dnia była obrona przed czarną magią. Szósty rocznik Gryffindoru i Slytherinu czekał już pod salą. Drzwi otworzyły się równo z dzwonkiem, który rozbrzmiał po zamku. Uczniowie wtłoczyli się do komnaty, stając niepewnie na środku. Dookoła było ciemno i cicho. Wrota zatrzasnęły się.
     Przez umysł Harry'ego przeszedł szybko impuls i Gryfon, niewiele myśląc, popchnął swoich przyjaciół, a ognista kula mignęła im nad głowami.
 Expelliarmus! Protego! – krzyknął natychmiast, a krew zaczęła szybciej mu krążyć. Ten drugi też był na baczności.
 Brawo, panie Potter – klasa nagle zrobiła się jasna, a koło katedry nauczycielskiej stał profesor Faust, klaszcząc w dłonie. – Dwadzieścia punktów za szybką reakcję i obronę przyjaciół, panie Potter.
 A teraz wytłumaczcie mi – powiedział zniżonym tonem, mrużąc oczy, do reszty klasy. – Dlaczego tylko pan Potter poprawnie zareagował, dodając do tego jeszcze jego długą niedyspozycję?
Cisza w klasie była przytłaczająca. Wszyscy patrzyli na siebie zdziwieni, nie rozumiejąc nagłej zmiany w zachowaniu profesora. Choć kilka dziewcząt stwierdziło, jak udało się usłyszeć Harry'emu, że to sprawia, że jest jeszcze bardziej „cool”.
 Dzisiaj miałem ciekawą rozmowę z dyrektorem, dzięki któremu wpadłem na wyśmienity pomysł – błysnął zębami, na co westchnęła wcześniejsza grupka płci przeciwnej. Harry pomyślał, że zwymiotuje. Czemu to on musiał akurat tego słuchać. Patrząc po innych, utwierdził się jednak, że nie był w tym sam.
 Od dzisiaj, na każdej lekcji, spodziewajcie się – tutaj dramatycznie zawiesił głos, wywołując nagłe spięcie wśród studentów. – niespodzianki.
 Co ma pan na myśli, profesorze, mówiąc o niespodziance? – Zapytała nieśmiało Hermiona. Szare, bystre oczy spoczęły na Gryfonce, która zarumieniła się nieznacznie. Ron sapnął nieszczęśliwie.
 Wszystkiego, panno Granger, wszystkiego – uśmiechnął się nieznacznie. – Za każdą oczekiwaną reakcję, tak jak dzisiaj u pana Pottera, będę nagradzał, a karał tych, co nic nie zrobili. Dlatego oczekuje, że wszyscy prócz pana Pottera przygotują na następne zajęcia esej na temat zależności pomiędzy szybką reakcją, instynktem, a przetrwaniem. Co najmniej na dwie stopy, nie mniej.
 To nie sprawiedliwe – szepnął jeden ze Ślizgonów. Harry zbytnio go nie kojarzył. Miał długie, czarne włosy i ciemną karnację.
 Panie Blackburn, jakieś zażalenia? – Nauczyciel podszedł do niego powoli. – Gdyby pana reakcja była taka, jakiej oczekiwałem, na pewno wtedy nie musiałby pan pisać tego wypracowania, ponieważ rozumiałby pan w stu procentach, na czym ona polega. Najwyraźniej tylko pan Potter wie, że do przetrwania potrzebne są też inne umiejętności niż wiedza zaklęć. Jest to ważne, ale szybka reakcja, zimna krew i zręczność w unikach są ważniejsze. To one decydują w każdej sekundzie o przetrwaniu.
Cisza zapadła po słowach profesora, który zlustrował swoją klasę spojrzeniem, po czym wrócił za swoje biurko, karząc im usiąść. Każdy zajął swoje miejsca. Mężczyzna zmarszczył brwi.
 Zmienimy coś jeszcze – powiedział. – Aktualnie wszyscy siedzicie z osobami ze swoich domów, z którymi macie prawdopodobnie rozwinięta jakąś więź. Trzeba jednak nauczyć się współpracy z osobami, z którymi niekoniecznie się lubimy, a mamy wspólny cel.
 Ale panie profesorze… - odezwała się Lavender, ale została całkowicie zignorowana. Sapnęła z oburzeniem. Przecież do tej pory profesor był dla niej taki miły i wyrozumiały.
 Panno Brown, ostatnio wasz profesor eliksirów zwrócił mi uwagę – Slavomir uniósł ironicznie kącik ust. – Że nie realizuje podstawowych założeń lekcji. Nie uczę was współpracy, nie rozwijam was we wszystkich kierunkach. Profesor Snape strasznie się tym zmartwił i dlatego za jego radą, zmienię to.
 Od teraz  - mówił dalej. – Czyli dokładniej od chwili, kiedy przydzielę wam nowego partnera, będziecie się z nim uczyć, siedzieć w jednej ławce i realizować wszelkie projekty grupowe. Czy to jasne?
 Czy naprawdę jest to konieczne? – Zapytała Pansy.
 Oczywiście, panno Parkinson. Śmiem nawet przypuszczać, że w najbliższym czasie umiejętność współpracy z osobą nielubianą będzie wam potrzebna. – Odpowiedział spokojnie, otwierając dziennik.
 Akurat jesteście parzystą klasą – zaśmiał się, słysząc donośny jęk uczniów. – Dlatego proszę żeby, po kolei, pan Crabbe z panem Finnigane’m – Gryfon westchnął cierpiętniczo. – Proszę bez wzdychania, panie Finnigan. I proszę się przesiąść do pana Crabbe’a.
 Następnie, pan Goyle z panem Thomas’em. Szybko, bez ociągania się, panie Thomas. Dalej, panna Davies z panną Brown. Szybciuteńko. Dziewczęta, minus pięć punktów za przeklinanie. Ja tutaj wszystko słyszę.
 Ekstra – burknęły obydwie, po czym posłały sobie spojrzenie bazyliszka. Profesor pokręcił jedynie głową.
 Panna Dunbar z panną Bulstrode, bez komentarzy proszę – zastrzegł, widząc jak Gryfonka otwiera usta. – Kolejni, to pan Blackburn z panem Longbottom’em. I tutaj też proszę bez zbędnych słów.
 Następnie, panna Greengrass z panną Dawn. Potem pan Malfoy z panem Potterem. Tak, dobrze słyszycie, panowie – uśmiechnął się do nich wesoło. – Tutaj proszę, do pierwszej ławki. Wolę was mieć na oku.
Harry wstał i razem ze Ślizgonem podeszli do wskazanej ławki, przy której usiedli, natychmiast odwracając się w przeciwną stronę.
 Dobrze, wyśmienicie. Dalej panna Parkinson z panną Granger. Szybko, dziewczyny. Nie mamy na to całej lekcji. Pan Rokwood z panną Patil, a pan Nott z panną Johar. Widzę, że tutaj obejdzie się bez problemów. Na samym końcu pan Zabini z panem Weasley’em.
 Od dzisiaj będziecie siedzieć tak aż do końca roku – powiedział, zamykając dziennik i wstał. Okrążył swoje biurko i oparł się o nie. – Tak jak mówiłem wcześniej, wszystkie projekty grupowe i ćwiczeni na lekcji macie wykonywać razem. Inaczej będziecie tracić punkty za niestosowanie poleceń nauczyciela. Rozumiemy się?
Uczniowie niemrawo przytaknęli, na co profesor klasnął w dłonie z zapałem.
 To wspaniale. Powracając do samego początku, jak już mówiłem, dzięki dyrektorowi, wpadłem na znakomity pomysł. Reaktywację klubu Pojedynków.
Klasa zgodnie jęknęła.
~

     Punkt osiemnasta Harry stanął przed gargulcem, chroniącym wejścia do dyrektora Hogwartu. Powiedział hasło, na co chimera ukazała wejście. Wszedł po schodach i zapukał w drzwi. Kiedy usłyszał pozwolenie, wszedł do środka.
 Dzień dobry – przywitał się, widząc trójkę nieznanych sobie czarodziei, którzy wpatrywali się w niego z zainteresowaniem. Jak on tego nienawidził. Poza tym, kim byli ci ludzie? Na niewielkiej sofie koloru rażącej żółci, siedziała dwójka mężczyzn. Obydwoje byli starszymi czarodziejami. Jeden z nich był niezmiernie chudy i ubrany w prostą, ciemnofioletową szatę. Obok niego siedział mężczyzna z potężnym brzuchem, w bogato zdobionej todze o granatowej barwie. Przyszyte miał srebrne guziki, broszkę na lewej piersi i inne mało istotne ozdóbki. Najbardziej, co rzucało się w oczy to jego sumiasty wąs. Kiedy Harry przyjrzał się bliżej ich twarzy, zauważył niezwykłe podobieństwo. Obydwoje mieli małe, lekko płaskie nosy i wąskie usta. Trzeci czarodziej, którego Harry widział po raz pierwszy, był znacznym przeciwieństwem pozostałej dwójki. Był młodym mężczyzną z bujną czupryną i opaloną cerą. Biła od niego wyraźna młodość.
 Usiądź, Harry – poprosił Dumbledore, wskazując soczyście zielony fotel, po którego materiale biegały kolorowe myszy. Gryfon niepewnie zajął miejsce, uważając, by przypadkiem nie usiąść na czerwonego gryzonia.
– Nie przejmuj się nimi, mój drogi. Są strasznie wścibskie – dyrektor mrugnął do niego, nalewając ruchem różdżki wszystkim herbaty. Harry podziękował za gorący napój, kiedy otrzymał filiżankę.
 Więc czemu się tutaj znalazłem? - Zapytał niespokojnie. Spojrzenia trójki nieznajomych mężczyzn były męczące.
 Najpierw pozwolisz, że przedstawię ci naszych gości – odpowiedział wesoło Albus, wyjmując z kieszeni paczkę cukierków.
 Daruj sobie – warknął natychmiast czarodziej z wąsem, kiedy tylko zauważył, jak dyrektor już otwiera usta ze swoim słynnym pytaniem. Albus przez chwilę wyglądał na głęboko zranionego, ale w końcu sam wziął jednego ze swoich ulubionych cukierków i z powrotem schował je do środka.
 Dobrze, tak więc, Harry, cała trójka to uzdrowiciele umysłu – zaczął w końcu poważnym głosem Dumbledore. - Ci dwaj, to bracia, Donowan i Finley Icko, a to jest Jerald Gardlin, ich były uczeń.
 A po co ja tutaj jestem? - Ponowił swoje pytanie Gryfon, mając złe przeczucia.
– Widzisz, Harrym, ci trzej panowie chcieliby sprawdzić twój umysł.
 Nie jestem szaleńcem! - Krzyknął natychmiast Potter.
 Nie śmiemy w to wątpić – prychnął Finnley, za co oberwał od brata z łokcia w brzuch. Warknął do niego, masując obolałe miejsce.
 Spokojnie, chłopcze – powiedział Donowan. - To standardowa procedura. Każdy zaatakowany przez leglimencje musi przejść takie badanie. Musimy się upewnić, że wszystko jest dobrze.
 A czemu miałoby być źle?
 Widzisz, Harry – zaczął Jerald Gardlin. - To dosyć niespodziewane, że po twoim obudzeniu czujesz się tak dobrze. Zazwyczaj zanim pacjent do siebie dojdzie i wróci do starej sprawności, minie trochę czasu. Chcemy dlatego sprawdzić stan twojego umysłu. Nie będziemy zagłębiać się w twoje wspomnienia, jedynie obejrzymy naturalne bariery.
 Naturalne bariery? - Harry nie wyglądał na przekonanego, a ten drugi podzielał jego zdanie. I wcale, a wcale nie podobało się to Gryfonowi.
 Każdy z nas ma takie bariery – zaczął spokojnie Jerald, ignorując prychnięcie swojego byłego mistrza. Donowan znowu uciszył brata kuksańcem w bok. Finley głośno zaklął ku rozbawieniu Harry'ego. - Nie musimy do tego ćwiczyć oklumencji, by je mieć. One po prostu chronią, by nasze myśli nie wylewały się. Byśmy mogli je zachować dla siebie.
 Acha.
 Nie masz co się bać, mój drogi – powiedział pocieszająco Donowan. - Sesje nie będą bolesne, a mają na celu jedynie określić twój stan i tobie pomóc.
– Sesje?
 Chyba nie sądziłeś, że zrobimy to w jeden dzień? - Finley popatrzył na niego ironicznie, tym razem jednak odsuwając się od brata, który już miał zamiar znowu go walnąć w bok.
 Pierwszą możemy odbyć już teraz – zaproponował Jerald. - Pokój już przygotowaliśmy i najlepiej byłoby zacząć od razu. Chcesz wiedzieć na czym będzie to dokładnie polegać?
 Yhym – Harry przytaknął niemrawo.
 Cała nasza trójka wniknie do twojego umysłu – zaczął, a widząc minę Pottera, dodał. - To będzie całkowicie bezbolesne i zrobimy to delikatnie. Nie masz co się martwić. Następnie Finley i Donowan będą stanowić filary. Będą trzymać w ryzach twoje wspomnienia, myśli i wszystko inne. Nie będą ich widzieć, tylko będą je trzymać, by nas nie pochłonęły. Ja natomiast wniknę dalej i będę szukał jakichkolwiek anomalii.
 To po co nam więcej takich sesji?
 Przeszukiwaniu umysłu, głupi dzieciaku, to żmudna i ciężka praca. Umysł to sfera, która nie ma końca. By przejrzeć wszystkie jego naturalne bariery, potrzeba czasu – wytłumaczył Finley Icko.
 Chciałbyś już dzisiaj odbyć pierwszą sesję, mój drogi chłopcze? – Zapytał dotąd milczący Albus. Harry przygryzł wargę. Ten drugi wyraźnie określił swoje niezadowolenie, ale Gryfon w końcu uległ błękitnym tęczówką dyrektora. Skinął niepewnie głową.
 Zapraszam – powiedział Albus, kiedy tylko postukał w obraz, na którym namalowane były mosiężne drzwi. Te otworzyły się, ukazując oświetloną komnatę. Harry wszedł do środka, rozglądając się niepewnie po pokoju. Na środku stało łóżko, a po jego bokach ustawione były fotele. W pokoju można było wyczuć przyjemny zapach lawendy.
 Albusie, niestety nie możesz tutaj być – powiedział Donowan do dyrektora. Dumbledore posłał jeszcze jeden pokrzepiający uśmiech Harry'emu i zamknął drzwi. Gryfon niepewnie spojrzał po czarodziejach. Impulsy, które wysyłał mu drugi umysł, nie były zbyt przyjemne.
 Spokojnie, Harry, nie mamy zamiaru zrobić ci krzywdy – powiedział Jerald. – Połóż się.
Gryfon wykonał polecenie. Starsi mężczyźni zajęli miejsca koło łóżka. Gardlin położył mu dłoń na czole.
 A teraz, Harry, zrelaksuj się – powiedział. Chłopak niepewnie kiwnął głową, odetchnął głęboko i zamknął oczy. Gryfon na początku nie poczuł nic, co pozwoliło mu się bardziej rozluźnić. Po dłuższej chwili chciał już otworzyć oczy, ale nagle usłyszał pukanie. Zmarszczył brwi. Pukanie było zbyt odległe, by ktoś pukał do tej komnaty, a jednocześnie tak bliskie, jakby ktoś pukał w jego umyśle. Drugi umysł wysłał mu kilka uspokajających impulsów i wtedy się zaczęło. Obecność trójki nowych umysłów nie była aż tak bolesna jak to sobie wyobrażał Harry. Była bardziej drażniąca, niczym drzazga w palcu. Już chciał coś powiedzieć, ale świat zniknął. Jego myśli stanęły, a on sam pozwolił sobie zapaść w ciemność.

~

            Dumbledore siedział za swoim biurkiem, miętoląc w zdenerwowaniu swoją szatę. Nawet uspokajająca pieśń feniksa nic nie dawała. Starzec za bardzo się martwił o Harry'ego, by móc na chwilę odetchnąć. Po dwóch godzinach z komnaty wyłoniła się zmęczona twarz Gardlina. Tuż za nim wlókł się Donowan, trzymany przez Finleya.
 Jesteś starszy ode mnie, idioto, powinieneś się bardziej pilnować – warczał co chwila Finley, choć w jego oczach była troska. Cała trójka zasiadła.
 I co z Harry'm? – Spytał w końcu Albus, obawiając się jednak odpowiedzi.
 Z umysłem chłopca jest dobrze – zaczął Jerald. – Ale, mieliśmy rację. Znalazł sobie Strażnika.
Dyrektor wciągnął gwałtownie powietrze, otwierając szerzej oczy.
 Niemożliwe.
– Niestety, Albusie – powiedział cicho Donowan, wyraźnie był blady na twarzy. – Na tym etapie to dobrze, to on hamuje wszelkie wspomnienia z ataku. To on pozwolił umysłowi powrócić do poprzedniej normy, zabierając sam atak.
 Ale jego dusza…
 Albusie, nie do końca wiadomo, jak to się stało, że chłopak związał się ze Strażnikiem. – zaczął Finley, spokojnym, lekko gburowatym tonem. – Wątpię, żeby chłopak chociaż wiedział z czym ma do czynienia. To nie jest zwyczajny kontrakt. Wiesz, że wtedy to się odbywa inaczej.
 Co proponujecie  w takim razie?
 Poczekamy aż chłopak się obudzi po sesji – odpowiedział Jerald. – Odbędziemy jeszcze kilka, by sprecyzować z czym mamy do czynienia. Musimy mu jednak o tym powiedzieć. On musi sobie zdawać sprawę, co się zdarzyło.
 Niech tak będzie.







___
Dodaję nowy pościk. Beta mnie olała i jest jaki jest. Poszukuję dlatego dalej. Ktoś wie, gdzie zdobyć solidną, pracowitą? 
Czy wy też macie wrażenie, że ten czas przelewa się przez palce? Wczoraj był poniedziałek, dzisiaj byłam w Szczecinie, a jutro będzie koniec roku szkolnego i matura. Masakra ><
Edit.: Dzisiaj mam szczęśliwy dzień i nie przejmujcie się tak jak ja, że wyższa część tekstu jest bez odstępów pomiędzy wierszami, a druga jest. Ot, taki wymysł blogspota. Bo ja będę się udzielać, jak wciskam i dupa. Maszyna ukazuje mi wyższość nad sobą ><

8 komentarzy:

  1. "Zerknął kontem oka na Hermionę, która..." kontem powiadasz? XD
    "- Severusie, usiądź proszę – Dumbledore wskazał" kropka po proszę.
    "Harremu przebiegła" Harry` emu.
    "Zapytał zaskoczona Ginny, wręcz..." zapytała.
    "spodziewajcie się – tutaj dramatycznie zawiesił głos, wywołując nagłe spięcie wśród studentów. – niespodzianki." Kropki raczej nie powinno być po studentów.
    " Są strasznie wścibskie – dyrektor mrugnął do niego," Kropka po wścibskie i dyrektor z dużej litery.
    I tam takie, które wpadły mi w oczy. Szkoda, że beta nie odpowiada, ale niestety żadnej sprawdzonej strony nie znam :( Co do rozdziału. Pozwolisz, że wypunktuje, ok ;)
    1. Toffam... khe.. lubię twojego Snape` a, a ta jego bezpośredniość jest powalająca ^^
    2. O ten zapis dialogów już się nie czepiam, bo zdarzyło się tylko parę złych.
    3. Świetny rozdział! Były opisy, dialogi i oryginalny pomysł ;)
    Czekam na następny rozdział i cieszę się, że Harry` emu tak dobrze poszła kartkówka ;P
    PS Potter bez duszy, ale jaja. Sorry, tak mi się napisało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacząłem, dziś czytać, było 6 rozdziałów, przeczytałem 6 a tu 7 rozdział. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, fajny pomysł z tym nurtem oraz ze Strażnikiem. Jeżeli szukasz osoby do betowania to zgłaszam się na to stanowisko, mam w miare dużo czasu więc będę miał czas na betowanie. Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakby co mój e-mail: m.cierpikowski@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow... widzę, że nowa beta się szykuje xD I to chłop, jeszcze lepiej :D Więc gdyby Wasza współpraca się udałaby, no to... trzymam kciuki :D
    Co do rozdziału, to standardowo przeczytałam wcześniej, ale mam lenia by komentować.
    Na Merlina... Boję się o Harry'ego. Matko jedyna... jakiś Strażnik i w ogóle... I że Harry po śmierci będzie przeklęty? :O Nie ma co, masz strasznie oryginalne opowiadanie! :D Jakby co to dodałam Cię do linków i w następnym rozdziale dam link pod koniec notki, mam nadzieję, że coś pomoże Ci w rozsławianiu Twojego opowiadania, bo na serio, warto :) Nie to że ja się podlizuję, co to to nie. Po prostu ta historia bardzo mi się podoba :D
    Weny życzę mnóstwo i czekam na nn ;***
    Niezrównoważona
    [zaklinacze-dusz.blogspot.com - opowiadanie potterowskie]

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :) Podobał mi się o wiele bardziej niż poprzedni, to chyba skutek tego, ze mamy tutaj więcej akcji. Moją ulubioną sceną jest ta na Obronie Przed Czarną Magią. Harry pokazał klasę i wcale się nie dziwie, że jest taką pożądaną partią w Hogwarcie ;)
    Zastanawiam się, co knuje Faust. Nie wierzę w to, ze jakiś nauczyciel OPCM mógłby być dobry (oprócz Lupina, ale ona też miał swój mały, futerkowy problem). Może jestem przewraźliwiona, ale czy to nie podejrzane, iż zmiany na lekcjach pojawiły się dopiero wtedy, jak Potter się obudził? :D
    PS Jest Draaaaco! Będzie... ten tego? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    czemu Severus jest aż taki wredny, szkoda, że wykryli u Harrego obecność tego strażnika, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    rozdział jest świetny, Severus czemu jest aż taki wredny, czemu wykryli u Harrego obecność tego strażnika, liczyłam, że jednak tak się nie stanie, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    rozdział świetny, czemu Sevdrus jest aż taki wredny, no i czemu wykryli u Harrego obecność tego strażnika, liczyłam, że jednak tak się nie stanie, lekcja obrony no świetnie, Malfloy chciał stać po stronie Pottera, jak mi się wydawało z tej rozmowy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego