niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział osiemnasty



Harry opuścił Skrzydło Szpitalne w połowie grudnia. Nim zdążył dojść do wieży Gryffindoru, profesor McGonagall dopadła go na korytarzu z pytaniem, gdzie udaje się na święta, by mogła go wpisać na listę. Zielonooki odparł, że wyjeżdża z zamku. Kobieta przyjrzała mu się podejrzliwie, jednak skinęła głową, po czym odeszła.
Tak jak Gryfon podejrzewał, kiedy tylko pojawił się w dormitorium, Ron zaprosił go do siebie. Harry przyjął zaproszenie, jednak poprosił rudzielca, by ten przekonał swoją matkę, że nie zostanie na cały wieczór. Zielonooki chciał spędzić resztę świąt z Regulusem i Remusem, który obiecał się pojawić.
Każdy wieczór, od kiedy wyszedł z królestwa Madame Pomfrey, Harry spędzał z dyrektorem w ramach swojego szlabanu. Kiedy usłyszała o tym Hermiona, wpatrywała się w niego z otwartymi szeroko oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Ron śmiał się, od razu urywając kawałek pergaminu ze swojego wypracowania, by napisać o tym do bliźniaków. Odpowiedź nadeszła jeszcze tego samego dnia – wyjec, jednak odpowiednio zmodyfikowany przez Freda i George. Dwójka Weasley'ów ze wzruszeniem, przy uwadze całej Wielkiej Sali, gratulowała Harry'emu z całego serca takiego wyczynu, którego oni nie potrafili dokonać. Gryfon miał ochotę zapaść się pod ziemie, kiedy tylko pojawił się w gabinecie dyrektora na wieczorną partię szachów. Dumbledore jedynie śmiał się wesoło, mówiąc, że bliźniaki byli zbyt zabawni, a on nie miał serca niszczyć ich kawałów, które rozświetlały szarą prozę uczniowską.

**

– Harry, zostało ci piętnaście minut – głos Hermiony wyrwał go z zadumy. Oderwał nieobecny wzrok znad podręcznika do Eliksirów – przez swój pobyt w Skrzydle miał sporo zaległości –, patrząc na przyjaciółkę z roztargnieniem. Panna Granger, widząc jego nieobecny wzrok, wskazała dłonią okrągły zegar nad kominkiem, który wskazywał za piętnaście ósmą.
– Tak, tak – wymruczał, zatrzaskując książkę. Natychmiast poszedł do dormitorium, gdzie odłożył ją na łóżku. Spojrzał na Rona, który leżał na swoim łóżku, wpatrując się w sufit.
– Wszystko w porządku? – Spytał, wpatrując się w przyjaciela ze zmartwieniem. Rudzielec cały wieczór siedział w dormitorium, zostawiając go z Hermioną w Pokoju Wspólnym. Weasley uśmiechnął się, potakując niemrawo głową. Harry zmarszczył brwi.
– Jak wrócę do dyrektora, to wszystko mi powiesz –  zastrzegł, patrząc na niego groźnie. Gryfon jedynie wywrócił oczami. Gdyby Harry miał więcej czasu, wydusiłby siłą z Rona, co się stało. Niestety, musiał się stawić za dziesięć minut przed chimerą broniącą wejścia do dyrektorskiego gabinetu. Wypadł z Pokoju Wspólnego, czując na sobie uważne spojrzenie Hermiony. Puścił się biegiem w stronę gabinetu, mając nadzieję, że się nie spóźni.
Zziajany, oparł się na kolanach, dysząc głośno. Kamienna chimera patrzyła na niego ze zdawkowym zainteresowaniem, grzebiąc sobie w zębie. Kiedy tylko serce uspokoiło się w klatce piersiowej Harry'ego, ten wypowiedział hasło:
– Lukrowe ślimaki – na co strażnik odskoczył na bok, ukazując schody. Gryfon wspiął się po nich, pukając mocno w drzwi. Nim zdążył cokolwiek zrobić, te otworzyły się, a z nich wypadł Snape, mierząc go groźnym spojrzeniem.
– Severusie, widzisz, nawet na niego nie działa to spojrzenie – wesoły głos profesora Slavomira dobiegał zza drzwi.
– Posuń się, Potter – warknął profesor eliksirów. – Wyobraź sobie, że ktoś może chcieć przejść, a twoja osoba nie jest tak wielka, choć śmiem przypuszczać, że ego...
– Severusie, jesteś uroczy jak się złościsz – przerwał mu bezlitośnie Faust, pojawiając się w wejściu. Mistrz eliskirów obrzucił go lodowatym spojrzeniem, szybko schodząc. Harry w milczeniu przyglądał się całej scenie, ciesząc równocześnie, że jutro nie miał zajęć z tym tłustowłosym dupkiem, inaczej pewnie by się na nim wyżył.
– Widzisz, panie Potter, Severus ostatnio miewa pewne rozchwiania emocjonalnie – rzucił wesoło nauczyciel, puszczając mu jednocześnie oczko, po czym sam zbiegł po schodach. Gryfon uśmiechnął się nieznacznie. Choć ciągle Strażnik warczał niczym buldog w obecności Fausta, tak jednak Harry coraz bardziej go lubił. Był jedynym, który otwarcie kpił ze Snape'a, choć oczywiście odpowiednio zawsze owinął to lukrem, by nikt nie zarzucił mu sabotowanie współpracownika.
– Harry, możesz wejść, mój chłopcze – głos Dumbledore'a był jak zawsze pogodny. Gryfon wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Dyrektor ubrany był tym razem w fioletową togę, na której widniały gwiazdy. Starzec siedział już na krześle na przeciw szachownicy, a na stoliczku obok parowały dwa kubki herbaty.
– Dzień dobry, profesorze – przywitał się, zajmując swoje miejsce.
– Jak minął twój dzień, mój drogi? – Zapytał dyrektor, dodając kilka kostek cukru do swojego napoju. Zielonooki wzruszył ramionami.
– Dzień, jak co dzień – odpowiedział. – Staram się cały czas odrobić wszystkie zaległości.
– A tych pewnie sporo się nazbierało – zauważył Dumbledore. – Pamiętam jak ja byłem uczniem i zdarzył mi się wypadek, przez który leżałem w Skrzydle Szpitalnym przez dwa tygodnie. Mój chłopcze, kiedy wyszedłem, miałem wrażenie, jakbym ominął co najmniej pół roku.
– Mam mniej więcej to samo – stwierdził Harry z uśmiechem. – Najgorzej jest z eliksirami. Snape...
– Profesor Snape, Harry.
–... niemal na każdych zajęciach robi nam testy – dokończył, ignorując wtrącenie dyrektora. Oczy starca zabłysnęły.
– Na pewno robi to z pożytkiem dla was.
Harry z całej siły starał się nie roześmiać. Strażnik wysłał mu karcącą myśl, którą zielonooki zignorował.
– To co, partyjka?
– Znowu przegram – mruknął żałośnie Harry. Jak do tej pory jeszcze ani razu nie udało mu się wygrać partii szachów z dyrektorem. Choć ich przebiegł był dosyć wyrównany, tak im bliżej było końca, tym Harry patrzył jak jest po mistrzowsku ogrywany.
– Na pewno w końcu ci się uda – rzucił wesoło dyrektor. – Trzeba się tylko odpowiednio skupić i trochę kreatywnie myśleć.
– Niestety, przegrywam za każdym razem z Ronem, więc nie sądzę, by udało mi się z panem wygrać, dyrektorze.
– Oh, pan Weasley. Od czasów waszego pierwszego roku nie mogę się doczekać, aż zdarzy mi się okazja z nim zagrać.
– Na pewno by się ucieszył – Harry uśmiechnął się. Mógł się założyć o wszystkie galeony jakie posiadał w swoich skrytkach, że rudzielec skakałby z radości. Jedną z niewielu rzeczy jakie Ron uwielbiał, to była gra w szachy, a był w tym diabelnie dobry. Harry wiedział, że rudzielec poszukiwał kogoś, z kim gra okazałaby się wyzwaniem.
– Powiem ci szczerzę, trochę się obawiam, że mógłbym przegrać – Dumbledore mrugnął do niego okiem. – Wiesz, mój drogi chłopcze, rozegranie czarodziejskich szachów w wieku jedenastu lat, a w dodatku wygranie ich...
– Rozłożyłby pana na łopatki – zgodził się Harry wesoło, podnosząc filiżankę z herbatą. Upił łyk napoju, a przyjemna mieszanka owoców lasu zalała jego podniebienie. Profesor przez chwilę wyglądał na szczerze zranionego, ale po chwili wybuchł śmiechem.
W końcu Dumbledore wykonał pierwszy ruch swoimi białymi pionkami, na co Harry od razu skupił się na planszy. Zielonooki starał się pamiętać ruchy jak i strategie dyrektora, by samemu móc je wykorzystać, a Dumbledore nawet raz go pochwalił za pewną śmiałą rozgrywkę.
– Już zdecydowałeś co ze Świętami, Harry?
– Ron mnie zaprosił do siebie – odpowiedział, patrząc uważnie na swoje pionki. Goniec groził mu palcem, a wieża ziewała ze znudzenia. – Chce jednak na wieczór wrócić do siebie.
Harry spojrzał na dyrektora, spodziewając się słowa protestu po swoim oświadczeniu.
– Spokojnie, mój drogi, obiecałem ci, że jak założę zabezpieczenia, będziesz mógł tam wrócić – powiedział, uśmiechając się nieznacznie.
– Dziękuję, profesorze.
Dumbledore nie odpowiedział, skupiając się na grze. Strażnik dryfował na krańcu świadomości, od czasu do czasu proponując mu jakiś ruch.

**

Dzień rozpoczęcia ferii, a co się z tym wiąże, wyjazdu z Hogwartu, nastał niespodziewanie. Nim Harry zdążył się obejrzeć, już stał ze spakowanym kufrem na peronie, ściskany przez panią Weasley.
– No już, Molly, musimy iść – powiedział pan Weasley, odrywając swoją żonę od Harry'ego. Sam podał mu dłoń, witając się z nim ciepło.
– Moi rodzice już są – oświadczyła Hermiona, widząc na peronie dwie znajome sylwetki.
– Wesołych Świąt – pożegnał się z nią Harry, popychając jednocześnie w jej ramiona Rona. Rudzielec zarumienił się, jednak uścisnął przyjaciółkę-jeszcze-nie-dziewczynę.
– Ciekawe kiedy w końcu będą parą – westchnęła Ginny, stojąc przy zielonookim.
– Hej, wy tam, wesołych! – Krzyknął Smith, machając im ręką. Harry z uśmiechem odmachał, odkrzykując życzenia. Inni Gwardziści, kiedy tylko przeszli przez magiczny portal, widząc ich, również żegnali ich głośno. Niektórzy mugole popatrzyli się na nich ze zdziwieniem, jednak Harry miał to gdzieś.
– Weasley i Granger! Przestańcie się całować!
Ron natychmiast odskoczył od przyjaciółki, kiedy tylko usłyszał złośliwy głos Vergou. Zagroził jej pięścią, mając czerwone uszy. Hermiona z zaróżowionymi policzkami skierowała się w stronę swoich rodziców.
– Ach ci młodzi... – westchnęła pani Weasley, patrząc na swojego syna znaczącym spojrzeniem. Pan Weasley, chcąc zmniejszyć rosnące zażenowanie syna, kazał wszystkim ruszyć w kierunku wyjścia z peronu.
– Mamo, a słyszałaś, że Ron... – Ginny natychmiast uczepiła się matki, opowiadając wszystko, co jakkolwiek miało mało wspólnego z prawdą o swoim bracie. Ron natychmiast dopadł drugiego boku rodzicielki, broniąc swojego wizerunku. Harry szedł z tyłu z panem Weasley'em.
– Czasami się zastanawiam, jak my wszyscy przeżyliśmy w Norze – powiedział pan Weasley, na co Harry zachichotał.
– Panie Weasley, jak się dostaniemy... tam?
Mężczyzna rozejrzał się czujnie dookoła, jednak mijani mugole nie zwracali na nich uwagi, jedynie co poniektórzy patrzyli na Hedwigę czy Świnkę zamknięte w klatce.
– Na zewnątrz czeka Alastor z Tonks. Mają dla nas świstokliki.
Harry skinął głową. Przy wyjściu z dworca stała Tonks ze swoimi malinowymi włosami i Alastor, lustrując wszystko i wszystkich dookoła.
– Tonks! – Ginny rzuciła się uściskać przyjaciółkę.
– Potter – Moody zjawił się przy jego boku. – Nie wiem gdzieś ty przebywał w te wakacje, ale zrobiłeś kupę dobrej roboty, skoro nawet ja cię nie mogłem wyłapać.
– Eee... Dziękuję?
– Szybciej, szybciej! – Zawarczał natychmiast Szalonooki, kierując grupę w stronę ślepej uliczki. Kiedy tylko się w niej znaleźli, wyjął z rękawa zszarzałą muszkę. Harry westchnął. Będzie dobrze, spróbował pocieszyć go Strażnik.
– Też ich nie lubię – stwierdził Ron. Kiedy tylko wszyscy złapali się świstoklika, Moody wymówił hasło, a świat zaczął wirować.
Spokojnie. Wdech. Wydech. Uspokój magię. Relaks. Słowa Strażnika pobrzmiewały w umyśle Harry'ego, a kiedy tylko uderzył w podłogę stopami, po raz pierwszy nie poczuł odruchu wymiotnego. W głowie wciąż mu się lekko kręciło, jednak pewnie stał w pozycji pionowej.
– Dzięki – mruknął, oddychając z ulgą.
– Harry! Nasz najulubieńszy bracie! – Bliźniaki, nie wiadomo skąd, znaleźli się w salonie. Obydwaj dopadli Gryfona, ściskając go na przemian mocno. Zarzucili mu ramiona na szyję, popychając w stronę kuchni.
– To opowiadaj.
– Ale co? – Harry zmarszczył brwi.
– No jak to co? Słyszałeś to Fred?
– Słyszałem, George.
Dwa niebieskie spojrzenia wbiły się w twarz młodszego kolegi.
– No Harry...
–... jesteś pierwszą osobą...
–... która zarobiła szlaban u dyrektora! – zakończyli wspólnie podekscytowanym głosem.
– Co ci kazał robić?
– Sprzątać bibliotekę?
– Nieee... To Dumbledore.
– To może pokazał ci coś fajnego.
– Albo...
– Wy dwaj, jak nie macie co robić, natychmiast idźcie pomóc ojcu! – Pani Weasley pojawiła się w swoim królestwie, wytykając palcem swoich synów. Bliźniaki wzdrygnęli się, posłusznie wychodząc z pomieszczenia.
– Dziękuję, pani Weasley.
– Nie ma problemu, kochaneczku – uśmiechnęła się do niego, zabierając za przygotowywanie kolacji. Harry opadł na krzesło.

**

Gryfon pożegnał się ze wszystkimi, nie unikając spojrzeń pełnych dezaprobaty ze strony pani Weasley. Kiedy tylko wyszedł na ulicę, szybkim krokiem wszedł w pierwszą z uliczek. Przymknął oczy, czując charakterystyczne przepychanie przez słomkę.
Lumos – mruknął, a koniec różdżki rozświetliło słabe światło. Wyszedł szybko z piwnicy, kierując się na swoje piętro. Wyjął z kieszeni klucze, otwierając zamek.
– Patrzcie kto przybył – zachichotał Regulus, patrząc na niego wesoło. Siedział w fotelu i wyglądał całkowicie inaczej niż Harry go pamiętał. Mężczyzna był ogolony, wykąpany i ubrany w porządne ciuchy. Potter nie ryzykował ze stwierdzeniem, że Black był trzeźwy, ponieważ przed nim stał kieliszek z jakimś ciemnym płynem.
– Cześć – Zamknął za sobą drzwi, patrząc z uwagą na Regulusa. Choć wysłał do mężczyzny list z zapewnieniem, że nic mu nie jest, to jednak Black sam nie poczuwał się w obowiązku do odpisania. Harry nie wiedział jak cała jego "akcja ratownicza" odbiła się na Regulusie.
– Mój wybawca już jest – zachichotał Black. Harry westchnął, podchodząc do niego niepewnie.
– Jak się czujesz? – Spytał, stając przed nim. Regulus jedynie zamruczał coś pod nosem, przyciągając go do siebie. Harry z wdzięcznością wtulił się w jego ramiona.
– Jesteś głupi, dzieciaku – zaczął mówić mężczyzna. – Zrozum, Harry, że jesteś zbyt ważny, by ginąć dla kogoś takiego jak ja.
– Ty też jesteś ważny!
Regulus uśmiechnął się delikatnie.
– Dziękuję, Harry, ale naprawdę, musisz myśleć. Omal tam nie zginąłeś! Sam postanowiłeś stanąć przeciw zorganizowanej grupie Śmierciożerców. Co ty sobie myślałeś?!
W tym sęk, że on nie myśli, myśl Strażnika połaskotała umysł Harry'ego. Gryfon prychnął w myślach.
– No tak, nazywasz się Potter, co ja gadam – Black jęknął. – Proszę, Harry, musisz mi obiecać, że nie będziesz się następnym razem wtrącał. Jeśi zginiesz, wszystko straci sens. Wiesz o tym.
Zielonooki warknął, zrywając się na równe nogi. Poczuł złość, która powoli zalewała jego ciało. Strażnik natychmiast oplótł jego umysł, starając się zapanować nad rosnącą wściekłością.
– Posłuchaj mnie, ty tępy idioto! – Wysyczał. – Jesteś dla mnie ważny! Tak samo jak Ben. Miałem pozwolić wam zginąć?! Miałem tak po prostu stamtąd odejść jakby niczego nie widział?!
– Harry...
– Zamknij się! – stojąca na stole szklanka pękła z głośnym hukiem. – Nie jestem waszym pierdolonym pionkiem! Będę robił to, co uważam za słuszne! Nie możesz wymusić ode mnie tego, bym trzymał się z daleka. Regulus, ta wojna jest moja! Voldemort wypowiedział ją najpierw całemu czarodziejskiemu światu, a potem mnie! Zostałem przeklęty, dlatego nie mogę się wycofać!
Harry..., kojący głos Strażnika przywrócił go do świadomości. Gryfon westchnął, po czym udał się do swojego pokoju. Opadł ze zmęczeniem na łóżko.
– Czy naprawdę źle robię, próbując ocalić tych, których kocham?

**

WIELKI WYBUCH W MUGOLSKIM GLASGOW! TYSIĄCE OFIAR!
Dokładnie dzisiaj, tj. dwudziestego pierwszego grudnia o godzinie trzynastej dwadzieścia trzy, w środku mugolskiego Glasgow, miał miejsce magiczny wybuch, w wyniku którego zginęło lub zostało rannych tysiące ofiar.
Zgodnie ze słowami biegłego, do wybuchu doszło z przyczyn magicznych. Krater posiada średnicę mierzącą osiemnaście metrów. Ilość ofiar jest wciąż jest nieznana. Mugolskie jak i magiczne służby współpracują, próbując rozwikłać przyczynę wybuchu.
O całą sytuację zapytaliśmy naszego eksperta od spraw piromagicznych, Alana Snowa – "Magiczne wybuchy są dosyć rzadkim zjawiskiem, by nie powiedzieć, że wręcz niespotykanym. Dochodzi do nich z różnych przyczyn, za sprawą przeklętego przedmiotu, niestabilnej magii czarodzieja lub walki dosyć potężnych przeciwników. W pierwszym przypadku jest to rzecz, którą można przyrównać do mugolskiej bomby. Podobnie jak ona jest programowana przez czarnoksiężnika, by wybuchła o danej porze, jednak jej zasięg jak i rodzaj wybuchu jest o wiele groźniejszy. Przedmiot może zostać przeklęty klątwami, które dotkną znajdujących się w pobliżu ludzi. (...)"
Zgodnie z naszym dochodzeniem, do wybuchu doszło za pomocą przeklętego przedmiotu. Aurorzy milczą jednak na temat sprawy, jednak my z pewnością będziemy starali się rozwikłać całą sprawę. Próbowaliśmy także zapytać naszego Ministra Magii, jednak odmówił on wszelkich komentarzy.

**

Święta w Norze były dla Harry'ego jak zawsze wesołe i ciepłe. Siedział w gronie rodziny Weasley'ów, śpiewając kolędy i zajadając się pysznymi potrawami. Fred i George co jakiś czas próbowali swoich żartów, jednak czujne oko pani Weasley wyłapywało wszystko, nim doszło do dowcipu.
– Psujesz zabawę – jęknęli, kiedy tylko Molly wyrwała im z dłoni różdżki. Reszta zaśmiała się wesoło.
Harry uważnie przyglądał się każdemu z nich. Bill rozmawiał przyciszonym tonem z panem Weasleyem, a Charlie opowiadał Ginny o swojej pracy. Bliźniaki posyłali złowieszcze spojrzenia swojej matce, która podsunęła Ronowi gorącą herbatę, by "lepiej ci się trawiło". Żadne z nich nie mówiło nic o pustym talerzu i brakującej przy nich osobie. Harry zastanawiał się już kilka razy tego wieczoru, czemu Percy nie przyszedł. Choć wiedział o dosyć napiętej sytuacji między nim a resztą rodziną, to nie sądził, by Percy mógł nie przyjść na święta.
– Która godzina? – Zapytała pani Weasley, dyrygując różdżką zmywanymi naczyniami. Harry odwrócił się, chcąc jej odpowiedzieć, jednak zamarł, wpatrując się w okrągłą tarczę.
– Za dwadzieścia jedenasta – powiedział Charlie, po czym stanął przy Harrym. – Zdziwienie?
Zielonooki spojrzał najpierw na niego, a potem na tarczę ich rodzinnego zegara, który miał ostrzegać ich matkę. Ten drugi, wskazujący czas, całkowicie stracił dla Gryfona znaczenie.
– Stary, to naprawdę takie dziwne? – Spytał Ron. – Już od dawna należysz do naszej rodziny, więc wskazówka była jedynie kwestią czasu.
Faktycznie, na okrągłej tarczy pojawiła się jeszcze jednak wskazówka z napisem "Harry Potter", która wskazywała pozycję "Dom". Coś ścisnęło serce Harry'ego. Spokojnie, mój mały, myśl Strażnika oplotła go mocno, dodając otuchy. Oni cię kochają.
– Przyjaciel taty jest zegarmistrzem – dopowiedział Bill, huśtając się na swoim krześle. – Miał u taty dług, dlatego dorobił tę wskazówkę.
– Coś się stało, moi drodzy? – Pani Weasley odwróciła się do nich, patrząc na nich z podejrzliwością. Kiedy rozeznała się w sytuacji, podeszła pewnie do Harry'ego.
– Jesteś naszym kolejnym dzieckiem – powiedziała otwarcie. – Traktujemy cię jak syna, Harry, dlatego zgodziliśmy się z Arturem, że trzeba dodać twoją wskazówkę. Muszę przecież mieć oko na moje dzieci, które lubią rzucać się we wszystkie niebezpieczeństwa.
– Mamo – jęknął Ron z zażenowaniem.
Harry uśmiechnął się, a łzy stanęły mu w oczach. Kiedy tylko Molly to ujrzała, przytuliła go mocno. Zielonooki po raz pierwszy poczuł się tak, jakby przytulała go jego własna matka. Nie mogąc powstrzymać łez, schował twarz w uścisku kobiety. Żaden z Weasley'ów nie powiedział nic, kiedy Harry otarł łzy. Molly powróciła do sprzątania po świątecznej kolacji, a zielonooki poczuł się jak prawdziwa część tej rodziny. Nie jak przyjaciel ich syna, jednak jak prawdziwy członek famili.
– No to teraz mały chrzest nowego brata!
Lodowata woda wylała się wprost na Harry'ego. Chłopak krzyknął, szczękając zębami.
– Fred! George! Co wyście...
– ZABIJE WAS!
Śmiech towarzyszył zaciekłej gonitwie.

**

Harry, pogwizdując wesoło, wpadł do mieszkania, gdzie na kanapie siedział Regulus i Remus. Mężczyźni rozmawiali spokojnie, a na stole przed nimi poustawiane były lekkie zakąski.
– Cześć – przywitał się, opadając na kanapie koło Remusa.
– Jesteś pijany?
– Regulus, nie mierz ludzi własną miarą – wytknął do Blacka język, na co ten prychnął ironicznie.
– Coś dobrego zdarzyło się u Weasley'ów? – Zapytał Lupin, przypatrując się Harry'emu uważnie. Chłopak jedynie pokiwał głową z uśmiechem.

**

Rano, kiedy tylko zielonooki Gryfon się obudził, koło łóżka leżał już stos przeróżnych prezentów. Z podekscytowaniem zaczął rozpakowywać każdy z nich.
Pierwszy należał do Hagrida, gdzie w środku półolbrzym wysłał mu swoje własne wyroby i książkę Magiczen zwierzęta – Opieka i pielęgnacja. Harry sam wysłał Hagridowi skórzane rękawice, które udało mu się zakupić w aptece. Z relacji sprzedawczyni wynikało, że skóra będzie w stanie ochronić nosiciela przed podrapaniami i innymi ranami zadanymi przez magiczne zwierzęta.
Kolejnym prezentem był sweter pani Weasley, w który Harry ubrał się bez żadnej krępacji. Z uśmiechem patrzył na książki od Hermiony ( Magia wyższa – zaklęcia i uroki dla zaawansowanych i Medytacja, najlepszy środek na poznanie samego siebie). Ron wraz z Ginny wysłali mu słodycze. Od Luny dostał talizman, który przedstawiał testrala, a Neville wysłał mu kilka ziaren z dopiskiem To Corness Pospolity, jego kwiaty wydzielają woń, która ma ułatwić zasypianie. Harry ostrożnie odłożył ziarna, obiecując sobie, że zaraz skombinuje doniczkę i zasadzi roślinę.
Od pozostałych gwardzistów dostał przeważnie słodycze i książki, a jedynie Zachariash wysłał mu rękawiczki bez palców. Para Ślizgonów wysłała mu za to komplet szat wyjściowych, żeby, jak głosiła karteczka: Nie psuł moich odczuć estetycznych V. Colin za to wysłał mu album ze zdjęciami, które dotyczyły Gwardzistów. Były tam fotki z nieszczęsnych zaprosin Rona, zwyczajowe ćwiczenia w Komnacie Tajemnic czy ujęcia codziennego życia szkolnego z nimi.
Niewielka paczuszka zawinięta w niebieski papier była od Remusa, a w środku leżały dwa, srebrne pierścionki. Jeden z nich był prosty, bez zbędnych zdobień, a drugi miał na środku zielone oczko. Zwitek papieru wyjaśnił, że były to obrączki jego rodziców. Harry ostrożnie odłożył je na szafkę nocną. Regulus kupił mu kilkuletnią Whiskey.
Jedna z ostatnich paczek była niewielka, zawinięta w świąteczny papier ozdobny. W środku znajdowały się trzy fiolki ze srebrnym płynem. Harry od razu rozpoznał wspomnienia, które ktoś zamknął w naczyniu. Poznaj wroga swego, AD. Gryfon przez dłuższą chwilę przyglądał się srebrnemu płynowi, zastanawiając jednocześnie, gdzie mógłby obejrzeć wspomnienia. Nie posiadał jeszcze myślodsiewni, Ben wciąż miał problem z kupcem, od którego mógłby ją kupić. Harry przez chwilę strapił się. Do Bena również wysłał sowę, jednak odpowiedzi, jak w przypadku Regulusa, nie dostał. Zielonooki postanowił, że musi samemu przejść się do Śmierciotuli, która, jak wynikało ze słów Blacka, została odbudowana.
Pokręcił głową, odganiając niepotrzebne myśli. Sięgnął po paczkę, na której świeciły inicjały F&G. Harry przez chwilę z podejrzliwością przyglądał się paczce, jednak nie widząc żadnych oznak dowcipu, niepewnie zaczął zdzierać papier. Na jego kolanach pojawiło się kilka czarnych, skórzanych płaszczy. Kiedy tylko dotknął jeden z nich, coś zabłysło, na co Gryfon niemal podskoczył.
Siemasz, Harry, nasza ty księżniczko! – Głos bliźniaków zabrzmiał w pomieszczeniu. – Przed sobą masz nasz najlepszy produkt ochronny jaki mogliśmy stworzyć! Jako, że wysłaliście nam kawał węża, a my nie mogliśmy go od tak sprzedać, bo na pewno zainteresowalibyśmy Ministerstwo, zrobiliśmy ze skóry kilka płaszczy. Oczywiście ulepszyliśmy je, wiadomo. Wesołych!
Zielonooki pokręcił z rozbawieniem głową. Płaszczy było pięć, każdy o czarnej barwie ze skórzanego, śliskiego materiału. Harry przymierzył jeden z nich na próbę, zarzucając kaptur na głowę. Musiał przyznać, że Fred i George się postarali. Materiał był przyjemny w dotyku, jednak Gryfon wiedział, że był niezwykle twardy. Pamiętał swoje starcie z bazyliszkiem. Zrzucił płaszcz, odkładając go na łóżko. Sięgnął po ostatni prezent, który był największy ze wszystkich. Harry odkrył, że oprócz tego, był jeszcze najcięższy. Postawił go na łóżku, odrywając ozdobny papier. Otworzył karton, zaglądając z zainteresowaniem do środka. Otworzył szerzej oczy. Strażnik zagwizdał z podziwu.
Harry natychmiast sięgnął po pergamin.

Drogi Harry, 
Z okazji świąt życzę ci wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że spędzasz je miło.
Dowiedziałem się, że szukasz tego, co rozwiązało moją sprawę z twoim bożonarodzeniowym prezentem. Nie musisz czuć się wcale zakłopotany, że dostałeś coś ode mnie. W środku znajduje się również pozwolenie.
Pozdrawiam,
E.G

Zielonooki odłożył niepewnie list. Jeszcze raz zajrzał do kartonu, gdzie stała najprawdziwsza myślodsiewnia. Niewielka misa, o srebrnych zdobieniach i w niektórych miejscach wysadzana niewielkimi kamieniami szlachetnymi. W środku znajdował się niemal bezbarwny płyn. Koło niej leżała biała karta. Harry spojrzał na swoje pozwolenie, które zdobiło pieczęć Ministerstwa.
– Wstałeś już, Harry? – Spytał Remus, niepewnie pukając w drzwi. Na usilną prośbę Gryfona, został na noc, by móc spędzić z nim i Regulusem świąteczny ranek. Drzwi ustąpiły, a Lupin zajrzał niepewnie do środka.
– Coś się stało?
– Nie – Harry pokręcił głową, po czym podszedł do starszego czarodzieja. – Po prostu dostałem niezwykły prezent.
– To chyba dobrze, prawda? – Zapytał wesoło Remus, a Harry zauważył na jego szyi naszyjnik, który sam mu kupił. Był on z platyny i przedstawiał głowę wilka, a jedynie w miejscu oczu były dwa, niewielkie kamyczki koloru czystej bieli. Harry pamiętał, że jak tylko zobaczył tę biżuterię, natychmiast ją kupił. Do środka wrzucił też karteczkę ze słowami Niech ci przypomina, że tylko w całości jesteś prawdziwym Remusem Lupinem. 
– Dziękuję za prezent, Remusie.
– To ja dziękuję, Harry – Lupin uśmiechnął się, czochrając go po włosach.
– Ej, głodny jestem! Zróbcie śniadanie!
Harry zachichotał, a Remus westchnął cierpiętnico na jęk Regulusa. Sam Black, jedynie w bokserkach, rozwalił się na kanapie.
– Przysięgam Harry, jest gorszy od Syriusza – mruknął Lupin, kierując się do aneksu kuchennego.
– Słyszałem!
Zaśmiał się.

**

Sylwester zbliżał się coraz bardziej, a Harry czytał gazety z o wiele większym zainteresowaniem. Tajemniczy list od Lisa sprawiał, że przeglądał Proroka w poszukiwaniu choćby niewielkiej wzmianki o nowych ustawach. Kiedy jednak nic udało mu się znaleźć, prychnął jedynie, zastanawiając się, kto mógł zrobić mu tak głupi żart. Zapytał o to Strażnika, który stwierdził, że list był zbyt prawdziwy, by móc być fikcją.
– Bo ty wiesz wszystko – Harry pokręcił głową. Myśl szczypnęła go mocno, na co prychnął oburzony. Strażnik zdzielił go jeszcze w łeb, nim odpłynął na kraniec świadomości Gryfona.
– Jeszcze się obraź – zielonooki prychnął. Wstał od stołu, idąc do swojego pokoju. Zarzucił płaszcz od bliźniaków i ubrał buty. Nikogo w mieszkaniu, oprócz niego samego, nie było. Remus powiedział, że idzie odwiedzić grób swoich rodziców, a Regulus zmył się bez słowa. Harry, znudzony i sfrustrowany, postanowił pójść do Bena.
Obrócił się, patrząc, czy zabrał wszystko. Jego spojrzenie spoczęło na myślodsiewni i trzech fiolkach od Dumbledore'a. Zmrużył oczy, zastanawiając się. Drugiej takiej szansy nie będzie, podsunął mu Strażnik. Harry zgodził się z nim. W mieszkaniu wciąż przebywał któryś z dorosłych, a on nie miał zbyt wiele czasu dla siebie, by obejrzeć wysłane przez dyrektora wspomnienia. Zrzucił płaszcz, podchodząc do myślodsiewni. Podniósł niepewnie jedną z fiolek. Nie był zbyt mocno przekonany do tego, by po raz kolejny zanurzyć się w czyiś myślach. Wszystkie razy, które pamiętał, nie były zbyt zachęcające. Spokojnie, połaskotała go myśl Strażnika. Jeśli coś się stanie, wyciągnę cię.
– Na twoją odpowiedzialność – mruknął Harry, wlewając zawartość fiolki do misy. Ciesz natychmiast zaczęła wirować, a Gryfon, wzdychając, zanurzył głowę.

Harry znalazł się w jakimś ciemnym korytarzu, który na pierwszy rzut oka niezwykle przypominał mu Kwaterę Główną. Szybko jednak zobaczył Dumbledore'a w towarzystwie starszej kobiety. Dyrektor był o wiele młodszy, a kasztanowych włosach i ubrany w stonowane ciuchy. 
– To tutaj, profesorze – oznajmiła kobieta, wskazując na drzwi. Spojrzała jeszcze raz na mężczyznę. – Proszę jednak uważać, jak już mówiłam, wokół Toma dzieją się różne... straszne rzeczy.
– Oczywiście, pani Cole – zgodził się Dumbledore, na co kobieta zapukała w drzwi. Otworzyła je po chwili, a Harry spojrzał ciekawie do środka. W niewielkim, skromnie urządzonym pokoju, na łóżku, siedział jedenastoletni chłopiec. Harry wciągnął głośno powietrze. Doskonale znał tę twarz i oczy. Spokojnie, Harry, myśl Strażnika napłynęła szybko. 
– Tom, to profesor Dumbledore, ma do ciebie sprawę – oznajmiła pani Cole, po czym szybko wyszła. O wiele młodszy dyrektor wszedł za to do środka, zamykając za sobą drzwi.
– Witaj, Tom, nazywam się Albus Dumbledore.
– Dzień dobry – odpowiedział chłopiec, a Harry wzdrygnął się. Przyglądał się twarzy swojego wroga. Tom był niezwykle piękny, musiał to przyznać. Miał porcelanową cerę i kontrastujące, czarne włosy. Jego zielone oczy były chłodne, a coś na ich dnie ostrzegało przed nim. 
– Jestem nauczycielem, wiesz, Tom? Nauczam w szkole czarodziejów transmutacji.
– Czarodziejów? – Oczy chłopca na chwilę zabłysły z zainteresowaniem, jednak jeszcze szybciej powróciły do swojego normalnego wyglądu. 
– Tak, mój drogi chłopcze – przytaknął Dumbledore. – Hogwart to szkoła specjalnie dla uczniów z magicznymi zdolnościami, takimi jak ty.
– Jestem... czarodziejem?
Harry zastygł. W tej jednej chwili, w tym jednym pytaniu, zobaczył siebie. Ta sama nadzieja w głosie, ta sama nienawiść do niesprawiedliwości świata. 
– Taki sam – wyszeptał do siebie. Harry... Gryfon zignorował Strażnika, patrząc na rozgrywaną scenę.
– Czyż nie zdarzało ci się kilka niesamowitych rzecz?
Tom milczał. Zmrużył oczy, przyglądając się starszemu mężczyźnie.
– Udowodnij.
Dumbledore uśmiechnął się delikatnie, wyjmując różdżkę z kieszeni, na którą od razu zwrócił uwagę Tom. Mężczyzna machnął nią, a szafa zajęła się ogniem. Harry odskoczył zaskoczony od niej. Harry, to tylko wspomnienie, przypomniał mu Strażnik. Ogień szybko zniknął, a szafa stała w nienaruszonym stanie.
– Czy mój ojciec był czarodziejem? – Zapytał chłopiec. 
– Twoja matka – odpowiedział Dumbledore, na co Tom otworzył szerzej oczy.
– Moja... matka?
Dumbledore przytaknął. 
– Pierwszego września wyrusza pociąg ze stacji King Cross, który zabierze cię do Hogwartu. Jeszcze w tym miesiącu przybędzie urzędnik z Ministerstwa Magii, który wybierze się z tobą na zakupy po przybory szkolne.
Albus wstał ze swojego miejsca, kładąc rękę na klamce.
– Profesorze... Umiem sprawić, by ludzie robili to co chcę – zaczął mówić Tom. – Mogę zmusić ich, by zrobili dla mnie wszystko. Czy wszyscy czarodzieje tak potrafią?
Harry przyjrzał się twarzy Dumbledore'a, na któryj dostrzegł szok i, Gryfon aż otworzył szerzej oczy, strach. Czarodziej odwrócił się do chłopca.
– Naginanie cudzej woli do własnych celów to nic innego, jak przestępstwo, Tom. Do zobaczenia.
Zielonooki kątem oka widział jak Dumbledore wychodził, jednak sam podszedł do jedenastoletniej wersji Voldemorta. Oblicze Toma pokazywało determinację. 

Świat zawirował, a Harry poczuł charakterystyczne szarpnięcie. Opadł na łóżko, oddychając szybko. Strażnik wysyłał myśli i impulsy, by uspokoić gorączkowe myśli chłopca.
– Jesteśmy tacy sami – wyszeptał do siebie Gryfon. Przed oczami wciąż miał twarz Toma, który wychowany wśród nienawidzących go osób, dorastał bez miłości, zupełnie jak on sam. Te zielone oczy były pełne chłodu, muru, który odgradzał od świata zewnętrznego. Harry'emu przypomniała się twarz Dumbledore'a pełna strachu, ale też pewnego obrzydzenia. Gryfonowi przypomniały się słowa dyrektora, kiedy zapytał o naukę Toma w Hogwarcie: "Był niezwykle potężny, ale pełen nienawiści i żalu. Sprawiał, że uczniowie jak i nauczyciele się go bali".
Harry potrząsnął głową. Strażnik systematycznie układał z powrotem jego rozszalałe myśli. Zielonooki powoli zaczął racjonalnie myśleć. Biorąc głęboki wdech, wstał, stając ponownie przed myślodsiewnią. Podniósł drugą fiolkę. Jesteś tego pewny?, troska otoczyła jego zmęczony umysł.
– Nie mam wyboru.
Wlał zawartość wspomnienia do magicznej misy. Schylił się, zatapiając w myśli.

Starsi czarodzieje, ubrani w togę, wychodzili spokojnie z sali. Harry rozpoznał wśród nich jedynie Dumbledore'a, który jednak został w pomieszczeniu, a także Toma. Wyglądał on tak samo jak we wspomnieniu z dziennika. 
– Mogę odejść, profesorze Dumbledore?– Kpina w głosie Ślizgona była wręcz namacalna. Harry zaczął mu się przyglądać. Choć twarz Toma była skrzętną maską, którą dopasowywał ze względu na okoliczności, tak tym razem pozwolił sobie na ukazanie pewnych oznak swojej prawdziwej natury. Jedna z brwi była uniesiona w ironicznym geście do góry wraz z lewym kącikiem ust.
– Doskonale wiem, że to nie był Hagrid – Powiedział Dumbledore pewnym głosem. 
– Naprawdę, profesorze? – Ślizgon dał zaskoczenie. – Jaka szkoda, że pozostała część grona pedagogicznego nie podziela pańskiego zdania.
– Tom, obrałeś ścieżkę, która nie prowadzi do zwycięstwa – odpowiedział Dumbledore, na co zielone oczy Ślizgona zwęziły się niebezpiecznie. 
– Nie wiem o czym pan mówi, profesorze – odparł, kierując się w stronę drzwi. Harry widział jednak, że jego twarz wyrażała pewne oznaki wściekłości. Przeniósł spojrzenie na Dumbledore'a, który miał poważną minę.
– Wiedz, Tom, że nie pozwolę ci na to. Powstrzymam cię.
Ślizgon zatrzymał się przy drzwiach. 
– Nie radzę próbować, Dumbledore, nie chcę cię zabić – powiedział, po czym pchnął drzwi. Harry patrzył na oddalające się plecy Ślizgona. Dumbledore opadł na jeden z foteli, a zielonooki zauważył na jego twarzy ślady zrezygnowania. Uśmiechnął się smutno.
– Tom obrał swoją własną ścieżkę – szepnął do siebie i poczuł jak Strażnik wyrywa go ze wspomnienia.

Usiadł na podłodze przed stolikiem, na którym leżała misa. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym, co zobaczył. Z łatwością mógł połączyć fakty, by wiedzieć, że była to scena, kiedy Tom przekonał wszystkich, że za morderstwem Marty stał nie on, a Hagrid. Zastanawiała go tylko jedna rzecz – ostatnie słowa Voldemorta. Tom szanował Dumbledore'a, napłynęła odpowiedź Strażnika. Harry musiał się z tym zgodzić.W końcu dyrektor był jedyną osobą, której Voldemort zawsze się obawiał.
– No i zostało nam ostatnie wspomnienie – mruknął, dźwigając się na nogi. Podniósł ostatnią fiolkę, w której znajdował się srebrny płyn. Wlał go do środka, szybko zanurzając głowę.

Gabinetu dyrektora Harry rozpoznał od razu. Za biurkiem siedział Dumbledore, a na wprost niego stał wysoki mężczyzna. Gryfon z konsternacją rozpoznał Riddle'a. Był przystojny, jednak coś w jego twarzy mówiło, że jest niebezpieczny.
– Zastanów się nad tym, Dumbledore – głos Toma był uwodzicielski, naładowany mocą. Albus uniósł wzrok znad blatu, patrząc uważnie w zielone oczy swojego byłego ucznia.
– Nie, Tom, powiedziałem ci już wiele razy, że nie pozwolę, byś nauczał w tej szkole – głos Dumbledore'a był poważny. Harry tylko kilka razy usłyszał ten ton głosu u niego. 
– Jesteś głupcem, Dumbledore! Jestem najlepszym kandydatem!
– Gdyby twoje serce nie pogrążyło się w ciemności, Tom, to bym przyjął cię z otwartymi ramionami. Niestety, pozwoliłeś się opanować czarnej magii, a ja nie mogę ryzykować życia moich uczniów, jak było w przypadku tamtej uczennicy.
Riddle prychnął. 
– Pożałujesz tego, Dumbledore. Przekonasz się, że popełniłeś błąd – powiedział spokojnie Voldemort. – Już niedługo ci to udowodnię.
– Żałuję, Tom, że nie byłem w stanie cię powstrzymać – przyznał Dumbledore, na co Riddle zaśmiał się ironicznie. Odwrócił się do drzwi.
– Patrz uważnie, Dumbledore, bo będzie to spektakl między innymi dla ciebie.
Pchnął drzwi. 

Gryfon głośno dysząc, położył się na swoim łóżku. Strażnik wysyłał uspokajające myśli, za co zielonooki był mu wdzięczny. Podróżowanie po czyiś wspomnieniach nie należało ani do łatwych, ani tym bardziej do przyjemnych.
Patrzył się w sufit, myśląc.
– Czemu mi to wysłałeś, dyrektorze? – Zapytał na głos. Nim jednak uzyskał jakąś odpowiedź od drugiego umysłu, coś zastukało w szybę. Wstał, podchodząc do okna. Rozpoznał płomykówkę, która przyniosła mu list od nieznajomego. Otworzył szybko okno, a sówka wleciała do środka. Rzuciła kopertę na stolik nocny, po czym wyleciała szybko. Harry podszedł niepewnie do listu.

Złotousty.
Nie mamy czasu, musisz się spotkać z Ruchem. Ministerialne ustawy weszły w życie. Prorok milczy, ponieważ ma związane ręce. Już za niedługo wszyscy czarodzieje będą kontrolowani. 
Knot został zwolniony przez Starszyznę. Jego obowiązki przejął Pius Thicknesse, który jest najprawdopodobniej pod wpływem Sam-Wiesz-Kogo.
Wyczekuj na znak.
Lis

Nim zdążył cokolwiek pomyśleć, Strażnik zawył niczym syrena, a dom zatrząsł się w posadach. Harry krzyknął.



__
Lojalnie uprzedzam, że znajdują się błędy. Ostatnio nie piszę w Wordzie, gdzie jako tako wskazywane są byki, tylko w innym programie, który jest na moim netbooku. On niestety nie ma tak wysoko rozwiniętej funkcji -,- Byłabym dlatego wdzięczna za ich wskazanie i również jak ktoś zobaczy myśli Strażnika "nie-kursywą", to proszę o napisanie tego. Kiedy kopiuję z tamtego programu i tutaj wklejam, to wszystko i tak się prostuje, ignorując fakt, że wcześniej używałam kursywy ><
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Wszystkim komentującym serdecznie dziękuję, bo to jest naprawdę miłe i motywujące ;) 
Niestety zbliża się powoli grudzień i okresy zdawania moich prac zaliczeniowych, dlatego mówię z góry, że mogę nie mieć czasu. Różnie to bywa. 
I jeśli znowu powiecie, że krótki, to was zaszlachtam ;D Rozumiem, że przyzwyczaiłam do niezłej długości [ach głupia ja xD], no ale... ;) 
Pozdrawiam
L.

10 komentarzy:

  1. Tak mnie pochłonęło czytanie, że nie zwracałam uwagi na prawdopodobne błędy. Po raz kolejny jestem zachwycona, ale urwać w takim momencie... Uduszę xD
    Poza tym uwielbiam twojego Regulusa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Również jak osobę wyżej też pochłonęło mnie czytanie i nie patrzyłam na błędy. Kurde, dlaczego Harry na końcu krzyczał? Może to przez Voldemorta? Cholera, nie mogę doczekać się następnego rozdziału! :D
    Trzymam kciuki za te Twoje pracę i życzę dużo weny ;**
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział został bardzo fajnie napisany zaciekawiło mnie dużo rzeczy takich jak profesor Snape kręcił z profesorem od obrony . Jest ciekawa kto pod koniec zatakowal uu to był ciekawy moment . Nie lubię pisać komentarze ale twój blog mnie uwiódł haa jak to brzmi

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog jest jednym z lepszych jakie czytałam, szczególnie o Harrym. Wciągnął ciągnął mnie totalnie. Nienawidzę pisać komentarzy ale tutaj po prostu muszę jesteś świetna. Mam nadzieję że szybko pojawi się rozdział plisssssssss :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden z lepszych blogów jakie czytam. Nie mogę się doczekać dalszej części. :D Świetna fabuła, naprawdę wciąga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy pod koniec nie było już tabliczki "następny". Po prostu tak skrajna irytacja mnie ogarnęła, że nie było nic innego do zrobienia, niż napisać ci ten komentarz.
    Opowiadanie mi się podoba. Bardzo. Zarwałam noc, żeby je przeczytać i niechętnie się od niego oderwałam o drugiej nad ranem, tylko po to by dzisiaj przesiedzieć nad nim całe popołudnie.
    Piszesz bardzo ładnie, masz taki przyjemny styl, które nie męczy ani nie irytuje czytelnika. Ponadto sposób, w jaki prowadzisz akcję, według mnie jest godny pochwały. Ja sama mam problem z przejściem z sytuacji A do sytuacji B tak po prostu, bez opisywania każdej sekundy pomiędzy, lecz u ciebie jest to naprawdę fajnie wyważone :)
    Harry mnie intryguje, Black mnie intryguje, właściwie każdy tu jest niezwykle interesujący (Maleństwo...:D).
    Pomysł ze Strażnikiem i Nurtem bardzo oryginalny, wręcz niezwykły. I to przywiązanie Gwardii do Harry'ego, który ewidentnie rośnie w siłę, ale jednocześnie nie staje się jakimś wszechpotężnym Gary'm Stu.
    Co jeszcze - pomimo faktu, że nie ma w tym opowiadaniu niczego, czego zwykle bym szukała (jakieś konkretne wątki, postacie, romanse itp.), to i tak mnie zaciekawił i go czytam. Po prostu jest na tyle dobre, że mnie zainteresowało, choćby i temat wcześniej mniej nie interesował :)
    Serdecznie pozdrawiam i czekam na więcej :)
    Mosqua

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo czemu przerwałaś

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    został członkiem rodziny, och Knott został zdegradowany, Regulus był wkurzony, tak, tak Fred i George byli ciekawi jaki dostał szlaban Harry...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    cudownie Knott został zdegradowany, och pięknie Regulus był taki wkurzony, bliźniacy Wesley bardzo ciekawi jaki dostał szlaban Harry...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    jak ja się cieszę, że Knott został zdegradowany, Regulus taki, taki wkurzony, przepięknie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego