piątek, 9 listopada 2012

Rozdział szósty




     Wiadomość o zaginięciu Harry'ego została skrzętnie zatuszowana przez dyrektora Hogwartu. Madame Pomfrey zabroniła przyjaciołom Gryfona przychodzić ze względu na stan zdrowia pacjenta. Hermiona z Ronem nie chcieli jednak w to uwierzyć i codziennie napierali na pielęgniarkę. Bez skutku.
     Wszyscy nauczyciele zostali zmobilizowani do poszukiwań chłopca po całym zamku, a kilku członków Zakonu Feniksa, w tym Moody, próbowali rozgryźć jak udało się niepostrzeżenie wynieść chłopca ze Skrzydła Szpitalnego. Nie było żadnych dowodów i według emerytowanego Aurora, Potter musiał sam opuścić pomieszczenie, co z drugiej strony było niemożliwe ze względu na jego śpiączkę.


~


     Drzwi otworzyły się od komnaty Mistrza Eliksirów, a do środka wszedł Albus Dumbledore. Starzec ubrany był w żółtą szatę w fioletowe prążki, które skakały po materiale. Na końcówce nosa trzymały się okulary połówki, a niebieskie oczy patrzyły ze smutkiem. Jego twarz wydawała się jeszcze starsza niż zwykle, a sam czarodziej chodził lekko przygarbiony.
 Czemuż zawdzięczam tę wizytę, dyrektorze? – Spytał chłodno Severus, patrząc z niesmakiem na postawę swojego przyjaciela. Nigdy nie przyznałby się przed sobą, że martwi go ta niechęć i niemoc Albusa. Nie, wolał twierdzić, że zachowywanie się tak w tym wieku jest niegodne.
 Nikt nic nie znalazł – dyrektor zajął miejsce w fotelu. – Moody uważa, że Harry'ego musiał wynieść ktoś z Hogwartu albo Harry sam się obudził.
 To ten zwierzak – syknął natychmiast Severus, mrużąc oczy. Już miał otworzyć usta, by rozpocząć swoją tyradę i wyszydzić kolejną durną decyzję dyrektora, ale starzec ubiegł go.
 Nie, Severusie. Slavomira nie było wówczas w zamku, jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć. A poza tym, ufam mu, Severusie i byłoby miło, gdybyś nie podejrzewał go na każdym kroku.
 Albusie, nie mogę pozwolić, by coś się stało któremuś z moich uczniów.
 A od kiedy to tak bardzo interesujesz się swoimi uczniami? – Brew Albusa powędrowała do góry, a Severus zmiął w ustach przekleństwo. Nie było żadnej, pieprzonej mowy, że się przyzna, że jednak coś go obchodzą gówniarze. Nie da tej satysfakcji temu staremu prykowi.
 Czy byłeś wzywany ostatnio? – Dumbledore zmienił temat, a jego twarz na powrót stała się poważna.
 Czarny Pan milczy – odpowiedział spokojnie Severus, machinalnie zaciskając dłoń na znaku. Jeden przejaw młodzieńczej głupoty, pomyślał gorzko.
 Podpytałeś się trochę innych, czemu nie wiedziałeś o tym ataku?
 Mało osób wiedziało. – Namyślił się. – Nott mówił, że Czarny Pan był wściekły i nagle nakazał natychmiastowy atak.
 Myślisz, że mogło mieć to związek z Harry'm?
 Potter zawsze musi coś zrobić – prychnął. – To oczywiste, że Czarny Pan musiał zostać odepchnięty przez bachora.
 Ciekawe – mruknął Albus, bawiąc się swoją brodą. Wpatrywał się w blat stołu, myśląc.
 Mam do ciebie prośbę, Severusie – podniósł głowę. – Byłbym wdzięczny, gdybyś przeprowadził szukanie za pomocą leglimencji.
 Sam możesz to zrobić – burknął Mistrz eliksirów. – Nie mam co robić, tylko szukać naszej zagubionej Książniczki.
 Severusie – karcąc spojrzenie dyrektora na chwilę poskromiło zapędy nauczyciela. – Miałeś o wiele większy kontakt z umysłem chłopca i podejrzewam, że będzie łatwiej ci go znaleźć.
 Oczywiście – syknął. – Przecież myśmy się uwielbiali. Codziennie urządzaliśmy sobie partyjki szachów popijając je kremowym piwem. Uraczyłem Pottera zabawną historyjką z mojego dzieciństwa, kiedy ojciec tłuk mnie na kwaśne jabłko, a Potter odwdzięczył się swoimi wspomnieniami na temat komórki pod schodami. Nawiązaliśmy taką wspaniałą, mocną więź, że na pewno znajdę go za pierwszym podejściem. Podejrzewam nawet, że Potter wręcz krzyczy i błaga o mój ratunek. Przecież jestem jego ulubionym profesorem.
Dumbledore patrzył na niego jedynie, słuchając jego przemowy. Pokręcił głową, wstając. Bez słowa udał się do drzwi. Z ręką na klamce, odwrócił się do swojego przyjaciela.
 Severusie, zawsze się zastanawiam, czy takimi przemówieniami próbujesz przekonywać mnie czy siebie do tej twojej chorej nienawiści.

~


     Lekcje obrony były dla wszystkich roczników niezwykle interesujące. Nauczyciel nie był szablonowy, nie wzorował się jedynie na podręcznikach. Cały czas wspominał o wielu ciekawostkach, a przerabiane zaklęcia wydawały się przydatne. Dodatkowo ułatwiał fakt, że Slavomir Faust był niezwykle przystojnym mężczyzną, dlatego pod jego gabinetem często koczowały dziewczęta z różnych roczników, by tylko poprosić o konsultację. Czarodziej jedynie kręcił głową z niedowierzaniem, wpatrując się w młode kobiety. Gdyby wiedziały, kim jest, zapewne uciekłyby z krzykiem szybciej niżby zdążył powiedzieć Quidditch.
     Slavomir wiele razy łapał się na tym, że wpatrywał się w gładkie, młode szyje. W przeszłości wiele razy potrafił panować nad swoją naturą, ale nie był przyzwyczajony, żeby jego pożywienie samo pchało mu się w ręce. Była to nowość, a przy okazji wyjątkowo pobudzała zmysły.
 Przestań się ślinić – syknął Snape, wyłaniając się zza rogu. Profesor eliksirów przystanął przy nim, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. Po czym przeniósł swoje czarne tęczówki na grupkę dziewczyn z piątego roku, które stały kawałek dalej pod drzwiami komnaty nauczyciela obrony.
 Natychmiast się rozejść – zagrzmiał, a spłoszone studentki uciekły, rumieniąc się.
 Powinieneś być bardziej miły – rzucił Slavomir. – One przecież przyszły jedynie na konsultację.
 A picie krwi to tak w ramach prezentacji? – Wycedził, mierząc go wzrokiem. Faust uniósł jedną brew do góry. Mistrz Eliksirów był dla niego niezwykle śmieszną postacią. Ten facet chyba myślał, że będzie  wstanie przestraszyć jego. Slavomir już dawno nie spotkał tak aroganckiej postawy, a już na pewno nie u dorosłego czarodzieja, który powinien zdawać sobie sprawę z różnicy umiejętności pomiędzy nimi.
 Potrafię panować nad własnym pragnieniem – odpowiedział spokojnie. – Nie zapominaj się, profesorze, że mam za sobą wiele lat praktyk.
Severus jedynie prychnął, mordując go wzrokiem. Jak on nienawidził tych przeklętych kreatur. Już wolał, żeby powrócił Lupin, niż użerać się z tym przeklętym dziwakiem.
– Pamiętaj, Faust. Jeden nieostrożny ruch i czeka cię ogień piekielny – syknął. Slavomir popatrzył na niego z uprzejmym zainteresowaniem. Nim Mistrz Eliksirów był w stanie zareagować, już był przypierany do ściany przez mężczyznę.
 Nie zapominaj się, człowieku – powiedział chłodno Faust. – Wymagam szacunku od takich robaków jak ty.
 Odsuń się – warknął Snape, wbijając mu różdżkę w pierś.
 Nie jesteś w stanie nic mi zrobić tym patykiem, Severusie. Chodzę po tej ziemi dłużej niż jesteś sobie to w stanie wyobrazić. Jeśli chcesz mnie dalej prowokować, to nawet Albus ci nie pomoże.
Slavomir odsunął się i jakby nigdy nic pomaszerował pod drzwi swojej komnaty. Odwrócił się jeszcze, patrząc z kpiącym uśmieszkiem na Naczelny Postrach Hogwartu.
 To pierwsze ostrzeżenie. Więcej nie będzie.


~


     Hermiona ze wściekłością waliła pięściami w drzwi Skrzydła Szpitalnego.
– Panno Granger, co pani robi? – Minevra McGonagall stanęła przed swoją uczennicą, patrząc na nią z niedowierzaniem. Gryfonka odwróciła się do swojej opiekunki.
– Ta przeklęta baba – wskazała dłonią na drzwi do królestwa madame Pomfrey. – Nie pozwala mi odwiedzić Harrego.
 Panno Granger, proszę wyrażać się z kulturą.
 Z kulturą? – Hermiona założyła ramiona na piersi, tupiąc z irytacją nogą. – Stoję tutaj chyba od godziny, próbuję dostać się do najlepszego przyjaciela, który jest w śpiączce od niemal trzech tygodni, a ta pielęgniarka nawet nie raczyła dać powodu, dlaczego zabrania  mi spotkania z Harrym. Gówno mnie obchodzi kultura!
 Minus pięć punktów, panno Granger – powiedziała McGonagall. – Proszę powstrzymać swoje słownictwo.
 Ale pani profe…
 Panno Granger – przerwała jej stanowczo. – Rozumiem pani wściekłość, jednak takim zachowaniem niczego pani nie załatwi. Poza tym, bardziej spodziewałabym się tego po panie Weasley'u niż po pannie, panno Granger. Jest pani Prefektem, proszę się zachowywać stosownie do pełnionej funkcji.
 Przepraszam – burknęła Gryfonka. – Dalej jednak żądam wizyty z Harrym lub pełnych informacji, dlaczego nie mogę go odwiedzić.
Nauczycielka Transmutacji ani drgnęła na te oświadczyny, jednak w duszy jęknęła. Doskonale wiedziała, dlaczego Poppy wywaliła dziewczynę ze swojego miejsca. Nie chodziło o stan Harrego, a jedynie o jego brak. Albus wyraźnie zarządził, że nikt, nawet przyjaciele chłopca, nie mogą się dowiedzieć o jego zaginięciu. W dodatku gdyby dowiedziała się prasa, Hogwart byłby skończony.
 Postaram się to jakoś załatwić z madame Pomfrey – powiedziała po chwili namysłu kobieta. – Nie obiecuje jednak niczego.
 Dziękuję, pani profesor.
Minerwa jeszcze chwilę stała w miejscu, patrząc za odchodzącą uczennicą. Dopiero, gdy ta zniknęła, pozwoliła sobie na długie westchnięcie. Odwróciła się do drzwi Skrzydła Szpitalnego i zapukała spokojnie.
– Poppy, to ja – powiedziała, a wrota uchyliły się, a w nich ukazała zmęczona pielęgniarka.
 Dzięki Merlinowi, poszła sobie.
 Aż tak źle?
 Stała tutaj naprawdę od godziny – zaczęła Pomfrey, przepuszczając koleżankę w drzwiach. – Krzyczała, wyzywała, przeklinała. Nigdy bym nie pomyślała, ze to dziewczę może być aż tak wytrwałe i upierdliwe.
– Ja też. Myślałam, że to już bardziej spotkam tutaj pana Weasleya niż pannę Granger.
 W końcu to Gryfonka – stwierdziła z lekkim uśmiechem Poppy.


~


     Pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledore’a odbyło się pierwszego października w Pokoju Życzeń. Przewodniczyli mu Hermiona, Ron i Ginny przy pomocy zeszłorocznych gwardzistów. Na miejscu pojawił się niemal cały skład z poprzedniego roku, ale oprócz tego przyszło też kilkoro uczniów z innych odmów. Największe zaskoczenie wywołała dwójka Ślizgonów – piąto roczna Tabitha Vergou i siódmo roczny Glenn Romersheuser.
 Co wy tutaj robicie? – Ron stanął naprzeciw dwójki uczniów domu Węża. – To miejsce nie jest dla przyszłych Śmierciożerców.
 To chyba logiczne, że skoro tutaj jesteśmy, to nie chcemy skończyć jak większość Ślizgonów – syknęła Tabitha, zakładając za ucho lok jasnych włosów, który zasłaniał jej oko.
 Uważaj, bo ci uwierzę.
 Myślałam, że to spotkanie dla wszystkich – dziewczyna twardo patrzyła na rudzielca swoimi brązowymi oczami.
 Śmierciojadów nie przyjmujemy.
 Ron! – Hermiona natychmiast pojawiła się przy przyjacielu. – Mógłbyś przestać oceniać po okładce.
 Ale to Ślizgoni.
– A ja jestem Gryfonką, a Luna Krukonką – warknęła prefekt Gryffindoru. – Jeśli masz zamiar widzieć tylko plakietki naszych domów, to sam powinieneś stąd wyjść.
 Hermiono? – Krzyknął ze zdziwieniem.
 Harry by tego nie chciał – drążyła dalej. – Chciał stworzyć Gwardię dla wszystkich uczniów. On nigdy by nie oceniał człowieka po plakietce jego domu.
 A Malfoy?
 A czy wszyscy musimy się kochać? – Dołączyła Ginny. – Malfoy jest dupkiem. To tak, jakby mieli nas oceniać po zachowaniu Percy'ego, Ron.
 Gdzie jest Potter? – Spytał spokojnie Romersheuser, przerywając ich kłótnie. Wszystkie spojrzenia wbiły się w jego sylwetkę.
 Dalej się nie obudził – odpowiedział sobie sam. Odwrócił się do nich plecami i skierował do drzwi, ciągnąc za rękę Ślizgonkę.
 Puszczaj mnie, idioto! – Syknęła Vergou, próbując się wyrwać. Reszta uczniów stała w ciszy, wpatrując się w uczniów domu Slytherinu
 Wiedziałem, że to się tak skończy – usłyszeli czyjeś westchnienie, na co każdy rozejrzał się z podejrzliwością dookoła.
 Romersheuser, jestem i zapraszam cię z otwartymi ramionami – męski głos był dziwnie znajomy i wszyscy wsłuchali się w niego, napotykając źródło na parapecie.
 Harry! – Krzyknęła Hermiona jednocześnie z Ginny.
 Stary, skąd ty się tutaj wziąłeś?
– Siedzę tutaj od samego początku, Ron – odpowiedział uprzejmie Potter. Chłopak z góry jeszcze raz spojrzał na towarzystwo, zapisując sobie w myślach osoby, po czym zeskoczył z gracją na ziemię. Od razu dopadli go przyjaciele, zadając pytania i przekrzykując się na zmianę.
 Cisza! – Krzyknął. – To załatwimy później. Teraz jest spotkanie Gwardii.
 Ale Harry…
 Nie, Hermiono – uciął, patrząc na nią wymownie. Po twarzy Gryfonki przebiegł grymas, ale odpuściła. Harry podszedł spokojnym krokiem do dwójki Ślizgonów, którzy stali pod drzwiami i obserwowali całe zajście. Potter wyjął dłoń z lekkim uśmiechem w stronę starszego kolegi.
 Miło mi, że przybyłeś.
 Mnie również  - odpowiedział cicho Glenn, ściskając wystawioną dłoń. Harry skinął jeszcze Tabicie, która zarumieniła się delikatnie. Syn Rogacza taktownie zignorował to, odwracając się do pozostałych. Było ich całkiem sporo. Pośród starych gwardzistów brakowało jedynie Cho Chang z jej problematyczną koleżanką. Przybyło za to dziesięć całkiem nowych osób, których Harry w większości kojarzył z widzenia.
 Usiądźcie – powiedział, a natychmiast pojawiły się fotele, ustawione w półkolu. Wszyscy niepewnie zajęli miejsca, wpatrując się w niego z uwagą.
 Jak dobrze wiecie, Gwardia Dumbledore’a była na samym początku pomocą naukową. Została stworzona wyłącznie z potrzeby nauki, ponieważ nasza zeszłoroczna nauczycielka – po sali przeszedł zdegustowany szept na wspomnianą profesor Umbrige – nie potrafiła nas niczego nauczyć. Te spotkania miały po prostu zastąpić lekcje Obrony.
 Ale teraz mamy całkiem dobrego nauczyciela – odezwała się Hanna.
 Prawda – skinął. – Jeśli chodzi o zajęcia Obrony, to nie mam im nic do zarzucenia. Profesor Faust naprawdę dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków.
 To po co w takim razie została reaktywowana Gwardia? – zapytał Colin, wypowiadając myśli niemal wszystkich w pokoju.
 Jak dobrze wiecie, lekcje obrony mają podstawę programową – zaczął. – Uczymy się schematycznie podanych zaklęć, które mają nam pomóc w obronie i ataku, jednak nie są one jakoś szczególnie mocne. Istnieje wiele potężnych tarcz, przy których Protego jest niczym mydlana bańka.
 Co to jest? – Zapytał Ron, za co od razu dostał z łokcia w brzuch od swojej siostry.
 Później ci wytłumaczę, nie przerywaj – sapnęła Hermiona, rumieniąc się pod wpływem spojrzeń.
 Powracając, podstawa programowa nie uczy nas jak mamy przeżyć. Nie, została ona stworzona z myślą o czasach pokoju, a nie z myślą o szalejącym Voldemorta – prawie wszyscy poderwali się z miejsca, za co zgromił większość wzrokiem.
 Strach przed imieniem, wzmaga strach przed rzeczą – powtórzył niczym Dumbledore.
 Tobie łatwo powiedzieć – burknęła Katie Bell. – Tyle razy stawałeś z nim twarzą w twarz, że możesz normalnie go sobie tak nazywać. A ja, z takimi marnymi umiejętnością? Od razu bym zginęła.
 I dlatego reaktywowaliśmy Gwardię – zakończył zgrabnie Harry, próbując ominąć temat jego małych rande-vouz z czarnoksiężnikiem.
 Ostrzegam jednak, że tym razem, jeśli już się zdecydujecie na samym początku, nie będzie odwrotu – popatrzył po wszystkich. - Na dzisiaj to wszystko. Dam wam wszystkim znać, kiedy będzie następne spotkanie. Proszę o przemyślenie wszystkiego.
     Pokój życzeń zaczął powoli pustoszeć, a została jedynie trójka Gryfonów – Ron, Hermiona i Ginny. Neville wahał się chwilę przy drzwiach, ale w końcu opuścił pomieszczenie.
– Harry Jamesie Potterze, co to ma wszystko znaczyć? – Hermiona założyła ręce na pierś.
 Kiedy się obudziłeś? – Zapytała jednocześnie Ginny.
 No właśnie, stary – dodał Ron.
– Dobra, spokojnie, usiądźcie – zaproponował. – To będzie chwilę trwać.
Sam zasiadł w jednym fotelu, patrząc na ich twarze. Westchnął, przypominając sobie wszystko, co zaszło.

Otworzył oczy, a w głowie mu potwornie mu huczało. W ustach czuł suchość, a kiedy tylko usiadł, przed oczami pojawiły się mroczki. Jęknął, macając na szafeczce nocnej swoje okulary. Kiedy tylko założył je na nos, świat od razu nabrał ostrości. Bardzo szybko rozpoznał, że znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Harry bynajmniej nie spodziewał się, żeby mógł obudzić się w jakimś innym miejscu. Dookoła niego było ciemno, co świadczyło o nocnej porze. Z westchnięciem otworzył szafkę w poszukiwaniu różdżki, której niestety tam nie znalazł. Wstał, co zaowocowało lekkimi zawrotami w głowie. Przytrzymując się łóżka, poczekał, aż miną. W końcu skierował się w kierunku gabinetu pielęgniarki, chcąc dostać szklankę wody. Zatrzymał się jednak przed drzwiami, a nagły impuls przeszedł po jego ciele. Całkowicie zdziwiony podszedł do głównych wrót i wyszedł na korytarz. Kolejna myśl odezwała się w jego umyśle, więc ruszył zgodnie z jej wolą. Przemierzał szkolny korytarz w ciemności, słysząc gdzieniegdzie pochrapywanie portretów. Skręcił kilka razy, cały czas idąc w nieznanym kierunku, prowadzony przez tajemnicze impulsy. Stanął przed znajomym portretem i połaskotał gruszkę, która zachichotała, zmieniając się natychmiast w klamkę. Pchnął drzwi, wchodząc do środka, gdzie, mimo później pory, krzątały się skrzaty.
 Harry Potter, sir! – Krzyknął Zgredek, podbiegając do niego ze łzami w oczach. – Harry Potter w końcu zdrowy! Zgredek tak się cieszy! Wszyscy się martwili o Harry'ego Pottera, sir. Zgredek pomoże. Nic nie powie, sir. Wyniesie węża. Zgredek lubi Harry'ego Pottera, sir…
Gryfon starał się nadążyć za potokiem słów znajomego skrzata, ale rosnący ból w głowie i suchość w ustach stanowczo mu to uniemożliwiły.
 Zgredku – przerwał. – Mógłbym dostać coś do picia?
 Ależ oczywiście, sir! Zgredek głupi! Harry Potter natychmiast dostanie jedzenie! – Zakrzyknął były skrzat Malfoy'ów, biegnąc w sobie znanym kierunku. Chłopiec usiadł przy stoliku, który specjalnie był zrobiony dla nocnych, głodnych marków. Inne skrzaty przyjrzały mu się z podejrzliwością, ale po krótkiej chwili powróciły do swojej pracy. Wszystkie z nich były przyzwyczajone do nocnych wizyt uczniów, ale nagłe pojawienie się Harry'ego Pottera, o którym mówiono, że jest w śpiączce, budziło chwilę ciekawości i podejrzliwości w małych kucharzach.
 Harry Potter, sir, Zgredek przyniósł – znikąd pojawił się Zgredek, niosąc w dłoniach pełną tacę z kanapkami i dzbankiem kakaa.
 Dziękuję, Zgredku – powiedział chłopiec, a łzy od razu zabłyszczały w oczach skrzata.
 Harry Potter taki dobry! Dziękuje Zgredkowi. Zgredek taki wzruszony, sir! – Ponowił swoją litanię skrzat, rozpływając się nad domniemanymi zaletami Gryfona. Harry ignorował jego mowę, pochłaniając przyniesione jedzenie. Był taki głodny, że mógłby zjeść hipogryfa z kopytami.
 Ile byłem nieprzytomny, Zgredku? – Zapytał między kęsami.
 Dzisiaj jest dwudziesty siódmy września – odpowiedział usłużnie skrzat, na co Gryfon natychmiast zakrztusił się. Zaczął kaszleć, aż w końcu popił. Złapał łapczywie powietrze, patrząc z niedowierzaniem na stworzenie, które przyglądało mu się dużymi, zmartwionymi oczami.
 Wszystko dobrze, sir?
 Tak, Zgredku – powiedział. W końcu skończył kanapki, podziękował skrzatu i poprosił o dyskrecję, którą natychmiast zapewnił mu jego mały przyjaciel. Wyszedł z kuchni odprowadzany podejrzliwymi spojrzeniami innych istot, ale w zupełności je zignorował. Skierował się w kierunku gabinetu dyrektora. Stwierdził, że to będzie najrozsądniejsza opcja. Mijał korytarze, zdziwiony tym, że nie napotkał ani woźnego z jego wredną kotką, ani innego, patrolującego korytarz nauczyciela czy prefekta. Wiedziony impulsami, skręcał to w pracy, to w lewo, korzystając z różnych tajemniczych przejść. Kiedy nareszcie stanął przed znajomą chimerą, która spała z obróconą do góry nogami twarzą i śliniła się obficie, kolejna myśl zagościła w jego umyśle. Harry chwilę walczył z nią, próbując zbudzić kamiennego strażnika, ale w końcu opuścił dłoń. Ruszył przed siebie, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Nie wiedział, gdzie idzie. Znał jedynie kroki, ale miejsce docelowe było dla niego abstrakcją. Różne myśli pojawiały się nagle w jego głowie, tylko po to, żeby uciekły. Nie chciały, by się im bliżej przyjrzeć. Nie pozwalały mu na to.
Znalazł się przed portretem przedstawiającym wodospad. Podniósł dłoń i przejechał palcem po krystalicznym jeziorku, gdzie wpadała krystaliczna woda ze skał. Natychmiast poczuł wilgoć na dłoni, odgłos spadającej kaskadami wody rozszedł się znikąd, a on został wciągnięty wewnątrz portretu. Śmignęła mu ciemność, aż w końcu wylądował na czymś miękkim. Otworzył niepewnie oczy, rozglądając się dookoła. Zachwyt natychmiast objął jego ciało, kiedy patrzył z otwartymi ustami na cuda natury, jakie się przed nim rozpościerały.
Znajdował się na łące, pełnej kwiatów, które zamortyzowały jego upadek. Było jednak zbyt ciemno, by mógł je rozpoznać, ale wszystkie niesamowicie pachniały, tworząc niezwykłą mieszankę. Niedaleko jego miejsca ciągnęła się piaszczysta dróżka, wzdłuż której stały stare lampy, owinięte szczelnie bluszczem, a przy nich ławki z ciemnego brązu. W oddali widać było skrzyżowanie dróg, a zachodnią alejkę tworzyły niewysokie drzewa.
Harry podniósł się, wytrzepał i niepewnie ruszył dróżką. Rozglądał się, próbując wszystko spamiętać. Kawałek dalej zamajaczyła mu fontanna, gdzie natychmiast skierował swoje kroki. Kiedy do niej podszedł, otworzył szerzej oczy z zachwytu. Przedstawiała on piękną syrenę z dzbanem w dłoni, z którego lała się woda. W środku zbiornika Harry zauważył błyszczące monety, które zapewne miały być zapłatą za spełnione marzenie. Cykady świerszczy grały osobliwy koncert jakby specjalnie dla niego. Chłopiec, instynktownie, ułożył się na jednej z polan, niedaleko pięknej fontanny i pozwolił sobie na spokojny sen. Wszechwiedzące impulsy nie zgłaszały żadnych sprzeciwów.

Nie wiedział ile czasu spędził w tym tajemniczym miejscu. Kiedy tylko się budził, koło niego czekało jedzenie, jakby ktoś specjalnie je zostawił z myślą o nim. Wzruszał jedynie na to ramionami, zajadając się bułkami i popijając ciepłym mlekiem. Sytuacje powtarzały się, a największe zdziwienie było z obiadami i kolacjami. Kiedy Harry dochodził do jakiegoś miejsca – fontanny, pomnika czy innego tego typu, gorący posiłek czekał już na niego. Gryfon czuł się dziwnie, jakby ktoś go obserwował, ale kiedy specjalnie zbaczał z wcześniej obranej ścieżki, jedzenie i tak się znajdowało.
To miejsce, jakkolwiek się nazywało i gdziekolwiek się znajdowało, było niezwykle piękne. Harry podczas swojej wędrówki zauważył, że to miejsce było strasznie zróżnicowane. W jednej części górowały kolorowe kwiaty o wymyślnych kształtach z wielkimi motylami, a kawałek dalej rosły surowe buki z delikatnymi tabliczkami w nieznanym Harremu językowi. Jak do tej pory tylko dwie były w języku angielskim, a w rzeczywistości Gryfon jedynie sądził, że były w jego ojczystej mowie, ponieważ tylko one zawierały jakiś sens i pobudzały szare komórki do myślenia. Jedna z nich znajdowała się na „fioletowej polanie” jak nazwał to niezwykłe miejsce, chłopiec. Był to teren porośnięty jedynie fioletowymi kwiatami, a cienkie drzewa, rosnące na skraju polany, dawały jakiś kontrast. W środku znajdowała się skała, w której wyryte były wrota, zdobione przeróżnymi, błyszczącymi kamieniami. Harry próbował do nich podejść, ale kiedy tylko nadepnął na pierwszy stopień niewielkich schodków, poczuł taki ogrom magii, że od razu się wycofał, mając problemy z oddychaniem. Marmurowa tabliczka obok głosiła: „Zamknięta na wsze czasy, Eoessa Sakndenberg.”  Napisał wydawał się Harry'emu swoistym ostrzeżeniem. Zgodnie z impulsem zerwał jeden z fioletowych kwiatów i położył go na tabliczce. Odszedł, nie odwracając się za sobą. Z kolei drugi, dający się odczytać, napis znajdował się w środku małego lasku, gdzie ustawiony był pomnik wysokiego czarodzieja, który krzyżował miecz z różdżką, a oświetlany był przez promienie słoneczne, co dodawało mu jeszcze większej chwały. Napis głosił : „Quentin Trimble, najwaleczniejszy z Gryffindoru”. Harry, znowu wiedziony nagłą myślą, schylił głowę przed marmurowym posągiem i oddalił się pospiesznie. Magia tego miejsca była przytłaczająca.
Harry ostatecznie postanowił zostać przy pomniku feniksa, który wyglądał jakby właśnie gotował się do lotu. Miał rozpostarte skrzydła i otwarty dziób. Był wykonany z niezwykłą precyzją i od razu skojarzył się Gryfonowi z Faweksem, pupilem dyrektora.
Siedzenie w tym niezwykłym miejscu było przyjemne. Całkowicie zapomniał o niedawnej potyczce z Voldemort'em, śmierci Syriusza czy tej całej przeklętej przepowiedni. Czuł  jednocześnie w umyśle całkowicie nową osobę, która wysyłała mu te wszystkie impulsy. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że chłopiec wcale się jej nie bał. Była nowa, ale jednocześnie stara. Znajoma, ale ledwo poznana. Gryfon w końcu westchnął, usiadł po turecku i zamknął oczy. Pozwolił sobie na odpłynięcie – pozostawienie ludzkich spraw za sobą.

Otworzył oczy, czując czyjąś aurę w oddali. Była znajoma, a bijące z niej uczucia nie napawały szczęściem. Wstał, rozglądając się dookoła. Zauważył na alejce znajomą szatę o krzykliwym kolorze, którą mógł nosić jedynie Albus Dumbledore. Staruszek szedł zgarbiony i w pierwszej chwili Harry stwierdził, że musiał go pomylić, ale tylko dyrektor chodził w żółtej todze w fasolki, które skakały wedle własnego uznania po materiale. Gryfon już biegł na spotkanie ze swoim mentorem, jednak zatrzymał się w porę pod drzewem. Absurdalność sytuacji uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. Zapewne to on jest powodem zmartwień dyrektora, ponieważ nie wiedział ile spędził tutaj czasu, a on zamiast kogoś powiadomić o swoim wybudzeniu, bezczelnie zwiał ze Skrzydła Szpitalnego. W końcu jednak podjął decyzję, patrząc jak staruszek siada na jednej z ławek. Podszedł do niego, ale mężczyzna był zbyt pogrążony w swoich myślach, by móc go zobaczyć.
 Dyrektorze? – Zapytał cicho, niepewnie. Staruszek najpierw nie zareagował, ale po minucie podniósł głowę, a kiedy napotkał czarną czuprynę, zielone oczy i bliznę w kształcie błyskawicy, poderwał się z siedzenia, przytulając go mocno.
 Merlinie, Harry – wyszeptał Dumbledore, ściskając go mocno. Gryfon nie wiedząc co zrobić, oddał uścisk. Czuł się lekko skrępowany, ale jednocześnie coś ciepłego rozlało się w jego klatce piersiowej. Ostatnią osobą, która go tak przytulała, z taką desperacją i uczuciem, był Syriusz. W końcu dyrektor puścił go, przyglądając mu się z uwagą.
 Harry, jak ty się tutaj dostałeś? – Zapytał Albus, trzymając go za ramiona. Harry zarumienił się, speszony.
 Eee… Zgubiłem się? – Gryfon wpatrywał się uparcie w ziemię, a na dźwięk donośnego śmiechu starszego czarodzieja, uniósł głowę. Patrzył na twarz dyrektora, na której powróciły kolory. Oczy zamigotały wesoło, kiedy usiadł z powrotem na ławkę i poklepał miejsce obok siebie. Harry usiadł posłusznie.
 To może zaczniesz wszystko od samego początku, mój drogi chłopcze – głos Dumbledore’a spoważniał, choć dalej słychać było radosne nuty.
 Od samego początku? – Gryfon skrzywił się. Ten nowy w jego umyśle również nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– Chciałbym dowiedzieć się, gdzie spędziłeś swoje wakacje i o tym, co miało miejsce przed i po Skrzydle Szpitalnym – wyjaśnił dyrektor.
 Um… - Harry nabrał powietrza, wypuszczając je prze usta. – Wiem, że to będzie niegrzeczne, ale nie chcę zdradzać swojego miejsca pobytu. Mogę jedynie powiedzieć, że dostałem je w spadku po Syriuszu.
 W jego testamencie nie było żadnej posiadłości, w której byłeś. Sprawdziliśmy to.
 Może mi pan powiedzieć, profesorze – warknął nagle Harry. – Czemu ominęło mnie odczytanie testamentu mojego ojca chrzestnego? Jak pan mógł?!
 Spokojnie, Harry – poprosił cicho Dumbledore. – Sądziłem, że usłyszenie ostatniej woli Syriusza może jeszcze bardziej pogłębić twoją depresję, mój drogi chłopcze. W szczególności, że jej odczyt odbył się w Kwaterze Głównej, co zapewne wywołałoby wiele wspomnień.
 Ale! – Argumenty starca były jak najbardziej logiczne, co i tak nie studziło w żaden sposób rosnącej wściekłości chłopca. – Ale nie miał pan prawa!
 To prawda, przepraszam, Harry. Chciałem jedynie dobrze.
 A wyszło jak zawsze – burknął Gryfon. – Dyrektorze, powinien się już pan nauczyć, że utajnianie czegoś przede mną nie kończy się najlepiej. Nie mówiąc równocześnie, że chciałbym wiedzieć co się dzieje dookoła mnie, skoro to o moje życie toczy się stawka.
– Nie bądź cyniczny, Harry- powiedział Albus. – Przepraszam, jednak dla mnie wciąż jesteś tym samym małym Harrym, które poznałem w domu jego rodziców.
 Znał pan moich rodziców? – Zapytał z ciekawością Gryfon, a wściekłość natychmiast minęła. Nigdy nie słyszał, żeby Dumbledore osobiście poznał jego rodziców po Hogwarcie. Może i byli oni w Zakonie Feniksa, ale przecież dyrektor Hogwartu ma na głowie o wiele ważniejsze rzeczy niż dwójka byłych Gryfonów.
 Oczywiście, mój drogi. Byłem przy porodzie twojej matki, kiedy to twój ojciec zemdlał, a później w przypływie ogromnej radości, zatopił cały blok w morzu tulipanów, ulubionych kwiatach twojej mamy – odpowiedział z delikatnym uśmiechem starzec. Przez chwilę miał zamglone oczy i zdawało się chłopcy, że przed oczyma dyrektora rozgrywa się cała scena na żywo.
 No ale o tym mogę powiedzieć ci kiedy indziej, mój drogi – zakończył. – Teraz proszę, kontynuuj. Rozumiem, że Syriusz zostawił ci jedno z nieznanych mi miejsc, co niezbyt napawa mnie optymizmem, Harry.
 To bezpieczne miejsce, dyrektorze – zapewnił gorliwie Gryfon. – Dodatkowo jako ochronę mam dwójkę dorosłych czarodziejów.
 Rozumiem, że to zapewne Remus Lupin i ktoś jeszcze – odpowiedział bez zająknięcia Albus. Harry wpatrywał się w niego przez chwilę z otwartą buzią.
 Nie bądź zaskoczony, mój drogi. Nie trudno zgadnąć, że skoro to mieszkanie Syriusza, to tylko Remus wśród żyjących o nim wie – wyjaśnił. – Jestem lekko zawiedziony, że nie powiedział mi o tym od razu, ale ufam, że miał w tym jakimś powód.
 Dyrektorze, obieca mi pan, że Remus nie odpowie za to w żaden sposób? Chciał dobrze i naprawdę sprawdzał mnie niemal codziennie. Ja naprawdę nie chcę wracać do Dursley'ów.
Ostatni argument wywołał ciche westchnięcie Dumbledore’a.
 Przepraszam, Harry, że wciąż zmuszam cię, byś tam powrócił. Wiem, że nigdy nie miałeś tam dobrze, ale niestety była tam największa ochrona. Mogę ci obiecać, że jak tylko pokażesz mi to miejsce, nałożę na nie kilka potężnych zaklęć i pozwolę ci tam zamieszkać.
 Naprawdę? Czemu nie będę musiał wrócić do wujostwa?
 Jak już ci kiedyś mówiłem, Harry – zaczął dyrektor. – Ochrona twojej matki polegała na więzach krwi. Byłeś bezpieczny, mieszkając z ciotką, która dzieliła krew z twoją matką. Po czwartym roku jednak, w wyniku odrodzenia Voldemorta, wasza krew się zmieszała. Ochrony co prawda upadły, ale nie całkowicie. Voldemort do tej pory próbował rozpracować tarczę, która jako jedyna blokowała go przed dostaniem się do środka. Niestety, udało mu się to niedługo po twojej ucieczce. Na szczęście uratowaliśmy twoje wujostwo.
 Oh. – Cisza zapadła między nimi, a chłopiec trawił zasłyszane informacje.
 Powracając, Harry, co się stało przed Skrzydłem Szpitalnym?
 Miałem wizję – mruknął. – Znalazłem się w umyśle Voldemorta, kiedy było jakieś spotkanie i torturowali kobietę.
Ponure obrazy zawitały w jego umyśle, ale ten drugi zepchnął je w najciemniejsze zakamarki.
– Voldemort szybko odkrył moją obecność. To było dziwne. Zawsze, kiedy już mnie wyczuł, natychmiast się budziłem z pulsującą blizną. Tym razem jednak coś nie pozwoliło mi na wydostanie się. Tak jakby wszędzie był mur.
– Voldemort zastosował jedną ze sztuczek oklumencji. Zamknął cię wewnątrz swojego umysłu, byś nie wrócił. Byłeś całkowicie na jego łasce.
– Szczerze, profesorze, niezbyt wiele pamiętam z tego, co było potem. Jedyne, co wiem to, to, że chyba pana spotkałem, profesorze. Nie wiem czemu, ale mam takie wrażenie.
 Znalazłeś się w Nurcie, mój drogi chłopcze.
 W czym? – Harry spojrzał zaciekawiony na dyrektora.
 To stara i niebezpieczna sztuka medytacji. Dokładnie nazywa się Wędrówką Dusz i polega na oderwaniu umysłu od ciała. Jest to niezwykle niebezpieczne. Umysł oddala się, a jest przyłączony do ciała jedynie za pomocą cienkiej liny, która w każdej chwili może zostać zerwana. Nurt jest niezwykle silny i niebezpieczny. Wciągnął już wiele niezwykłych umysłów.
 A czym on dokładnie jest?
 To sfera umysłowa, w której zawarte są myśli wszystkich stworzeń i bytów niematerialnych. Potężne miejsce, z którego można wynieść pradawną wiedzę i niezwykłą moc, ale niestety niewiele jest tych, którzy użyli tego w dobrych celach. Dlatego Ministerstwo zakazało tej formy medytacji pod karą Azkabanu lub nawet pocałunku Dementora.
 I ja się tam pojawiłem? – Brwi Harry'ego podjechały do góry, a ten nowy zadrżał z zadowolenia.
 To dość niezwykłe, Harry, ponieważ, by udać się do Nurtu potrzeba skupienia i oczyszczenia umysły, a ty znajdowałeś się w  zupełnie innych warunkach. To wręcz niemożliwe.
 Jak zwykle jestem specjalny – Gryfon westchnął.
 Niezwykłość to z reguły dobra cecha, chłopcze – Harry poczuł jak dłoń dyrektora czochra mu włosy. Uśmiechnął się niepewnie.
 A teraz wytłumacz mi, Harry, jak znalazłeś się w Ogrodach?
 Ogrodach?
 To miejsce to Ogrody Helgi Hufflepuff – zaczął wyjaśniać dyrektor. – Źródła powiadają, że stworzyła je przy pomocy samego Merlina. Znajdują się one w Hogwarcie, ale nie ma ich konkretnego miejsca. Nawet ja, dyrektor, nie znam jego dokładnego położenia.  Jest to inny wymiar magii, gdzie Helga przez lata tworzyła swoje królestwo. Później inni dyrektorzy wraz z nauczycielami dodawali coś od siebie. Na samym końcu Ogrody stały się też pewnym rodzajem cmentarza. Może natknąłeś się na jakieś nagrobki.
 Yhym – Harry próbował przypomnieć sobie nazwiska, ale jedynie pokręcił głową. Impuls nagle dostarczył mu pożądanej wiedzy.
 Eoessa Sakndenberg i Quentin Trimble.
 Tak, to dwójka dyrektorów Hogwartu – zgodził się Dumbledore. – Powracając, jestem ciekaw jak się tutaj znalazłeś, mój drogi. Do tego miejsca mają wstęp jedynie nauczyciele przy odpowiednim haśle.
 Sam nie wiem. – Chłopiec zamyślił się. – Od chwili, kiedy się obudziłem, miewam dziwne impulsy i czuję instynktownie co mam zrobić lub gdzie pójść. To dziwne, ale jak na razie pomaga.
 Dobrze, Harry – dyrektor klasnął w ręce, wstając. – Teraz udamy się do Poppy, by cię zbadała i zadecydujemy co dalej.
 Oczywiście, dyrektorze.

Harry pokręcił głową, czując usilne szczypanie w ramieniu.
 Harry, odpłynąłeś – powiedział Ron, na co Gryfon jedynie zamrugał oczami.
 Wybaczcie, zamyśliłem się.
 To powiedz nam?
– Oczywiście, zaczynając… 






______
Za zwłokę przepraszam, bo rozdział miał być już wczoraj, ale niestety beta, z którą nawiązałam współpracę, nie wywiązała się ze swojej pracy. Szkoda, dlatego daję w niepoprawionej wersji.

13 komentarzy:

  1. "burknął Mistrz eliksirów." - Mistrz powinna być z małej, chyba, że... nieee eliksirów z dużej ;P
    "Profesor Eliksirów przystanął" - eliksirów nie powinno być z małej?
    "nauczyciela Obrony." - z małej litery obrony, ale z kolei tutaj też masz tak napisane. " o zajęcia Obrony, to nie mam" No nie wiem czy to się piszę z dużej litery.
    "biegnąc w sobie znanym kierunku." - brakuje tylko. Ok już więcej błędów ci nie wytknę, bo od tego masz betę. :)
    Rozdział w porządku, choć trochę niekanoniczne wydawało mi się na początku zachowanie Hermiony, gdy dobijała się do Skrzydła. Jednak skoro Harry był tyle w Skrzydle to wszystko, ok. Liczę, że GD dojdzie do skutku, a Faust kogoś zaatakuje ;) Przepraszam, naprawdę, że tak późno komentowałam, ale musiałam wysilić mózgownicę i napisać wierz. Ech... Zapomniałabym jeszcze dać ci wielkiego plusa za zachowanie Snape` a, kanoniczny jest jak nie wiem co.
    Pozdrawiam.
    PS Czy twoja beta to Psia Łapa? (Albo jakiś nick związany w Syriuszem) Bo ona często trochę się spóźniała ze sprawdzaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Psia Łapa. Wiesz, rozmawiałam z nią i umówiłyśmy się na konkretny termin i po prostu nie lubię czegoś takiego. No ale cóż... Mam bynajmniej nadzieję, że zbetowany rozdział dostanę w najbliższym czasie.
      Jeśli chodzi o kanoniczność, z tym zawsze będzie problem. Pewne cechy mi się niepodobają w tych bohaterach (kujonowata do bólu Hermiona, tępy jak but Ron czy Ginny [tu nie muszę chyba wyjawiac co mi się nie podoba xD]).
      Wiersz? Oo Porwałaś się z motyką na słońce xd. Dla mnie to odległa kraina ;DD
      Co do Snape'a, cały czas się boję, że go spieprzę. Daje jednak jakoś radę.

      Usuń
  2. Oj tam... Joaska, przecież Hermiona to nastolatka i w końcu też ma swoje granice cierpliwości :D Rozumiem jej zachowanie...
    Sorry, że tak późno komentuję, choć już wcześniej przeczytałam rozdział, który strasznie mi się podoba! Nie będę gadać o błędach, masz betę, z czego się niezmiernie cieszę :)
    Myślałam, że Harry będzie inny po tym ataku Voldemorta. I czyż nie jest wampirem? Jak nie, no to jestem ciekawa kim jest... Chciałabym, żeby po Harrym został jakiś ślad po ataku. Chcę, by był inny, no ale to Twój blog, który niezmiernie mi się podoba! :D Chyba cię wstawię do linków... sorry, że tego wcześniej nie robiłam.
    Zabrałaś mi trochę pomysł na opowiadanie :) No bo kiedyś chciałam napisać, że Harry był torturowany i stracił zupełnie pamięć. Nie ufał innym, nie pamiętał nikogo, itd... Ale przecież może jeszcze coś swojego dodam i może jako takie opowiadanie me będzie... wilkołak... dobra, jestem cicho :D
    Ogólnie rozdział strasznie mi się podoba, chociaż wolałabym, żeby ten atak na Harry'ego był bardziej widoczny. A może okaże się to w następnych rozdziałach? Nie wiem i pozostaje mi jedno - czekanie na następną notę. :D
    Weny mnóstwo życzę! :***
    Niezrównoważona
    [zaklinacze-dusz.blogspot.com - opowiadanie potterowskie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o tortury i pamięć to pisz śmiało. Ten motyw całkowicie mnie nie obchodzi. Jest raczej wykorzystany w innym moim opowiadaniu, choć po dłuższym zastanowieniu, chyba trochę inaczej to wygląda xD.
      Co do Harrego się nie martw. On zawsze był inny. Niezależnie od jego potencjalnego wampiryzmu/wilkołactwa czy innych tego typu. Ten chłopak jak nikł w tłumie, to wszyscy i tak go od razu znajdą xD.
      Inne rzeczy postaram się rozwinąć w kolejnych rozdziałach.

      Znad krzaczastych brwi,
      Lau~

      Usuń
  3. Cześć;)
    Powiedz mi tylko jedno: jakim cudem w jednym opowiadaniu, na dodatek w zaledwie sześciu rozdziałach, udało Ci się zamieścić tak wiele uwielbianych przeze mnie motywów? ;D Silny Harry, który potrafi postawić na swoim, rozwinięty problem wilkołactwa Remusa, jak najbardziej żywy Regulus, Potter na Nokturnie, Snape'owaty Snape... Uch, a to jeszcze nie wszystko. Nawet Ron i Hermiona (scena z Granger pod skrzydłem - genialna)przypadli mi do gustu, choć zazwyczaj w fickach ich nie znoszę (wybacz, ale do Ginny chyba nikt nie jest w stanie mnie przekonać).
    Podoba mi się także pomysł z Nurtem i postać nowego profesora obrony. Wydaje się bardzo intrygujący i naprawdę mnie ciekawi, a w dodatku jest wampirem, do których mam straszną słabość. Mam nadzieję, że rozwiniesz bardziej tę postać. Większą ilością Regulusa też bym nie pogardziła ;P
    Niekanoniczność faktycznie się pojawia, ale jak dla mnie to tylko wychodzi na plus, bo takie opowiadania właśnie najbardziej lubię ( co zresztą doskonale widać po moim własnym).
    A tak w ogóle... wydaje mi się, czy Harry nawiązał jakiś kontakt z horkruksem? O ile oczywiście w Twojej historii horkruksy się pojawiają.
    A jeśli nie, to kim jest ten "nowy" w jego umyśle?

    Życzę weny i mam nadzieję, że już niedługo ukaże się kolejny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię tę śmietankę na moją część ;D Nie no, tak sobie żartuję. Miło to czytać, ale czasem nie zapomnijcie sprowadzić mnie na ziemię ;D
      Co do Ginny, zgadzam się w stu procentach. Sama nie czytam takich opowiadań, no chyba, że postać Harrego i inne wątki mnie zaciekawią.
      Od razu powiem, horkruksy nie istnieją. Dalej według "Prawdziwej historii" VAC (Julia the Younger) uważam, że to ukazanie Toma jako dziwki xD Dalej siedzi mi to w głowie i już nie potrafię ruszyć tego wątku ;D Opowiadanie polecam jak cholera.
      Reszta wyjaśni się w kolejnych rozdziałach.

      Znad krzaczastych brwi,
      Lau~

      Usuń
    2. Ha, czytałam! Faktycznie świetna historia;) Chociaż przez wątek z Komnatą Tajemnic nie potrafię już spojrzeć na te sceny tak jak wcześniej. W ogóle mam głowę pełną skojarzeń;)

      Usuń
  4. Bardzo podobał mi się nagłe pojawienie Harrego! Tak trzymać, ziooom ; )
    Swoją drogą lubię to, że nie robisz z Albusa jakiegoś niewiadomo jak złego człowieka. Fakt, Dumbledore popełniał błędy, ale jest tylko człowiekiem. Potrafisz zachować prawdziwy charakter tego staruszka, za co wielki szacun.
    Zauważyłam, że zamiast komentować bieżące wydarzenia, to w każdym komentarzu przerabiam innego bohatera. Nie potrafię komentować, mówiłam Ci to już? ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ciekawe naprawdę jak tam trafił Harry, Zgredek taki szczęśliwy, nawet dwójka ślizgonów przyszła na to spotkanie gwardii
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    nawet dwójka ślizgonów pojawiła się na spotkaniu gwardii, Zgredek jest taki szczęśliwy, ciekawe jak Harry tam trafił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wsopaniały rozdział, i nawet dwójka ślizgonów pojawiła się na spotkaniu gwardii, Zgredek jest szczęśliwy, ciekawe jak Harry tam trafił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego