Szybowanie w nicości było całkiem przyjemne. Nic mu nie przeszkadzało, wszędzie było ciemno i spokojnie. Bezpiecznie. Myśli przepływały przez niego bez większej gwałtowności. Był sam, jednak nie czuł doskwierającej samotności. Wręcz przeciwnie. Przyszedłeś do mnie, cichy impuls oplótł jego ciało. Tym razem nie musiał się bać.
~
Kilka
sów piętrzyło się koło łóżka Harry'ego, które madame Pomfrey próbowała za wszelką
cenę przegonić. Ptaki jedynie huczały na nią, odlatując na inne łóżko, tylko po
to, by wrócić do adresata. Hermiona w końcu zlitowała się nad stworzeniami,
odwiązując listy i sama napisała krótką informację o niedyspozycji przyjaciela,
choć niektóre z sów od razu odleciało. Nadesłane wiadomości schowała, choć Ron
raz napomknął, by je przeczytać. Panna Granger jedynie zgromiła go spojrzeniem,
na co rudzielec więcej nie wspomniał o swoim głupim pomyśle.
– Kiedy masz zamiar się obudzić? – Westchnęła,
patrząc na twarz Harry'ego. Była blada, ostro kontrastująca z kruczoczarnymi
włosami, które opadały na policzki i czoło, przykrywając sławną bliznę.
Ścisnęła chłodną dłoń przyjaciela, kładąc głowę na łóżku.
– Bez zmian? – Mruknął Ron, wchodząc do
Skrzydła. Skinięciem głowy przywitał się z pielęgniarką, która siedziała w
swoim gabinecie, wypełniając jakieś dokumenty. Weasley przysiadł się do
przyjaciółki.
– Ginny mi powiedziała o pomyśle z Komnatą –
powiedział cicho.
– Dla mnie to też trochę ryzykowne, ale Gin ma
rację – odpowiedziała, zerkając uważnie na otwarte drzwi, za którymi siedziała
madame Pomfrey.
– Komu masz zamiar opchnąć bazyliszka? To by
było trochę podejrzane, gdyby nagle na rynku znalazło się wielkie cielsko
najbardziej pożądanego składnika.
– Ginny powiedziała, że postara się coś
wymyślić. Chyba napisze do bliźniaków.
– Jak tam postępy z zaklęciem zabezpieczającym?
– Nic nie mogę znaleźć – westchnęła. – Będę
musiał pożyczyć niewidkę Harry'ego i udać się do działu zakazanego.
– No, no – zacmokał rudzielec. – Hermiono, po
wszystkich to może jeszcze, ale na pewno po tobie bym się tego nie spodziewał.
– Odwal się, Ron – burknęła, dając mu kuksańca
w bok. Delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach. Przytuliła się do
przyjaciela, czując jak mu bije serce.
– Jak myślisz, kiedy Harry się obudzi?
– Mam nadzieję, że jak najszybciej, inaczej
skopie mu dupę – odpowiedział wesoło Ron. – W przyszłym miesiącu zaczynają się
rozgrywki w Quidditchu i nie możemy stracić najlepszego szukającego, i
jednocześnie kapitana.
– Ron, jesteś straszny.
– Hermiono, chyba nie chcesz, żeby puchar wpadł
w obślizgłe ręce Ślizgonów?
~
ATAK
TEGO-KTÓREGO-IMIENIA-NIE-WOLNO-WYMAWIAĆ NA WIOSKĘ MUGOLII!
W nocy, z 18 na 19 września odbył się atak na wioskę
Willstran, położoną w hrabstwie Durham w całości zamieszkałą przez osoby
niemagiczne. Do ataku przystąpiły sprzymierzone siły popleczników Sami-Wiecie-Kogo
wraz z wilkołakami i dementorami. Podaje się, że w ataku zginęło ponad tysiąc
osób, w tym kobiety i dzieci.
Co na to Minister Magii? Korneliusz Knot nie skomentował
całego zdarzenia jak i jego rzecznik prasowy milczy. Czyżby świadczyło to o
nieporadności Ministra? Przez ostatni rok Korneliusz Knot zaprzeczał
jakimkolwiek plotkom jakoby Sami-Wiemy-Kto miał powrócić. Jak wiadomo jednak z
czerwcowych wydarzeń w Ministerstwie, w których czynny udział brał zarówno
Harry Potter oraz Albus Dumbledore, powiedziały nam zupełnie co innego. Trwają spekulację
czy Knot utrzyma się na pozycji Ministra czy będzie musiał zrezygnować z urzędu
ze względu na zbyt dużą presję. ( Artykuł na str. 11).
Zapytany o całą sprawę Szef Biura Aurorów, Rufus Scrimgeour, komentuje: „Czyny
Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać są obrzydliwe. Zabijanie bezbronnych
dzieci, starców czy kobiet to jedynie akt bestialskiego morderstwa niż pokaz
siły. Jeśli Śmierciożercy chcą przypuścić atak, który miałby wywrzeć na kimś
wrażenie, a nie obrzydzenie, powinni zmierzyć się z Grupą Szturmową. Nie mam
żadnych wątpliwości, że nasi aurorzy rozgnietliby ich jak robaki. Wraz z całym
Departamentem Przestrzegania Praw Czarodziejskich zrobimy wszystko co w naszej
mocy, by powstrzymać szaleństwo Sami-Wiecie-Kogo i jego popleczników.”
Orzeczenie Scrimgeoura jest wyjątkowo odważne, choć dalej
pytamy, czemu w takim razie pozwolono na taki „akt bestialstwa”? Gdzie byli
Aurorzy, kiedy Śmierciożercy mordowali niewinnych mugoli?
Rzecznik prasowy Ministra milczy na ten temat, a Szef Biura
Aurorów jedynie mówi o całym zdarzeniu, zaś nie wspomina nic o próbie
powstrzymania go. Próbowaliśmy się również skontaktować z dyrektorem Hogwartu,
Albusem Dumbledore'm, który jednak jest zbyt zajęty ochroną Hogwartu, by móc z
nami osobiście porozmawiać, jednak napisał krótki list, który pozwolę sobie
przytoczyć.
„(…)
Atak Śmierciożerców wywołuje we mnie strach o moich drogich uczniów. Obawiam
się, że ze względu na brak mobilizacji Ministerstwa Magii w sprawie walki z
poplecznikami Voldemorta, mogą być kolejne ofiary. Moje serce ściska się na
samą myśl, że tymi ofiarami mogą być niewinni uczniowie, którzy powrócą na
ferie do swych domów. Mam szczerą nadzieję, że do tego czasu Minister
Korneliusz Knot opanuje sytuację inaczej będę zmuszony prosić o ponowną elekcję
na Ministra Magii. Nie mogę pozwolić, by niekompetencja Ministerstwa zaważyła
na życiu uczniów. (...)”
Z listu Albusa Dumbledore’a jasno wynika, że polityka
Korneliusza Knota jak do tej pory nie przyniosła niczego pożytecznego. Czyżby
oznaczało to koniec rządów Knota? Sam Dumbledore przyznał, że jeśli sytuacja
nie uspokoi się do czasów ferii świątecznych uczniów Hogwartu, sam zgłosi
apelację o zmianę Ministra. Jak wiemy, dyrektor palcówki oświaty nie raz miał
propozycję, by stać się Ministrem Magii. Czyżby tym razem miał nie odmówić i
przyjąć ją? O wszystkich będziemy państwa informować na bieżąco.
Rita Skeeter
W
Wielkiej Sali rozgrzały gorące dyskusje, a oczy uczniów co chwila kierowały się
w stronę dyrektora po przeczytaniu artykułu. Sam zainteresowany jadł śniadanie,
rozmawiając ze swoja zastępczynią.
– Myślicie, że to prawda? – Zapytał Seamus znad
Proroka. Kilka głów odwróciło się w
ich stronę z zaciekawieniem.
– Dumbledore na pewno nie zajmie stanowiska
Ministra – odpowiedziała spokojnie Hermiona, patrząc ze zmarszczonymi brwiami
na zdjęcie płonącego domu z mrocznym znakiem na niebie, które zdobiło pierwszą
stronę gazety.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Widzisz, Ron, Dumbledore wiele razy miał
możliwość objęcia urzędu Ministra. Za każdym razem odmawiał, ponieważ uczniowie
i Hogwart są dla niego ważniejsi niż władza.
– Może tym razem zmienił zdanie – podsunął
Dean, smarując swój tost dżemem.
– W końcu teraz sytuacja dalece odbiega od
normalnej – poparł go Seamus, przewracając stronę. – Tutaj jest napisane, że poparcie
Knota zmalało do zaledwie ośmiu procent. Jakiś znawca wypowiada się, że jeśli
do Święta Duchów nie zyska z powrotem w oczach społeczeństwa, będzie czekała go
dymisja ze strony Starszyzny.
– Starszyzna się wtrąci? – Hermiona uniosła
zaskoczone brwi. – Jak do tej pory Starszyzna jedynie akceptowała wnioski
partii na kandydatów na stanowisko Ministra. Chyba jeszcze nie zdarzyło się w
historii, żeby zdymisjonowała któregoś z urzędujących.
– Knot będzie pierwszym – rzucił ironicznie
Ron.
– Jeśli Dumbledore znowu odmówi, to kto w takim
razie obejmie stołek? – Zapytał cicho Neville, a kilka par oczu wbiło w niego
spojrzenie. Jak do tej pory Longbottom nigdy nie odzywał się, kiedy gadali o
polityce. Hermiona sądziła, że to z tego powodu, że po prostu zbyt mało o niej
wie.
– Sondaże wskazują tego Szefa Biura Aurorów –
powiedziała Ginny, stojąc za Seamusem i zaglądając w gazetę.
– Myślicie, że to będzie dobry wybór?
– No cóż, Neville. Chyba nie ma nikogo gorszego
niż Knot – mruknął Ron, a wszyscy zgodzili się z nim bezgłośnie.
– Co z Harry'm? – Spytała Katie, przysuwając się
bliżej nich. – Trzeba by było zacząć robić regularne treningi.
– Tylko to cię interesuje? – Oburzyła się panna
Granger.
– Dla ciebie to może nic nie znaczyć, ale dla
mnie Quidditch znaczy bardzo dużo – warknęła siódmo roczna. – A tak się składa,
że Harry jest naszym kapitanem, więc martwię się o naszą drużynę.
– Powinnaś bardziej interesować się stanem
zdrowia Harry'ego, a nie tą głupią grą – odwarknęła, a wszyscy wbili w nią
spojrzenia. Wstała zawstydzona i ruszyła w kierunku wyjścia.
– Spoko, Katie, zorganizujemy na razie treningi
bez Harry'ego – powiedział Ron. – Jak wyjdzie ze Skrzydła to dołączy do nas.
~
Regulus
zatoczył się i byłby się wywalił, gdyby nie podtrzymały go silne ręce. Spiął
się, odskakując. Od razu wyszarpał różdżkę z rękawa i wycelował ją w rosłego
faceta.
– Spokojnie, mam do ciebie kilka pytań –
powiedział Maleństwo, unosząc dłonie
w pojednawczym geście. Black skinął głową, kierując się za nim do Śmierciotuli.
– Wiesz co z kociakiem? – Zapytał, kiedy usiadł
przy barze. – Nie mogę się z nim skontaktować.
– A co z tego będę miał, że ci powiem? – Uniósł
ironicznie brew do góry.
– Nie połamie ci żadnej kości – odpowiedział ze
słodki uśmiechem Ben. Regulus zaklął na głos. Dobrze wiedział, że właściciel
knajpy mógłby go bez problemu wysłać do Świętego Munga na najbliższe dwa
miesiące.
– Daj mi piwo – burknął, na co Maleństwo prychnęło, ale podało mu
butelkę mugolskiego trunku.
– Powiesz wreszcie czy będziesz się tak modlił?
– Uspokój się. Kociak miał wypadek.
– Wypadek? – Ben uniósł brwi zaniepokojony. –
To przez ciebie?
– Jasne, że nie – warknął. – Ten dzieciak jest
dla mnie ważny. Gdybym chciał go poskładać, to już bym to zrobił dawno.
– Co mu się stało?
– Nie znam szczegółów ani nie czuję się w
obowiązku by ci cokolwiek jeszcze powiedzieć – syknął, upijając duży łyk
alkoholu. Odstawił butelkę z charakterystycznym odgłosem.
– Nie wkurzaj mnie – Ben zmarszczył gniewnie
brwi, a za ladę weszła Pippi.
– Wszystko w porządku, braciszku? – Spytała
zaniepokojona, rzucając podejrzliwe spojrzenia w kierunku Regulusa.
– Tak – mruknął Ben, nachylając się nad
Blackiem. – Jeśli się dowiem, że maczałeś w tym palcem, to znajdę cię wszędzie.
– Najpierw musiałbyś uprzedzić pewnego wilkołaka –
prychnął rozbawiony. Jakie życie było zabawne, stwierdził w duchu Regulus.
Wszyscy chcieli go zabić. Czyli w życiu najmłodszego dziedzica rodu Blacków nic
się nie zmieniło.
~
Drodzy
Bracia,
Czy nie
chcielibyście może kilkutonowego cielska bazyliszka?
Wiem, że moje pytanie może wam się
wydać dziwne, ale mam jednego na składzie.
Jest mi średnio potrzebny, a wiem, że wy coś
z nim zrobicie. I żeby było
jasne, tak naprawdę to
własność Harry'ego, ale nie obrazi się jak to sprzedacie.
Nie
zadawajcie zbędnych
pytań. Już
pewnie się domyśleliście
skąd bazyliszka mamy. Na razie powinno wam
to wystarczyć. Resztę opowiem wam jak zobaczymy się w domu.
Napiszę do was jeszcze z konkretną datą,
kiedy go odbierzecie. Na razie mamy problem by się
tam dostać, gdyż nasz jedyny wężousty
jest jak na razie niedysponowany. Transportem zajmie się Zgredek, ukochany skrzat Harry'ego
Pottera.
Pozdrawiam,
Wasza najukochańsza
siostra,
Ginny.
Ps.
Powiecie o tym mamie, a wyłupie wam jądra
łyżeczką
do grejpfrutów.
~
Droga
siostro ( nasza jedyna siostro),
Twoja
siła perswazji jest jak zawsze na najwyższym poziomie. Nie wiemy co prawda, co
byśmy mieli zrobić z takim cielskiem bazyliszka, ale to pomyśli się z czasem.
Zapewne opchniemy to komuś za dobrą sumkę.
Domyślamy
się skąd go macie i pytanie jest zastanawiające. Po co wy tam znowu schodzicie?
Do głowy przychodzi nam z Georgem tylko jeden pomysł. Szkoda, że my już
zakończyliśmy naszą edukację.
Słyszeliśmy
o Harrym od mamy. Aż dziw bierze, że jeszcze nie wie o tym cały czarodziejski
świat. Pewnie stary dobry Dumbel maczał w tym palce. Jak tylko nasza śpiąca królewna się obudzi, natychmiast napisz.
Twoi
najlepsi pod słońcem bracia,
Fred&George
Ps. Nie
musisz nam grozić. Umiemy dochować tajemnicy.
~
Namówienie
skrzata do przeniesienia ciała niezwykle rzadko występującego węża nie było aż
takie trudne jak Ginny na samym początku sądziła. Okazało się jednak, że
Zgredek był zbyt zakochany w osobie Harry'ego Pottera, by mu nie pomóc.
Zaakceptował nawet fakt, że ma o tym milczeć i nikomu nie mówić. Rudowłosa
jedynie pokręciła głową, patrząc na Nevilla zaskoczona. Chłopak obok niej
jedynie wzruszył ramionami.
– Harry umie robić sobie przyjaźnie na całe
życie – stwierdziła Weasley.
– Taki już jego urok – zaśmiał się wesoło
Longbottom. – Zawsze, kiedy się gdzieś zjawi, zjedna sobie kogoś na całe życie.
– Ty też masz taką ochotę opiekować się nim? –
Zdziwiła się Ginny.
– Tak mają chyba wszyscy. Harry wyzwala matczyne instynkty.
– A on tego ciągle nie rozumie – zachichotała
wesoło dziewczyna. Wraz z przyjacielem ruszyli przez korytarz, napotykając na
swojej drodze bandę Malfoy'a.
– Oh, kogo moje piękne oczy widzą. Fajtłapię
Longbottoma i pyskatą Weasley. – Zadrwił blondyn, a jego towarzystwo
zarechotało wesoło.
– Żal mi ciebie, Malfoy – prychnęła dziewczyna.
– No popatrz, mógłbym to samo powiedzieć o tobie. Najpierw chodzisz za Złotym Chłopczykiem, a kiedy go nie ma, to
przerzucasz się na największą ciotę w Hogwarcie. No nie powiem, gust masz
okropny, Weasley.
– Odpieprz się ode mnie, Malfoy – syknęła,
wyciągając różdżkę. Neville natychmiast złapał ją za ramię.
– Nie warto, Gin – mruknął.
– No widzisz, nawet Longbottom ma trochę
rozumu. Powinnaś się posłuchać swojego niedorobionego przyjaciela. W końcu nic
dziwnego, patrząc na jego rodziców, gnijących w…
– Drętwota!
– Zaklęcie odrzuciło Ślizgona na ścianę, a Neville dyszał wściekle.
– Expelliarmus!
– Krzyknęła Parkinson, na co Gryfoni odskoczyli w bok. Malfoy pozbierał się
z ziemi, a Goley wraz z Crabbem robili za jego tarczę. Przed nimi stała Pansy
wraz z Zabinim, miotając klątwy w Weasley i Longbottoma.
– Protego!
Expulso!
– Furnunculus!
Neville syknął, kiedy zaklęcie parzące dotknęło
jego barku. Ginny obok niego posłała dwa uroki, tworząc szybko tarczę.
– Impedimento
Maxima! – Krzyknął Gryfon, a zaklęcie spowalniające dotknęło atakujących
Ślizgonów.
– Ginny, zmywamy się.
– Nie
tak szybko, panie Longbottom, panno Weasley – zza rogu wyłoniła się sylwetka
profesora Obrony. Mężczyzna miał ściągnięte brwi w gniewnym grymasie.
– Finite
– mruknął w stronę Ślizgonów, którzy natychmiast pochowali różdżkę.
– Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru i
Slytherinów za bójkę na korytarzu – powiedział mocno. – I szlaban dla was
wszystkich. Pan Malfoy, pan Zabini, pan Crabbe, pan Goyle wraz z panną
Parkinson zgłoszą się jutrzejszego wieczoru, tuż po kolacji do pana woźnego, a
panna Weasley z panem Longbottomem do mnie. A teraz, panie Longbottom,
natychmiast do Skrzydła Szpitalnego.
~
Trójka
uzdrowicieli nachylała się nad nieprzytomnym chłopcem, machając różdżkami,
mrucząc pod nosem w pełnej współpracy z madame Pomfrey. Dyrektor wszedł cicho
przez drzwi do Skrzydła Szpitalnego, podchodząc powoli do łóżka swojego ucznia.
Gryfon był chorobliwie blady – odcień jego skóry był niemal podobny do białej
pościeli. Ciemne, kruczoczarne włosy dawały istny kontrast, co nadawało
upiornego wyglądu.
Albus podszedł do Poppy, która siedziała na
krześle, oddając wszystko pod nadzór Sanatemów.
– Coś już mówili? – spytał, na co kobieta
spojrzała na niego swymi bystrymi, acz zmęczonymi tęczówkami. Pokręciła
przecząco głową.
– Od ponad dwudziestu minut skanują go na
wszelkie możliwe sposoby – odpowiedziała cicho. Spojrzała ponownie na swojego
przełożonego, ale szybko spuściła wzrok, próbując znaleźć odpowiedzi w swoich
dłoniach.
– Zanim się do tego zabrali – podjęła ponownie
po dłuższej chwili milczenia, na co czarodziej zerknął na nią z zaciekawieniem.
– Rozmawiałam z nimi krótko. Powiedzieli mi, że przy takiej brutalnej
ingerencji do młodego umysłu, który nie potrafi oklumencji.. to…
– Spokojnie, Poppy – powiedział Dumbledore,
kładąc jej dłoń na ramieniu, kiedy kobieta zacięła się, pociągając lekko nosem.
W kąciku jej oczy zauważył łzy.
– Oni powiedzieli, że może się już nie obudzić.
– Wstała gwałtownie, wymachując rękoma. – Ten chłopiec jest u mnie od
pierwszego dnia swojej nauki w Hogwarcie. Do diabła, ląduje w moim skrzydle
niemal dzień w dzień. Nie powinno tak być, Albusie! – krzyknęła, doskakując do
niego. W jej oczach dyrektor zauważył ognisty błysk, który już często widywał u
młodych ludzi, którzy chcieli pozbyć się niesprawiedliwego jarzma.
– Ten chłopiec powinien mieć normalne
dzieciństwo! – Dwójka uzdrowicieli spojrzała na nich z ciekawością, ale szybko
powrócili do swojego zajęcia. – Ten przeklęty bydlak powinien już dawno nie
żyć, a nie baczyć na życie Harrego. Przecież to tylko dziecko!
Nagle, jakby uszło z niej powietrze, usiadła z
powrotem na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Albus nie odezwał się słowem,
patrząc jedynie w skupieniu na pracę Sanatemów.
Po
piętnastu minutach trójka starszych czarodziei podeszła do dyrektora i
pielęgniarki. Jednym z nich był dobrze znany Albusowi, Donowan Icko. Wysoki,
chudy mężczyzna, który już dawno przekroczył wiek. Ubrany był w zwykła togę,
która pozbawiona była ozdób, a jedynie miała jedną broszkę, świadczącą o
profesji staruszka. Obok niego stał jego brat, Finley Icko, który miał założony monokl na
prawym oku, a pod nosem gęstego wąsa. Podobnie do brata był
wysoki, choć miał już brzuch, który maskowała bogato zdobiona szata. Pomiędzy
nimi, niczym sardynka, wciśnięty był wciąż młody Jerald Gardlin, który
wprowadził do leczniczej sztuki umysłu powiew świeżości, za który dostał jakże
prestiżową nagrodę Oblivate, za opatentowanie prostej, nie czyniącej powikłań
metodzie leczenia za pomocą podwójnych filarów w postaci dwójki oklumentów.
– Witaj, Albusie – przywitali się bracia, na co
Dumbledore odpowiedział im tym samym. Skinął również panu Gardlinowi, który
jedynie uśmiechnął się i rzucił „toż to dla mnie zaszczyt, profesorze
Dumbledore”.
– Jerald, później poprosisz o autograf – syknął
Finley, na co młodszy uzdrowiciel zarumienił się zawstydzony.
– Jak zwykle wszyscy cię podziwiają – dodał
jeszcze z przekąsem uzdrowiciel.
– Wybacz mu, Albusie, jest sfrustrowany swoją
niemocą – powiedział natychmiast Donowan, na co Pomfrey natychmiast wstała.
– Co z Harrym? – Zapytała zaniepokojona.
– Doszliśmy do trzech wniosków – ciągnął dalej
sanatem. – Po pierwsze, chłopak może być w klatce pourazowej.
– Co to jest?
– To zarówno dobra jak i bardzo niebezpieczna
reakcja po niechcianej ingerencji – zaczął tłumaczyć Gardlin, spoglądając to na
Pomfrey, to na dyrektora.
– Co masz na myśli, mój drogi? – Albus
zanotował sobie w swoim własnym umyśle, że w najbliższym czasie musi poszerzyć
swoją wiedzę o sekretną sztukę leczenia psychiki.
– Podczas ingerencji umysł ofiary próbuje w
jakikolwiek sposób obronić się przed intruzem – kontynuował młodzieniec. – Co
prawda jest to na niewiele zdatne, ponieważ bez wyćwiczonej oklumencji, nic nie
jesteśmy w stanie zrobić. Ta własnoręczna obrona robi zazwyczaj więcej krzywdy
niż pożytku. Ma jednak jedną zaletę.
– Jaką? – Spytała Pomfrey, wysłuchując w
skupieniu słów uzdrowiciela.
– Podczas zaniku ingerencji, kiedy atakujący
uwalnia ofiarę ze swojej magii, umysł natychmiast chowa naszą podświadomość w
klatce pourazowej. Ma to na celu zapobiegnięciu obłędowi, pomieszaniu zmysłów
czy innym tego typu zachowań. Nie zawsze jednak umysł potrafi zrobić to na tyle
szybko, dlatego mamy tak wiele osób, które po ataku na swoje myśli, leży na
oddziale zamkniętym.
– Streszczaj się, Jared – pogonił go Finley. –
Miałeś odpowiedzieć na pytanie, a nie historię opowiadać.
– Zamknij się – Donowan szturchnął brata w bok,
na co ten posłał mu zabójcze spojrzenie. Młodzieniec, nie przejęty zachowaniem
swoich mentorów, mówił dalej.
– Jak już wspomniałem, zapobiega to szaleństwu.
Świadomość jest bezpiecznie schowana, co pozwala umysłowi na powrót do
poprzedniego stanu lub jak najbardziej zbliżonego. Nie ma określonego czasu w
ile ma to zajść. Jest to indywidualne. Kiedy umysł uzna, że jest, że tak
powiem, bezpiecznie, pozwala powrócić świadomości. – Zaczerpnął powietrza. –
Jest to jednak jednocześnie pułapka jak i ratunek. Umysł może zatrzymać
podświadomość na nieokreślony czas mimo zaniknięciu wszelkich oznak
wtargnięcia. Owocuje to śpiączką. Nie jest wiadome, kiedy pacjent się obudzi.
Może to być jutro, za miesiąc albo za dziesięć lat.
– Dziesięć lat!- Krzyknęła gwałtownie Pomfrey,
zakrywając dłonią usta. Dumbledore nie pokazał po sobie żadnych oznak
zaskoczenia czy przerażenia, wciąż utrzymując na swojej twarzy maskę spokoju. Cisza
po okrzyku pielęgniarki dłużyła się nieprzyjemnie, aż w końcu przerwał ją
Donowan Icko.
– Kolejną opcją jest zerwanie połączenia
pomiędzy umysłem a ciałem. Sądzimy, że skoro chłopiec się nie wybudził, jego
umysł mógł ulecieć do strefy Nurtu.
– Wędrówka
Dusz? – Pomfrey usiadła gwałtownie na krześle, a Dumbledore usłużnie
przyniósł pielęgniarce eliksir uspokajający z jej własnego gabinetu. Wypiła go
jednym haustem.
– Jakie są szanse, że tak się stało? – Zapytał
Albus, patrząc uważnie swymi błękitnymi tęczówkami na trójkę mężczyzn przed
nimi.
– Niestety, nie wiemy, Albusie – odezwał się w
końcu Donowan. – Nie mamy pewności, a nasze badania nie wykazują niczego. Raz
pokazują, że umysł jest w pełni sprawy, ale uśpiony, jakby czekał na jakiś
pstryczek, który go pobudzi. Z drugiej strony jednak nie potrafimy odnaleźć go,
by móc coś pomóc. To tak, jakbyśmy trafili do lasu pokrytego mgłą. Wiesz, że w
oddali są drzewa, ale nie wiesz gdzie dokładnie są.
– Rozumiem – skinął głową. – A trzecia opcja?
– Chłopak po prostu robi was w centaura –
rzucił ironicznie Finley.
– Co ty mówisz? – Warknęła Pomfrey. – Nie
widzisz, że jest nieprzytomny. Harry nie mógłby oszukać tych wszystkich zaklęć
i tak sobie leżeć.
– Nie powiedziałem, że udaje – odwarknął,
gromiąc ją wzrokiem, na co ta zacisnęła usta w wąską linię. – Po prostu chłopak
nie chce się obudzić.
– Jak może nie chcieć?
– Po prostu, durna kobieto, że po takim
przeżyciu nikt by nie chciał wracać – syknął. – Niechciana ingerencja wymierza
o wiele więcej szkód niż jakikolwiek atak fizyczny. Jest o wiele gorsza, bo
jest skoncentrowana prosto w twój umysł, który używa jak zabawki. Atakujący zna
wszystkie twoje słabości, lęki, radości i ma dostęp do szeregu twoich
wspomnień. Używa tego jak tylko chce. A nie oszukując się, zawsze za pomocą
naszych najskrytszych marzeń wymierzają nam ból.
– Finley – upomniał Donowan, łapiąc brata za
ramię. Jared niepewnie spojrzał na Icków, wiedząc, co może zaraz się stać.
– Nie uspokajaj mnie! – Uzdrowiciel wyrwał się
z uścisku. – Ta głupia baba nie rozumie, że chłopak najprawdopodobniej został
złamany i za żadne skarby nie chce powrócić. Nie dziwie mu się. Po takiej dawce
bólu. Przecież na nim użyto tak zaawansowanej leglimencji, do galopujących
hipogryfów!
Huk przy drzwiach sprawił, że wszyscy
natychmiast wyjęli różdżki, celując w pustą ścianę, przy której ustawiona była
szafka, z której spadła książka odwiedzających. Albus podejrzliwie podszedł
powoli, aż w końcu schował swoją broń, uśmiechając się szeroko.
– Leżała na krańcu stolika – powiedział wesoło
do swoich towarzyszy. – Pozwolicie, że z resztą rozmowy przeniesiecie się do
mojego gabinetu. Za niedługo zacznie się śniadanie i zajęcia, więc byłoby to
bardziej bezpieczne.
– Masz rację – przytaknął Donowan, ciągnąc za
rękę swojego opornego brata, który wciąż ciskał błyskawice w stronę pielęgniarki.
~
Lekcja szósto rocznych Gryfonów i
Ślizgonów przebywała w nadzwyczajnym spokoju. Profesor McGonagall prowadziła
lekcje, co chwila jednak posyłając dziwne spojrzenia w kierunku Malfoya, który
zazwyczaj wraz z kolegami sabotował pracę innych. Teraz jednak zapisywał coś na
pergaminie, po czym odłożył pióro i zgodnie ze słowami nauczycielki, rozpoczął
ćwiczenie zaklęcia.
Ron nachylił się nad Hermioną, by zadać
jej pytanie, jednak dziewczyna z pełnym skupieniem na twarzy wypowiedziała
formułkę, machając różdżką lekkie półkole, a szczur natychmiast przemienił się
w małą świnkę morską.
– Brawo, panno Granger – odezwała się McGonagll,
podchodząc do nich. – Proszę popatrzeć. – zwróciła się do reszty klasy, która
natychmiast zaprzestała ćwiczeń.
– Pannie Granger udało się już za pierwszy
razem. Trzeba się odpowiednio skupić, pomyśleć w co chcemy zmienić daną rzecz,
wypowiedzieć formułkę i machnąć różdżką. Brawo, dziesięć punktów dla
Gryffindoru.
– Dziękuję, pani profesor – powiedziała
Hermiona.
– A teraz wracajcie do ćwiczeń. Pamiętajcie,
koncentracja jest najważniejsza.
– Jak ty to zrobiłaś? – Spytał szeptem Ron, na
co dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Robię to, o czym mówiła profesor McGonagall.
– Przecież to takie łatwe – prychnął ironicznie
Weasley, samemu wypowiadając inkantację, a jego szczurowi nagle urosły grube,
długie łapy i puszysty ogon.
– Panie Weasley, więcej skupienia – pouczyła go
McGonagall, odchodząc w kierunku tyłu klasy. Ron burknął coś pod nosem,
parodiując swoją opiekunkę domu.
Dzwonek
rozbrzmiał w klasie, na co wszyscy natychmiast zaczęli się pakować.
– Na następne zajęcia macie mi napisać
wypracowanie na dwie stopy o tym, co dzisiaj przerabialiśmy – zakończyła
nauczyciela Transmutacji, a kilkoro uczniów jęknęło ze zgrozą. Hermiona
zanotowała w swoim kajecie, po czym wpakowała go do torby i wyszła z klasy,
kierując się na obiad do Wielkiej Sali. Ron usłużnie szedł za nią, marudząc
jeszcze na profesorów, którzy zbyt dużo zadają. Gryfonka, ignorując wywód
przyjaciela, weszła do jadalni, od razu kierując się w stronę stołu
Gryffindoru, gdzie zajęła miejsce obok Ginny.
– Jak tam? – Zapytała rudowłosa, nalewając sobie
do szklanki sok dyniowy.
– Masakra – jęknął jej starszy brat. – Ciągle
tylko musimy pisać te wypracowania. Dzisiaj znowu McGonagall zadała nam na dwie
stopy, byśmy opisali te pieprzone zaklęcie.
– Język, Ronald – syknęła Hermiona, nakładając
sobie ziemniaków na talerz. Chłopak skrzywił się na dźwięk swojego pełnego
imienia.
– Zostały nam jedynie dwa lata do OWuTeMów,
czego się spodziewałeś?
– No właśnie, one są dopiero za dwa lata, Herm.
– Jak się nie przyłożysz już teraz, to będziesz
miał braki i twoje wyniki na testach mogą pozostawiać wiele do życzenia –
stwierdziła Ginny, na co brat posłał jej zabójcze spojrzenie.
– Odezwała się ta, która całe dnie się uczy.
– Żebyś wiedział, Ronaldzie – dodała z mściwym
uśmieszkiem, a naprzeciw nich usiadł Neville, który miał na policzku kilka
szram.
– Co się stało? – Spytała natychmiast prefekt
Gryffindoru. Chłopak posłał jej blady uśmiech.
– Mały wypadek z Pauperem
– Czy ta roślina nie jest przypadkiem
zabroniona?
– Nie, Hermiono – Neville pokręcił głową. – Myli
ci się z Exhaustisem, to jest pewna odmiana Paupera.
– Acha – dziewczyna pokiwała głową, a
rodzeństwo spojrzało na siebie z niewiedzą. W końcu wzruszyli ramionami,
pałaszując obiad.
– Co teraz będziemy robić? – Spytał Ron, kiedy
skończył i odsunął od siebie talerz.
– Ja idę do biblioteki – odpowiedziała
Hermiona, wstając. – Gin, przyjdę do ciebie później.
– Spoko – mruknęła rudowłosa, dłubiąc w zębie wykałaczką. Panna Granger pożegnała się jeszcze z Nevillem, kierując się
do wyjścia. Minęła w drzwiach Malfoya, z którym obrzuciła się nieprzyjemnymi
epitetami i spokojnym krokiem szła w kierunku szkolnej biblioteki. Na miejscu
nie spotkała pani Pince, która zapewne jeszcze jest na obiedzie. Według
własnego uznania ruszyła w stronę regałów, aż w końcu, po piętnastu minutach,
natrafiła na uzdrowicielstwo. Ściągnęła kilka interesujących pozycji, po czym
rozłożyła się na stoliku. Położyła swoją torbę na krześle i wzięła pierwszą
księgę z brzegu. Leczenie umysłów
profesora Quiltana nie była zbyt przydatna, dlatego ze złością odłożyła ją na
miejsce. Sięgnęła po Sztuka Umysłu –
Sanaterzy Aileen Ramshald. Otworzyła ją na spisie, otwierając na
odpowiednich stronach.
Leczenie urazów psychicznych
Jak wiemy, uzdrowicielstwo zajmuje się wieloma dziedzinami zdrowia. Mamy
uzdrowicieli leczących
podstawowe urazy fizyczne za pomocą eliksirów, maści czy zaklęć – można ich porównać do mugolskich lekarzy
rodzinnych. Magomedycy są
wyspecjalizowani w urazach fizycznych, a ich pomoc polega wyłącznie na zaklęciach i urokach leczniczych.
Współpracują oni z Aurorami.
Leczeniem umysłu zajmują się Sanatemy ( łać.
Sanatore – uzdrowiciel, Mentem – umysł.). Są to wyspecjalizowane jednostki,
która są biegłe w sztuce umysłu – zarówno w Oklumencji i
Leglimencji. Ich pomoc potrzebna jest w razie przypadku nauki sztuk umysłu, długotrwałych torturach psychicznych i po
brutalnych ingerencjach mentalnych…
Hermiona
przewróciła kilka stron, próbując sobie przypomnieć, o czym rozmawiał dyrektor
w Skrzydle wraz z uzdrowicielami. Na samo wspomnienie swojego przypadkowego
podsłuchania, czerwień wkradała się jej na policzkach. Był to czysty przypadek,
że akurat rano wkradła się pod peleryną niewidką do królestwa pani Pomfrey, by
zobaczyć przyjaciela. Gdyby wiedziała, że przybędą wówczas tamci czarodzieje,
to by nigdy nie przyszła. Tak więc stała wówczas niczym słup soli przy ścianie,
modląc się, by ją nie odkryto. Kiedy jednak zaczęła się rozmowa, słyszała z
zapartym tchem, notując sobie wszystko w głowie. Była przerażona stanem Harry'ego
i wtedy przez przypadek zrzuciła księgę odwiedzin. Myślała, że dyrektor ją
zdemaskuje, ale jedynie mrugnął do niej i stwierdził, że czas przenieść się do
gabinetu. Hermiona jeszcze stała przez chwilę w miejscu, czerwona jak burak. W
końcu odetchnęła i niepostrzeżenie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Teraz, kiedy
znalazła czas, sprawdzała wszystko co usłyszała. Musiała wiedzieć. Potem powie
wszystko Ronowi.
Brutalna ingerencja jest strasznie
trudnym do uleczenia urazem. Ofiara zazwyczaj nie potrafi się bronić psychicznie, dlatego staje się łatwym celem dla wprawnego Leglimenty, a przypuszczane ataki
są o wiele silniejsze niż te, które moglibyśmy odczuwać fizycznie.
Zaatakowany umysł zawsze stara się bronić, choć jest to zazwyczaj bardziej
szkodliwe niż
pomocne. Ta defensywa ma jednak jedną zaletę – pułapki pourazowe.
Gryfonka
ponownie przewróciła kilka stron, szukając odpowiedniego hasła. Niestety nie
odnalazła tego, co ją najbardziej ciekawiło. O ile w podsłuchanej rozmowie
uzdrowiciel wyjaśnił niektóre fakty, tak o Wędrówce
Dusz żaden z nich nie wspomniał. Najwidoczniej wszyscy musieli znać to
pojęcie. Przekartkowała jeszcze następne trzy tomy, w których jednak nic nie
znalazła. Odłożyła książki i ze zmrużonymi oczami stała przy regale, palcem
jeżdżąc po grzbiecie. Sięgnęła po Sztuka
umysłu – medytacja autora, którego nazwiska nie potrafiła rozczytać. Było
ono zapisane zbyt dziwnymi literami, by mogła je rozpoznać. Zaczęła wertować
książkę.
Kolejną formą
medytacji jest Wędrówka
Dusz, która
jednak jest zabroniona przez Ministerstwo Magii. Za jej praktykowanie można trafić do
Azkabanu nawet na dziesięć lat.
Nie
było już kolejnych wzmianek o tym, dlatego prychnęła rozjuszona. Po godzinnych
poszukiwaniach nie udało się jej nic znaleźć, dlatego skierowała się do
wyjścia. Stwierdziła, że przyjdzie tutaj w nocy z peleryną niewidką Harrego i
pójdzie do Działu Ksiąg Zakazanych, gdzie powinna znaleźć to, czego szuka. Przy
okazji mogłaby poszukać książek na temat zabezpieczeń, której poszukiwała już
od dłuższego czasu.
– Byłaś tutaj przez cały czas, panno Granger? –
Pani Pince wychyliła się za swojego biurka, patrząc na nią ze zdziwieniem. –
Nie zauważyłam jak wchodzisz.
– Przyszłam prosto po obiedzie i pani jeszcze
nie było, pani Pince – odpowiedziała.
– Znalazłaś to czego szukasz? – Zapytała
uprzejmie bibliotekarka. Była to starsza kobieta o siwych, krótki włosach i
okularach na nosie. Na świat patrzyła brązowymi, świdrującymi oczami. Zazwyczaj
nie lubiła uczniów, którzy wchodzą do jej sanktuarium i tylko hałasują. Miała
jednak kilkoro studentów, których darzyła sympatią za ich szacunek do ksiąg
oraz wiedzy, a Hermiona była jedną z nich.
– Nie – Hermiona zawahała się. – Chciałabym
dowiedzieć się co to jest Wędrówka Dusz.
– Skąd o tym wiesz? – Syknęła pani Pince,
rozglądając się na boki. – Wiedza o tym jest zakazana, dziecko. Po co ci to
jest potrzebne?
– Po prostu muszę to wiedzieć – odpowiedziała,
patrząc jej z determinacją w oczach. Kobieta zmarszczyła brwi, wyglądając jakby
właśnie nad czymś intensywnie myślała.
– Chodź – westchnęła. Hermiona, zdziwiona,
podążyła w głąb regałów za bibliotekarką. Przystanęły w końcu pośród sterty
ksiąg.
– Wiesz już, że Wędrówka Dusz to zakazana sztuka medytacji – zaczęła pani Pince.
– Tak – Gryfonka skinęła głową. – Nie rozumiem tylko
dlaczego. Z tego co mi wiadomo, medytacja ma na celu zebranie myśli, relaks i
jest wstępem do nauki sztuk umysłu.
– Prawda. Wędrówka
jednak jest czymś więcej. Nie polega ona na oczyszczeniu umysłu, a na czymś o
wiele większym.
– Co ma pani na myśli? – Hermiona wpatrzyła się
w kobietę, która nerwowo ściskała rękaw swojej szaty.
– Jeśli komuś o tym wspomnisz, że ci
powiedziałam…
– Obiecuję, że nie powiem – przerwała
natychmiast, a pani Pince posłała jej nieufne spojrzenie.
– Wędrówka
Dusz to medytacja polegająca na oderwaniu się umysłu od ciała. W sferze
umysłowej istnieje takie miejsce jak Nurt
jest to miejsce przepływu wszystkich myśli każdego człowieka i stworzenia.
Jednocześnie znajdują się też tam demony, z którymi jesteśmy w stanie nawiązać
kontrakt.
– Demony?
– Nie przerywaj mi dziecko. Tak, demony.
Wielkie umysłu o takiej sile, że czujesz się jakbyś ty była zwykłym puszkiem
pigmejskim. Można z nimi zawierać kontrakty, jednak zapłatą jest dusza.
– To dlatego jest to zabronione? – Spytała.
– Nie tylko, ale jest to jeden z powodów.
Drugim jest coś o wiele bardziej niebezpiecznego. Kiedy umysł odrywa się od
ciała i daje ponieść nurtowi, istnieje cienka linia, która umożliwia bezpieczny
powrót umysły do swojego miejsca. Często jednak Nurt wciąga, zrywając tę nić. Taki umysł nie ma już możliwości
powrotu.
– O boże – sapnęła dziewczyna, przykrywając
ręką usta z przerażenia. Jeśli Harry…
Nie… to… Pomyślała z rosnącym strachem.
– Zdarza się jednak – kontynuowała dalej pani
Pince. – Że silne umysły nie pozwalają się wciągnąć i wracają. Ale Nurt to niebezpieczna strefa, pełna
umysłowej potęgi. Ta osoba, która poznała tę strefę, wraca odmieniona, pełna
niebezpiecznej wiedzy. A nie oszukujmy się, panno Granger, ten kto ma władzę,
nigdy dobrze jej nie wykorzystuje.
~
Madame
Pomfrey ubrała swoją pielęgniarską szatę i przed wyjściem na śniadanie
postanowiła zajrzeć jak się czuje pan Potter. Skierowała się do jedynego
zajętego łóżka, zasłoniętego kotarami. Odsłoniła je i krzyknęła.
Harry Potter zniknął.
___
Kolejny rozdział za nami. Haha, jak się cieszę. Kolejny już grzeje miejsce na dysku^^ Mam nadzieję, że moje wypociny się podobają i ogólnie czekam wciąż na konstruktywną krytykę.
Jak na razie udaje mi się pogodzić naukę z pisaniem, ale dalej ostrzegam, że to szybko może się zmienić. Im bliżej matury będzie, tym trudniej zapewne będzie mi pisać, ze względu na brak czasu. Na razie jednak nie wybiegam w przyszłość.
Poszukiwania bety są aktualne i zainteresowanych proszę o napisanie do mnie maila.
Edit. Poprawiłam, co miałam, dzięki Joasce.
Edit. Poprawiłam, co miałam, dzięki Joasce.
"prawym oku założonego monokla" - a nie powinno być założony monokl, bo jakoś tak to danie mi zgrzyta? Oczywiści możesz mieć z tym rację tylko tak się upewniam. A i jeszcze jedno zdanie moje ulubione: "wykałaczką dłubiąc w zębie" dłubiąc w zębie wykałaczką. Ale genialne, takie... poetyckie XD Znowu mam ochotę ciebie zamordować! Jak mogłaś przerwać w takim momencnie, Harry zniknął, wyparował. Puff!! I nie ma Harry` ego. Sorry, tak tylko piszę ;) A co do bety to są takie strony gdzie można taką betę znaleźć, akurat nie mam linku, ale jeśli chcesz to go poszukam. Według mnie nie robisz błędów, że zadławić się można tylko te zapisy dialogów. Te wielkie litery, ale nie zwracam na to uwagi, tylko na twoje życzenie wypisuje błędy. Więc to twoja wina jakby co ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Lubię błędy ;D Wiem, co mam poprawić. Jak piszę i sprawdzam, to wiesz, to dla mnie wszystko ma sens xD Dlatego proszę o wytykanie, bo wiem, że niektóre zdania mogą właśnie zgrzytać.
OdpowiedzUsuńDłubanie w zębie wykałaczką uważasz za poetyczne? ;DD Jestem ciekawa w takim razie jak piszesz wiersze ;)
Są? Oo. Bardzo proszę o ten link. Gdybyś tylko miała czas i była taka dobra.
Haha, lubię kończyć w takich momentach. Wszyscy tak robią, nie będę gorsza. To daje możliwość dopowiedzenia sobie samemu, co się do cholery dzieje z Harrym xD.
Lau~
Ps. Bez kitu nie lubię tego "pozdrawiam", to takie drętwe xD.
Więc tutaj http://katalog-ocenialni.blogspot.com/p/beta-cuddly.html
Usuńposzukam jeszcze, bo nadala nie to o co mi chodzi.
Pa! Zgadzam się to pozdrawiam jest dość drętwe, ale ja już tak pisze z przyzwyczajenia :)
Najmocniej sorry, że ci się na tyle komentarzy się rozpisuje, ale znalazłam tą stronę http://betowanie.blogspot.com/2012/08/bezsprzeczna.html może ci pomogłam. Jeżeli nie to poszukam czegoś jeszcze.
UsuńHm... Kłaniam się :)
Dziękuję *przytula*
UsuńNapisałam, może się uda Hihi^^
O kurczę, robi się coraz bardziej interesująco! Nie mogę się doczekać, aż przeczytam następny rozdział. Korci mnie, żeby od razu nacisnąć "nowszy post", ale spróbuję zatrzymać się na moment i spłodzić jakiś komentarz.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, jaką role w twoim opowiadaniu będzie miał Draco. W kanonie był jedną z głównych postaci, tutaj natomiast jest gdzieś z boku. Intryguje mnie rozmowa, którą podsłuchał w pociągu Harry. Liczę na jakąś przyjaźń między tą dwójką, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że do tego nie dojdzie :(
Podoba mi się, że nie korzystam jedynie z pomysłów Rowling, ale również dodajesz wiele rzeczy od siebie. Chodzi mi tutaj o "Nurt" czy "Starszyznę" :)
Biegnę po kolejny rozdział!
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe to gdzie zniknął Harry, jego umysł oddzielił się od ciała...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe gdzie zniknął Harry, jego umysł oddzielił się od ciała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawi mnie gdzie zniknął Harry, jego umysł oddzielił się od ciała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza