czwartek, 11 października 2012

Rozdział drugi

Zbetowała Setsu, za co jej serdecznie dziękuję!


      Trwało kolejne zebranie Zakonu Feniksa w Kwaterze, kiedy Hedwiga zastukała do pokoju Rona. Rudowłosy natychmiast podniósł się z łóżka, otworzył okno i odwiązał od sowy list. Pogłaskał ją, zaproponował krakersa ze stołu, którego przyjęła z zadowoleniem, po czym wyleciała. Chłopak usiadł spokojnie na swoim łóżku, otwierając kopertę.


Cześć Ron.
Piszę do ciebie, by tylko uspokoić Zakon, żeby nie roznosili fałszywych pogłosek do Proroka. Nawet nie wiesz, jakie to było dla mnie dziwne, czytając o własnej śmierci na pierwszej stronie. I czy musieli dać te cholerne zdjęcie z Turnieju? Nieważne.
Zadzwoniłem już do Hermiony i ją też zawiadomiłem, że jestem bezpieczny. Niestety nie mogę zdradzić Ci mojego miejsca pobytu. Ktoś kiedyś mi powiedziałże im mniej osób wie, tym będę bezpieczniejszy. Mam nadziejęże rozumiesz, Ron.
Jakbyś mógł, to przekaż to reszcie.
Pozdrów wszystkich. Zobaczymy się pierwszego na peronie.
HP

            Ron uśmiechnął się i bez pośpiechu zszedł do kuchni, gdzie krzątała się jego mama. Przy stole siedzieli czarodzieje, choć w większości nie znani Ronowi. Od kiedy przybyli na Grimmauld Place, przewijało się tu dużo ludzi i rudowłosy nie był jakoś specjalnie zainteresowany ich poznaniem. Wolał pograć z Ginny w szachy czy uciekać przed matką, by go tylko nie zagoniła do roboty.
 Mamo, Harry napisał – powiedział na wstępie, a ponad dziesięciu czarodziei natychmiast wbiło w niego wzrok. Moody, jako jedyny podszedł do niego, wyrywając mu list z dłoni i uważnie go przestudiował. Jego oko kręciło się dookoła, próbując wykryć jakikolwiek podstęp.
 Niczego nie wyczuwam, prawdziwy – oznajmił Szalonooki, na co podszedł do niego natychmiast Remus, zaglądając mu przez ramię.
 Najważniejsze, że jest bezpieczny – odetchnął Lupin i spokojnie opadł na krzesło. Ron po raz pierwszy od kiedy znalazł się w Kwaterze, zobaczył zrelaksowaną i spokojną twarz swojego byłego profesora. Od kiedy tylko Dung poinformował o zaginięciu Harry’ego, wilkołak średnio nad sobą panował. W większości można go było zobaczyć w mniej lub więcej przemienionej formie.
 Trzeba będzie go poszukać – oznajmił Kingsley, po czym odwrócił się do najmłodszego, męskiego potomka państwa Weasleyów. – Napisz do Harry’ego i postaraj się wyciągnąć od niego, gdzie jest.
 Odmawiam – powiedział natychmiast, a słysząc sapnięcie swojej matki za plecami, dodał. – Harry poinformował nas, że jest bezpieczny. Ja mu wierzę.
 Ronaldzie Weasley.
 Mamo – przerwał natychmiast rodzicielce, krzywiąc się na dźwięk tonu, który zapowiadał rychłą burzę. – Myślisz, że Harry zdradzi mi, gdzie teraz jest? Znam go bardzo dobrze. Jeśli nie napisał od razu, nic z niego nie wyciągnę.
     I nie czekając na nic więcej, wyszedł z kuchni, kierując się z powrotem do swojego pokoju. W drzwiach minął swoją siostrę, która jednak nie próbowała go zatrzymać. Wystarczyła jej tylko informacja, że z ich przyjacielem nic nie jest.


~***~

            Dzwonek do drzwi, powtórzony trzy razy, oderwał go w końcu od pracy. Wstał z miejsca, podchodząc do drzwi z lekko bijącym sercem. Różdżka zaciśnięta była w jego dłoni, tak na wszelki wypadek.
 Co cię do mnie sprowadza, Miona? – Zapytał zaskoczony.
 Na drugim roku robiłam wieloskokowy – powiedziała spokojnie, choć Harry nie wymagał żadnego hasła. – Do moich rodziców przyjechała ciocia Berta, nie lubię jej.
 Herbaty? – Zaproponował, na co skinęła głową. Podszedł do aneksu kuchennego i nalał wodę do czajnika, kładąc go na kuchence. Wyjął kubek i wziął jedną saszetkę British Breakfast.
            Harry pamiętał, jak po raz pierwszy zadzwonił do Hermiony przy pomocy budki telefonicznej. Już wcześniej przyjaciółka dała mu swój numer i powiedziała, że w razie jakichkolwiek problemów z jego wujostwem, ma natychmiast do niej zadzwonić. Odebrała Hermiona i zażądała spotkania, by mieć stuprocentową pewność, że nic mu nie jest. Gdy tylko go spotkała, nie oszczędziła mu kazania, jaki to on jest nieodpowiedzialny, uciekając od krewnych i chowając się w mugolskim Londynie bez wiedzy kogokolwiek. Po wysłuchaniu kilku gorzkich słów, sam omal się na nią nie wydarł i rozpoczęła się dyskusja. Harry musiał opowiedzieć jej o wyrzuceniu z domu, listu Syriusza czy o teczkach, które mu chrzestny zostawił. Hermiona nie pozwoliła mu na przeoczenie nawet najdrobniejszego szczegółu i zmuszony był opowiedzieć o wynalazku bliźniaków. Na samym początku panna Granger była oburzona, że miał przy sobie coś aż tak nielegalnego. Po chwili jednak uznała geniusz Freda i George’a, że mogli zrobić coś takiego. Oczywiście nie pozwoliła mu nawet zachować swojego miejsca zamieszkania dla siebie. Kazała mu się zaprowadzić do swojego nowego lokum, by mogła stwierdzić, czy na pewno jest tam bezpiecznie.
 Harry, czajnik! – usłyszał krzyk Hermiony, na co natychmiast wyrwał się z rozmyślań. Pisk metalowego imbryka był głośny i nieprzyjemny, na co od razu się skrzywił, zdejmując go z ognia. Zalał herbatę wrzątkiem. Podał przyjaciółce kubek i z przerażeniem odkrył, że Gryfonka przegląda papiery, które zostawił na stoliku.
 Hermiono, zostaw to – niemal jęknął, wyrywając jej dokumenty z rąk. Były to jego własne spostrzeżenia na temat Voldemorta i pomysły, by aktywować Gwardię Dumbledore’a. Wszystko spisał na kartce, by mieć jasny umysł. Chciał kontynuować pomysł Zakonników z wypisywaniem wszystkiego na pergaminach.
 Nie powiem, nie wiedziałam, że Voldemort jest półkrwi – rzuciła Hermiona, sypiąc dwie łyżeczki cukru do herbaty. Przemieszała ją łyżeczką, którą odłożyła na talerzyk.
 Jest hipokrytą – zgodził się Harry. – Czytałaś wszystko?
 Nie zdążyłam – odpowiedziała niezadowolona. – Choć podoba mi się pomysł, by wznowić GD.
 Wiem, że zawaliłem, ale teraz postaram się o wiele bardziej – zaczął tłumaczyć się Harry. – Mam zamiar zmienić podstawowe założenia. Chcę, by Gwardia była czymś więcej niż kółkiem wyrównawczym.
 Harry – przerwała mu ostro. Spojrzał na nią zaskoczony, rzadko kiedy podnosiła na niego ton głosu. Zazwyczaj tylko wtedy, gdy prawiła mu kazania.
 Rozumiem cię, Harry. Naprawdę. I uważam, że to świetny pomysł.
 Oh – zarumienił się Potter. Spodziewał się raczej krzyków, że nie ma co się zabierać ponownie za ten pomysł, skoro doprowadził do śmierci Syriusza.
 Co masz na myśli, że chcesz, by Gwardia była czymś większym?
 Yhym… – zająknął się. Nie wiedział, czy przyjaciółka zrozumie jego pomysł. – Wiem, że istnieje Zakon Feniksa, jednak uważam, że to za mało. Ma niewiele członków w porównaniu do Śmierciożerców. Chcę, by Gwardia stała się właśnie opozycją do Voldemorta – Hermiona nawet nie drgnęła na dźwięk imienia największego czarnoksiężnika. – Wiem, że to niebezpieczne, ale już nie jesteśmy dziećmi. Siedzimy w tym po uszy i chcę walczyć.
 Prawda, to niebezpieczne – przyznała spokojnie. Gdy marszczyła lekko nos i nawijała na palec kosmyk swoich włosów, Harry wiedział, że kalkulowała wszystko w myślach. Wszystkie za i przeciw. Czasami było to dla Gryfona przerażające mieć tak potężną i inteligentną czarownicę za przyjaciółkę.
 To dobry pomysł – zaczęła po chwili ciszy panna Granger. – Aurorzy z Ministerstwa zazwyczaj przybywają na miejsce ataku za późno lub wcale, a Zakon ma zbyt mało członków, by móc pokonać Śmierciożerców w jakieś potyczce. Zgadzam się, że już od dawna siedzimy w tym bagnie i nie ma co się oszukiwać, że jesteśmy dziećmi i mamy siedzieć grzecznie w swoim pokoju. Dzięki twoim zajęciom, byłam  w stanie pokonać Śmierciożercę.
 Przepraszam – mruknął natychmiast Harry na myśl o czerwcowych wydarzeniach, gdzie większość jego przyjaciół mogła zginąć. Hermiona natychmiast zgromiła go wzrokiem znad swojego kubka z parującą herbatą.
 Tylko, że tym razem Harry będziesz musiał nas wyszkolić na czarodziejów, którzy muszą mieć świadomość, że w każdej chwili mogą zginąć – zmrużyła oczy, skanując go. Gryfon wzdrygnął się. Hermiona nigdy wcześniej tak się nie zachowywała. – Musisz wziąć pełną odpowiedzialność za całą Gwardię i nawet gdyby stało się coś jednemu z jej członków, musisz dalej przeć do przodu. Rozumiesz to, Harry?
 Przerażasz mnie, Hermiono – sapnął. – Wiem, że w czerwcu omal was wszystkich nie zabiłem, jednak…
 Harry – przerwała mu z naganą, powracając do swojego normalnego zachowania. – Tu wcale nie o to mi chodzi. Po prostu kiedy wróciliśmy z Ministerstwa, nie byłeś w stanie nic więcej zrobić niż tylko przepraszać!
Gryfon wpatrywał się zaskoczony wybuchem przyjaciółki. Nie bardzo wiedział, o co mogło jej chodzić. Nie był tak inteligentny jak ona, by móc wszystko samemu wydedukować. Co prawda był naprawdę dobry z Obrony i Quidditcha, jednak w innych dziedzinach wykazywał naprawdę kiepski poziom.
 Przepraszam – westchnęła. – Po prostu Harry, zrozum, że gdy już stworzysz na nowo Gwardię, nie będziesz mógł jej zostawić i od tak rozwiązać, kiedy coś pójdzie nie tak, i odpukać, ktoś zginie. Musisz zrozumieć, że bierzesz teraz pełną odpowiedzialność i będziesz musiał zachowywać się nieraz okrutnie, jednak to będzie przynosić efekty. Rozumiesz, Harry?
     Wpatrywał się w nią z lekko otwartymi ustami. Nigdy nie przyszło mu na myśl to, czego wymagała od niego Hermiona. Po głębszym jednak zastanowieniu, miała rację. Miał zamiar stworzyć Gwardię jako opozycję do Śmierciożerców i nie oszukując się, w trakcie walk ktoś mógł zginąć. Harry mógł jedynie zakładać, że po takim czymś członkowie będą chcieli odejść, jak i zapewne on sam. Hermiona jednak naciskała na niego. Miała przeklętą rację. Będzie musiał brać na swoje barki całą odpowiedzialność i pod żadnym pozorem nie będzie mógł rozwiązać Gwardii nawet wtedy, kiedy kogoś straci. Wtedy byłoby to nieme zwycięstwo Voldemorta i śmierć którejś z osób poszłaby wtedy na marne. Tak jak z Syriuszem, pomyślał. Do czasu listu rozpaczał po śmierci chrzestnego. Dopiero ostatnie słowa Łapy podniosły go na duchu i zmotywowały do dalszego działania. Podejrzewał, że gdyby nie one, dalej by się załamywał i poświęcenie jego ostatniego członka rodziny (nie uznawał Dursleyów) najzwyczajniej by się zmarnowało.
 Jesteś na to gotowy, Harry? – Szept Hermiony wyrwał go ponownie ze świata myśli. Spojrzał uważnie w oczy przyjaciółki i biorąc głęboki oddech, zgodził się. Coś zaiskrzyło w powietrzu i Harry poczuł, jak niewidzialna obręcz oplata się wokół jego serca.
 Cholera – warknęła Hermiona. – Nie miała to być żadna pieprzona przysięga.
 Hermiono? – Zapytał niepewnie Gryfon.
 Przepraszam, Harry. Nie chciałam na ciebie aż tak naciskać i przez moją głupotę właśnie złożyliśmy sobie przysięgę. Mam tylko nadzieję, że to nie jest przysięga wieczysta i da się ją jakoś odkręcić.
 Nie, Hermiono – pokręcił głową, siadając obok niej i zgarniając ją w swoje ramiona. Gryfonka wdzięcznie wtuliła się w przyjaciela. – Miałaś rację. Dzięki tej przysiędze nie zapomnę o tym.
 Boję się, Harry – powiedziała cicho Hermiona po dłuższej chwili. – Boję się, że to wszystko na nic. Że nigdy nie pokonamy Voldemorta i Śmierciożerców. Że dobro nie wygra. Boję się, że moi rodzice mogą zginąć w każdej chwili. Boję się, że mogą zabić mnie czy kogokolwiek z moich przyjaciół.
– Ja też się tego boję – pocieszył ją, ręką głaszcząc jej plecy. – Ale nauczyłem się Hermiono wykorzystywać ten strach do robienia naprawdę dobrych rzeczy. Gdyby nie on, nie bylibyśmy ludźmi. I mogę obiecać ci jedno, dopóki żyję, powstrzymam tego bydlaka.



~***~

            Remus wpatrywał się w sufit, leżąc w byłym łóżku Syriusza. Gdy tylko przybył na Grimmauld Place, od razu zajął pokój najlepszego przyjaciela i dopiero nocą, gdy był otoczony jego zapachem, pozwolił sobie na płacz. Codziennie chodząc po rodowej posiadłości Blacków, przypominał sobie Syriusza. Wspomnienia zalewały go z każdej strony i tylko wieść o zaginięciu Harry’ego wyrwała go z tego stanu. Na szczęście parę dni później syn Rogacza odezwał się. Remus odetchnął z niewyobrażalną ulgą. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby jego ostatni sens w życiu zniknął. Wówczas Remus mógłby najzwyczajniej w świecie ruszyć w pojedynkę na Voldemorta. Nie miałby nic do stracenia. Wilkołak doskonale pamiętał czas, kiedy zginął James z Lily, a Syriusz został wtrącony do Azkabanu. Chodził wtedy niczym mumia, miał częste omdlenia z powodu złego stanu zdrowia i nawet jego wilkołak ucichł jak nigdy. Lupin musiał przyznać, że nawet jego wilk uwielbiał jego przyjaciół. Był to tak smutny okres w jego życiu. Dopiero gdy na swojej drodze napotkał Harry’ego, barwy powoli powróciły do jego życia. Harry był istną mieszanką swoich rodziców, choć miał kilka cech, które nie wiadomo skąd się wzięły. Na początku, kiedy spotkał go po raz pierwszy, był święcie przekonany, że to James wrócił do niego z zaświatów w swojej trzynastoletniej wersji. Dopiero zielone oczy przywróciły go na ziemię. Pomimo wyglądu Harry nie przypominał Jamesa strasznie mocno. Już więcej chłopcowi było do Lily. Harry był otwartym na świat chłopcem, który był strasznie ciekawski i miał tendencję do wpadania w kłopoty, co była chyba rodową cechą wszystkich Potterów. Remus poznał w swoim życiu kilku kuzynów i kuzynek Jamesa by stwierdzić, że ta rodzina była naprawdę chyba wzięta z księżyca. Wszyscy byli pogodnymi, pełnymi sprzecznych zachowań dowcipnisiami, którzy zazwyczaj znajdowali się w złym miejscu o złym czasie.
            Harry, pomimo oczywistego podobieństwa do swojego ojca, nie był pyszałkowaty i nie zachowywał się, jakby był pępkiem świata. Choć Remus kochał Rogacza jak brata, to jednak nie mógł zignorować kilku oczywistych wad Jamesa, który często zachowywał się jak rozpieszczony paniczyk, co się zmieniło na szczęście z wiekiem. Po Lily Harry odziedziczył chęć niesienia pomocy innym i niezwykłą nieśmiałość. Chłopiec oprócz tego miał zadziwiającą zdolność do znajdowania w każdym dobra, choćby miał to być sam Voldemort. Remus pamiętał, jak w Ministerstwie, kiedy Harry’ego opętał Czarny Pan, Gryfon ani razu nie wykrzyczał swojemu wrogowi, że go nienawidzi i że z chęcią go zabije. Zamiast tego powiedział słowa, które chyba zadziwiły wszystkich. Do tej pory Remus je pamiętał : „Żal mi ciebie, Voldemort. Żal, bo nie znasz tak wspaniałego uczucia”. Wilkołak wątpił, czy zdobyłby się na współczucie mordercy swoich rodziców.
 Harry, ty małe Rogasiątko – kącik ust wygiął się w lekkim uśmiechu. Pamiętał, jak Syriusz nazwał tak Harry’ego, kiedy chłopiec miał zaledwie dwa miesiące. Byli wtedy wszyscy w Dolinie Godryka, świętując urodziny Syriusza. Miały się one najpierw odbyć w mieszkaniu Blacka, jednak zgodnie wszyscy stwierdzili, że dom Łapy był o wiele za mały i nieprzystosowany do Harry’ego. Było wtedy tak radośnie i wesoło. Niemal czuł ciepło i słyszał śmiech  tamtego dnia.
 Kwatera! – Krzyknął nagle Remus, podnosząc się gwałtownie z łóżka. Syriusz kiedyś mu wspominał, że mieszkanie i wszystkie jego dobra są spisane na Harry’ego. Remus miał podobnie. Wątpił, by kiedyś założył rodzinę. Jego testament obejmował tylko Harry’ego.
 Narobiłeś niezłego bałaganu – mruknął Remus, patrząc na zdjęcie, które kiedyś zrobili. Był on, Syriusz i James z Lily, która trzymała w swoich ramionach Harry’ego. Łapa właśnie mrugnął do niego, rozlewając po wszystkich szampana. Był wtedy sylwester. 
Remus wyszedł ze swojego pokoju i spokojnie ruszył do drzwi.
 Wychodzisz gdzieś? – W progu kuchni stanęła pani Weasley z chochlą w dłoni, patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
 Idę do swojego mieszkania – odpowiedział. W pierwszej chwili chciał nawet poinformować zakonników, że domyślił się miejsca pobytu Harry’ego, ale po głębszym zastanowieniu stwierdził, że lepiej najpierw pójść i porozmawiać z ich małym uciekinierem. Syriusz miał konkretny pomysł, by nikogo nie poinformować, że dał chrześniakowi dom w mugolskiej dzielnicy. Poza tym, Remus musiał stwierdzić, że mieszkanie Łapy było dobrze zabezpieczone. Sam z przyjaciółmi zakładał zabezpieczenia. Może nie były one niezniszczalne, jednak na tyle dobre, by uchronić swojego domownika. Jak zauważył kiedyś James : „Ten dom jest bezpieczny, dopóki nikt niepowołany o nim nie wie”.
 Kolacja będzie na dziewiętnastą – poinformowała Molly. – I uważaj na siebie, Remusie.
 Obiecuję – przytaknął, posyłając jej delikatny uśmiech. Darzył żonę Artura wielką sympatią. W czasie pierwszej wojny może i nie przyłączyła się bezpośrednio do Zakonu, ale pomagała opatrywać rannych i raz włączyła się do pogodni za Antoniem Dołohowem, który zabił jej braci. Remus do tej pory pamiętał, jak rozwścieczona i zrozpaczona kobieta wykosiła grupę Śmierciożerców w pojedynkę i tylko przybycie Aurorów, którzy przełamali pole antyteleportacyjne, pozwoliło Dołohowi uciec. To raz na zawsze rozwiało w jego umyśle obraz Molly jako pogodnej i strachliwej czarownicy. Podziwiał ją jednocześnie też za wychowanie siódemki wspaniałych dzieci pomimo trwającej wojny.
     Wyszedł z budynku na ponurą ulicę. Mimo trwających wakacji nie było jakoś specjalnie ciepło czy przyjemnie. Wszyscy chodzili raczej w bluzach i słoneczne dni należały do rzadkości. Remus schował ręce do kieszeni, ruszając w stronę najbliższego zaułka. Widział wiszące chmury na niebie, które stanowczo mówiły, że w najbliższym czasie będzie ulewa. Remus średnio lubił Londyn. Zazwyczaj w stolicy Wielkiej Brytanii padało, a słońce było najczęściej zimą. On sam mieszkał w niewielkiej wsi Whitehill na północy kraju, gdzie było ciepło, a deszcz zjawiał się jedynie jesienią.
     Stanął niemal pod ścianą ślepej uliczki, skupiając się na ulicy, przy której mieściło się mieszkanko przyjaciela. Już po chwili poczuł, jak coś przeciska go przez słomkę i znalazł się w ciemnej piwnicy. Do Remusa powróciły wspomnienia. Na ulicy Alladryce nie było żadnej uliczki tylko szereg budynków, a ulicę dalej znajdował się park. Długo myśleli nad idealnym miejscem teleportacji, aż Łapa wpadł na genialny sposób, by teleportowali się do piwnicy. Na początku Remus był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale James przystał na to chętnie. Lunatyk sądził, że Rogacza po prostu śmieszyły miny mugoli, kiedy wychodzili z dokładnie zamkniętych podziemi.
 Lumos – koniec różdżki rozświetlił dobrze znane mu miejsce. Wdrapał się po schodach i pociągnął za klamkę. Jak mógł się spodziewać, drzwi były zamknięte.
 Alohomora – zamek ustąpił, a on wyszedł na klatkę, wprost na lekko przysadzistą kobiecinę.
 Dzień dobry – przywitał się, natychmiast chowając różdżkę do rękawa. Kobieta spojrzała na niego z zaskoczeniem i nic nie mówiąc, wyszła z pomieszczenia. Remus, nie przejmując się mugolką, ruszył spokojnie schodami do góry. Zaśmiał się na widok karykatury, którą jakieś dzieciaki namalowały na drzwiach z numerem 9. Zanim zapukał, powąchał otoczenie. Jego wyczulony zmysł od razu wyłapał mocny zapach Harry’ego, który najwidoczniej musiał tu mieszkać od początku swojej ucieczki. Ze zdziwieniem rozpoznał też Hermionę, choć jej woń była delikatniejsza, co świadczyło o tym, że dziewczyna odwiedza przyjaciela, a nie z nim mieszka. Remus poczu, jak wilkołak poruszył się pod jego skórą wyraźnie podniecony. Lupin wciąż był zdziwiony, jak jego wilk się zachowuje. Już dawno temu zauważył, że jego zmora życia potraktowała jego przyjaciół za członków stada i podejrzewał, że nawet gdyby przyszli do niego w ludzkiej postaci w czasie pełni, wątpił, by mógłby ich skrzywdzić, chociaż nigdy oczywiście się tym z nimi nie podzielił. Zbyt dobrze znał Jamesa i Syriusza. Te dwa głąby faktycznie przyszłyby do niego bez zmiany w swoje formy.
     Remus zapukał do drzwi, a jego słuch od razu zarejestrował cichy hałas. Zapach Harry’ego drastycznie się zmienił. Był w stanie wyczuć jego strach i podejrzliwość. Usłyszał, jak wziął do ręki różdżkę, ściskając ją mocno. Drzwi się lekko uchyliły, a w nich ukazała się połowa twarzy Harry’ego.
 Remus?
 Dzięki Merlinowi – odetchnął Remus i niewiele myśląc, przytulił mocno chłopaka. Poczuł, jak Harry niepewnie oddaje jego uścisk.
 Spokojnie Harry, to ja. – Odpowiedział, po czym dodał. – Na trzecim roku nauczyłem cię Patronusa, więc możesz przestać kłuć mnie tą różdżką.
 Przepraszam – zarumienił się lekko syn Rogacza, przepuszczając go w drzwiach. – Sądziłem, że nie czujesz.
 Jestem wilkołakiem, Harry. Mam wyczulone wszystkie zmysły. Dlatego w większości czarodzieje boją się nas, bo wiedzą, że w walce mają bardzo małe szanse z przeszkolonym wilkołakiem.
 Wszystkie zmysły? – Zapytał zaskoczony. – Chcesz herbaty?
 Kawę, jeśli możesz – poprosił, rozglądając się po pomieszczeniu. Stanowczo inaczej pamiętał mieszkanie Łapy.
 Trochę przemeblowałem – odpowiedział na jego nieme pytanie Harry. Wilkołak przytaknął. Kuchnia wciąż miała meble z jasnego drewna i w niej Remus zauważył najmniej zmian. Przybyło jedynie więcej garnków. W środku salonu znajdowała się duża sofa koloru beżowego i kilka foteli. Pomiędzy nimi był szklany stolik, a na panelach leżał puchaty dywan. Jedną ścianę zajmował regał na książki, prawie niezapełniony. Natomiast na ścianie pomiędzy drzwiami do sypialni wisiało powiększone zdjęcie rodziców Harry’ego wraz z nim, Syriuszem i wypaloną postacią. Remus podejrzewał, że był to Peter. Jego wilkołak zawarczał wewnątrz niego na dźwięk zdrajcy. Nie ulegało wątpliwości, że kiedy Lupin dorwie Pettigrewa, jego wilkołak rozszarpie małego szczura.
 To zdjęcie było w sypialni Syriusza – usłyszał Harry’ego, który stawiał kubek z gorącym napojem na stole. – Powiększyłem je i kupiłem ramę.
 Zrobiliśmy je na koniec siódmej klasy – zaczął Remus, rejestrując, że chłopiec staje koło niego. – James już był wtedy z Lily. Oświadczył się jej na balu absolwentów – uśmiechnął się na wspomnienie zdenerwowanego Rogacza. – Nawet nie wyobrażasz sobie Harry jaki twój ojciec był spanikowany. Musieliśmy siłą z Syriuszem wyciągać go z dormitorium, by poszedł.
 Mama przyjęła oświadczyny?
 Tak, choć była czerwona jak pomidor. Gdzieś w bibliotece hogwarckiej powinny być zdjęcia. Kronikę wtedy robiła Dorcas Meadows, przyjaciółka twojej mamy i ujęła wszystko. Spytaj panią Pince, powinna wiedzieć, gdzie leży.
 Dziękuję, Remusie – obydwoje usiedli na kanapie.
 Jak mnie znalazłeś?
 Przypadkiem. Trochę wspominałem i zobaczyłem zdjęcie z sylwestra z osiemdziesiątego, kiedy już byłeś na świecie. Przypomniałem sobie wtedy o tym miejscu – odpowiedział, po czym dodał. – Syriusz uwielbiał fotografie. Nigdy nie rozstawał się ze zdjęciami. Pamiętam, że miał pewną kolekcję. Z tobą, ze mną i Jamesem, z Regulusem i Andromedą. Jak mawiał, przypominały mu one dla kogo walczy.
 Zakon już pewnie wie, że tu jestem.
 Nie – odparł spokojnie Lupin. – Uważam, że to cholernie niebezpieczne, byś mieszkał sam i to jeszcze bez możliwości czarowania, jednak to miejsce jest dosyć bezpieczne. A poza tym, jesteś Potterem Harry. Trzymanie cię w klatce to jak próba oswojenia wilkołaka. Zupełnie niemożliwe.
 Dziękuję, Remusie – chłopiec uśmiechnął się do niego wesoło. – Nie musisz się bać, nie jestem całkowicie bezbronny. Mam sposób by obejść Namiar. – A widząc wysoko uniesione brwi Remusa, dodał. – Niestety to nie tylko moja tajemnica, więc nie mogę ci powiedzieć.
 Rozumiem – przytaknął. – Co prawda nie zawiadomiłem Zakonników, ale licz się z tym Harry, że raz na tydzień będę tu przychodził by sprawdzić, czy z tobą wszystko w porządku.
 Nie ma sprawy, Remusie – uśmiechnął się. – Od kiedy Hermiona wyjechała z rodzicami, nie mam z kim porozmawiać.
– Jak dowiedziała się Hermiona? – spytał ciekawie. Może i panna Granger była inteligentna, ale sama nie mogłaby się domyśleć o tym miejscu. Nie znała go wcześniej.
 Kiedy do niej zadzwoniłem - coś jak sowa, ale szybsze - to zażądała spotkania i no cóż, nie miałem zbytnio wyboru.
 Więc nie muszę prawić ci kazania.
 Nawet nie mów – mruknął. – Zazwyczaj wydziera się tak na Rona i teraz mu naprawdę z tym współczuje.
     Remus zachichotał. Choć czuł, jak jego wilk przemieszcza się pod jego skórą, to tym razem nie chciał przejąć władzy nad ciałem. Odnalezienie syna Rogacza było dla niego wystarczające, jak na razie. Po raz pierwszy od dawna Lupin odprężył się, ciesząc towarzystwem Gryfona.



~***~

Drogi Harry,
Francja jest naprawdę przepiękna. Byliśmy już z rodzicami na wieży Eiffla i zrobiłam mnóstwo zdjęć. Pokażę Ci je, jak spotkamy się na dworcu. W planach mamy jeszcze wiele ciekawych miejsc do zwiedzenia. Pogoda jest wspaniała, a ludzie naprawdę mili. Chyba lubią tutaj turystów.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Cieszę się, że Remus wszystkiego się dowiedział. Mamy przynajmniej jednego kompetentnego dorosłego po swojej stronie. Zastanawiam się również, czy przypadkiem nie lepiej go poinformować o wszystkim, ale ten wybór należy do Ciebie. Sądzę jednak, że Lunatyk może być naprawdę pomocny.
Chcesz może jakąś pamiątkę? Ludzie w hotelu polecili nam naprawdę wspaniały sklep. Napisałam już do Rona i mówi, że wszystko u nich w porządku. Radzi Ci też, nie pisać do nich, bo wszyscy mają na oku twoją sowę.
Muszę już kończyć. Odżywiaj się dobrze i uważaj na siebie.
Hermiona.

     Hedwiga zabrała ze stołu krakersa, lecąc na swoją żerdź w pokoju. Harry kątem oka zauważył przez otwarte drzwi, jak sowa po zjedzeniu smakołyku pogrzebała coś w swoim skrzydle i zasnęła. Gryfon się jej nie dziwił. Lot do Paryża i z powrotem musiał być bardzo męczący.
     To była cała Hermiona, która potrafiła w swoim liście napisać mu tak wiele informacji, a jednocześnie wyglądało, jakby nic ważnego w nim nie było. Odłożył list, a jednocześnie drugi, który już napisał, wywalił do śmietnika. Skoro Zakonnicy polowali na jego sowę, by móc wykorzystać ją do znalezienia jego mieszkania, wysłanie wiadomości do Rona odpadało. Miał nadzieję, że przyjaciel nie będzie jakoś specjalnie zły, że miał cały czas kontakt z Hermioną, a do niego nie mógł się odezwać. Z drugiej jednak strony Harry obawiał się, że przy pierwszym spotkaniu rudowłosy przyjaciel wygarnie mu, jakim jest idiotą, że omal ich wszystkich nie posłał na śmierć. Westchnął. Miał ochotę się napić.
            Przed swoim wyjściem wziął prysznic. Ubrał się w czarne spodnie i bluzę. Na to zarzucił płaszcz ze skóry smoka z głębokim kapturem. Różdżka była przypięta do jego dłoni za pomocą zarękawia, które kupił na Śmiertelnym Nokturnie. Gdy tylko o niej pomyślał, natychmiast wskakiwała do jego dłoni. Już kilka razy był na niebezpiecznej ulicy, by zakupić niekoniecznie legalne księgi czy po prostu się napić. Wyznawał zasadę, że pod latarnią najciemniej.
     Zamknął drzwi mocnym colloportus i wyszedł z klatki. Od razu skierował się do parku, gdzie stopił się niemal z ciemnością nocy. Było już po dwudziestej drugiej, a ze względu na aktywność dementorów robiło się ciemno dosyć szybko jak na lato. Gdy tylko przeszedł kolejne trzy przecznice pozwolił sobie na zawołanie Błędnego Rycerza i bez zbędnych słów zapłacił Stanowi, podając karteczkę z miejscem docelowym. Wolał się nie odzywać. Nie chciał ryzykować, że zostanie odkryty. Gdy tylko podjechali pod Dziurawy Kocioł, wysiadł bez słowa. Przeszedł przez pub, odprowadzany nieufnymi spojrzeniami. Ignorując je, ruszył wprost na Nokturn. Trzymając różdżkę w pogotowiu, szedł do dobrze znanego sobie lokalu. Śmieciotula była pubem z nieciekawą opinią. Znajdowała się w zaciemnionym zaułku i tylko poinformowani wiedzieli, że tam jest wejście do baru. On sam dowiedział się o niej przypadkiem, kiedy był w sklepie Borgina & Burksa, gdzie właściciel za trochę złota powiedział mu, że z barmanem będzie w stanie załatwić wszystko. Tak więc Harry, gdy tylko czegoś potrzebował, przychodził do lokalu, gdzie zapoznał się już z Maleństwem, które tak naprawdę było rosłym mężczyzną z opaską na prawym oku, spod której wystawała blizna. Miał ponad dwa metry i łysą czaszkę. Stał za ladą, robiąc jednocześnie za barmana i bramkarza. W pubie pracowała też jego siostra Pippy, która była istnym zaprzeczeniem brata. Była niska, o złotych lokach i szczerym uśmiechu. Była naprawdę ładna i zazwyczaj spici klienci zalecali się do niej, na co natychmiast reagował jej brat. Raz Harry sam ją uratował, kiedy Maleństwo był zajęty uspokajaniem dwóch spitych czarodziei, którzy rzucali w siebie czarno magicznymi zaklęciami. Jedno z przekleństwa, a dokładniej crucio, poszybowało w kierunku Pippy. Harry automatycznie popchnął dziewczynę, przyjmując na siebie niewybaczalne. Przyklęknął na kolano, przygryzając wargi. Nawet nie pisnął, a kiedy zdjęto z niego urok poczuł się właśnie, jakby przyjęto go do Nokturnijskiej społeczności. Od tej pory miał dozgonną wdzięczność Maleństwa i został ochrzczony mianem Kociaka. Na samym początku barman chciał sam mu oddać ksywkę, śmiejąc się z jego drobnej postury, jednak gdy zauważył jak bawi się z lokalnym postrachem mysz, Panem Kotem, zmienił zdanie.
     Harry odskoczył w bok, kiedy drzwi otworzyły się szeroko, a z nich wyleciał kompletnie spity mężczyzna wprost na śmieci. W drzwiach stanął Maleństwo.
 Siemasz, kociak – podał mu dłoń, którą uścisnął.
 A to kto? – Zapytał wchodząc za nim do lokalu. Pub był w środku o wiele większym niż mogłoby się to wydawać. Lada była zrobiona z ciemnego drewna i za nią, na półkach, poustawiane były przeróżne alkohole. Zarówno magiczne jak i mugolskie. W głównej izbie stały stoliki z krzesłami dla mniej zamożnych czarodziei. W drugim pomieszczeniu były już boksy, które można było od wewnątrz wyciszyć i zapewniały one minimum prywatności.
 To nasz lokalny pijaczyna – odpowiedział, przeskakując nad ladą. – To co zwykle?
 Taa – mruknął, siadając na krześle przy barze. Pan Kot od razu skoczył mu na kolanach, pojawiając się znikąd. Harry usłużnie podrapał go za ucho, na co ten mruknął z zadowoleniem.
 Nie wiem, jak ty to robisz – burknął barman. – Ja mam po tym przeklętym zwierzaku tylko blizny.
 Bo nie umiesz się z nim obsługiwać – rzuciła Pippy. – Czwórka chce Piwo Kremowe i Whiskey. Cześć, kociaku.
 Cześć, Pippy – uśmiechnął się do dziewczyny, ściągając kaptur. Jego włosy były przebarwione na blond, co oczywiście było pomysłem Hermiony. Zaproponowała mu raz, żeby zmienił trochę wygląd za pomocą mugolskich sposobów, by tak łatwo go nie rozpoznali. Zgodził się i tak za pomocą fryzjera i soczewek stał się niebieskookim blondynem.
 Pomóc ci jakoś, czy tak przeszedłeś w odwiedziny? – Zapytał Maleństwo, podając siostrze butelkę piwa i szklankę z alkoholem. Dziewczyna ruszyła w kierunku stolika numer cztery. Harry widział, jak jej brat obserwuje kątem oka klientów.
 Przyjemne z pożytecznym – oznajmił wesoło, pociągając łyk ze szklanki. Uwielbiał elfickie ziółka. Choć były wyjątkowo mocne i paliły w gardło, to były też cholernie dobre.
 Czego dusza pragnie?
 Czujek i myślodsiewni – wyszeptał, nachylając się w jego stronę. Maleństwo otworzył szerzej oczy.
– Aż tak bardzo chcesz gnić w Azkabanie?
 Podobno mają tam wyjątkowo wygodne prycze – odparł ironicznie. Wiedział, że jego prośba była niebezpieczna. Czujki magiczne były zabronione od czasów wojny z Grindelwaldem, kiedy to czarnoksiężnik za ich pomocą wyłapywał wszelkie magiczne sygnały i z łatwością mógł określić  pozycję Aurorów, by wysłać tam swoje sługi. Z myślodsiewnią była inna sprawa. Nie była całkowicie nielegalna, ale na jej posiadanie potrzebna była licencja. Był to potężny oraz niebezpieczny artefakt, który już wielu namieszał w głowie.
 Zapłacę każdą cenę – oznajmił. Widział, jak Maleństwo kalkuluje sobie wszystko w głowie. Pomimo długu, który u Harry’ego posiadał, nie był na tyle głupi, by od razu się zgodzić. Pan Kot wskoczył na blat, ocierając się o dłoń Pottera, domagając się przyjemności. Był to wyjątkowo czarny kot z białą łatą na końcówce ogona. Miał lśniącą sierść i wyglądał na całkiem zadbanego. Niewątpliwie była to zasługa Pippy, bo jakoś Gryfon wątpił, by Maleństwo chciał zająć się taką małą bestyjką. Jak zauważył Harry, Pan Kot pozwalał głaskać się tylko jemu i samej właścicielce baru. Na innych prychał i syczał, czasami używając pazurów.
 Znam kogoś, kto może załatwić czujki, ale z myślodsiewnią może być problem.
 Spokojnie, mogę poczekać – odpowiedział. – Oczywiście zapłacę za wszystkich pośredników.
 Nie spodziewałem się niczego innego.
            Było już grubo po północy, kiedy Harry wyszedł z Śmierciotuli. Obiecał przyjść jeszcze w przyszłym tygodniu ze względu na urodziny Pippy. Gdy tylko go zaprosiła, on sam uświadomił sobie, że jego własne minęły już dawno. Co prawda dostał listy z życzeniami i kilka prezentów, jednak nie było to dla niego jakoś specjalnie ważne. Był czternasty sierpnia, a on po prostu miał zbyt wiele na głowie, by zakrzątać sobie umysł tak mało istotnymi sprawami.
     Spokojnym krokiem, z różdżką w pogotowiu, szedł w stronę Pokątnej. W takich chwilach Harry żałował, że nie znał teleportacji.
 Za ten zegarek dostaniemy kilka galeonów – usłyszał czyjś przyciszony głos. Natychmiast odwrócił się w jego kierunku, widząc zgraję dzieciaków, która właśnie okradała leżącego czarodzieja.
 W tej chwili go zostawcie – zagrzmiał, na co cała czwórka podskoczyła wystraszona. Byli brudni i ubrani w podarte ciuchy. Patrzyli z przerażeniem na jego postać z wyciągniętą różdżką.
 Oddaj mu ten zegarek, mały – rozkazał, na co chłopiec odłożył natychmiast znalezisko. Harry zaczął grzebać w swojej sakwie i nakazał wyciągnąć im dłonie. Każdemu z nich rzucił trochę galeonów.
 A teraz zmykajcie – nie musiał im dwa razy powtarzać. Natychmiast uciekli w sobie znanym kierunku. Harry westchnął, patrząc na ich oddalające sylwetki. Były to dzieci Nokturnu, które niechciane zostały porzucone i musiały jakoś same sobie radzić. W większości były to dzieci  w wieku jeszcze przed Hogwartem, choć paru było starszych. Jak Harry się dowiedział, nie dostawały one listów z Hogwartu, tylko stawały się w młodym wieku najemnikami. Walczyły dla tego, który zapłacił więcej.
     Cichy jęk wyrwał go z ponurych rozmyślań. Spojrzał na czarodzieja, którego wcześniej Maleństwo wyrzucił ze swojego pubu. Podniósł srebrny zegarek, chcąc mu go włożyć do kieszeni, jednak zmarszczył brwi. Był on srebrny z wygrawerowanym w środku tarczy psem. Widać było, że został zrobiony z precyzją przez jakiegoś mistrza. Odwrócił go i mruknął Lumos. Małymi literami wygrawerowane było „Regulusowi, na urodziny, Syriusz”. Spojrzał na zaskoczonego czarodzieja, który już miał otwarte oczy. Wpatrywał się w niego z nieufnością w stalowo-szarych oczach. Harry doskonale znał ten odcień.
 Jak się nazywasz? – Warknął natychmiast, przyciskając mu różdżkę do gardła. – Skąd to masz? Czarodziej milczał, przyglądając mu się.
 Skąd do cholery masz ten zegarek? – Szarpnął nim. – Natychmiast odpowiadaj!
 Co cię to obchodzi? – Wychrypiał czarodziej głosem, mówiącym dosadnie, że ma do czynienia ze zdegenerowanym pijakiem. Harry kilka razy słyszał ten ton głosu u ofiar Voldemorta w wizjach. Mówił on, że oni już dawno się poddali i jest im już wszystko jedno. Nienawidził tego. Takiego tonu używali tylko ci, których udało się złamać.
 Czy ty jesteś Regulus Black? – Zapytał, co chyba przyniosło efekt. Czarodziej otworzył szerzej oczy i wyszarpał się z uścisku, wstając.
 Skąd wiesz jak mam na imię? – Warknął nieufnie.
 Znałem twojego brata – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Opowiedział mi o tobie i z tego co pamiętam, to ta historia kończyła się twoim zgonem.
– Syriusz nie o wszystkim wiedział – burknął mężczyzna.
– Podejrzewam – zgodził się Harry. – Ale do cholery, mogłeś mu dać znak, że żyjesz!
Gryfon zmiął przekleństwo w ustach. Krzyczenie na środku Śmiertelnego Nokturnu nie należało do najlepszych pomysłów. Zaraz pewnie zlecą się sępy.
 Jutro, o dwudziestej w Śmierciotuli.




__
Dziękuję za komentarze.
Kolejna część za nami. Yatta! Mam nadzieję, że się spodoba.
Od razu uprzedzam, że kolejny rozdział pojawi się dopiero w okolicach 19 października. Czemu? W czwartek mam egzamin państwowy na prawo jazdy (robię w majty!) i rosną mi ósemki >.<
Poszukuję bety. Osoby, które są zainteresowane, to proszę o zostawienie komentarza, a ja wtedy podam swoje GG, ponieważ ogólnie go nie używam.
Sayonara.

Edit. 01.12.13: wprowadzenie kilku poprawek

7 komentarzy:

  1. Że nikt jeszcze tego nie skomentował? No nieźle, na twoje opowiadanie trafiłam niedawno, ale połknęłam te dwa rozdziały i czekam na więcej. Szczerze to myślałam, że to będzie kolejne opowiadanie o Harrym Mary-Sue i Złym Dropsie. Ale jest trylion razy lepsze ;) Serio, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Plus dla Ciebie, że nie zrobiłaś z Dumbledore` a złego dyrektora, tylko poluzowałaś jego stosunku z Harrym, no i jeszcze Potter sam mieszka i chodzi na Nokturn. No po prostu cud, miód i orzeszki.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha uśmiałam się jak przeczytałam, że Harry ma pseudo "Kociak", mój kolega też ma takie ^.^
    Fajne opowiadanie ; D
    Lecę czytać dalej ;)
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugi dzień, drugi rozdział ; )
    Wydaje mi się, że Ron trochę za spokojnie zareagował na list Harrego. Przecież to jego najlepszy przyjaciel! Voldemort na wolności, Potter znika...ja bym się zdenerwowała. Dodajmy do tego wybuchowy charakter R. i... nie pasuje mi to do niego po prostu :) Podobała mi się natomiast lojalność Rona. Pierwszą sceną sprawiłaś, że jakoś łatwiej jest mi lubić tego bohatera.
    Nienawidzę Hermiony i, przysięgam, to nie moja wina, bo próbowałam ją polubić. Nie potrafię znieść jej przemądrzałego tonu, dlatego mam nadzieję, iż wybaczysz mi, że prawie się modlę, by Granger nie miała w twojej opowieści. W każdym razie rozmowa przebiegała dobrze do momentu, kiedy Hermiona zaczęła mówić o okrucieństwie. Lauviah, really? Masz dobre pomysły na bohaterów, ale nie możesz im nadawać nowych cech charakteru, bo tak. Do tej kwestii powinnaś się bardziej przyłożyć.
    Dobra, omówiliśmy Rona, omówiliśmy Hermione, to teraz Harry. Chcesz, by był silną postacią, ale miejscami wydaje się po prostu... głupi. Jasne, geniuszem nie jest, ale do pewnych wniosków nie trudno dojść samemu.
    Remus domyślił się, gdzie jest Harry dopiero po jego liście? Ktoś tu się starzeje ; )
    Zmiana, czytam dalej i już wszystko rozumiem ; )
    Co do samego Regulusa, to sama nie wiem. Lubię go, a raczej jego obraz, który powstał w mojej głowie po przeczytaniu kilku naprawdę dobrych miniaturek. Kiedy czytam o nim, jako o pospolitym pijaczku, to jest mi smutno. Nie potrafię znaleźć powodu, dlaczego znalazł się w takiej sytuacji. Nie, wróć. Nie potrafię zdecydować, czemu zdecydować z dziedzictwa Blacków. Mam nadzieję, że rozwiążesz to w jakiś dobry sposób :)
    Ponownie chaotycznie i ponownie proszę o wybaczenie. Inaczej pisać nie umiem.
    Lubię twoje opowiadanie i na pewno będę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To Ty tak wszędzie będziesz?!
    Trafiłam do raju i nie chcę jeszcze wstawać
    (- daj mi jeszcze chwile pospać Mamo!).
    <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    no dobra, Remus sobie przypomniał o tym mieszkaniu, i tam właśnie znalazł Harrego, jak widać jego wilk akceptował i chronił przyjaciół, tak samo zachowuje się w stosunku do Harrego. Och Regulus żyje i się całkowicie stoczył...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    pięknie Regulus jednak żyje i się całkowicie stoczył... Remus w końcu przypomniał sobie o tym mieszkaniu i właśnie tam znalazł Harrego, jak widać jego wilk chronił przyjaciół, i tak samo traktuje Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    och Regulus jednak żyje z czeg się cieszę i się całkowicie stoczył niestety... Remus w końcu przypomniał sobie o tym mieszkaniu i właśnie tam znalazł Harrego, jak widać jego wilk chronił przyjaciół, i tak samo chroni Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego